Skandal sędziowski w starciu Realu z Bayernem przyćmił dość nietypowy występ Cristiano Ronaldo. Paradoksalnie choć Porugalczyk w obu konfrontacjach z drużyną Carlo Ancelottiego nie brylował, strzelił aż pięć goli. Być może jednak( a nawet na pewno) nie jest to żaden paradoks, tylko styl gry, z jakiego CR7 od jakiegoś czasu słynie.

Mecz na Santiago Bernabeu był pasjonujący, jednak kibice czują pewien niesmak po rażących błędach znakomitego skądinąd arbitra z Węgier. Tak czy inaczej nie zamierzam tu szczegółowo opisywać wydarzeń, jakie miały miejsce na Santiago Bernabeu. Na pewno każdemu rzuciła się w oczy znakomita, spontaniczna, nonszalancka w pozytywnym sensie gra Marcelo. Niespożyte siły, przebojowość, fantazja( to co zrobił przy trzecim golu było perełką typową dla Leo Messiego), fantazja. Jak widać, nawet brazylijscy obrońcy mają we krwi futbol przed duże f, radosną, beztroską odrobinę piłkarskiej magii, która coraz rzadziej występuje we współczesnym futbolu ze względu na tendencję wielu drużyn, by w meczach o najwyższe stawkę stawiać zasieki i trwać w okopach zamiast postawić wszystko na jedną kartę. Jednak po tym meczu najciekawsza jest dyspozycja Cristiano Ronaldo. Strzelił trzy gole, choć nie zagrał imponująco. Podobnie rzecz miała się z Portugalczykiem w pierwszym spotkaniu obu drużyn. Ronaldo już dawno utwierdził mnie w przekonaniu, że skupia się na cierpliwym wyczekiwaniu w polu karnym na podania od kolegów w drużyny, znakiem tego niestety zaniechał kreowania szans innym, jednak wciąż jest na ustach wielu fanów futbolu, którzy trywializując, redukują wielkość piłkarza do liczby strzelonych goli. Leo Messi jest zatem coraz częściej krytykowany, choć przejawia znacznie większą kreatywność i błyskotliwość niż CR7. Messi de facto stał się bowiem reżyserem gry Barcelony, choć rozprawiamy nieustannie o niesamowitym trio MSN, Neymar wciąż jest beztroskim dryblerem, często karkołomnie uciekającym się do indywidualnych i efekciarskich sztuczek, wyjątkiem był mecz z PSG, kiedy to on wziął na siebie odpowiedzialność za drużynę i podołał zadaniu, był prawdziwym liderem Barcy w starciu z Paryżanami, zresztą sam wówczas napisałem o nim wiele ciepłych słów, jednak zdaje się, że przedwcześnie poczyniłem te peany.

Ronaldo nie drybluje już z fantazją i finezją, przestał także bić rzuty wolne jak maszyna zaprogramowana na ustawiczne zdobywanie goli właśnie w ten sposób, jednak instynkt strzelecki mu się na pewno nie stępił. Dziś nie jest graczem zjawiskowym, czarującym swoją grą, dziś jest pragmatyczny, stawia na wyniki, bagatelizując znaczenie efektowności, widowiskowości swoich zagrań. Dla piłkarskich estetów mojego pokroju Ronaldo stracił swój urok gracza fenomenalnego. Jednak choć dziś już nie góruje nad rywalami, nie upokarza ich z upodobaniem, Real ma z niego cały czas ogromny pożytek i to należy docenić.

O meczu Barcelony z Juventusem nie będę się również rozpisywał. Paradoksalnie w obu meczach świetnie zagrał Leo Messi. W Turynie kapitalnie obsługiwał swoich partnerów genialnymi, dopieszczonymi zagraniami, natomiast na Camp Nou trzy razy miał szansę, by zdobyć w końcu gola przeciwko Juve. Jednak mur obronny Włochów nie był kruchy, nie padł pod naporem Barcy. Juventus ma wspaniała defensywę, złożoną z graczy doświadczonych, emanujących spokojem na resztę drużyny. W rewanżowym starciu z Barcą gracze Allegriego nie wykazali się brawurą czy zuchwałością, nie grali jednak tchórzliwie, dość powiedzieć, że Higuain miał dwie kapitalne szanse, by uciszyć Camp Nou, jednak Juve jak mało kto potrafi cofnąć się do obrony i zyskać na tym sporo czasu. Ten mecz nie przypominał  starcia, w którym jedna drużyna chce przetrwać i rozpaczliwie broni się przed nacierającym z pasją rywalem, przeciwnie-to Barca nie potrafiła sforsować defensywy Włochów. Obijała młoteczkiem mur wielokrotnie, jednak choć nie zagrała fatalnie, niedosyt nie może być duży, skoro Buffon tylko raz zmuszony był do interwencji!

Trudno mówić po takim meczu o końcu, zmierzchu Barcelony, schyłkowej fazie jej popisów. Barca osiągnęła swoje apogeum już dawno temu, teraz pewnie doszła do ściany, więcej będzie można powiedzieć po meczu z Realem, jednak ferowanie wyroków po jednym meczu, skazywanie wybitnej drużyny po jednym czy dwóch meczach na medialny ostrzał, jest przejawem ignorancji. Barcelona nie może wygrywać non stop, poza tym dzisiejszy futbol nie uznaje hegemonów, co najlepiej widać na przykładzie zmagań reprezentacji. Po wspaniałej passie Hiszpanów pod wodzą Del Bosque nie ma już śladu. Dodam jeszcze, że na Camp Nou nie jest łatwo ''się zamurować'', swego czasu gracze Celticu w rozgrywkach grupowych LM nie wyściubili nosa za swoją połowę boiska i przyjęli siedem goli od Barcy. Tylko Atletico i Juve potrafią grać skutecznie, metodycznie, broniąc się takimi metodami.

Manchester United za czasów sir Alexa Fergusona miał swój urok, dziś jest to drużyna, która nie potrafi oczarować mnie wcale. Co prawda rozbłyskuje coraz wyraźniej talent Marcusa Rashfolda, jednak jeśli drużyna z topu liczy na wątpliwy kunszt( mimo wielu strzelonych goli) Zlatana Ibrahimovica, można mówić o dużej stracie dla futbolu. Przecież MU trzy razy w XXI wieku grał w finale Champions League. Ibrahimovic częściej popisuje się w mediach niż na boisku. W kontekście United najbardziej dziwił mnie absurdalny transfer Pogby z Juventusu na Old Trafford. Francuz w Manchesterze sromotnie zawodzi, natomiast Juventus zrobił świetny interes pozbywając się Pogby i Vidala. Oglądałem mecz MU z Anderlechtem, Czerwone Diabły w końcówce dogrywki bronili się rozpaczliwie we własnym polu karnym, po zdobyciu gola oddawali inicjatywę rywalowi, zarówno gdy objęli prowadzenie, jak i wtedy, gdy Rashfold trafił do bramki. Jose Mourinho już dawno się wypił, Eden Hazard w Chelsea odzyskał polot i błysk, który Mourinho tłumił. Na Stamford Bridge już nie jest ikoną, ciekawe kiedy zrażą się do pełnego groteskowej fanfaronady Portugalczyka zwolennicy United. Manchester grający długimi piłkami zamiast konstruować akcje w ataku pozycyjnym jest obrazkiem dość osobliwym.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej