sobota 27 lutego 2016

Atletico przed meczem z Realem notowało złą passę, owszem, nie traciło goli, ale problem polegał na tym, że nie potrafiło ich też strzelać, ale dzisiaj strzeliło jednego, który wystarczył, by Santiago Bernabeu zalało się płaczem. To dalszy ciąg madryckiej degrengolady, totalna rozsypka, wątpliwe zatem, by porządek w białej części stolicy Hiszpanii zaprowadził Zinedine Zidane, luźny facet, legenda Królewskich, ale jednak człowiek bez charyzmy, wyniosły Rafa Benitez doprowadzał do szału gwiazdy Realu, Zizou im daje natomiast zbyt dużą swobodę. Na boisku nie walczą wściekle, jak powinni ku chwale wielkiego klubu, którego barw mają bronić.

To patetyczne słowa? Być może, ale gdy słyszę pełne buty i arogancji słowa Cristiano Ronaldo o tym, że gdyby wszyscy piłkarze Realu Madryt grali na jego poziomie, drużyna zajmowałaby fotel lidera PD, zachodzę w głowie, jak ogromne istnieją podziały w szatni Królewskich i jak niezdrowa atmosfera tam panuje. Ronaldo w meczu z Atletico zaprzepaścił świetną okazję na gola, gdy stanął oko w oko z bramkarzem Los Colchoneros, zamiast ubolewać nad swoją nieudolnością, on jeszcze mędrkuje. Czy ktoś wyobraża sobie, by Leo Messi wypowiedział się równie ostentacyjnie i bezczelnie? Nie, bo genialny Argentyńczyk, wielokrotny laureat Złotej Piłki i po prostu gracz wszech czasów przemawia na boisku.

Źródłem problemów Realu Madryt jest jednak przede wszystkim Florentino Perez, to on bezrefleksyjnie kupuje za grube miliony gwiazdy, które często zawodzą w barwach Królewskich. James Rodriguez po pierwszym obiecującym sezonie w drugim zupełnie rozczarowuje, jest zdekoncentrowany na boisku, jego myśli krążą gdzie indziej, notuje mnóstwo strat, w dzisiejszym spotkaniu po 30 minutach miał takich 6 na sumieniu. Raz na jakiś czas zabłyśnie, gdy huknie z dystansu, zdobywając cudownego gola, ale to wszystko. Isco, choć nie należy do sprinterów, nieustannie holuje piłkę, robi kółeczka, jednak mimo że przez jakiś czas byłem entuzjastą tego piłkarza, coraz bardziej tracę do niego zaufanie, pokładanie w nim nadziei przestało mieć jakiekolwiek przesłanki. Toni Kroos to mój ''ulubieniec'', apatyczny, ospały, zagrywający piłkę zawsze do najbliżej ustawionego kolegi na placu gry, a później dziennikarze podkreślają, że Niemiec ma świetną skuteczność podań. O Ronaldo już nie będę się wypowiadał, połowa goli strzelonych z karnych, pogrążanie outsiderów europejskiej i przeciętniaków hiszpańskiej piłki to jego ulubione zajęcie, natomiast przeciwko drużynom wysokiej klasy Ronaldo się zwyczajnie kompromituje.

Real nie ma własnej tożsamości, przestał być klubem wyrazistym, stał się miejscem dla rozkapryszonych gwiazd i gwiazdeczek, na czele z najbardziej nabzdyczonym Cristiano. Ostatnią ikoną madridismo był Raul Gonzalez, portugalski narcyz jest idolem dla nie znających dobrego futbolu dzieciaków wychowanych na mediach społecznościowych, gdzie ten, kto ma najwięcej zdjęć i wpisów, jest najwyżej ceniony.

Perez miał Di Marię, pozbył się go. Argentyńczyk był gwiazdą pamiętnego finału LM, w którym Real sięgnął po Puchar Europy. Di Maria podobno przestał być marketingową bombą, więc Perez liczący skrupulatnie kasę zaczął umizgiwać się do Jamesa Rodrigueza, Kolumbijczyka brylującego na mundialu. Był to chwyt marketingowy, koszulki się sprzedawały świetnie. I to znakomicie pokazuje metodę pracy Pereza na stanowisku sternika tak potężnego klubu, jakim jest Real Madryt. Sukcesów nie da się kupić.

Ronaldo po boisku spaceruje, nie stara się wcale. OK, Messi też nie przemierza olbrzymiej liczby kilometrów w czasie meczu, ale różnica polega na tym, że on jak w środę przeciwko Arsenalowi dwa razy ruszy i przesądzi o losach rywalizacji de facto.

Teraz słyszymy spekulacje o transferze Roberta Lewandowskiego do Realu, już wyraziłem swoje zdanie na ten temat, może przypomnę, że uważam, iż Lewandowski może wybierać się do Madrytu tylko w przypadku, gdy Ronaldo opuści Santiago Bernabeu, w przeciwnym razie transfer Polaka byłby totalną klapą, musiałby bowiem wówczas dogrywać piłki Portugalczykowi, jak to czyni dziś Karim Benzema.

Słówko o Atletico. Diego Simeone ustawił szczelną obronę, Atletico broniło się cała drużyną, zaliczyło nieliczne wypady pod bramkę Królewskich, wbiło gola i tyle. Real tymczasem grał w poprzek, piłkarze Zidane'a robili przerzuty z jednej strony na drugą, a najbardziej wymownym komentarzem, kwitującym ich wyczyny niech będzie konstatacja, że najlepszy w szeregach Los Blancos był obrońca Danilo. Za czasów Mourinho Real wprawdzie nie wytrzymał konfrontacji z tiki-taką, będącą wówczas naprawdę bliską perfekcji, jednak zabójcze kontrataki stanowiły o sile ofensywnej Królewskich, dziś Real nie wyróżnia się niczym, a gwiazdy są niesforne.

Ostatnio z ciężkim sercem pisałem o utraconym charakterze Atletico, na szczęście się myliłem, w meczu z Barceloną piłkarze Simeone nie panowali nad tym, co działo się na boisku. Bezsensowna czerwona kartka, zdezorientowana formacja defensywna, pozwalająca na zadziwiająco prostą stratę gola. Nie mogłem się wtedy nadziwić, że Barca za sprawą Suareza zdobyła bramkę nie po barcelońsku, wręcz w stylu angielskim. Dziś jednak Atletico było już wyrachowane, agresywne, pełne furii i pasji. Potencjał piłkarski tej drużyny jest ograniczony, jednak niesamowitym chartem ducha nadrabiają ci ambitni ludzie swoje braki. Popatrzmy na dokonania Atletico i porównajmy je z tym, co udaje się czy raczej nie udaje Arsenalowi. Arsene Wenger prowadzi podobną politykę transferową, jednak ofensywny, płynny, ładny, finezyjny futbol nie daje mu efektów. Szkoda Arsenalu, dobrze, że chociaż Atletico świetnie się wiedzie. Choć koncepcja futbolowa Diego Simeone jest krańcowa odmienna i kładzie nacisk na zaangażowanie i determinację swoich piłkarzy, na walkę, trudno nie lubić Atletico. Gracze Realu się lenią, zbijają kokosy, toteż miesza im się w głowie trochę.




piątek 26 lutego 2016

Dzisiejsza debata telewizyjna z premier Beatą Szydło była podsumowaniem 100 dni jej rządu. Dziś widać, że Szydło skupia się na celach związanych ze zwykłymi ludźmi, program 500+ to sztandarowa reforma, prorodzinna, socjalna inicjatywa, która ma poprawić stan demografii w Polsce i podnieść poziom życia wielu Polaków, którymi poprzednio rządzący się nie zajmowali. Mówi o przejrzystych podatkach, dlatego ma dobry wizerunek. Jarosław Kaczyński, który jest liderem obozu zwycięskiego w wyborach 2015, jako zaciekły przeciwnik układu pookrągłostołowego, zwolennik dekomunizacji i wróg upadłych elit bierze się za sprawy dotyczące ustroju państwa i fundamentalnych reform, który wewnątrz niego mają się dokonać. Myślę, że jest to zdrowy układ, który gwarantuje efektywne rządy.

Rząd PiS oceniam na 4+, oczywiście nagonka prowadzona przez przegranych nie mogących się pogodzić z porażką nie pomagała w sprawowaniu władzy, ale i tak dają radę, jak mówi premier Szydło. Antoni Macierewicz, krwawy Antoni, jak nieraz słyszymy z ust ironistów, miał być uosobieniem pisowskiego ciemnogrodu, obsesji, fobii, nienawiści do nowoczesnych, postępowych, dumnych Europejczyków mieniących się Polakami, a tymczasem widzimy, że dba o wzmocnienie wschodniej flanki NATO, zabezpieczenia pozycji naszego kraju w razie, gdyby Putin wpadł na pomysł ekspansji polskiego terytorium. Współpraca z Amerykanami to na pewno świetny pomysł, wiemy że armia amerykańska jest bardzo silna i może konkurować z nią tylko oczywiście Putin, a także Kim Dżong Un ze swoją bombą wodorową. Jest jednak druga strona medalu. Ta współpraca z Amerykanami, ich pomoc będzie wiązała się z wysyłaniem polskich żołnierzy do Syrii, nie jest to dobre rozwiązanie, po co mieszać się w sprawy, które mogą zaszkodzić i wywołać ataki islamskich fundamentalistów w Polsce, przecież wiemy, że nad podziw debilnie liberalna Platforma wybudowała w Warszawie meczet, więc muzułmańskich radykałów trochę w naszym kraju jest. Ale nie wiadomo jak to do końca z tymi wylotami do Syrii jest, bo prezydent Duda np. zaprzecza. No właśnie, ta niejasność, brak dobrej komunikacji to główne zastrzeżenie do rządu, także nieprzemyślane wypowiedzi Waszczykowskiego, który jako dyplomata powinien być nad wyraz kurtuazyjny trzeba skrytykować.

Premier Szydło pokazywała teczki z ustawami, okazuje się, że wszystkie te projekty już są realizowane, a sztandarowy 500+ już w zasadzie został ukończony. Minister sprawiedliwości Z. Ziobro zostanie prokuratorem generalnym, co poszerzy jego kompetencje i będzie mógł ścigać różnych krętaczy. Oczywiście niektórzy oburzają się, że taka funkcja piastowana przez członka rządu może być przyczynkiem do gry politycznej, jednak nie przekonuje mnie taka argumentacja, przecież prokurator generalny zawsze był stawiany pod presją rządzących. Sejm mógł nie przyjąć jego sprawozdania i go odwołać w zasadzie bez powodu. Teraz będzie mógł pracować ten prokurator bez tego ciśnienia.

Rozhisteryzowana opozycja, nie licząc konstruktywnego ruchu Pawła Kukiza,  zarzucała nie raz premier i rządowi, że wstydzą się reform przepychanych przez PiS. Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński daje autonomię Beacie Szydło, wspiera w różnych wystąpieniach rząd w realizowaniu polityki prorodzinnej czy nakładaniu podatku na hipermarkety oraz banki. Kaczyński zajmuje się TK, on ma wizję państwa, reformy przeprowadzane przez Szydło nie są rewolucyjne, oczywiście np. 500+ to pomysł zupełnie nowy jak na polskie standardy, skądinąd też pokazujący stosunek PO do zwykłych Polaków, arogancja i buta establishmentu wmawiającego nam bajki o kraju świetnie się rozwijającym, była czarną propagandą. Więc praca rządu nie jest tak wybuchowa, jest bardziej pragmatyczna, Kaczyński tymczasem chce wywrócić wszystko do góry nogami, ale to normalne, zawsze był orędownikiem IV RP, państwa wolnego od układów i machlojek. PiS odkłamuje historię, pokazuje co się działo w Magdalence, jak Michnik między innymi bratał się przy pijaństwie z ludźmi niegodziwymi, aż w końcu sam po czasie okazał się niegodziwcem ich pokroju. Mówi się wiele w dyskursie publicznym o brutalnym zamachu na praworządność, kaczystowskiej dyktaturze, totalitaryzmie, nie będę ciągnął znowu tego tematu, ale najbardziej bawi mnie, gdy opozycjoniści wrogo nastawieni do partii rządzącej, jak Krzywonos np. powołują się na postkomunistyczną konstytucję pisaną przez Kwaśniewkiego, którego mistrzem był przecież generał Jaruzelski. Znamienny jest też stosunek michnikowszczyzny do Wałęsy, kiedyś Wałęsa był przez środowisko GW krytykowany i obśmiewany, dziś staje się bohaterem, tylko dlatego że wychodzą na jaw brudy, łgarstwa transformacji ustrojowej, ta wolna Polska została zbudowana na ''dialogu'', więc nie było mowy nawet o wymianie elit, już bardziej akceptowalnej, to był proces mieszania się elit, wskutek którego nawet ci najżarliwsi pochlebcy mówiący, że Wałęsa obalił komunizm muszą zastrzec, iż komunistów nie obalił. Z nimi się bratał.

Polityka zagraniczna Polski budzi mój entuzjazm. Jest to wyjście z głównego nurtu, nie uleganie serwilistyczne Niemcom, tylko tworzenie grupy Wyszechradzkiej, a mówi się też o koncepcji nowego Międzymorza, czyli krajów Europy środkowo-wschodniej, oczywiście są to kraje małe, ale jednak pamiętajmy, że do tego dochodzi współpraca z WB. Polska wynegocjowała, że Brytyjczycy zostaną w UE, ale zasiłki dla Polaków nie zostaną obcięte naszym rodakom. Polska niby tak europosceptyczna zadziałała w interesie UE, bo przecież w interesie tej rzekomej wspólnoty europejskiej, bo w istocie niemieckiej hegemonii i wszechwładztwa, jest członkostwo WB. Premier Szydło mówi, że wola obywateli jest najważniejsza, a Polska nie jest przygotowana na przyjmowanie uchodźców. Zgadza się, jesteśmy suwerennym krajem i nikt nam nie może dyktować niczego. Swoją drogą eurokraci mówili, że w Polsce jest zagrożona demokracja, tymczasem w samej UE jej stan budzi spore wątpliwości, wszak czy to nie arbitralna wola Niemców zadecydowała o sprowadzaniu do Europy uchodźców?


poniedziałek 15 lutego 2016

Celta Vigo organizowała się w obronie świetnie, był to szczelny blok przez który ofensywny tercet Barcelony nie mógł się przedrzeć. Nic nie wskazywało na to, że będzie to kolejny magiczny wieczór na Camp Nou, ostatnio taką maestrię gracze z Katalonii zademonstrowali chyba w konfrontacji z Romą w LM, z tym, że we wczorajszym meczu ostre strzelanie zaczęło się około 60. minuty, to był koszmar Celty, ale drużyna z Galicji była po prostu bezradna. Cóż, Barcelona wynosi futbol do rangi sztuki, funduje swoim fanom spektakl najwyższych lotów, a ta wirtuozeria piłkarzy Luisa Enrique jest naprawdę niesamowita, niepowtarzalna, czasami ociera się o abstrakcję wręcz.

Zaczęło się bez fajerwerków, na spokojnie. Leo Messi utwierdził nas w przekonaniu, że od niedawna specjalizuje się także w wykonywaniu rzutów wolnych. Nie są to petardy, tylko wymierzone strzały w ten punkt, który sobie Argentyńczyk wyznaczy. Sfrustrowany Cristiano Ronaldo obija mur z rzutów wolnych ustawicznie, tymczasem Messi znowu trafił w samo okienko bramki. Ten gol miał dać trochę oddechu Barcelonie, ale nastąpiła szybka odpowiedź Celty i Barca w drugiej połowie musiała bardziej się postarać. Przed przerwą oglądaliśmy, jakież zaskoczenie, rodryblowanego Neymara, padającego co rusz na murawę Suareza i dość ospałego Messiego, który co prawda raz pięknie zatańczył z graczem Celty, wykorzystując obecność sędziego, który owemu defensorowi wszedł w paradę, jednak to nie był ten Messi z innej planety, który zwykł na boisku czarować.

Mógłbym opisywać obszernie przebieg meczu, streszczać to, co widziałem, ale myślę, że warto ograniczyć się do jednego momentu. Rzut karny dla Barcelony. Do jedenastki podchodzi Leo Messi, a ja przeczuwam, że znowu będzie pudło. Ale dzieje się coś zdumiewającego. Messi trąca piłkę w stronę bramki, do piłki dobiega Suarez i w takich niecodziennych, przedziwnych okolicznościach kompletuje hat trick. Nie wiem co trzeba mieć w głowie, żebyś wpaść na taki pomysł. Messi mógł strzelić swojego 300. gola, ale zignorował swoje indywidualne osiągnięcie, wolał by Suarez mógł świętować trzeciego gola w meczu. Niektórzy twierdzą, że to osobliwe wykonanie rzutu karnego miało stanowić hołd dla walczącego z nowotworem Johanna Cruyffa. To ten holenderski wizjoner, prekursor tiki-taki swego czasu rozegrał tak piłkę ustawioną na 11. metrze od bramki, zdobywając genialnego gola. W niedzielę byłem też na meczu z Poznaniu, gdzie naturalnie nie podziwiałem piłkarskiego kunsztu, jednak mam z tego spotkania pewne spostrzeżenie. Oto w końcówce rywalizacji Lecha z Termalicą Nieciecza doszło do kuriozalnej sytuacji. Gracze Jana Urbana wyrywali sobie piłkę z rąk, jeden rzut karny wywołał taką burzliwą reakcję. Była to zwykła dziecinada, podczas gdy w Barcelonie altruizm jest tak duży, że nawet wykonując rzut karny gracze Barcy podają sobie piłkę. Wiecie, pewnie każdy kto tu zajrzał, że mam ambiwalentny stosunek do Luisa Suareza. Irytuje mnie Urugwajczyk bardzo często, ale w starciu z Celtą zanotował dwie piękne asysty, najpierw wypatrzył wbiegającego środkiem Ivana Rakitica, zagrał mu w tempo, a później obsłużył Neymara. Widać, że dla Suareza liczą się nie tylko gole, co cieszy.

Rzut karny strzelony wczoraj przez Barcelonę przejdzie do historii. Leo Messi nie połasił się na gola, kiedyś nastrzelał ich 50 w sezonie PD, to teraz ma większą frajdę z asyst. Zwróćmy uwagę na to, że Messi wciąż szuka czegoś nowego, doskonali swoją grę, demonstruje futbolowe misterium, dba o niuanse. Oczywiście to co napisałem, jest pewnie truizmem, ale trudno na to nie zważać, gdy Cristiano Ronaldo skupia się wyłącznie na strzelaniu goli. Wykonanie rzutu karnego przez Messiego było spontaniczne, nie sądzę, by Leo to wcześniej planował. Jest to człowiek do tego stopnia przenikliwy i sprytny, że takie rzeczy przychodzą mu do głowy bardzo często, a przecież niewielu by zastosowało taką fantazję. Paradoksalnie ten gol skłania do postawienia tezy, że czasami geniusz tkwi w prostocie. Brzmi to może jak masło maślane, ale wielokrotnie przekonywałem, że dryblingi Neymara są bardziej oryginalne, jednak to Messi skuteczniej omija rywali. Przecież to dzieło sztuki, gol absolutnie unikalny, de facto nie był bramką cudowną, ale uruchomił wyobraźnię, główkujmy, jak daleko może posunąć się Messi w swej oryginalności.

W Hiszpanii wybuchła debata nad tym, czy takie rozegrania rzutu karnego nie było obrazą dla rywala, czy w ten sposób Barcelona nie upokorzyła i tak już zdeprymowanej Celty. Według mnie nie, bo w futbolu chodzi o zabawę. Na polskie stadiony chodzimy, by zobaczyć walkę, determinację, zaangażowanie, nasze oczekiwania niezbyt często są spełnianie, jednak po polskich piłkarzach nie spodziewamy się wielkich popisów i magicznych widowisk. W Hiszpanii jest inaczej i jeśli trafia się taka perełka, fenomen naszych czasów Messi ucieka się do takiego mistrzostwa gry w piłkę, to można tylko mu przyklasnąć. Neymar jest nonszalancki, owszem, więc on czasami płaci wysoką cenę za lekceważenie rywala, ilu karnych już nie strzelił? Brazylijski drybler chce bez rozbiegu wykorzystać jedenastkę, a przeciwnicy aż tacy ułomni nie są, więc bramkarz zwykle go karci za to, a jeśli nie on, to Neymar kopie obok bramki... Żyjemy w czasach, gdy futbol nie jest tak romantyczny i piękny, więc doceńmy kunszt gwiazd Barcelony. Niejedno pokolenie Brazylijczyków grało w myśl tzw. joga bonito. Dzisiaj poprawność polityczna chyba dopada także futbol...

Barcelona wzięła rewanż na Celcie za klęskę na Balaidos, gdzie Gerard Pique był ogrywany jak dzieciak, wczoraj co ciekawe Hiszpan nie zagrał profesury, ale MSN nie zawiodło. Czyli normalka. Ochom i achom długo nie będzie końca.

 


sobota 6 lutego 2016

Jak zdefiniować owo tytułowe piękno futbolu? Jak wyrokować, co jest istotą piłki? Żyjemy w erze komercjalizacji, marketingu, mediów społecznościowych, kosmopolityzmu i hejterstwa. Dla ludzi konserwatywnych, z natury niechętnie przyjmujących nowe mody i zwyczaje, są to czasy trudne. Mógłbym w tym momencie nawiązać do polityki, w zachodniej Europie wszak przywiązanie do pewnych tradycji jest wyszydzane i potępiane, nie muszę jednak tego robić, bo z tym samym zjawiskiem mamy do czynienia w futbolu.

Oglądałem dziś mecz MC z Leicester. Milionerzy z Etihad, szejkowie liczący na sukcesy i przekonani o tym, że triumfy można święcić na chybcika, robiąc miszmasz, chaos, zostali rozbici przez kopciuszka. Manchester City od lat dostaje surową lekcję futbolu w LM, w tych elitarnych rozgrywkach leją Angoli ile wlezie, a źródełko z forsą nie wysycha. Nikt na Etihad dotąd nie opracował długofalowego planu budowy piłkarskiej potęgi. Pośpiech, brak cierpliwości i przeświadczenie o tym, że futbolowe imperium da się wznieść opychając kadrę drużyny mnóstwem gwiazd i gwiazdeczek jest zgubne. Dzisiaj James Vardy, czyli prosty chłopak, który jeszcze parę lat temu w piłkę grał amatorsko, nie miał kompleksów wobec gwiazdorów z Etihad, gola nie strzelił, ale za to zrobił to Mahrez, ruszył w stronę bramki, kiwnął jednego obrońcę i posłał piłkę do bramki. Profesura, klasa, wielki kunszt. Ci dwaj gracze strzelają dla Leicester całą masę goli, ale czy słyszymy o nich? Nie, pojawiają się za to co i raz w mediach newsy o gwiazdach Barcelony czy Realu, które zdemoralizowane gigantycznymi zarobkami potrafią nieźle się wygłupić. Leicester przyjeżdża na Etihad, do jaskini lwa i nie daje się zniszczyć potężnemu rywalowi. Nie dominuje, nie tłamsi go, co to to nie, ale wykazując się sprytem i inteligencją, a nade wszystko wolą walki i godną podziwu determinacją, a co mi tam, niezłomnością też jak najbardziej, choć niektórym to określenie pewnie nie w smak, zwycięża Leicester nie gra w sposób wyrafinowany, prostota piłkarzy Ranieriego jest uderzająca. Aż wierzyć się nie chce, że futbol pisze tak piękną historię. Robert Huth, czyli z całą pewnością rzeźnik, brutal, typowy boiskowy łobuz dobija MC na jego stadionie, strzela trzeciego gola, który pieczętuje zwycięstwo dzielnych Lisów, nie dowierzamy. Facet, ma problem z prostym kopnięciem piłki, a najbardziej lubi kopać na oślep, byle do przodu bardziej by się nadawał do rugby niż futbolu, w końcu nie przez przypadek czas jakiś grał na chwałę Stoke City, a jednak, to on wpisuje się na listę strzelców i jest jednym z bohaterów. MC to klub, który trudno lubić, grają tam świetni piłkarze, jak Aguero czy Silva, jednak przepis na sukces został tam napisany przez totalnego ignoranta. Nie da się kupić trofeów, poświęcenie i walka do upadłego to jest najważniejsze. Niby takie to wszystko banalne...

Podobnie rzecz się ma z Realem Madryt. Real to już w ogóle klub nienormalnie skomercjonalizowany. Swego czasu słyszeliśmy, że Angel di Maria odszedł z Realu, ponieważ koszulki z jego nazwiskiem słabo się sprzedawały. Zatem trzeba było go komuś wcisnąć, Argentyńczyka udało się opchnąć MU, w jego miejsce przybył na Santiago Bernabeu James Rodriguez, Kolumbijczyk, który na mundialu w Brazylii wyrobił sobie renomę, stał się popularny, kibice go pokochali. Wszystko było super, ale dziś James jest odsądzany od czci i wiary, ponoć źle się prowadzi i wszyscy w Madrycie ubolewają nad tym, że przestał pokazywać swój kunszt. Fiorentino Perez dyktuje trenerom, kto ma grać, trenerzy są co jakiś czas zmieniani. Nie każdy umie kiełzać wielkie ego Cristiano Ronaldo. Wszystko kręci się wokół Portugalczyka, Rafa Benitez chciał , żeby było inaczej, jednak zgody na to nie otrzymał, przecież to abstrakcja. Ronaldo jest bogiem i geniuszem futbolu, z nim należy się pieścić. Z takim podejściem Real będzie cierpiał nader często. Klub, który gardzi swoimi legendami:Iker Casillas i Raul zostali pogonieni z Santiago Bernabeu, nie sposób lubić.

Oglądałem dzisiaj trochę mecz Atletico z Eibar. Piłkarze Los Colchoneros wygrali 3:1, chociaż na początku pierwszej połowy przegrywali. Było widać pasję, furię, poświęcenie w poczynaniach Los Colchoneros. Do tego już się przyzwyczailiśmy i choć oglądając mecz Atletico nie obcujemy może z geniuszem i artyzmem, przyjemnie się ogląda to, jak walczą na boisku gracze Simeone. Dziś Fernando Torres strzelił w ostatnich minutach swojego setnego gola dla Atletico. Diego Simeone po tym golu podskoczył w szale radości. Widać, że to nie był zwykły gol, nawet nie chodziło o symboliczne znaczenie tego gola, tylko o motywowanie, zagrzewanie do boju napastnika, który ostatnio miał złą passę i nie mógł wpisać się na listę strzelców. Pewniakiem w podstawowym składzie jest Antoine Griezman, więc Torres ma bardzo ciężko, ale nie daje za wygraną mimo to. Jest to kolejna piękna historia, El Nino jak syn marnotrawny wracał swego czasu do Atletico. Kibice powitali go wówczas entuzjastycznie, trudno się dziwić, markę Atletico wypromował świetnie swoimi występami w Anglii. Atletico wyciągnęło rękę do swojej gwiazdy. Torres się zagubił, w Liverpoolu był ikoną, później jednak wiodło mu się różnie, ze zmiennym szczęściem, a może nawet więcej, przeżywał nieustającą gehennę. Od kiedy ponownie zjawił się na Vicente Calderon pokazał, że nie jest jakimś przeciętniakiem. Gwoli prawdy El Nino jako jedyny zdobywał bramki w dwóch finałach ME, a po powrocie do Atletico dał się we znaki Barcelonie i Realowi, obu gigantom strzelał gole.

Teraz słyszę, że Neymar to następca króla Messiego. Neymar to produkt tego systemu, który trywializuje futbol, piłka staje się w rezultacie produktem dla prostaków i debili, którzy wierzą w wyższość Neymara nad Leo. Prawda jest taka, że Neymar chce zwrócić na siebie uwagę, lubi ośmieszać rywali, Messiemu na tym nie zależy. To jest piłkarz, którego kibice darzą uwielbieniem, Neymar wzbudza pewną ambiwalencję swoją postawą, o ile gra w sposób finezyjny i niebanalny, to jego błazenada jest żałosna. Zniewieściała gwiazdeczka, padająca na murawę już zwyczajowo jest promowana w mediach społecznościowych. Neymar nigdy nie będzie Messim i gdy widzę wywody różnych ''znafców'', jestem zażenowany. Casillas, Lampard, Gerrard, Xavi, Raul-to byli bohaterowie, to oni byli emanacją tego piękna futbolu, o jakim ja myślę.

Kibicom Barcelony też mam do powiedzenia parę słów nieżyczliwych. Neymar i Suarez to piłkarze sprowadzeni za grube miliony, Barca stała się więc korporacją, jak wiele innych klubów. Szkoda, bo kiedyś La Masia stanowiła o jej potędze i Katalończycy nie wydawali dziesiątek milionów na gwiazdy, tylko sami je wychowywali. Oczywiście podziwiać wyczyny Messiego i Neymara zawsze miło, tercet MSN zyskał uznanie w oczach wielu komentatorów, nawet nieprzychylnych Barcelonie. Jednak nie jest to dla mnie piękno futbolu, inaczej je postrzegam. Dobre jest to, że trójka graczy z Ameryki Płd, w tym dwóch z Barcelony i Argentyny, nie kłóci się ze sobą. Przecież wiemy, jakie spory potrafią toczyć ze sobą obie te wielkie futbolowe nacje. Nienawiść, złośliwość, zapiekłość, kłótnie chociażby o wyższość Pele nad Maradoną czy też Maradony nad Pele to dla nich chleb powszedni.


czwartek 4 lutego 2016

Paweł Kukiz pokazał, że aby zaistnieć w polityce, nie trzeba mieć szerokich kontaktów, głosi hasła antysystemowe, jego priorytetem jest walka z establishmentem, zwalczanie partiokracji i wzmocnienie roli obywatela, którego wola ma być kluczowa w ważnych sprawach. Bez wątpienia Kukiz posługujący się ostrą retoryką, nie słodzący, nie używający pięknych fraz, tylko mówiący wprost o co mu chodzi, zyskał uznanie w oczach wielu Polaków, ale to nie on jest człowiekiem roku w polskiej polityce. A może Ryszard Petru? Też pudło. Skompromitowana totalnie Platforma starała się chronić chyłkiem interesów zagranicznych korporacji i banków, dopuściła do tego, że mamy do czynienia wręcz z dyktatem niemieckiego kapitału w rodzimych mediach, natomiast banki były dotąd bezkarne, nie obciążone podatkami, ale klapą totalną była sytuacja z tzw. frankowiczami. Ludzie zaciągali kredyty we frankach, tak im doradzał wybitny ekonomista Petru i się na tym przejechali. Jednak mainstream znalazł sobie nowego bohatera, skoro PO zaczęło tonąć, niespodziewanie wyłoniła się nadzieja liberalno-lewicowego obozu III RP-Nowoczesna, czyli de facto PO bis. Petru był usilnie promowany przez media głównego nurtu, dziś jest uznawany za lidera opozycji, którą ja nazywam zresztą opozycją kontestatorów, gdyż skupia się ona wyłącznie na straszeniu PiS-em, jedyną konstruktywną opozycją jest ruch Pawła Kukiza. Ale Petru nie jest człowiekiem roku dlatego że zyskuje uznanie lemingów, stosując narrację antypisowską. Więc komu przyznać tytuł najlepszego polityka minionego roku? Możliwość jest tylko jedna. Jarosław Kaczyński zasłużył na to miano. Argumentów za uhonorowaniem prezesa PiS, co uczyniły już Gazeta Polska i Wprost, jest sporo. Prezes PiS wyczuł nastroje społeczne, znużenie się Platformą, wykreował nowych perspektywicznych polityków, Andrzeja Dudę i Beatę Szydło. Wbrew temu, co wygadują bez cienia wstydu gorliwi wyznawcy kultu III RP, Kaczyński nie do końca się schował. To on przestrzegał Polaków przed napływem uchodźców, podając przykłady tego, jak niebezpieczni mogą być imigranci dla naszego kraju. Kaczyński stanął na czele obozu Zjednoczonej Prawicy, pokazał, że w Europie tak zdominowanej przez lewicowe formację, prawica ma swoje miejsce. Przez lata Kaczyński był wyśmiewany, oczerniany, przypominam skandaliczne okładki Lisweeka, a mimo to dziś ma szansę, by skończyć ze starym układem, gardzącym Polską i Polakami.

Kaczyński postanowił walczyć o pluralizm w TK, który ma być redutą wolności i ostoją demokracji, a tymczasem stał się atrapą, zaprzeczeniem praworządności, skandaliczne posunięcia PO sprawiły, że ta instytucja została zawłaszczona przez jedną partię, co jest niedopuszczalne w demokratycznym państwie prawa, sędziowie muszą być bowiem wybrani z różnych opcji politycznych. Mimo lamentu nie wahał się podjąć walki z kolesiami PO. Kaczyński zadbał o to, by media publiczne nie były tubą propagandową władzy. Owszem, nominacja Jacka Kurskiego może budzić kontrowersje, jednak Kurski kiedyś był świetnym dziennikarzem, razem z Piotrem Semką nakręcił ciekawy film, w którym pokazał, jakie panują układy w Polsce. Myślę, że tacy ludzie powinni pełnić tak ważne funkcje. Kurski pozbył się głównych propagandystów, ale część dziennikarzy życzliwych PO zostało na swoich stanowiskach, więc lament jest niezrozumiały, dziwne że nikt nie zauważał przez tyle lat marginalizowania prawicowych komentatorów w publicznych mediach. Kolejny dobry postulat to połączenie prokuratora generalnego z ministrem sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro będzie miał do dyspozycji tyle narzędzi, że chyba będzie w stanie naprawić sądownictwo w Polsce. Niektórzy mówią coś o upolitycznieniu prokuratora generalnego, ciekawe, skoro o apolityczności za czasów PO nie mogło być mowy. Przecież na A. Seremeta wywierano naciski, władza miała możliwość wedle uznania nie przyjąć jego sprawozdania i siłą rzeczy wtedy pojawiała się sposobność odwołania go z pełnionego urzędu. Teraz prokurator generalny będzie miał wpływ na to, co się dzieje i chyba już nie dojdzie do sytuacji, że aferzyści chodzą na wolności, a za kratki trafia upośledzony człowiek, który wziął ze sklepu batonika.

Kaczyński podporządkował sobie prezydenta Dudę, słyszę nieustannie, w rzeczy samej kwestionowanie panowania prezesa jest kpiną, ale PiS to partia wodzowska, w której ten lider, przywódca jest silny i wyznacza kierunki, w które podąża całe ugrupowanie. Ma to swoje wady i zalety, ale proszę zobaczyć, jaki chaos miał miejsce do niedawna w PO, gdzie brakowało tego, kto sprowadzi partię na właściwe tory. Poza tym zarzucanie prezydentowi podległości wobec swej macierzystej partii zakrawa na kpinę. Czy Barack Obama nie realizuje założeń Demokratów, przecież Andrzej Duda wywodzi się z określonego środowiska politycznego i to jest całkowicie naturalne, że będzie je wspierał. To nie jest żadna lojalność, gdyby tego nie robił, byłoby to dziwne. Prezydent ma u Kaczyńskiego jakiś dług wdzięczności, nikt na niego przecież nie stawiał.

Kaczyński jest zamordystą, grzmią pieszczochy Platformy, ciekawe, bo kiedy on mówił, że w żadnym wypadku wyrok TK nie może zostać opublikowany, Beata Kempa go opublikowała...

Wydawało się, że Kaczyński wystawia Beatę Szydło na premiera, bo politykę zagraniczną traktuje z przymrużeniem oka, skupiając się w głównej mierze na tym, co dzieje się w polskim parlamencie. Jednak widzieli wszyscy, co premier Szydło zrobiła w PE, zmiażdżyła brukselskich eurokratów, odpowiadała na pyskówki trzeciorzędnych polityków na czele z rozczochranym Belgiem, jak tego szczególnie natarczywego gościa określił Max Kolonko, więc figurantem nei jest. Polityka zagraniczna w dzisiejszych czasach jest niezwykle ważna, ale sojusz z WB z pewnością da większe korzyści niż układanie się z Niemcami, a właściwie podleganie ich dyktatowi, jak czyniło to PO. Dostawali jakieś prezenty, trochę kasy i realizowali wszystkie założenia kanclerz Merkel. Swoją drogą ta zabawna debata w PE, a de facto próba zdyskredytowania polskiej premier, była przejawem niewiarygodnej buty Niemców, którzy w swoim kraju nie mają żadnej demokracji. Cenzura, promowanie uchodźców, którzy dopuszczają się masowych gwałtów.

Kaczyński mówi o podmiotowości Polski. Właśnie, rzecz w tym, żebyśmy się liczyli w Europie. PiS nie wyjdzie z UE, bo z członkostwa płyną pewne korzyści, ale nie chodzi tu tylko o pieniądze, tylko o to, by zdanie polskich konserwatystów miało jakiekolwiek znaczenie, a nie było tłumione. UE to podobno wspólnota, tymczasem obecnie mamy do czynienia z absolutnym hegemonizmem Niemców. Jeśli Polska nie godzi się na uchodźców, od razu pojawiają się wrzaski i krzyki. Dzisiaj w UE nie ma dialogu, nie ma miejsca na negocjacje, wszystko musi być tak, jak tego chcą Niemcy. Rząd Beaty Szydło zamierza to zmienić, w grę wchodzi koncepcja Międzymorza, a będziemy mieli też silnego partnera w postaci WB. Kaczyński już naradzał się z Orbanem, co ciekawe węgierski premier realizował politykę do złudzenia podobną do tej, którą teraz wdraża polska prawica.

Jarosław Kaczyński zawsze walczył z kolesiostwem, komunistów nigdy nie poważał, a warto dodać, że PO lubiło się z nimi układać, SLD porozumiewało się z PO, mieli im dać jednego sędziego, do czego się przyznał L. Miller, widać ''czerwoni'' mają więcej honoru od partii rządzącej Polską nieudolnie przez osiem lat. Prezes PiS Domaga się zmiany konstytucji, ale Nowoczesna i PO nie słuchają go. Wolą, by istniała konstytucja Kwaśniewskiego, warta niewiele, dająca zbyt duże pole do interpretacji, co powoduje tak patowe sytuacje, jak ta obecna, z TK. PiS i Kukiz chcą to zmienić, jednak opozycja gardłuje. Tak czy inaczej Jarosław Kaczyński to polityk roku i nie ma dyskusji.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej