Poniedziałkowy wieczór, brak transmisji z poważnych meczów, a mnie naszła myśl, że kiedyś futbol miał w sobie więcej magii, czuło się ten dreszczyk emocji, podczas gdy dzisiaj odbieramy te wszystkie wyniki, gole, popisy gwiazd na chłodno. Z nostalgią wspominamy tę zjawiskową Barcelonę Pepa Guardioli, tęsknimy nawet za Realem Jose Mourinho. Ze smutkiem patrzymy na chylących się ku upadkowi Anglików, kiedyś przecież po morderczych bataliach w Premier League szczęka nam opadała i byliśmy głodni tego szalonego futbolu, tej jazdy bez trzymanki, przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Żal mi Milanu i Interu, kiedyś każdy czuł przed nimi respekt, dziś odradza się niby Inter, ale to nie jest ta firma, co dawniej. Brakuje nam Bayernu, który był jak walec, który przejechał się swego czasu po Barcelonie, kończąc jej hegemonię. Brawurowe występy Lecha w Europie, to też już było.

Pamiętacie manitę na Camp Nou na pewno doskonale. Jose Mourinho był wtedy załamany, a my podziwialiśmy piłkarską poezję. Wtedy jeszcze patrzyło się na te nieskończenie wiele podań z przyjemnością, Messi grał jak z nut już wówczas, ale mimo że dziś jest jeszcze lepszym piłkarzem, ze zmysłem do rozgrywania piłki, tamta wersja Leo, który dobijał cały Madryt, mogła podobać się najbardziej. Oglądałem właśnie taki filmik przedstawiający najlepsze momenty tiki-taki. Iniesta, Xavi i Messi z taką lekkością klepali sobie piłkę, a dzisiaj Barcelona bez Messiego istnieje tylko teoretycznie.

Pamiętacie te pudła Ramosa i Ronaldo z rzutów karnych w kluczowych meczach Ligi Mistrzów, to jasne. To był piękny okres, wtedy piłkarze z ambicją mieli sporo do powiedzenia. Pedro w Barcelonie znaczył wiele, a David Villa strzelający gola na Santiago Bernabeu z trzydziestu metrów, udowodnił, że czasami nawet zawodnik mimo wszystko nie z absolutnego topu potrafi wyjść z cienia Argentyńczyka.

Manchester United wygrywający mecze rzutem na taśmę, w dramatycznych okolicznościach, zasłużył na słowa uznania. Ferguson swego czasu miał do dyspozycji takich tuzów futbolu, jak Cristiano Ronaldo i Nani, kiedy Portugalczyk grał w drużynie z Old Trafford, nawet darzyłem ją sympatią. Te jego dryblingi, charakterystyczne przekładanie sobie piłki i fenomenalne rzuty wolne mogły zachwycić. Później jednak przestałem go cenić za arogancję i próżność. Manchester United jednak po odejściu Ronaldo nadal był przeze mnie lubiany. Bywało, że Chicharito Hernandez ratował skórę swoim kolegom, strzelając gole w końcówkach meczów, ale słuch po nim zaginął.

A Arsenal. Jeszcze nie było w składzie Kanonierów Alexisa Sancheza, ale Robin van Persie dawał nieraz koncert gry, później się zagubił, transfer do Manchesteru United namieszał mu w głowie. Pamiętam też, jak Thierry Henry strzelał pożegnalnego gola w meczu z Blackburn. Nie zapomniałem o Bale'u, który ładował potężne bomby w okienko bramki. Mknął po skrzydle niesamowicie, podobnie jak Theo Walcott, który jednak przez tyle lat nie zrobił znacznych postępów.

A Chelsea strzelająca ponad sto goli w sezonie? To też utkwiło mi w pamięci. Didier Drogba i Nicolas Anelka, dwaj weterani, a na ławce trenerskiej Carlo Ancelotti.

Real przegrywający na Santiago Bernabeu z Barceloną 2:6. To była klęska epokowa, a Messi i Henry robili sobie żarty z piłkarzy Realu. Później jednak był nokaut Barcy na Camp Nou, gdy Real w rezerwowym składzie ośmieszył Katalończyków, wygrywając 3:1. W Barcelonie przeżywali wówczas dramat, walczący o życie Tito Vilanova i drużyna podejmująca walkę o pozostanie na szczycie.

https://www.youtube.com/watch?v=yMkJht0GxOs Proszę, oto link, fajnie sobie to powspominać. Te niezapomniane chwile, nawet już chyba nie mam głowy do pisania. Ale futbol jeszcze dwa-trzy lata temu był lepszy, mecze miały większą temperaturę, oglądało się to z pasją, teraz trochę mniej ekspresyjni jesteśmy w wyrażania emocji. Mam wrażenie, że jeszcze niedawno piłka była radośniejsza, dzisiaj jest zorientowana na wyniki i na tym cierpi taki kibic, jak ja. Choć ten Real Mourinho skupiał się głównie na wygrywaniu, potrafił porwać tym swoim specyficznym stylem.

Mieliśmy w futbolu wszystko. Czarującą Barcelonę, grająca najbardziej wyrafinowany futbol drużynę, która była jak wieloryb pożerający piłkarski plankton. To była technika, to był geniusz trójki piłkarzy nie z tej ziemi, a dziś Barca gra dość pragmatycznie, mimo obecności Messiego i Neymara w składzie, to jedyni piłkarze z umiejętnościami niebanalnymi. Real opierał swoją siłę na kontratakach, ale był kolejnym przykładem futbolu mistrzowskiego. Może nie było tak zajadłego Atletico, które walczy do upadłego i z wielką determinacją, nie zawsze czysto. Piłka reprezentacyjna była ciekawsza, Brazylia jeszcze coś znaczyła, a Hiszpania dominowała totalnie. Jeśli chodzi o całokształt, było znacznie lepiej.

Niby teraz Real gra efektowniej, przynajmniej stara się. Błyszczą Isco, James i Neymar, ale to nie jest to.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej