poniedziałek 20 marca 2017

Gdy Neymar trafił na Camp Nou, Barcelona była u schyłku dawnej potęgi. Kibice mieli w pamięci chociażby klęskę z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów. Jednak krótki okres pracy z drużyną Gerardo Martino wystawił fanów Barcy na znacznie poważniejszą próbę niż kadencja Tito Vilanovy. Pod wodzą argentyńskiego szkoleniowca Barca zaczęła tracić swoją wielkość, kunszt, maestrię, rozpoczął się zmierzch niedawnego imperium piłkarskiego. Niechęć, rezygnacja, apatia, brak woli walki i ochoty do intrygowania kibiców niesamowitymi zagraniami- te wszystkie niedostatki ostatecznie wydały wyrok na tamtą Barcę. Większość drużyn rozpracowało Katalończyków, znalazło pomysł na tiki-takę, a ponieważ Martino brakowało pomysłów, by stworzyć drużynę uniwersalną, Barcelona cierpiała na boisku coraz częściej.

Koszmarne wyniki oczywiście jak na realia barcelońskie sprawiały, że Brazylijczyk z Santosu był wyraźnie zdeprymowany, brakowało mu pewności siebie. Owszem, ponieważ nie dysponował imponującą siłą fizyczną, często padał na murawę po lekkim kontakcie z rywalem, czym wywoływał oburzenie, a przynajmniej konsternację na trybunach, błyskawicznie stał się najbardziej nielubianym piłkarzem w La Liga obok Cristiano Ronaldo. Początkowo czuł się jak uczeń Leo Messiego, można było odnieść wrażenie, że wykazywał się przesadnym altruizmem, nie miał tej odwagi, która jest konieczna dla piłkarza, który chce osiągnąć klasę światową. Dziś Neymar momentami gra wręcz brawurowo.

W rywalizacji z Bale'm, do którego go nieustannie porównywano dziś prowadzi. Jednak należy pamiętać, że choć Neymar gra efektowniej niż Walijczyk, to właśnie Bale wsławił się swego czasu w finale Copa del Rey spektakularną szarżą zwieńczoną zwycięskim golem dla Królewskich w konfrontacji z Barcą. Tym niemniej, gdy spojrzymy na ostatnie mecze, Neymar przejął batutę dyrygenta drużyny od Leo Messiego. W starciach z PSG w LM Leo Messi poruszał się po boisku apatycznie, brakowało mu pasji i zapału, natomiast Neymar nawet w Paryżu, gdzie Barca poniosła druzgocącą klęskę, przejawiał ochotę do gry, pokazał się z dobrej strony. Rewanż na Camp Nou natomiast był jego popisem, oprócz wielu bajecznych zagrań, strzelił przecież kapitalnego gola z rzutu wolnego, przywracając Katalończykom nadzieję na historyczną remontadę. Trudno nie zauważyć, że w ostatnim czasie Brazylijczyk przestał na boisku prowokować i rozsierdzać rywali, jego artyzm daje pozytywne rezultaty, nie jest sztuką dla sztuki. Neymar uprawia dziś joga bonito, jest następcą Ronaldinho, Leo Messi choć jest graczem czarującym, nie ucieka się do aż tak osobliwych zagrań, jak Neymar. To Brazylijczyk potrafi czasami zademonstrować rzeczy, które fascynują. 

Neymar już jakiś czas temu dostał od selekcjonera reprezentacji Canarinhos Dungi opaskę kapitańską. Jednak pamiętamy Copa America sprzed dwóch lat, gdy brazylijski ''poeta futbolu'' bezmyślnie zapracował na czerwoną kartkę, naubliżał sędziemu i wyleciał z boiska. Nie było to zachowanie godne kapitana drużyny, jednak wydaje się, że Neymar dojrzał już mentalnie, ale przede wszystkim piłkarsko. Naturalnie cały czas zdarzają się momenty, w których niepotrzebnie ponosi go fantazja, jednak wyraźnie ustały w Hiszpanii debaty nad zagraniami Brazylijczyka, które do niedawna uznawano za aroganckie i ostentacyjne. Dziś zabawy z piłką w wykonaniu brazylijskiego wirtuoza są traktowane jak oznaka piłkarskiej ekstrawagancji, która może zachwycać, ale przede wszystkim nierzadko daje pożytek drużynie Zatem Neymar przestał epatować efekciarstwem, koncentruje się na zapewnianiu drużynie goli i asyst. Co ciekawie tych w tym sezonie nie strzelił wcale wiele, ale jak widać statystyki nie zawsze oddają klasę piłkarza.

Leo Messi jest coraz starszy, choć mimo wszystko upływ czasu wyraźniej odczuwa Andres Iniesta, dziś Don Andres jest graczem, który potrafi jednak błysnąć, jednak z trudem przychodzi mu demonstrowanie kunsztu i finezji przez dłuższy czas. Barcelona potrzebuje kolejnego gracza, który będzie mógł być alternatywą dla Messiego w trudnych chwilach. Neymar ma zadatki, by takim kimś się stać.

Linia pomocy Barcelony wyraźnie zmarniała, era Xaviego i Iniesty minęła bezpowrotnie, dziś to Messi musi angażować się w rozgrywanie piłki, ale nie ulega wątpliwości, że jeśli Argentyńczyk zostanie odciążony przez Neymara, jeśli Neymar oprócz kuglarskich zagrań istotnie przejawi piłkarski kunszt, Messi nie będzie musiał pełnić na placu gry roli alfy i omegi. 

Wkrótce Barcelona będzie miała nowego trenera. Może on powierzy Neymarowi więcej obowiązków na boisku, by Brazylijczyk zbliżył się jeszcze bardziej do poziomu Leo Messiego?


czwartek 9 marca 2017

Kiedy kibice Barcelony zwątpili w swoją drużynę, przestali wierzyć w sukces, a dziennikarze zaczęli wieszczyć koniec ekipy Luisa Enrique, Barca dokonała rzeczy niesamowitej. Zwycięstwo 6:1 nad PSG po meczu pełnym absurdów, kontrowersji zamyka dyskusję o schyłkowym okresie piłkarzy Luisa Enrique. Wydawało się, że klęska 0:4 w Parku Książąt przelała czarę goryczy, że Barca już się poddała, że rewanż będzie męczarnią dla drużyny, która zdradza oznaki przemęczenia i rezygnacji, której brakuje polotu i finezji. Tymczasem Barcelona wciąż jest w grze, a ten horror miał happy end.

Po fenomenalnej erze Barcelony Pepa Guardioli nastał czas poważnego kryzysu. Tito Vilanova nie zdołał utrzymać drużynie na tym samym poziomie, natomiast pod wodzą argentyńskiego szkoleniowca postępowała degrengolada Katalończyków. Wkrótce nastąpiło potężne trzęsienie ziemi, Luis Enrique zdecydował się przywrócić drużynie dawny blask, jednak po dwóch sezonach obfitujących w sukcesy i naznaczonych rozkwitem tercetu MSN przydarzył się czas kryzysu. Czy wczoraj Barcelonie definitywnie go przezwyciężyła?

Drużyna Luisa Enrique nie ma obsesji na punkcie tiki-taki. Niegdyś był to bowiem unikalny, fantastyczny styl gry, dziś tymczasem nieco anachroniczny i skostniały dogmat szkoły futbolu z Camp Nou. Proszę zwrócić uwagę na sposób, w jaki Barca wczoraj strzelała gole. Żaden z goli nie padł bo błyskotliwej akcji zespołowej, nie oglądaliśmy Barcelony, która rozmontowuje blok obronny rywali kapitalną serią podań kompletnie dezorientujących przeciwników. PSG było przerażone magią Camp Nou. Paryżanie zaczęli mecz pasywnie, ultradefensywnie, a gole tracili na własne życzenie. Barcelona miała problemy, by przedrzeć się przez te zasieki. W polu karnym PSG działo się niewiele. Największe zagrożenie Barca stwarzała po strzałach spoza pola karnego, natomiast gole naprawdę nie należały do efektownych, Katalończycy w pierwszej połowie trafili dwa razy w wyniku zamieszania, chaosu. Oczywiście jest to dość symptomatyczne zjawisko. Barcelona bowiem za czasów Pepa Guardioli mogła polegać na Xavim, Inieście, oczywiście Messim, dziś niestety linia pomocy Katalończyków nie imponuje w dziedzinie kreacji, umiejętności kreowania okazji bramkowych. Rakitic nie jest graczem na miarę Barcelony, natomiast np. Andres Iniesty miewa już tylko przebłyski klasy. Największym niewypałem okazał się transfer Andre Gomesa.

Leo Messi nie był wczoraj liderem Barcelony. Swoim zwyczajem spacerował leniwie po boisku, jednak tym razem nie zademonstrował nawet odrobiny swojego geniuszu. Gdy Barca prowadziła 3:0, awans wydawał się realny, jednak gol Cavaniego musiał być ogromnym ciosem dla Katalończyków. PSG okopało się we własnym polu karnym i nie wyściubiło nosa poza nie, jednak po stracie trzeciego gola gracze z Paryża ruszyli do przodu i przejęli inicjatywę. Przez pewien czas widzieliśmy Barcę bezradną, beznadziejną, nie mającą żadnej idei, która mogłaby poskutkować kolejnym golem, to PSG sposobiło się, by pozbawić Barcę złudzeń. Obserwowaliśmy frustrację Neymara, który prowokował graczy z Paryża, nieudolność Suareza i bierność Messiego. Sam myślałem, że szalona pogoń Barcy w momencie, w którym Cavani uciszył Camp Nou swoim golem została przerwana. Jednak PSG nie wykorzystało swoich szans, a przecież miało dwie znakomite okazje, by przypieczętować swój awans do kolejnej rundy Champions League.

Nagle kapitalnie z rzutu wolnego przymierzył Neymar, jednak pomyślałem, że Barca przespała te kilkadziesiąt minut, gdy co ciekawie szczególnie Neymar irytował mnie najbardziej i to piękne uderzenie Brazylijczyka będzie taką perełką na otarcie łez. Jednak po chwili mieliśmy rzut karny, a w ostatniej minucie rzut wolny przyniósł upragnionego gola Sergi Roberto.

Jakie wnioski można wyciągnąć z tego meczu? Stereotyp o Barcelonie, która nie może opędzić się od Messiego został wczoraj zakwestionowany. Neymar choć irytował swoimi prowokacjami po golu dla PSG, potrafił fenomenalnie wykonać rzut wolny w newralgicznym momencie spotkania( Messi dwa razy próbował bezskutecznie), zdobyć arcyważnego piątego gola, zachowując zimną krew przy rzucie karnym. Okazało się, że Neymar nie jest tylko beztroskim dryblerem, Brazylijczyk wystąpił tym razem w roli lidera drużyny.

Decydującego gola dla Barcelony strzelił Sergi Roberto. Luis Enrique zatem wpłynął istotnie na wynik spotkania, wprowadzając tego wychowanka Barcy kilkanaście minut przed końcem batalii na Camp Nou. Sergi Roberto jest jedynym graczem, który pierwsze kroki w piłce stawiał w najsłynniejszej futbolowej akademii-La Masii. Ten piłkarski uniwersytet sprawił, że przez lata podziwialiśmy Xaviego, Iniestę i Messiego. Jednak w ostatnich latach Barca stawiała na piłkarzy z importu, rolę canteranos umniejszając. Taki gol na pewno cieszy kibiców, którzy mają sentyment do wspaniałego piłkarskiego uniwersytetu. To piękna rzecz, że najważniejszego gola strzelił nie żaden artysta futbol, tylko niepozorny obrońca.

Rewanżowy mecz Barcelony z PSG udowodnił nam, że nie możemy przedwcześnie skreślać nikogo. Mówienie o klęskach, katastrofach nie może być zbyt pochopne. Sam myślałem, że Barca nie podoła zadaniu, jednak okazałem się niedowiarkiem. Sędzia w jakimś stopniu pomógł Barcelonie odnieść tak okazałe zwycięstwo, jednak nawet odrobienie czterobramkowej straty z pewną pomocą arbitra jest osiągnięciem spektakularnym. 


czwartek 2 marca 2017

Barcelona Luisa Enrique nie zachwycała swoją grą. Finezja i kunszt, które były specjalnością drużyny Pepa Guardioli pod rządami Lucho zeszły na dalszy plan. Enrique jest szkoleniowcem znacznie bardziej pragmatycznym niż idealistyczny, wirtuozerski menedżer MC i dziś ikona Barcy. Enrique legendą klubu z Katalonii nie zostanie. Wizjonerem nigdy nie był, nie był na swoje szczęście jednak także trenerskim ortodoksem(pewna wszechstronność i odżegnywanie się od taktycznego doktrynerstwa). Wczoraj ogłosił, że po sezonie opuści Camp Nou.

Barcelona Pepa Guardioli miała genialną pomoc. Xavi Hernandez i Andres Iniesta to dwaj artyści futbolu, którzy kochali tiki-takę, więc Barca była na nią po prostu skazana. Do pewnego momentu ten osobliwy styl gry dawał świetne wyniki. Barcelona królowała w Hiszpanii i w Champions League, gromiąc kolejnych rywali. Szczególnie w pamięci utkwiły kibicom na pewno magiczne momenty związane z konfrontacjami z Realem Madryt. Barca potrafiła pokonać Królewskich pięcioma golami( pamiętna manita) czy zagrać na Santiago Bernabeu koncert uświetniony niesamowitym triumfem 6:2. Owszem, Barcelona Luisa Enrique również miała momenty chwały i świetności, pamiętamy przecież zwycięstwo 4:0 na stadionie Realu, jednak pod wieloma względami Barca zaczęła się wyczerpywać, słabnąć.

Kiedyś o sile Barcelony decydowali wychowankowie słynnej szkółki La Masia, dziś absolwentów tej akademii próżno szukać w składzie Katalończyków. Sergi Roberto to jedyna perełką, którą dojrzeliśmy za kadencji Enrique w Barcelonie. Przypomnę tylko, że Messi, Xavi i Iniesta zbierali szlify piłkarskie w La Masii, czyli wówczas prawdziwej kuźni talentów. 

Barcelona po okresie dekadencji, przemęczenia, przeciętności, marazmu, w który drużyna i jej lider Leo Messi popadli pod wodzą Gerardo Martino wróciła na najwyższy poziom, jednak już nie porywała kibiców tą maestrią, którą się delektowaliśmy, gdy drużynę prowadził Guardiola.

Linia pomocy Barcelony mocno sprzeciętniała. Andre Gomes okazał się niewypałem, Rakitic jest graczem nieprzeciętnym, jednak na pewno nie finezyjnym, sporo brakuje mu, by brylować na Camp Nou. Denis Suarez również nie do końca spełnił oczekiwania, Rafinha nie jest żółtodziobem, jednak trudno nazwać go pierwszoplanową postacią drużyny. Arda Turan strzelił już w tym sezonie kilka goli, jednak trudno nazwać go gwiazdą pierwszej wielkości, natomiast Andres Iniesta wyraźnie odczuwa upływ czasu. 

To wszystko sprawia, że Barcelona musi polegać na tercecie MSN. Leo Messi musi wcielić się w rolę konstruktora prawie każdej akcji ofensywnej. Neymara często ponosi fantazja, natomiast Suarez technicznie nie jest na zaawansowanym poziomie, poza tym często pudłuje w łatwych sytuacjach. Paco Alcacer okazał się transferowym rozczarowaniem. Każdy gol jest dla niego przeżyciem niezwykłym. Gdy były snajper Valencii strzela gola jakiemuś ligowemu słabeuszowi, od razu cieszy się jak szalony, co pokazuje pewną desperację tego marniejącego napastnika.

Kulminacją niemocy był mecz z PSG, w którym Barca widocznie ustępowała Paryżanom determinacją, zaangażowaniem, wolą walki. Drużyna została pozbawiona pasji, furii, stała się w tym spotkaniu bezbronna, bezproduktywna, apatyczna, dała się wręcz zdominować, stłamsić mistrzowi Francji. Klęska 0:4 przelała czarę goryczy. Luis Enrique nie ma nowych idei, jakichś oryginalnych, wyrafinowanych pomysłów, by przezwyciężyć kryzys Barcelony. Barca jest drużyną, która musi czarować, zachwycać. Dziś tymczasem wygrywa za sprawą trzech piłkarzy, a futbolowi esteci mają jej sporo do zarzucenia.

Kto będzie następcą Enrique? Faworytami do objęcia posady trenera Barcelony są Jorge Sampaoli i Jurgen Klopp. Myślę, że patrząc na wizję futbolu, jaka na Camp Nou jest preferowana od lat, władze klubu powinny postawić raczej na argentyńskiego szkoleniowca. Jego osobowość na pewno nie pozwoli graczom Barcy na nadmierny luz i być może znowu poczują ochotę grania w piłkę i dawania spektaklu widzom. Oby.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej