czwartek 28 września 2017

Piłkarze Barcelony przeżywają u progu tego sezonu skrajne emocje. Najpierw w klubie z Camp Nou doszło do wstrząsu po tym, jak transferowa saga Neymara zakończyła się nie po myśli Katalończyków, na domiar złego później Barca poniosła de facto klęskę w Superpucharze Hiszpanii. Dziś obserwujemy radykalną zmianę nastrojów w ekipie Ernesto Valverde. Początkowo Barcelona miała potwornego pecha, gracze Barcy byli pełni zniechęcenia i apatii, brakowało im jakiejkolwiek wizji gry, Leo Messi w pierwszych kolejkach La Liga obijał słupki i poprzeczki, zmarnował też jednego karnego, Real natomiast czarował, a dziś po trzech wpadkach na Santiago Bernabeu musi oglądać plecy Barcelony.

Katalończycy są regularni, konkretni, choć ostatnio po prostu dopisuje im szczęście. W dwóch ostatnich meczach Messi nie popisał się niczym szczególnym, ale wyręczyli go rywale, którzy strzelili sobie trzy samobójcze gole. Katastrofa z początku sezonu została zapomniana, dziś Barcelona ma furę szczęścia, a Real również zaskakuje. Błyszcząca w Bundeslidze Borussia musiała przełknąć gorycz porażki, gdy we wtorek została perfekcyjnie wypunktowana przez graczy Królewskich. Okazuje się, że LM to rozgrywki, które piłkarze Zidane wciąż preferują. Realowi łatwiej rywalizuje się z drużynami chcącymi grać piłką, beztroski i nierozważny futbol dortmundczyków w zderzeniu z szarżami Bale’a, a jakże dotąd również jednego z najbardziej zawodzących graczy Realu i Cristiano Ronaldo okazał się śmieszny, żałosny, warty kpin.

Asensio i Isco- to oni dotąd wiedli prym w drużynie Królewskich, tym razem jednak do głosu w końcu doszedł Bale i okazało się, że Walijczyk wciąż potrafi dać się we znaki potentatom, Cristiano Ronaldo, który jest sfrustrowany tym, że Messi strzela gola za golem w lidze, wyładował swoją sportową złość na Borussi. W lidze ma zero goli, w LM już cztery w dwóch meczach. Dla Bale'a brawurowe rajdy to oczko w głowie, więc jeśli ma szansę na taką grę, nagle staje się piłkarzem wielkiego formatu.

Barcelona nie ucierpiała po stracie Dembele. Jego kontuzja miała osłabić morale drużyny, tymczasem Barca radzi sobie nadspodziewanie świetnie. Ego i kapryśność Neymara absolutnie nie jest rzeczą, której brakuje na Camp Nou. Brazylijczyk daje popisy w Paryżu, ale jego odejście wcale nie podziałało negatywnie na Barcę.

Barcelona dziś w środkowej strefie boiska ma bardzo niekomfortową sytuację. Messi musi być alfą i omegą na boisku, człowiekiem orkiestrą, ale mimo to Barca daje radę, za szybko spisaliśmy ją na straty. Kiedy drużynę z Katalonii prowadził Gerardo Martino powodem kryzysu było dogmatyczne wręcz przywiązanie do tiki-taki, zapamiętałość w realizowaniu jednej jedynie słusznej koncepcji gry, trener nie potrafił ignorować nacisków Xaviego i forsował niezaskakującą już nikogo tiki-takę, dziś Barcelona nie jest ograniczana ani przez taktykę, ani przez jakiegoś niesfornego piłkarza. Dziś, gdy nikt nie stawiał na Barcę, zadziałała sportowa złość, chęć pokazania krytykom, że kres tej drużyny jest daleko… Oczywiście obiecujące występy Semedo chociażby muszą cieszyć fanów Katalończyków, ale w sytuacji, gdy La Masia przestała produkować talenty, a Barcelona była wciąż krytykowana, to, że nowi gracze zaczęła prezentować się z dobrej strony, może wprawiać w dobry nastrój sympatyków Barcy.


niedziela 24 września 2017

Trzy mecze zremisowane na Bernabeu były dla piłkarzy Zinedine Zidane klęską bezprecedensową, na tym etapie sezonu spodziewaliśmy się zaciętej rywalizacji między Realem i Barceloną, tymczasem to Katalończycy obecnie dominują w La Liga. Królewscy pozbawieni Cristiano Ronaldo mieli być usprawiedliwieni, jednak po powrocie CR7 gra ekipy Zizou ani drgnęła. O co chodzi?

Dwa gole Daniego Ceballosa dały Królewskim zwycięstwo nad Deportivo Alaves. Był to drugi mecz, w którym wystąpił Cristiano Ronaldo, gola nie strzelił, choć szamotał się niemiłosiernie, by rozpocząć pogoń za rozochoconym kolejnymi trafieniami Leo Messim. Argentyńczyk choć nie strzela w każdym spotkaniu, nie narzeka, fani Barcy też nie mogą mieć do niego pretensji. Barca wyśmiewana przez wszystkich szyderców po stracie Neymara dziś nie jest drużyną bez wyrazu, bez charakteru. Starcia w Superpucharze z Realem nie załamały graczy Valverde, nastąpił wręcz efekt piorunujący w postawie Katalończyków, na Camp Nou przeprowadzono terapię wstrząsową, po której drużyna stała się mocniejsza. Transfer Paulinho na razie jest największą rewelacją tego sezonu La Liga i wcale nie dlatego że Brazylijczyk perfekcyjnie wywiązuje się ze swoich obowiązków w destrukcji, lecz ponieważ strzela gole. Dwa mecze dwa gole to jego imponujące statystyki, których nie osiągnęli nawet w swoich dwóch pierwszych występach dla Barcy Leo Messi i Neymar, dość powiedzieć, że w starciu z Gironą(3:0 dla Barcelony) Brazylijczyk był bliski zdobycia swojego trzeciego gola.

Real w dwóch meczach miał wielkiego pecha, chodzi o konfrontacje z Valencią i Betisem. Oba spotkanie obfitowały w znakomite szanse dla Królewskich, jednak te bombardowania, ostrzeliwania, szturmy na bramkę rywali nie zaowocowały golami. A w Barcelonie, gdy Messi nie ma swojego dnia, trafiają gracze często kwestionowani bardzo mocno, jak w meczu z Getafe Denis Suarez czy wspomniany już Paulinho.

Real dziś opiera swoją siłę uderzeniową na graczach nowych. Asensio i Isco to rewelacje tego sezonu PD, okazuje się, że wchodzimy w nową fazę w piłce hiszpańskiej, dotąd emocjonowaliśmy się rywalizacją dwóch tercetów, dziś tymczasem po odejściu Neymara Leo Messi daje show, prowadząc Barcę do kolejnych zwycięstw, nie potrzebuje do tego innego gwiazdora Suareza, który wczoraj wprawdzie wbił gola Gironie, niemniej jego strzeleckie osiągnięcia nie mogą na razie budzić uznania, z kolei na Concha Espina Gareth Bale jest kompletnie zagubiony, stać go jedynie na pojedynczy błysk, jak fenomenalna szarża ze starcia z Sociedad. Bale przestał być kluczowym graczem dla Realu, Benzema jest kontuzjowany, Ronaldo niesamowicie nieskuteczny, więc Real jest w tarapatach, a gdyby nie Asensio, Isco czy Ceballos na Santiago Bernabeu na Santiago Bernabeu doszłoby do trzęsienia ziemi, choć niektórzy już teraz pokpiwają sobie, że nad białą częścią Madrytu przechodzi obecnie huragan Irma. 

Warto przypomnieć znowu o absurdalnej polityce transferowej Fiorentino Pereza. Alvaro Morata szaleje w Premier League, w Realu był niechciany, jednak czy to to kogoś dziwi? No właśnie...


środa 13 września 2017

Paradoksem jest to, że choć sam swego czasu, zresztą nie raz to robiłem, potępiałem w czambuł tych, którzy formułowali bardzo radykalne opinie, krytykowałem ludzi stawiających kategoryczne tezy, przedwcześnie wieszczących upadek jakiejś wielkiej drużyny czy schyłek ery któregoś z gigantów klubowej piłki, dziś z tego samego powodu muszę się pokajać. Okazuje się bowiem, że sam w pewnym momencie napisałem tekst w takim właśnie tonie i tym felietonem chcę przyznać z pełnym przekonaniem, że nie warto ferować wyroków zbyt wcześnie, bo można się na tym nieźle sparzyć.



Po meczach o Superpuchar Hiszpanii, w których Barcelona została zmiażdżona przez Real, rozpływałem się w zachwytach nad istotnie olśniewającymi popisami Królewskich. Byłem wówczas oczarowany grą Isco i Asensio. Ta lekkość, finezja, fantazja wprawiała mnie w osłupienie, zacząłem więc wieszczyć złotą erę drużynie Zizou. Oczywiście to bardzo prawdopodobne, że ekipa z Santiago Bernabeu będzie w tym sezonie przeżywać wielkie wzloty, tym niemniej na chwilę obecną w tabeli La Liga przewodzi Barcelona, czyli drużyna przez wszystkich już niemal skreślona.

Leo Messi w pierwszym meczu sezonu nie wykorzystał rzutu karnego, później również pech nie chciał się od niego odczepić, znakiem tego trzy razy w jednym spotkaniu obijał słupek bramki rywala, jednak w końcu miarka się przebrała i pełny sportowej złości, pazerności na gole Argentyńczyk pokazał swoją niesamowitą klasę. W ostatnich derbach Barcelony ustrzelił hat tricka, dziś dwoma golami powalił Juventus, w końcu odczarował bramkę Buffona, któremu strzelił pierwsze gole, czyli Messi wciąż te swoje rekordy indywidualne bije, śrubuje, stale znajduje jakąś nową bariery, które z łatwością przekracza.

Barcelona może poradzić sobie bez zmanierowanego wielką mamoną Neymara, kapryśny i humorzasty Brazylijski nie pasował nigdy jeśli chodzi o wizerunek, reputację, temperament do Barcelony, czyli drużyny grzecznych chłopców. Mecz z Juventusem pokazał, że weteran Andres Iniesta wciąż może przejawić najwyższy kunszt. Iniesta po prostu zagrał profesurę, a Messi jak to Messi, dwa razy błysnął, w całym meczu nie musiał być specjalnie aktywny, ale w tych decydujących momentach postawił na swoim i poprowadził drużynę do zdecydowanego triumfu 3:0. 3 gole strzelone Juve to wyczyn rzadko spotykany. W końcu jak dotychczas drużyna ze stolicy Piemontu obok Atletico Madryt uchodziła za zespół niemal perfekcyjny w defensywie.

Patrząc na geniusz Messiego łatwo pokusić się o tezę, że ten niepowtarzalny wirtuoz futbolu od dłuższego czasu notorycznie się oszczędza, preferuję grę ekonomiczną, jednak i tak nie sposób przeczyć temu, że jego boiskowe dokonania imponują tym artyzmem znacznie bardziej niż taśmowo strzelane z zimną krwią przez Cristiano Ronaldo gole. CR7 jest synonimem skuteczności i wyrachowania, Messi to z kolei emanacja piłkarskiego romantyzmu, idealistyczny esteta piłki nożnej (czyli wymierający gatunek wśród dzisiejszych graczy), który wciąż chce cieszyć kibiców także pięknem swoich zagrań, nie wystarcza mu satysfakcja z tego, że nieustannie trafia na listę strzelców goli czy asystentów, musi to zrobić w sposób zjawiskowy, nad podziw efektowny, to sprawia mu frajdę.

Nie chcę tu opisywać szczegółowo przebiegu hiszpańsko-włoskiego szlagieru pierwszej kolejki LM, zwracam tylko uwagę, że futbol jest tak piękny również dlatego że wiemy, że niektóre drużyny nie zejdą poniżej pewnego poziomu. Wprawdzie MU po odejściu Fergusona zanotował niesamowity regres, jednak teraz stopniowo Czerwone Diabły się odradzają pod wodzą Jose Mourinho, natomiast Barca też swego czasu sprawiała srogi zawód swoim fanom. Pamiętamy, jak pod kierunkiem Gerardo Martino drużyna z Camp Nou doszła do ściany i sam obwieszczałem wówczas dekadencję Katalończyków, ten marazm, apatia, brak pomysłu na grę i woli walki porażał, po meczach w Superpucharze wydawało się, że powtórka z rozrywki jest kwestią czasu, że ten sezon będzie dla Barcelony wielkim koszmarem, jednak teraz kibice tej plejady gwiazd prowadzonej przez trenera Valverde mogą patrzeć optymistycznie w przyszłość. Stagnacja raczej nie grozi Barcelonie. Skoro stare wygi, jak Iniesta i Messi nie są wcale żadnymi zgranymi kartami, tylko asami, Barca wciąż należy do faworytów LM.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej