Drużyna Luisa Enrique weszła w nowy sezon z przytupem, Katalończycy wraz z Sevillą poszli na wymianę ciosów i było to najbardziej spektakularne rozpoczęcie wielkiej gry w Europie od lat. Barca strzeliła Andaluzyjczykom pięć goli, ale straciła też upokarzające cztery, kilka dni później najlepsza drużyna Europy poniosła sromotną klęskę przeciwko Athletic Bilbao, a w lidze od początku rozczarowuje. Wczoraj zaczęła rywalizację w Lidze Mistrzów. W meczu z Romą grała schematycznie, monotonnie i apatycznie, przypominając tę karykaturę piłkarskiej potęgi z czasów Gerardo Martino. Czy nieudany start sezonu sprawia, że można już wieszczyć kryzy Barcelony?

Barcelona ostatnio musi ścierać się z drużynami stawiającymi potrójne zasieki przed własną bramką. Najpierw więc oglądaliśmy męczarnie Barcy w konfrontacji z Atletico Madryt, z tym, że ostatecznie Katalończycy zdobyli twierdzę Calderon, bo w pewnym momencie na boisko wszedł Leo Messi i wszystkich zakasował. Wczoraj już Messi nie grał jak natchniony, zatem męczyliśmy się razem z piłkarzami Luisa Enrique. Argentyńczyk oddał kilka desperackich strzałów, zagrał też piłkę meczową do Alby, w swoim stylu, czyli notując to kultowe prostopadłe zagranie, na które nikt nie znalazł dotąd sposobu, jednak wszystko sprzysięgło się przeciw niemu i gol nie padł. Barca szamotała się w pobliżu pola karnego Romy, a ponieważ Włosi słyną z żelaznej defensywy, nie wychodziło Katalończykom kompletnie nic. Neymar przeszedł obok meczu, Suarez nie potrafił się przecisnąć przez niewidoczne szpary w linii obrony rzymian. Pomoc nie istniała w ekipie Luisa Enrique, Andres Iniesta grał bardzo ekonomicznie, nie podawał misternie swoim kolegom z drużyny, natomiast Leo Messi ogromnie rozczarował, więc gole padać nie mogły. Już kiedyś ktoś stwierdził, że łatwo stawić opór Barcelonie, kurczowo się broniąc pod naporem Katalończyków. Metodę znalazł przed kilkoma laty Jose Mourinho, później syndrom ''atasco'' się pogłębiał. W meczu z Atletico Neymar nie miał swobody, więc nie mógł uciekać się do błyskotliwych dryblingów, na boisku był niesamowity ścisk, a Barca wymieniła mnóstwo podań na darmo. Oby zmieniła obraz swojej gry, bo jeśli nie, ten sezon spisze na straty. Co ciekawe trener Luis Enrique w drugiej części spotkania z Romą nie zmienił bezproduktywnego Neymara, znowu się lękał, że gwiazdor mu tego nie daruje, Barcelonie brakuje człowieka, który by rządził twardą ręką, ale przy okazji też kamyczek do ogródka Rafy Beniteza. On długo się zarzekał, ale w końcu spasował i powiedział że Cristiano Ronaldo to najlepszy piłkarz świata. Śmiechu warte.

Real Madryt rozbił Szachtar Donieck 4:0. Ronaldo ustrzelił hat tricka, a na przestrzeni całego tygodnia wbił swoim rywalom osiem goli. Tak czy inaczej na Bernabeu nie wszyscy świętują, na Real spadła bowiem plaga kontuzji, najbardziej bolesny jest uraz Garetha Bale'a, wszak nowy trener Królewskich sprawił, że Walijczyk odrodził się istotnie. Wszystkie bramki w tym spotkaniu padły nie po konstruktywnych akcjach, tylko sytuacyjnie. Poza tym sędzia się zbłaźnił dyktując dwa rzuty karne kompletnie bezzasadnie. Godne potępienia jest też zachowanie Cristiano Ronaldo, który po uderzeniu piłki w plecy gracza Szachtara gwałtownie protestował i arbiter przychylił się do jego opinii. Real nie zagrał rewelacyjnie, ale strzelił cztery gole bez Jamesa, swojego reżysera, lidera. Toni Kroos znowu zagrał dyskretnie, mnie cieszy, że wreszcie Isco zabłysnął, ostatnio bowiem miał chwile słabości.

Angielskie drużyny przegrały swoje mecze, tylko Chelsea uniknęła kompromitacji. Manchester City w Lidze Mistrzów jest pośmiewiskiem, a przecież ma kadrę gwiazdorską. Dzieciaki Wengera dorosły, a wciąż popełniają te same błędy, w linii pomocy Francuz dysponuje znaczącym arsenałem, jednak nie ma klasowego napastnika, Theo Walcott, którego skądinąd darzę sympatią, jest wiecznym talentem, nie potrafił się spełnić piłkarsko przez lata i już chyba mu to nie grozi, natomiast Giroud jest nieudacznikiem pokroju Suareza. Ludzie śmieją się z Benzemy, który w meczu Realu z Szachtarem nie trafił po ominięciu bramkarza do pustej bramki, ale on chociaż ma jakąś technikę i wpływ w zakresie kreacji.

Iker Casillas w Porto, ten obrazek trudno przyswoić. Postać dla Madrytu wręcz pomnikowa musi kończyć karierę w Portugalii, wczoraj popełnił ogromny błąd, nie wychodząc do piłki i skończyło się golem dla rywali, na skutek tego klopsa Porto tylko zremisowało 2:2 swój mecz. Zadziwił mnie gol strzelony wolejem przez Diego Costę, ale też perfekcyjnie wymierzony strzał Muellera, którego skutkiem także była bramka. Hulk to obok Neymara jeden z niewielu piłkarzy brazylijskich, którzy chcą się wydobyć z letargu, w jakim znaleźli się Canarinhos, we wczorajszym spotkaniu z Valencią huknął jak z armaty, a jego Zenit zwyciężył na trudnym terenie.

Pierwsza kolejka Ligi Mistrzów rozczarowała, ale kolejna będzie ciekawsza, nie mam wątpliwości.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej