Czarne chmury zebrały się nad Camp Nou. W środę drużyna Luisa Enrique poniosła druzgocącą klęskę w meczu z Celtą Vigo, wczoraj na domiar złego przeciwko beniaminkowi z Las Palmas poważnej kontuzji doznał Leo Messi. Dopiero co spadła plaga urazów na Real Madryt, a już zawisło jakieś fatum nad Barcą. Jednak oczywiście absencja geniusza z Argentyny będzie bardziej dotkliwa dla Barcelony niż nieobecność kilku kluczowych graczy w drużynie Królewskich.

Trener Luis Enrique uchodzi za człowieka uległego, jest podatny na kaprysy gwiazd i po niesławnym incydencie z Leo Messim, jaki miał miejsce w styczniu tego roku na Estadio Anoeta, postanowił, że Messiego i Neymara nie można tknąć. Mimo to odważył się posadzić na ławce wczoraj klubową legendę, jednego z piłkarzy reprezentujących złotą generację w hiszpańskim futbolu-Andresa Iniestę. Był to ruch brawurowy. Przecież Enrique nie ma w swojej drużynie wybitnego reżysera gry, zawsze trzeba liczyć na Leo Messiego. To on jest alfą i omegą i choć przeszedł niezwykłą ewolucję taktyczną, takiego statusu nie nadawajmy mu. Szkoleniowiec Barcy w niedawnym meczu z Levante oddelegował nawet swoją największą gwiazdę do centrum dowodzenia, wystawiając go na pozycji mediapunta. Gwoli prawdy Messi gra tak przynajmniej od czasów Gerardo Martino. Jego przytomność umysłu i nietuzinkowa błyskotliwość są konieczne, skoro Rakitic w piłkę finezyjnie i z głową grać nie potrafi, Chorwat głównie notuje straty, a Xavi dorabia do emerytury w Katarze.

Nieobecność Messiego będzie potężnym ciosem nie tylko w morale, przede wszystkim drastycznie obniży się jakość futbolu, jakim od początku sezonu zniechęca nas do siebie Barca. Teraz to będzie kompletny marazm i męczarnie niewyobrażalne. Owszem, Neymar umie zrobić spektakl, ale jego romantyczny styl gry w zderzeniu z bardziej wyważonymi przeciwnikami, staje się niezbyt przekonujący, czasami wręcz karkołomny. Trochę gwiazdor podrybluje, podrzuci raz sobie piłkę, puści ją między nogami rywali, ale oni i tak mają go pod kontrolą. W meczu z Las Palmas złote dziecko piłki brazylijskiej nie zaznaczyło się niczym szczególnym. Jeśli popatrzymy chociażby na jego wpływ w prowadzenie drużyny do zwycięstwa. Gole strzelał Luis Suarez, asystowali też inni. Z kolei w meczu z Atletico Neymar się piłką trochę pobawił, ale dopiero po wejściu Leo Messiego mur obronny Los Colchoneros został obalony. Neymar wprawdzie strzelił gola wyrównującego, ale wyszedł mu strzał życia, wczoraj pokazał, że do wolnych i karnych nie powinien podchodzić, jeśli nie chce być pośmiewiskiem. O Barcelonie pisać dzisiaj hadko. Takich problemów z demonstrowaniem kunsztu Katalończycy nie mieli dawno, Może za czasów Gerardo Martino drużyna była do tego stopnia bezradna, ale czy umiałaby upodlić się tak bardzo, by wymęczyć 2:1  z kopciuszkiem z Las Palmas.

Real Rafy Beniteza ma być drużyną wszechstronną. Jose Mourinho ongiś kładł nacisk na grę z kontrataku, abstrahując od sławetnych prowokacji poza boiskiem na złą sławę zapracował koncepcją trivote, czyli ustawieniem z trójką defensywnych pomocników, to był potężny oręż na Barcelonę Pepa Guardioli, a w późniejszym czasie nieżyjącego już Tito Vilanovy, jednak ów ekstremalnie asekurancki styl urągał madryckiej godności. Carlo Ancelotti zatem mimo że jest Włochem, dla dobra wszystkich usunął nominalnych piwotów z podstawowego składu, ale jego pomysł na odbudowę pozycji królewskiego klubu w hierarchii europejskiej i zdetronizowanie Barcelony z tronu w Hiszpanii był dość mglisty. Do pewnego czasu Real był na fali, lecz nagle urazu nabawił się dyrygent tej madryckiej orkiestry Luka Modric i grupa solistów dotąd wygrywająca piłkarską symfonię, zaczęła szlifować marsza żałobnego. Drużyna Carletto to był typowy miszmasz, Benitez ma to wszystko uporządkować, stworzyć automatyzmy, połączyć indywidualności w całość, uruchomić maszynę do wygrywania.

Zalety jego pracy z drużyną widać już na początkowym etapie tych prób zapoczątkowania madryckiej dominacji w piłce europejskiej po wielu latach chudych i okresie panowania Barcelony właściwie na wszystkich frontach, pomijając jej stan dekadencji. Benitez zaczął swoją misję w Madrycie od ogromnego zawodu, bezbramkowo zremisował mecz ze Sportingiem Gijon, a na nieprzychylne komentarze kibiców naraził się, sadzając na ławce rezerwowych Jamesa Rodrigueza, lidera drużyny, który w kolejnym spotkaniu dał koncert gry. Real jednak z meczu na mecz się rozkręcał, tylko obrońcy nie ustrzegli się momentami kompromitujących błędów. Real nie tracił goli, ale pod bramką Królewskich non stop robiło się gorąco. Z tym, że Benitez ma komfort posiadania między słupkami solidnego fachowca, bramkarz Barcelony Ter Stegen nie prezentuje tak wysokiego poziomu. Tak czy inaczej obrońcom Królewskich można było stawiać zarzuty, szczególnie Pepe ośmieszał się bardzo.

Tak więc Real gra dobrze, Karim Benzema zaczął strzelać jak na zawołanie, kibice mogą tylko zżymać się, że kiedy Gareth Bale miał wielką ochotę do gry, przytrafiła mu się kontuzja. Dzisiaj jednak w Madrycie zapanowała konsternacja. Real nie mógł sprostać Maladze, tym razem gra Królewskich była zadziwiająco bezmyślna. Blisko pięćdziesiąt dośrodkowań w pole karne, oczywiście na darmo. Real gola nie strzelił. Marcelo i Carvalaj centrowali wiele razy w akcie desperacji, ale czy było inne rozwiązanie akcji, skoro Luka Modric i Toni Kroos byli niepokojąco apatyczni? Schemat gry zatem siłą rzeczy nie ulegał zmianie. Święta doktryna: zagrywanie piłki po obwodzie i wiara w to, że wrzutka w szesnastkę zakończy się golem.

Brak Jamesa Rodrigueza był wyraźnie widoczny . Najbardziej błyskotliwa linia pomocy, imponująca grupa artystów futbolu, a przy tym taka wpadka... Jese zszedł z boiska z kontuzją, długo sobie ten madrycki talent nie pograł, ale pożytek z niego był marny. Kiedyś dysponował szybkością, z impetem atakował bramkę, teraz jest ociężały. Isco jest w swoim żywiole, kiedy wchodzi w drybling, ale ostatnio zalicza asysty, wczoraj prawie strzelił gola, niech więc gra w tym wyjściowym składzie, natomiast Ronaldo znajduje się w ogniu krytyki. Crack Realu Madryt zmarnował przeciwko Maladzę masę sytuacji, a przecież gry to on nie kreuje. Jeśli nie strzela, jest na poziomie zwykłego kopacza, bo innych atutów niż umiejętność pastwienia się nad rywalami już nie ma. Wymienność pozycji z Benzemą nie działa. Kiedy Portugalczyk obsadza środek ataku, Francuz staje się niemal niezborny, choć za piłką lubi podążać. Klepka chyba z Modricem, to mu się zdarzyło w meczu z Malagą, ale to taki rodzynek w tym zakalcu, jakim był obraz jego gry.

Carlos Kameni wczoraj na Bernabeu dokonywał cudów w bramce Malagi. To niesamowite, że Andaluzyjczycy kiedyś podbijali Europę, a dziś są uznawani za chłopców do bicia. Szejkowie zacisnęli pasa, później zrezygnowali całkowicie z finansowania Malagi i klub się stoczył prawie na samo dno. Isco zwabił do siebie Florentino Perez, więc drużyna która wczoraj stawiła czoła Realowi, walczy o przetrwanie. Kiedy dzielnie rywalizowała z Borussią Dortmund, wydawało się, że będzie silna przez dłuższy czas, jednak to był casus Getafe i Levante, czyli drużyn które dziwnym trafem dostały się do pucharów, a później już nie nawiązywały do tego pięknego okresu.

Pamiętam ogromną falę zachwytu, jaka zalała całą Hiszpanię po debiucie Toniego Kroosa w barwach Realu Madryt. Och, ach- wszyscy wzdychali do Niemca. Kiedyś Mesut Ozil pełnił służebną rolę wobec Cristiano Ronaldo, asystował przy największej liczbie goli CR7 i cieszył się sympatią tłumów, nagle jednak to Kroos zaimponował fanom Królewskich. Ktoś nawet powiedział, że to najbardziej elegancko grający piłkarz na świecie. Pełna zgoda, on się chyba nawet nie poci. To już Ronaldo zasługuje na mniej słów krytyki. On chociaż na boisku istnieje, a Niemiec, gdzież on się podziewa?

Swoją drogą to ciekawe, że kiedy konfrontuje się ze sobą wybitnie rozpaczliwa obrona i dalece rozpaczliwy atak, na ogół zwycięża ten lekko śmieszny atak. Barcelona jednego gola Maladzie wbiła, ale Real dla odmiany nie wypocił niczego. Tak czy inaczej mecz, w którym jedni beznadziejnie atakowali, żałośnie walili głową w mur, a drudzy ofiarnie bronili, żeby nie powtórzyć tego słowa, był porywający. Wracając do Barcelony. Należy skonstatować, że Barca jest osobliwie słaba. Przecież jeśli najbardziej wyróżniającym się graczem w starciu z malutkim Las Palmas jest Sergi Roberto, odpad z La Masii, nomen omen także zyskał szacunek kibiców dzięki głupim wrzutkom, dzieją się rzeczy przedziwne.

Real nie dał rady skomasowanej obronie Malagi, tak samo, jak w meczu z Gijon szwankował atak pozycyjny. Jednak drużyna Rafy Beniteza szlifuje ten element gry i wkrótce osiągnie zadowalający poziom. Przeciwko Betisowi Sewilla widzieliśmy zalążki dobrej gry, Real wtedy nie grał na Ronaldo, wczoraj jednak za wszelką cenę koledzy chcieli podarować gola Portugalczykowi. Te indywidualności w madryckiej konstelacji gwiazd muszą się dotrzeć. Realowi wciąż brakuje automatyzmów, jednak Jose Mourinho stawiał na szybkie natarcia, zaś Carlo Ancelotti nie udoskonalił ataku pozycyjnego, końcowy etap sezonu to były ciągłe męczarnie Realu, bez Modrica Królewskim szło jak po grudzie. Nawet starania Jamesa okazały się daremne. Teraz Modric gra chimerycznie i fani Realu muszą wierzyć, że to się szybko zmieni, bo skoro James leczy kontuzję, Real zapewne w kolejnych meczach również będzie nabijał statystykę dośrodkowań, a goli wiele w ten sposób nie strzeli. Barcelona jest dzisiaj dramatycznie słaba. Najpierw Roma postawiła potrójne zasieki i Barca nadziała się na tę przeszkodę. Wczoraj defensywa Las Palmas nie była opoką, popełniała mnóstwo błędów, ale Barcelona i tak okrutnie się męczyła. Neymar strzelał w niebo. Pamiętajmy, że Katalończyków kilka dni temu zdemolowała Celta Vigo, gracze z Galicji ruszyli frontalnie na Barcę i ta pękła. Jaki z tego wniosek? Dziś problemy Barcelonie można sprawić na różne sposoby, jedni wolą bronić się kurczowo i są blisko celu, jak Las Palmas, czy Roma, która ostatecznie dopięła swego, ale też grając bezkompromisowo można zatrzymać gwiazdozbiór Luisa Enrique. Dowiodła tego Celta.

Ten sezon ligi hiszpańskiej jest na razie dziwaczny. Oba hiszpańskie kolosy mają swoje problemy, a strzelecki wyścig Messiego i Ronaldo z kosmosu przeniósł się na ziemię.

Warto dodać, że pierwsze zwycięstwo w sezonie odniosła Sevilla Grzegorza Krychowiaka. Drużyna pozbawiona Carlo Bakki zawodzi ogromnie. Nie strzela goli, jednak ponieważ wczoraj naprzeciw Sevilli stanęło Rayo Paco Jemeza, czyli ostatniego romantyka futbolu, gole padały. Sevilla pokonała dzielną drużynę z Vallecas 3:2, Jemez pewnie jest dumny ze swoich piłkarzy. Odciął już Barcelonę od piłki, jego zawodnicy grali z Realem i Barcą brawurowo, ale tracili po sześć goli, on i tak nie miał do nich pretensji. Przecież nie przestraszyli się potężnego rywala, tylko starali się walczyć, a to, że umiejętności nie pozwalają na równorzędną walkę, to już inna sprawa. Oby to Rayo cieszyło nas swoją grą jeszcze długo.

Liga hiszpańska stała się wyścigiem żółwi, dwie największe siły w hiszpańskim futbolu mozolą się strasznie. Jednak Real Rafy Beniteza mnie pozytywnie zaskakuje, nie zważając na wczorajsze niepowodzenie z Malagą, wygląda to wszystko obiecująco. Kiedy Hiszpan ponownie przybywał do Madrytu i ogłosił, że w jego drużynie Gareth Bale będzie wiodącą postacią, todo campista, czyli piłkarzem dominującym, przecieraliśmy oczy ze zdumienia, tymczasem okazuje się, że Bale jednak umie w piłkę grać ładnie i nie tylko galopadami potrafi dać się we znaki rywalom. Ustawienie go na pozycji numer dziesięć jednak zakrawało na kuriozum, skoro w Realu jest overbooking graczy, którzy mają status mediapunta. Teraz jednak widać, że ta pomoc czasami wcale nie jest kreatywna i nie różni się zbytnio od tej barcelońskiej. Siła uderzeniowa Barcelony to tercet MSN, ale teraz pod nieobecność Leo Messiego, armaty nie wystrzelą z taką mocą. Fenomenalne trio ofensywne Katalończyków w tym sezonie przeżywa trudne chwili, Luis Suarez w meczu z Celtą był kompletnie niewidoczny, być może rozegrał swój najgorszy mecz w koszulce Barcy, Neymar wczoraj zaliczył spektakularne pudło z rzutu karnego. Real wskakuje na coraz wyższy poziom, coraz wyższy będzie też strata Barcy do Królewskich, choć na razie to oni są nad drużyną z Santiago Bernabeu.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej