Jest pewien klub piłkarski, który darzę szczególną sympatią, jest to o tyle znamienne, że słabość mam także do jego odwiecznego wroga. Zatem można sobie wyobrazić, że uczucie, jakim pałam do owej drużyny istotnie musi być żarliwe. Szkoda tylko, że Barcelona, bo o niej mowa, wystawia swoich kibiców na coraz cięższe próby, gra na najczulszej strunie najzagorzalszych i najwierniejszych fanów. Na pohybel ktosiom, którzy rozsadzają ten zasłużony i wybitnie utytułowany klub, Josep Maria Bartomeu musi odejść, musi odejść, bo niszczy wizerunek Barcelony, już ostatnio się nad nim pastwiłem, teraz stawiam zarzut najpoważniejszy dla mnie, bo de facto te wszystkie szwindle i przekręty, które wychodzą na jaw, godzi się z największym rygorem napiętnować. Mianowicie chodzi o upadek La Masia. Warto wsłuchać się w głos rozsądku socios:bye, bye Bartomeu, te słowa są wymowne, oby oddźwięk był potężny. Joan Laporta ma szanse na powrót wprowadzić Barcę na właściwe tory, czy jednak mu się to uda? Czy ma wystarczający elektorat, czy grupa jego wyborców jest na tyle liczna, by przerwać skandaliczne rządy społecznej mendy Bartomeu? Miejmy nadzieję, niech Laporta przerwie tę barcelońską gehennę, bo inaczej co poniektórych szlag trafi, a Cruyffa ewentualna wygrana Bartomeu to chyba do grobu wpędzi.

Szkoda, że Leo Messi nie ujawni publicznie kogo popiera. Introwertyczny Argentyńczyk nie lubi się afiszować, pełnym blaskiem woli świecić, kiedy czyni cuda z piłką przy nodze. Ubolewać można nad tym jednakowoż, bowiem Messi zapewne przemówiłby do rozsądku, tym których tumanił tak chytrze Bartomeu. Swego czasu mówiło się o odejściu Messiego do Chelsea, myślę że to, iż Bartomeu nie zareagował na to radykalnie, ucinając spekulacje i blokując przejście geniusza z Barcy do londyńskiego giganta, może wpłynąć na to, że jego haniebna prezydentura dobiegnie końca. Drodzy kibice, jeśli jesteście zdrowi na umyśle, wierzycie w to głęboko, ten facet nie zawahałby się sprzedać waszego największego idola. Owszem, na konto wpłynęłaby sowita suma, zgoła zawrotna, niemniej jak to tak pozbywać się największej gwiazdy, kandydata do miana gracza wszech czasów. To jest normalne, proszę sobie odpowiedź na to pytanie, dla Bartomeu na pewno.

La Masia to był unikalny projekt, Pep Guardiola stworzył trzon drużyny w oparciu o graczy, którzy piłkarskie szlify zbierali w barcelońskiej akademii. Xavi Hernandez i Andres Iniesta, czyli dwójka barcelońskich geniuszy, panów środka pola, decydowała o obliczu katalońskiego kolosa. Nie byłoby tej supremacji Barcy przed kilkoma laty, gdyby nie obaj ci wybitni piłkarze, którzy trafili do galerii sław i futbolowego panteonu, to samo pisane było Leo Messiemu. On również zaczynał w La Masia, dzisiaj wszyscy jesteśmy Messim oczarowani. Kiedyś Barcelona była klubem specyficznym. To właśnie ta szkółka stanowiła o jej potędze, dziś nikt na nią nie zwraca uwagi. Munir czy Sandro nie dostali szans, a pomyśleć, że za czasów Vilanovy wyjściową jedenastkę w meczu z Levante tworzyli wyłącznie gracze z La Masia. Cóż, takie są efekty nieudolnych rządów Bartomeu, oszusta, ignoranta, który w dodatku notorycznie robi z siebie durnia. Chcecie, drodzy kibice, aby ktoś tak niegodziwy stał na czele waszego klubu? Proszę bardzo, ale obudzicie się wtedy z ręką w nocniku, a to chyba nie jest zbyt przyjemne doznanie.

O nieprawidłowościach przy transferze Neymara nie ma sensu ponownie perorować, pozostałe formy działalności, używając eufemizmu, nieuczciwej również pozostawię bez komentarza. O tym wiemy już wystarczająco dużo, pora by wreszcie zacząć Barcelonę wyciągać z tego marazmu i kryzysu instytucjonalnego. Barca to bowiem zgodnie ze znanym wszystkim mottem:więcej niż klub. No to pokażcie tę swoją unikatowość i nie idźcie tą drogą, co Real Madryt. Królewski klub stał się niestety megakorporacją, nie wyznaje już żadnych wartości, sprowadza zastępy gwiazd, by potem opłakiwać kolejne porażki. Barcelona świętuje jeszcze, ale nastrój robi się coraz bardziej minorowy. Bajeczne gole Messiego, błyskotliwe dryblingi Neymara i spektakularne zwycięstwa na pewno dają wiele radości, niemniej warto wiedzieć, że na szczytach władzy dokonały się rzeczy wprost gorszące i trzeba to natychmiast ukrócić, jeśli zwycięży ktoś inny niż Joan Laporta, klub stoczy się jeszcze bardziej, a należy również pamiętać, że potrójnej korony nie zdobywa się rok w rok.

Dzisiaj są wybory na prezydenta Barcelony. Wieczorem będzie wiadomo, przynajmniej wstępne wyniki się pojawią, kto zdobył zaufanie socios. Jeśli lepszy wynik uzyska Bartomeu będzie to kolejny dowód na to, że świat zwariował. Laporta raczej nie będzie miał ochoty na kupowanie podstarzałego piłkarzy wątpliwej klasy pokroju Ardy Turana. On myśli, łachudrze dziś zajmującemu ciepłą posadkę, jest to obce.

Luis Enrique swego czasu mówił, że wstrzymuje się z decyzją o pozostaniu w Barcelonie ze względu na wybory w klubie. Idę o zakład, że trener, który przeszedł drogę od zera do bohatera na Camp Nou, swój głos oddał na Laportę. Pokazał tym samym, że idiotą nie jest. Ale znajdą się i tacy, którzy uwierzą w obietnice Bartomeu. Owszem, Laporta czasami wypowiadał się w sposób populistyczny, ale był w swoich przemowach wiarygodny i autentyczny. Jego wizja trafia do mnie zdecydowanie. Bartomeu z kolei przeszedł samego siebie, szczytem bezczelności było zapewnianie o spokoju, jaki zapanuje w klubie. Za jego rządów niestety Barcelona była skazana na ciągłe zamieszanie, afery i szukanie przez wścibskich dziennikarzy kolejnych powodów do udupienia nielubianego kolesiostwa, zresztą jak najbardziej słusznie, niech zostaną teraz ci nieszczęśni towarzysze wywaleni na zbity pysk, zasłużyli na potępienie, wszelako jak najbardziej drastyczne i takie, że im w pięty pójdzie.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej