Najgorszy mecz Leo Messiego w sezonie był świetną okazją do zweryfikowania skali zależności Barcelony od niemego lidera z Argentyny. Granada przegrała 1:3, ale Barca nie dominowała na Nuevo Los Carmenes. Co więcej, wciąż nie może opędzić się od Messiego.

''Crackitic'' niby sugestywny tytuł w ''Mundo Deportivo'', typowa gra słów, paradoksalnie był dość enigmatyczny. Kiedy w jednym z meczów Copa del Rey Ivan Rakitic zagrał bardzo solidnie, kataloński dziennikarz tak go ochrzcił. Można tylko domniemywać, czy był to przejaw ironii, czy jednak zbytek egzaltacji, patos typowy dla hiszpańskich żurnalistów. Tak czy inaczej niezły występ Chorwata wzbudził wówczas entuzjazm, kibice nie piętnowali go, nie potępiali też w czambuł osławionego komitetu transferowego klubu z Camp Nou, na czele którego stał Andoni Zubizarreta. Dzisiaj Rakitic strzelił gola i zanotował dwie asysty, czy jednak kibice mają prawo się cieszyć. Czy aby przejawem słabości nie jest to, że piłkarz tej klasy decyduje o obliczu zespołu. Emblematyczni gracze- Xavi Hernandez i Andres Iniesta są odstawiani na bok, rola Xaviego w drużynie została już wręcz całkowicie zmarginalizowana, w meczu z Granadą akurat zagrał, niemniej fani widzą ''Creusa'' w charakterze mentora dla młodych graczy, ewentualnie rezerwowego, który wejdzie na boisku na końcówkę spotkania, które jest dość ''elektryczne'' i trzeba wprowadzić spokój, emanować nim na cały zespół. Iniesta w bieżącym sezonie nie strzelił jeszcze gola, ma zaledwie jedną asystę. Gdzie się podział ten niesamowity Don Andres, wirtuoz chronicznie przejawiający kunszt techniczny. Xavi zawsze był graczem nader efektywnym, przedkładał skuteczność swoich zagrań nad efektowność, natomiast Iniesta lubował się w futbolowym artyzmie, był prawdziwym maestro. Teraz linia pomocy jest pięta achillesową Barcy, już nawet nieszczęsne stałe fragmenty gry przestały być barcelońską zmorą. Kiedyś Katalończycy tracili gole ze stojącej piłki taśmowo, obecnie nawet je z rzutów wolnych i rożnych strzelają. Pamiętacie gola Gerarda Pique w meczu z Villareal w półfinale Copa del Rey? Enrique nieśmiało wprowadza do drużyny młodych piłkarzy, ale docelowym rozwiązaniem jest przekazanie batuty dla dyrygenta drużyny Ivanowi Rakiticowi. Czy marka FC Barcelona nie zostanie tym samym splamiona? Oczywiście to Leo Messi jest liderem ekipy, także zresztą numerem jeden środka pola, ale gdy Messi tak jak dziś, będzie miał słabszy dzień, ktoś będzie musiał wysunąć się na pierwszy plan. Będzie to Rakitic? Bądźmy poważni.

Leo Messi przekracza kolejne granice, łamie bariery niedostępne dla pozostałych futbolistów, być może udoskonala doskonałość, ale czasami ma gorsze momenty, nader rzadko, ale jednak. Tak jak dziś, owszem strzelił gola, ale powinien dołożyć kolejne dwa, był zdekoncentrowany, rozproszony, jakby nieswój. Messi nie brał ciężaru gry na siebie, a gwałtowny spadek formy Neymara sprawił, że Rakitic musiał nad tym wszystkim zapanować. Zapanował, pierwszy i ostatni raz, to nie jest bowiem facet gwarantujący jakość, tylko piłkarz na miarę Sevilli, dziś prawdopodobnie rozegrał mecz życia. Barcelona to dla niego za wysokie progi, ale teraz wszystkich ogarnia szał, będą się zachwycać, ale długo w tym swoim zapamiętaniu nie wytrwają. Luis Suarez ostatnio strzelił dwa gole, dzisiaj kolejnego, ale co z tego? Przecież musi to robić, a na spalonym wciąż jest łapany. Najśmieszniejsze jest to, że gdy trener go zmienia, wielce się burzy. Żeby piłkarz nadający się do siłowego futbolu rodem z Anglii, a kompletnie niekompatybilny z wyższą kulturą piłkarską w Primera Division, grymasił i coś tam bąkał pod nosem...Gdyby trener miał charyzmę, utemperowałby go. Ale Suarez będzie grał dalej, oby tylko nie ugryzł swego pryncypała. Teorie o tercecie barcelońskim są mrzonką, aktualnie tylko Messi trzyma poziom, choć dziś i Argentyńczyk się szamotał. Niedawno pisano o zabójczym duecie, który tworzył z Neymarem, Brazylijczykowi piórka opadły, niech się podniesie, bo drużyna daleko nie zajdzie z jednym piłkarzem. Brzmi to może paradoksalnie, tym bardziej, że podnoszą się głosy o wielkiej Barcelonie. Cóż, geniusz Messiego jest tak niepodrabialny, że można łapać się za głowę. Facet kreuje grę, strzela gole, haruje w obronie. Stachanowiec. Wydaje się jednak, że niestrzelony rzut karny w meczu z MC, który mógł przypieczętować awans Katalończyków do kolejnej fazy Champions League, poirytował Messiego. Dziennikarze z pianą na ustach wyliczyli mu, ile to karnych w swojej karierze spartolił, uzbierało się tego trochę. Niektórzy żartowali, że bezbłędnie egzekwujący jedenastki Cristiano Ronaldo przewyższa Leo tylko pod tym względem, Argentyńczykowi jednak nie było do śmiechu. Zamęt wokół niego po domniemanym konflikcie z Luisem Enrique, był impulsem do strzelania kolejnych goli, Messi w popłochu tłumaczył się, że nie droczył się z trenerem, a wersja kolportowana przez media, to zwyczajne pomówienie. Jak było istotnie, nigdy się nie dowiemy, czy jednak teraz nie stało się coś złego? Drużyna będąca na fali nie może stracić swojego lidera, jeśli on obniży loty, zespół także wpadnie w dołek. Czymś niesamowitym jest, że piszemy i mówimy w samych superlatywach o drużynie, której siła tkwi w jednym człowieku. Futbol mimo swej prostoty bywa czasami zgoła osobliwy.

PS. Piłkarz Rayo Vallecano- Bueno strzelił w meczu z Levante cztery gole w ciągu 15 min. Niech Messi i Ronaldo się chowają! 

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej