poniedziałek 29 maja 2017

Barcelona jednak dziś już nie ma złotego pokolenia, Neymar i Suarez to gracze kupieni za grube miliony, tylko Sergi Roberto jest graczem, który wychował się w tej akademii, tym bardziej takich prawdziwych fanów Barcy cieszyło niezmiernie, gdy to on został bohaterem szalonego meczu z PSG( zdobywca zwycięskiego, szóstego gola dla Barcelony) czy gdy zainicjował akcję na wagę gola w El Clasico, były w tym sporo piłkarskiego romantyzmu, którego ubywa coraz więcej z Camp Nou. Barca nie może osiągnąć więcej, w ostatniej dekadzie stała się hegemonem PD, więc trenerzy nie czują się komfortowo w Katalonii, wymagania im stawiane są absurdalne, czyli praca na Camp Nou nie musi być trenerskim marzeniem.

Luis Enrique przestał być trenerem Barcelony. Pożegnał się z drużyną z wielkim przytupem. Oczywiście triumf nad Deportivo Alaves w Copa del Rey nie jest szczytem możliwości ekipy z Camp Nou i ten sukces nie wzbudził euforii w Katalonii, ale po dość trudnym sezonie Enrique odchodzi w spokoju.

Wielu komentatorów twierdzi, że ostatni sezon Lucho na Camp Nou był kryzysowy, pojawiały się dotąd głosy, że drużyna popadła w stan dekadencji, dopadła tę plejadę gwiazd światowej sławy rezygnacja, drużyna weszła w fazę schyłkową i już się nie podniesie, nie wydźwignie z tych opresji. Cóż, Barcelona to specyficzne miejsce do pracy, szczególnie dla trenera, szkoleniowiec Barcy musi zdobyć w każdym sezonie potrójną koronę, jeśli ta sztuka mu się bowiem nie powiedzie, zostanie wystawiony na ciężką próbę, kibice uważają, że ich piłkarze są futbolowymi bogami, którzy muszą zgarniać absolutnie wszystko. Barca jest postrzegana jako maszyna do wygrywania i strzelania goli. Dla Pepa Guardioli ta presja była zbyt uciążliwa, więc po czterech sezonach opuścił stolicę Katalonii, mimo zdobycia czternastu trofeów, fani i dziennikarze byli skonsternowani, pomstowali na Barcę, bo drużyna weszła na taki poziom, że już nie może sobie stawiać limitów, musi wygrywać wszystko. Dosłownie. Guardioli w ostatnim swoim sezonie na Camp Nou sprawił, że Leo Messi stał się potworem, piłkarskim monstrum, strzelił około 50 goli w lidze, fenomen z Argentyny pożegnał swojego pryncypała czterema golami w ostatnich kolejkach, było to derbowe starcie z Espanyolem. Barca w owym czasie dysponowała 

Luis Enrique przestał być trenerem Barcelony. Pożegnał się z drużyną z wielkim przytupem. Oczywiście triumf nad Deportivo Alaves w Copa del Rey nie jest szczytem możliwości ekipy z Camp Nou i ten sukces nie wzbudził euforii w Katalonii, ale po dość trudnym sezonie Enrique odchodzi w spokoju.

Wielu komentatorów twierdzi, że ostatni sezon Lucho na Camp Nou był kryzysowy, pojawiały się dotąd głosy, że drużyna popadła w stan dekadencji, dopadła tę plejadę gwiazd światowej sławy rezygnacja, drużyna weszła w fazę schyłkową i już się nie podniesie, nie wydźwignie z tych opresji. Cóż, Barcelona to specyficzne miejsce do pracy, szczególnie dla trenera, szkoleniowiec Barcy musi zdobyć w każdym sezonie potrójną koronę, jeśli ta sztuka mu się bowiem nie powiedzie, zostanie wystawiony na ciężką próbę, kibice uważają, że ich piłkarze są futbolowymi bogami, którzy muszą zgarniać absolutnie wszystko. Barca jest postrzegana jako maszyna do wygrywania i strzelania goli. Dla Pepa Guardioli ta presja była zbyt uciążliwa, więc po czterech sezonach opuścił stolicę Katalonii, mimo zdobycia czternastu trofeów, fani i dziennikarze byli skonsternowani, pomstowali na Barcę, drużyna bowiem weszła na tak niebotyczny poziom, że zwyczajnie już nie mogła stawiać sobie limitów, musiała wygrywać wszystko. Dosłownie. Guardiola w ostatnim swoim sezonie na Camp Nou sprawił, że Leo Messi stał się potworem, piłkarskim monstrum, strzelił około 50 goli w lidze, dość powiedzieć, że fenomen z Argentyny pożegnał swojego pryncypała czterema golami w ostatniej kolejce ówczesnego sezonu La Liga, było to derbowe starcie z Espanyolem. Barca w owym czasie dysponowała drużyną niemal perfekcyjną. Iniesta i Xavi odpowiadali za kreowanie akcji ofensywnych, natomiast Messi musiał tylko strzelać gola za golem, tylko...

Dziś Barca też jest na topie, w ostatnim sezonie triumfowała na Santiago Bernabeu, Barca zresztą jest drużyną, która nie potrzebuje znakomitego trenera, piłkarze rozumieją się bez słów, mają w głowach zakodowaną już pewną ideę, jest to nieco zmodyfikowana przez asystenta Enrique-Unzue tiki-taka, tę większą elastyczność w stylu gry umożliwił transfer Luisa Suareza, który potrafi się zastawić, odnaleźć się w walce wręcz, Barcelona dziś nie stroni od długich piłek do Urugwajczyka, jeśli zachodzi taka potrzeba. Barcelona dziś imponuje za sprawą swojego unikalnego tercetu MSN. Leo Messi nie jest jednak dziś tylko pazernym snajperem, wskutek odejścia Xaviego i starzejącego się Iniesty Argentyńczyk musiał powiększyć zakres swoich obowiązków na boisku, dziś to on jest głównym reżyserem gry Barcelony, to on jest tym mózgiem drużyny, zresztą widzieliśmy w finale Copa del Rey, że cały czas potrafi błysnąć. Gdy Cristiano Ronaldo wyewoluował do wybitnego egzekutora, rasowego łowcy goli, Messi się doskonalił, dziś to on wprawia w ruch piłkarską wersję perpetuum mobile. Messi musi być alfą i omegą, Neymar to wciąż beztroski drybler, który radość z gry przedkłada nad chęć dania drużyny jakiejś korzyści. Nie jest to często efektowne, tylko efekciarskie. Messi tymczasem jest coraz bardziej wydajny.

Barcelona jednak dziś już nie ma złotego pokolenia, Neymar i Suarez to gracze kupieni za grube miliony, tylko Sergi Roberto jest graczem, który wychował się w tej akademii, tym bardziej takich prawdziwych fanów Barcy cieszyło niezmiernie, gdy to on został bohaterem szalonego meczu z PSG( zdobywca zwycięskiego, szóstego gola dla Barcelony) czy gdy zainicjował akcję na wagę gola w El Clasico, były w tym sporo piłkarskiego romantyzmu, którego ubywa coraz więcej z Camp Nou. Barca nie może osiągnąć więcej, w ostatniej dekadzie stała się hegemonem PD, więc trenerzy nie czują się komfortowo w Katalonii, wymagania im stawiane są absurdalne, czyli praca na Camp Nou nie musi być trenerskim marzeniem.


piątek 19 maja 2017

Sport jest rozrywką, ma cieszyć ludzi, łączyć i tworzyć wspólnotę. Ale jest to też dziedzina życia, które często wzbudza spore wątpliwości, ogromne kontrowersje wskutek koszmarnych błędów sędziów. Aby ułatwić pracę arbitrom, FIFA rozważa zastosowanie w futbolu nowoczesnego systemu VAR. Oczywiście kibice są zadowoleni, mają bowiem nadzieję, że wreszcie nie będzie dochodziło do takich skandali, jak w meczu Ligi Mistrzów Realu z Bayernem( dwa dyskusyjne gole dla Realu i absurdalna czerwona kartka pokazana Vidalowi).

Futbol jest prawdopodobnie najbardziej zacofaną dyscypliną spośród wszystkich, choć paradoksalnie cieszy się oczywiście największą popularnością wśród nieprzebranej rzeszy fanów sportu. Pierwszym krokiem do unowocześnienia piłkarskiej rzeczywistości było wprowadzanie systemu ''goal line technology''. Jest to bardzo pomocne narzędzie dla sędziów, gdyż eliminuje całkowicie możliwość uznania tzw. goli widmo. Dziś już nie wchodzi w grę, by sędzia miał wątpliwość czy piłka wpadła do bramki. Jeśli gol został zdobyty, sędzia dostaje informację na zegarku: goal i uznaje gola. Chyba nikt nie będzie polemizował z tym, że jest to pozytywna zmiana, słuszna innowacja dzięki której żaden arbiter już nie wsławi się w ten sposób, jak niezapomniany Azer Tofik Bachramow.

Jednak co zrobić, jeśli arbiter przerwie grę, choć nie było spalonego, odbierając drużynie możliwość zdobycia gola w sytuacji banalnej. Załóżmy, że drużyna rozmontowała obronę rywala, napastnik stanął oko w oko z bramkarzem, nagle słyszymy gwizdek. Sędzia przecież nawet jeśli będzie świadomy swojego błędu już post factum, nie pozwoli kontynuować akcji pokrzywdzonej ekipie. Jeśli gol padnie ze spalonego, zmiana decyzji będzie możliwa, arbiter główny będzie mógł się skonsultować ze swoimi asystentami.

Rzecz w tym, że futbol w swojej prostocie nie jest jednoznaczny. Sędziowie mogą różnie interpretować wiele sytuacji.  W futbolu obiektywizm często jest względny, górę bierze ocena subiektywna. Wiemy doskonale, że mecze w Premier League obfitują w bezpardonowe zagrania, które hiszpańscy sędziowie zapewne niejednokrotnie wycenialiby na żółte kartki. Po spotkaniu Barcy z PSG arbiter prowadzący ten mecz został odsądzony od czci i wiary, jednak część ekspertów jest zdania, że pierwszy rzut karny przyznany Katalończykom, był absolutnie słuszny( sam tak uważam, jedenastka musiała być konsekwencją niefrasobliwości obrońcy, którą skrzętnie wykorzystał Neymar, w tamtej sytuacji wystąpił zapewne pewien precedens, wszak trudno sobie przypomnieć faul popełniony głową, ale widać bywa i tak), natomiast co do drugiego karnego zdania są podzielone. Suarez nie jest piłkarzem wiotkim, jak chociażby Neymar, umie wygrać siłowy pojedynek z rywalem, więc jego upadek był bez wątpienia teatralny i niewspółmierny do rzekomego, de facto wyimaginowanego przewinienia. Rywal nie wpadł w Urugwajczyka z potężnym impetem, nie czarujmy się, Suarez chciał nabrać arbitra. Oczywiście wielu apologetów Barcy oponuje, że ''był kontakt'', że to był soft faul. Taka ocena sytuacji jest moim zdaniem zwyczajnie idiotyczna, weźmy bowiem spięcia w polu karnym przed wykonaniem każdego rzutu rożnego, jeśli arbiter byłby drobiazgowy, mógłby dopatrzyć się faulu w kilku takich sytuacjach w trakcie jednego meczu. Byłoby to absurdalne.

Bayern został oszukany przez arbitra w konfrontacji z Królewskimi bez dwóch zdań, Barcelonie przeciwko Paryżanom sędzia podarował jeden rzut karny, oczywiście pochwała oszustwa i skandalu byłaby kuriozum, ale Sepp Blatter powiedział kiedyś, że błędy są solą futbolu, wielu fanów jest tak zauroczonych piłką nożną ze względu na dramaturgię, którą tworzą także sędziowie. Gdyby oczerniony zewsząd Aytekin nie pomógł odrobinę graczom Luisa Enrique, nie mielibyśmy do czynienia z historycznym wyczynem, czyli magiczną remontadą Barcy. Często piłkarze zrzucają winę za klęski, kompromitacje, blamaże na arbitrów, choć Katalończycy wówczas dokonali niemożliwego nie za sprawą własnego kunsztu, tylko wskutek zwykłego niezgulstwa piłkarzy z Paryża.

Oczywiście wprowadzenie technologii VAR nie jest złym pomysłem, ale chciałem pokazać, że jeśli ten system zostanie w futbolu wprowadzony na stałe na wielkich imprezach, nie wyeliminuje błędów, a kontrowersje będą zawsze częścią piłkarskiego widowiska ze względu na wielość interpretacji w kluczowych sytuacjach. Działacze piłkarscy o najwyższej renomie mieli już sporo kretyńskich koncepcji, by rzekomo uzdrowić piłkarską rywalizację. Ot choćby pomysł z dodatkowymi sędziami za bramką okazał się chybiony.  Jest to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

Poza tym uważam, że należy rozważyć skorygowanie przepisów także w innym aspekcie. Mianowicie naprawdę nieludzki jest przepis, który stanowi, że jeśli piłkarz znajduje się w stuprocentowej sytuacji i zostaje sfaulowany w polu karnym, drużyna traci zawodnika, a po chwili wysoce prawdopodobna jest także utrata gola. Takie podwójne karanie burzy morale zespołu i często psuje cały mecz.


Real i Juventus, czyli dwie różne wizje budowania drużyny, zupełnie odmienne sposoby zarządzania finansami klubu, Królewscy kojarzą się z bogactwem, przepychem i gwiazdorstwem, natomiast Juve to przez lata pragmatycznie utrzymywana stabilność, umiejętność łatania dziur po utracie kluczowych piłkarzy, jak Pogba, Vidal czy Morata. Turyn to też miejsce, gdzie odbudować morale mogą gracze przez wielu już skazani na porażkę i piłkarskie dogorywanie. Sami Khedira w Realu był pośmiewiskiem, Gonzalo Higuain w powszechnej opinii kibiców-szyderców to koszmarny patałach, który wielokrotnie sprawił, że Argentyna przegrywała finały wielkich imprez. To przez jego pudła Leo Messi na dobrą sprawę w barwach Albicelestes jest nadal niespełniony. Tymczasem pod wodzą Allegriego strzela jak na zawołanie, to ten lekko tłustawy El Pipita de facto dał awans swojej drużynie do finału w Cardiff, aplikując Monaco dwa gole już w pierwszym meczu. Wreszcie Mario Mandżukic, dla którego w Bayernie brakowało miejsca. Próbował też swoich sił w Atletico, ale tam zaczął brylować aż miło Antoine Griezmann, trudno nie wspomnieć o Danim Alvesu. W Barcelonie kibice mieli go już serdecznie dość, ekscentryczny obrońca Canarinhos rozśmieszał wszystkich swoim ekstrawaganckim ubraniem, na boisku niestety nie dawał rady. Słynął z wielu nieprzemyślanych wrzutek, tzw. balonów, dziś jednak w Juve pokazuje, że zbyt wcześnie go skreślono.

Kiedy piszę o Juventusie, muszę oczywiście poświęcić parę słów Gianluiggim Buffonie. Przez lata włoski bramkarz rywalizował o pozycję numer jeden w europejskiej piłce z Ikerem Casillasem, jednak legenda Realu Madryt została w pewnym momencie skazana przez Jose Mourinho na futbolowy ostracyzm, a Buffon trwał cały czas niestrudzenie w bramce Juventusu. Golkiper ekipy z Turynu należy do wąskiego, ekskluzywnego grona graczy, którzy przez całą karierę pozostali wierni jednemu klubowi. Xavi Hernandez, Frank Lampard czy Steven Gerrard to nazwiska znane każdemu fanowi futbolowi, rzecz jednak w tym, że tylko Buffon do dziś jest na szczycie futbolu.

Real to Cristiano Ronaldo, doskonały egzekutor, niemal bezbłędny, perfekcyjny łowca goli, który zrezygnował z dryblingów, brawurowych szarż na bramkę, indywidualnych popisów, by stać się snajperem wyborowym, dziś Ronaldo nie jest głównym solistą w drużynie z Santiago Bernabeu, to nie on trzyma batutę w ekipie Królewskich. Dyrygentami w teamie Zizou są inni. Kapitalna linia pomocy odciąża Portugalczyka, zwalnia go z obowiązków w dziale kreacji, znakomity wirtuoz Isco, który pod względem kunsztu i maestrii gry może stawiać czoła Messiemu czy Neymarowi, jest dziś najlepszym graczem Realu, w pewnym sensie obnaża też absurdalność polityki transferowej Realu Madryt. Gareth Bale co i raz będący poza grą, notorycznie kontuzjowany jest dziś w Realu piątym kołem u wozu, jednak ponieważ kosztował około 100 mln, gdy wróci do zdrowia, prawdopodobnie nadal będzie rozczarowywał swoją grą.

Juventus potrafił zneutralizować tercet MSN, gracze ze stolicy Piemontu zdołali również ostudzić zapędy młodzieży z Monte Carlo, tym razem będą zmagać się z Realem, rywalem znakomitym, jednak wielkie finały podobno wygrywa się obroną. Formacja defensywna Juve to wspaniały monolit, natomiast Real ma elektrycznego Ramosa, którego łatwo sprowokować, a także beztroskich Marcelo i Carvaajala, którzy przyjemność szturmowania bramki rywala przedkładają nad swoje podstawowe obowiązki w destrukcji.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej