poniedziałek 31 października 2016

Kilka lat temu pasjonowaliśmy się rywalizacją Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Później ekscytowaliśmy się znakomitymi duetami, barcelońska para Messi-Neymar ścigała się na gole z madryckim tandemem Ronaldo-Bale. Kolejnym przedmiotem piłkarskich debat stały się osiągnięcia tercetów Messi-Suarez-Neymar i Benzema-Bale-Ronaldo. Dziś tymczasem trio madryckie przechodzi poważny kryzys, a z kolei w drużynie z Camp Nou bryluje głównie Messi.

Cristiano Ronaldo strzela coraz mniej goli. Co się dzieje z wielką strzelbą Królewskich? Czy madrycka maszyna do zdobywania bramek zacięła się na dobre. Jedno jest pewne, Cristiano zbliża się do końca kariery. Coraz częściej widzimy, że wręcz męczy się na boisku. Drużyna nie jest od niego uzależniona. Ronaldo na boisku przejawia ogromny egoizm, czyha zwykle na podania i w ostatnich meczach niestety nawet wykończenie szwankuje przy jego próbach zdobycia gola. Zasadne wydaje mi się więc porównanie Portugalczyka do Arjena Robbena, obaj są wyjątkowo kapryśnymi ekscentrykami. W ostatnich tygodniach na bohatera Realu wyrasta Alvaro Morata, czyli człowiek, który kiedyś w barwach Juventusu zagrał na nosie władzom madryckiego klubu, które nie poznały się na jego nieprzeciętnym talencie. Morata w ostatnim meczu z Alaves, kiedy drużyna nie grała widowisko, tylko wręcz siermiężnie i bardzo minimalistycznie, przypieczętował zwycięstwo Królewskich, wcześniej strzelał ważne gole Bilbao i Sportingowi Lizbona. 

Jednak Real to klub dość osobliwy. Florentino Perez rządzi swoim klubem w sposób wręcz autorytarny. Trener musi w pewnym stopniu podporządkować się prezesowi i spełniać jego zachcianki. Swego czasu po Madrycie krążyła legenda o przyczynie zwolnienia Carlo Ancelottiego. Podobno czara goryczy przelała się, gdy Włoch zaczął sadzać na ławce Garetha Bale'a. Bale musi grać zawsze, bo jest ulubieńcem Pereza, podobnie rzecz się ma z Karimem Benzemą, który ostatnio prezentuje naprawdę fatalną formę. Oczywiście Benzema nigdy nie był typowym snajperem, łowcą goli, Francuz miał pracować na gole Cristiano Ronaldo, jednak w ostatnich meczach pożytek z niego jest żaden. Jeśli z gry wypada Luka Modric Real gra bardzo nudną piłkę. Toni Kroos na ogół dba, by mieć blisko 100% celnych podań. Szkoda, że bardzo często są to podania najprostsze z możliwych. Zidane nie przyczynił się do odrodzenia Isco, który kiedyś szumnie był nazywany ''Messim Madrytu''. W ostatnim meczu z Alaves Isco nie grał źle, po spotkaniu z Bilbao nawet kibice mieli pretensje do trenera, że zmienia jednego z lepszych graczy na boisku, ale czasami można odnieść wrażenie, że Isco powinien mieć swoją piłkę, bo nieraz popada w tanie efekciarstwo. Zatem Real nie osiągnął tej płynności w grze, której oczekiwaliśmy od triumfatora Champions League. Real nie gra finezyjnie. Jednak wiąże się to w pewnym stopniu z filozofią klubu. Królewscy od lat stawiają na wyniki. Nie chodzi o piękno futbolu, kunszt, estetykę gry, tylko sukcesy, które zaspokajają wybujałe ambicje i rozdęte ego madridistas. Oczywiście należy też wspomnieć tu o Cristiano Ronaldo, dla którego liczą się dokonania strzeleckie i nic więcej. Pamiętamy, jak Los Blancos pragnęli ''decimy'', czyli 10. Pucharu Europy. Real w erze Jose Mourinho, tym burzliwym okresie animozji, oskarżeń, obelg, ciągłego podsycania waśni madrycko-barcelońskich zerwał z tradycją ''senorio'', stając się idealnym miejscem dla piłkarskich gwiazdeczek, które nie tworzą drużyny, a interesują się tylko gwiazdorskimi gażami. Real na przestrzeni lat miał wiele gwiazd, ale ich losy często przypominały jakiś koszmar. Mesut Oezil z Realu został przez Mourinho wyrzucony, dziś marginalną rolę w drużynie odgrywa James Rodriguez, gwiazda mundialu w Brazylii, Kolumbijczyk, którego Real kupił za około 80 mln. Absurdalność tego transferowego obłędu Florentino Pereza pokazuje ostatni sezon, Real tym razem, o dziwo, nie szalał na rynku transferowym, a w drużynie błyszczy Alvaro Morata, piłkarz odzyskany z Juventusu. Wymowne, prawda?

Barcelona różni się w wielkim stopniu od Realu. Barca od lat realizuje tę samą wizję futbolu, oczywiście z pewnymi modyfikacjami, które są szczególnie widocznie w okresie pracy z drużyną Luisa Enrique. Za prekursora tiki-taki uchodzi Johann Cruyff, to on stworzył legendarny Dream Team, w jego ślady poszedł Pep Guardiola. Dziś Barca nie jest tak pryncypialna, nie cierpi na manię tiki-taki, jednak wciąż przecież stosuje ten styl gry, nie porzuca dziedzictwa Cruyffa. W Realu tradycje, idee dziś nic nie znaczą. Po odejściu z Barcelony Xaviego, na Camp Nou nie ma gracza kultowego, ikony Barcy, autorytetu dla innych graczy. Leo Messi jednak nie pasuje do tej roli głównie ze względu na swoją osobowość, Andres Iniesta natomiast może być takim piłkarzem, ale niestety on też jest bardzo blisko końca kariery. Tak czy inaczej, jeśli w Barcelonie jest Iniesta, w Realu próżno szukać gracza tego typu. Cristiano Ronaldo uosabia arogancję, przepych, bufonadę. Jest raczej postacią antypatyczną w świecie futbolu. To Leo Messi wyrasta na bohatera pozytywnego. Zawsze skromny, cichy, ułożony. Real po utracie Raula i Casillasa stał się klubem, który nie ma własnej tożsamości. Pewnie śmiała teza, ale proszę ją podważyć...

Tercet BBC nie jest już postrachem ligi hiszpańskiej. Z tej trójki chyba Bale najrzadziej doprowadza fanów do szału. Tak czy inaczej na Santiago Bernabeu nikt nie ma prawa do euforii, załamywać też się nie muszą, ale jednak pojawiło się od początku sporo rzeczy do przemyślenia. A co się dzieje w Barcelonie? Neymar jest co i raz krytykowany za swoje zwody, sztuczki, dryblingi. Moim zdaniem futbol powinien być radosny, wesoły, nie może przeradzać się w defensywną obsesję, więc odbieram te komentarze ambiwalentnie, niemniej należy się zastanowić, czy  drużyna osiąga jakąkolwiek korzyść z tych zabaw Neymara z piłką. W ostatnich meczach raczej nikły. Luis Suarez przed meczem z Granadą zaprezentował kibicom Złotego Buta, ale jego pudła wciąż mogą irytować, notoryczne marnowanie znakomitych sytuacji nie przystoi graczowi tej klasy, a jednak, więc jak trwoga, to do Messiego.

Messi i Ronaldo dziś nie strzelają tak wielu goli, jak w ostatnich sezonach. Widać zresztą w każdym meczu, jak Messi człapie sobie po boisku, leniwie, niewinnie porusza się, by w pewnym momencie przerazić rywali i czy to posłać kapitalną piłkę jednemu z graczy ofensywnych czy to strzelić jakiegoś niezwykłego gola. Barcelona Pepa Guardioli była drużyną fenomenalną, synonimem piłkarskiego piękna. Messi pod wodzą Pepa mógł skupiać się na strzelaniu goli, wszak sekundowali mu Xavi i Iniesta. Dziś linia pomocy Barcy nie jest tak imponująca, Iniesta już odczuwa upływ czasu, chociażby Rakitic nie jest jednak wirtuozem, więc Messi musi być głównym rozgrywającym Katalończyków. Dzięki temu widzimy, że Messi z biegiem lat staje się zawodnikiem dojrzalszym piłkarsko. Pod wodzą Franka Rijkaarda, kiedy do drużyny wprowadzał nieśmiałego Leo jeszcze Ronaldinho już wówczas oczywiście nad podziw błyskotliwy Argentyńczyk był mimo wszystko egoistycznym skrzydłowym, który często na boisku przesadnie fantazjował. Później Messi stał się rasowym łowcą goli, dziś jednak Leo jest najbardziej wszechstronnym graczem na świecie. Dodam, że jako reżyser gry Barcy podoba mi się najbardziej.

Jednak kiedy trzeba, Messi bierze się za strzelanie. Pep Guardiola wie o tym doskonale. Rok temu pogrążył jego Bayern, kilka dni temu o jego strzeleckim zmyśle przekonali się gracze MC. Nie oni ostatni.


środa 5 października 2016

Pep Guardiola jest wizjonerem, człowiekiem który odcisnął piętno na futbolu i wprowadził odmienną koncepcję myślenia o piłce i roli bramkarzy w nowoczesnym futbolu. 

Joe Hart został szybko pogoniony z Etihad. Nie umie kopać piłki, potrafi celować co najwyżej w trybuny. Guardiola tego nie potrafił znieść, dla niego bramkarz jest ostatnim obrońcą, który musi nauczyć się rozgrywać piłkę. Pep opatentował sporo rzeczy, które z czasem przyjęły się w futbolu. Ot rozgrywanie piłki po obwodzie, by w odpowiednim momencie zaskoczyć rywala, gra z fałszywą dziewiątką itd. Dziś jednak najwięcej mówi się o bramkarzach. Jest taki jeden zuchwalec, Manuel Neuer mianowicie, który lubi ryzykować, jednak dla wielu golkiperów jest to działanie pozbawione sensu.

Claudio Bravo w Barcelonie spisywał się kapitalnie. Konkurował z Kaylorem Navasem o miano najlepszego bramkarza w Hiszpanii. Zdobył trzy trofea z Barcą, ponadto pokonał Leo Messiego w finale Copa America. Żyć, nie umierać, wspaniałego osiągnięcia, które bez bramkarza przecież pozostawałyby w sferze marzeń. A jednak, w Barcelonie znaleźli się ludzie, którzy chcą ulepszać wszystko za wszelką cenę. Zatem pozbyli się świetnego bramkarza, a w jego miejsce postawili zwykłego pajaca.

Claudio Bravo dziś jest w MC. Guardiola stworzył świetną drużynę na Etihad. Być może jego ekipa będzie przeciwwagą dla hiszpańskich gigantów, którzy rozochocili się i konkurencję z Anglii od jakiegoś czasu mają za grupkę frajerów i słabeuszy. Tak czy inaczej Bravo być może ze względu na presję, w pierwszym meczu w nowym klubie, a były to derby Manchesteru, czyli wielki klasyk ligi angielskiej, zawiódł. Niektórzy pewnie pomyśleli w tym momencie, że w ten genialny sposób będę chciał usprawiedliwiać teraz Ter Stegena. Nic z tego. Bravo grał w meczu o wielkiej stawce, a Ter Stegen zaliczył klopsa w starciu z Celtą, na dodatek w momencie, gdy jego drużyna wracała do gry.

Pamiętam gola z Romą, którego Rzymianie strzelili Barcelonie z połowy boiska, pamiętam też gola straconego przez Barcę w meczu z Bilbao, tym niesławnym 0:4. Trochę tych kiksów już się uzbierało jeśli chodzi o niemieckiego bramkarza. Czym możemy tłumaczyć jego fatalne błędy? Brak koncentracji, nonszalancja? Nie wiem, jednak przytoczę może parę przypadków w jakiejś mierze podobnych, by tak nie pastwić się nad Niemcem.

Neymar piłkarzem jest niezwykłym. Oczywistość. Jednak często ociera się o śmieszność, kiedy wdaje się w bezsensowne dryblingi. Gra egoistycznie. Wszyscy pewnie pamiętają ten feralny sezon dla Barcelony, kiedy u steru był Gerardo Martino. Wówczas Neymar obdarzał Leo Messiego wręcz czołobitnością, był zbyt pokorny. Dziś przesadzą z tą zabawą. Większość kibiców chce oglądać radość, piękny futbol, ale nie efekciarstwo. Oczywiście mnie również śmieszy ta dyskusja o tym, czy Neymar nie upokarza rywali, uciekając się do nieszablonowych zagrań, niemniej czasami istotnie przesadza z ilością beztroski, co skutkuje stratami piłki.

Marcelo, kolejny Brazylijczyk notuje często wypady pod pole karne rywali, ale po chwili widzimy, że nie ma go w pobliżu własnej szesnastki. To samo tyczy się Daniego Alvesa, choć ten swego czasu miał najwięcej asyst przy golach Messiego. Wszyscy ci panowie powinni się zastanowić, czy nie minęli się ze swoim powołaniem.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej