poniedziałek 23 października 2017

Fani Barcelony ostatnio sporo narzekają, choć de facto nie mają powodów do utyskiwania, a jednak okazuje się, że zawsze można sobie wymyślić jakiś idiotyczny pretekst, by obsmarować swoją drużynę.

Barca punktuje aż miło w Primera Division, jednak kibice są powściągliwi, najbardziej skrajni pesymiści kwestionują taktyczne pomysły trenera Valverde. Ze szczególnym upodobaniem ciskają gromy w Luisa Suareza. Dlaczego? Ponieważ Urugwajczyk po przeniesieniu się ze środka ataku na skrzydło zapomniał, jak się strzela gole. Fakt, brak goli Suareza to spory mankament taktycznej ewolucji tego zawodnika, tym niemniej jeśli przy wypominaniu mu nieskuteczności uwzględnimy też to, że Cristiano Ronaldo w tym sezonie kompletnie nie może wstrzelić się w bramkę, Karim Benzema notuje pudła zawstydzając( w przypadku Francuza to akurat standard, nie jest to żadna niespodzianka), natomiast as Arsenalu A.Sanchez też ma złą passę w PL( wczoraj strzelił gola Evertonowi, ale generalnie w tym sezonie ligi angielskiej nie błyszczy w swoim stylu), niefrasobliwość Suareza mogłaby chyba zostać w jakimś stopniu zbagatelizowana.

Dziwi mnie, że ludzie na co dzień oglądający futbol nie mają świadomości, iż Leo Messi w ostatnich sezonach w większej mierze spełniał się w rozpieszczeniu kolegów znakomitymi asystami niż w strzelaniu goli. W tych rozgrywkach zaczął wręcz okładać rywali golami niemal co mecz. Ten jego licznik wystrzelił na poziom obłędny. Ponadto wyśmiewany przez wielu szyderców Paulinho( wcześniej gracz ligi chińskiej-sic!) już sobie w Barcelonie trochę postrzelał, mimo że w zamyśle miał pełnić rolę typowego zadaniowca harującego w destrukcji. Jaki zatem jest sens histeryzowania.

Większe powody do takich lamentów mają na Santiago Bernabeu. C. Ronaldo w każdym meczu funduje fanom męczarnie niemiłosierne. Kibice już nie mogą zdzierżyć, gdy widzą, jak gwiazdor tego formatu nie daje rady strzelić gola w sytuacjach banalnych. Cała drużyna Królewskich razi dziś apatią, brakiem woli walki. Gdzie się podziała finezja i rozmach ze starć w Superpucharze Hiszpanii… Real aktualnie na ogół liczy na błysk geniuszu Isco, czasami zadziwia nas też Asensio, generalnie w Madrycie mają twardy orzech do zgryzienia( i to nie tylko w tej białej części stolicy Hiszpanii, o czym za moment).

Być może niektórych piłkarzy Realu, którzy powinni grać pierwsze skrzypce, dopadło wypalenie. Roben i Ribbery nie są niekwestionowanymi filarami Bayernu, może także Real potrzebuje zmian personalnych.

Najbardziej niedocenianą drużyną w Europie jest dziś Tottenham. Kibice Spurs mogą być dumni ze swoich ulubieńców. Harry Kane to napastnik, który wprawdzie nie imponuje bajeczną techniką, ale te jego liczby są rewelacyjne. Anglicy kiedyś mieli Rooneya, teraz to łowca goli z ekipy Kogutów wchodzi w buty gracza Evertonu. Dele Ali to powiew świeżości w angielskiej piłce, piłkarz, który wnosi sporo fantazji zarówno do gry Tottenhamu jak i teamu Albionu. C.Eriksen udowadnia, że w krajach skandynawskich futbol to nie tylko ten obrzydliwy pyszałek Zlatan. Z kolei Koreańczyk Son zachwyca szybkością i poświęceniem. Wpisuje się w model typowego tytana pracy z Azji. Nawet Trypier znakomicie wypełnił lukę po Walkerze. Jeśli drużyna gra bez respektu na Bernabeu, należy jej się burza braw.

Przed chwilą wystawiłem laurkę, to teraz muszę wyrazić krytykę, bo okazuje się, że teza o Arsenalu jako drużynie najbardziej pociesznej z tej europejskiej czołówki została wystawiona na próbę przez graczy Liverpoolu. The Reds dotąd uchodzili za drużynę dającą radę w konfrontacjach z możnymi klubowej piłki i zawodzącą przeciwko outsiderom. Dziś tymczasem widzimy, jak The Reds są gromieni przez MC i Tottenham…

Teraz parę słów o drużynach z Manchesteru. City wystartowało w tym sezonie wystrzałowo. Wewnętrzna rywalizacja w zespole może wzbudzić podziw. Aguero strzela, ale strzela też Jesus, więc Guardiola ma kłopot bogactwa.  Pep zresztą znalazł się w sytuacji tak komfortowej, że podczas konferencji prasowych wdaje się w polityczne dyskusje, agitując fanatycznie za niepodległością Katalonii. Silva, de Bruyne, Sane, Sterling- publicystyka ma być lapidarna, toteż wyrażę się jasno-drużyna na miarę mistrza Anglii! Nurtuje mnie tylko to, czy ekipa z Etihad zdoła zdobyć w tym sezonie ponad 100 goli. Swego czasu 103 strzeliła Chelsea pod wodzą Ancelottiego, gdy na chwałę The Blues grali jeszcze Drogba i Lampard. Oznacza to, że setka jest w zasięgu piłkarzy City. Tak czy inaczej skłaniam się też ku temu, by nie popadać zbytnio w euforię. Poprzedni sezon ludzie Guardioli również rozpoczęli fantastycznie, jednak na koniec rozgrywek fety na Etihad nie było. Jestem pod wrażeniem tego, co robi ekipa City, ale wolę tonować te świetne nastroje, pamiętam bowiem chociażby, jak Barca Gerardo Martino za kadencji tego szkoleniowca wygrała kilka spotkań, pobiła rekord zwycięstw w La Liga, w pierwszym meczu zdemolowała Levante 7:0, a 6 goli padło w pierwszej połowie tego meczu! Później jednak było tylko gorzej, Neymar wtedy jeszcze był schowany za Messim, a Katalończycy zapętlili się w tiki-tace. City życzę dobrze, bo ci goście dostarczają naprawdę mnóstwo rozrywki swoją efektowną grą, ale tę małą dygresję daję pod rozwagę fanom drużyny Guardioli.

Na Etihad zapanowała idylla, sielanki nie ma za to na Old Trafford. Krewki Jose pracuje znowu solidnie, by nazwisko Mourinho po raz wtóry figurowało w kategorii antyfutbol. Na początku sezonu byliśmy oczarowani nową nadzieją angielskiej piłki Rashfordem. Potężny Lukaku przestawiał obrońców, jak chciał, natomiast teraz United przegrywa z Huddersfield… Tydzień wcześniej Mou postawił autobus na Anfield. No comment.

Nie myślcie jednak, że z satysfakcją pastwię się nad MU i punktuję bezlitośnie Mourinho, bo można, a nawet trzeba poznęcać się też nad Atletico. Drużyna Cholo Simeone wciąż musi walczyć ze stereotypem zespołu zdolnego stawić opór, bawiącego się przeszkadzaniem w grze potentatom i nieporadnego, gdy należy strzelać gole ekipom z niższej półki( vide Karabach). Sam Griezmann nie zawsze wyczaruje Los Colchoneros zwycięstwo.


niedziela 15 października 2017

Dzisiaj napiszę felieton z kategorii: co by było, gdyby? Niektórzy mogą być zdziwieni, ale pozwolę sobie wejść w polemikę z ignorantami, którzy twierdzą uparcie, że genialny Argentyńczyk jest tak dobry, bo gra w Barcelonie. Furda, że na Camp Nou jest mózgiem drużyny. Jeśli ktoś myśli, że piszę sobie ten tekst ot tak, nie zważając na to, co się dzieje, choćby na wczorajszy mecz Atletico z Barceloną, to informuję, że przyczynkiem do napisania tego tekstu był hat trick Messiego w reprezentacji, trzy gole gracza Barcy dały Argentynie przepustkę na mundial w Rosji. 

W reprezentacji zatem Messi jednak potrafi coś wyczarować, spisać się zadziwiająco dobrze. Choć ma do czynienia w kadrze z Dybalą, Icardim, Di Marią, Pastore czy Aguero, to czasami to właśnie on musi wziąć sprawy w swoje ręce. Proszę więc łaskawie nie kwestionować przydatności Messiego dla drużyny narodowej.

Premier League jest postrzegana stereotypowo jako liga twardzieli, dryblasów, liga, w której grzeczni i wiotcy chłopcy mają być tłamszeni, obijani przez ludzi od czarnej roboty. To oczywiście żenujące uproszczenie. Eden Hazard, Sergio Aguero, Juan Mata, Raheem Sterling, David Silva to gracze nie dysponujący imponującymi warunkami fizycznymi, za to przejawiający sporo fantazji na boisku, dzięki czemu trudno ich wyłączyć z gry.

Premier League to nie Championship, kiedyś esteci futbolu załamywali ręce nad prymitywnym futbolem Stoke City Tonny’ego Pullisa i wrzucaniem piłki z autu przez Delapa tak, by można było w ten sposób strzelać gole. Futbol oparty na stałych fragmentach gry, sile mięśni dziś jest w cenie na zapleczu ekstraklasy angielskiej, Premier League zyskała sporo jeśli chodzi o widowiskowość nie tylko za sprawą wielu goli, ale też niebanalnego stylu gry, szczególnie pod tym względem wyróżnia się MC, który nieustannie gromi swoich kolejnych rywali.

Dziś wśród piłkarzy Premier League, którzy regularnie trafiają na czołówki gazet za sprawą swoich wyczynów strzeleckich chociażby, jedynie Lukaku słynie z tego, że jest rzeczywiście potężny, nie do ruszenia dla obrońców.

Ten mit, że Messi nie poradziłby sobie w PL znalazł podatny grunt po pamiętnym meczu LM Barcelony z Celtikiem, w którym Katalończycy przegrali, choć osiągnęli 80 procentowe posiadanie piłki. Był to jednak incydent, Messi później wielokrotnie mierzył się z podobnymi rywalami i dawał im się we znaki. Jego osiągnięcia w LM wskazują, że także w innej lidze, także w Anglii byłby wielki. Nie tak dawno Neymar ośmieszał graczy Celtico wręcz ostentacyjnie, a Messi to jednak wyższa półka. Człowiek, który kieruje dziś grą Barcelony i gdy tylko postanowi ruszyć do ataku, zainicjować akcje, rywale są w tarapatach, musi być niesamowity bez względu na okoliczności, bez względu na to dla kogo i gdzie gra… Messi strzela gole aż miło, ale dziś jest przede wszystkim nieprawdopodobnym rozgrywającym, reżyserem gry swoich drużyn, taki człowiek dałby radę naprawdę wszędzie.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej