Czy koszmar, jaki zafundowali całemu Realowi Madryt piłkarze Barcelony jest ostatecznym dowodem na trenerską impotencję Rafy Beniteza i nieodwracalny schyłek kariery Cristiano Ronaldo? Czarująca Barca z nieprawdopodobnie bawiącym się piłką Neymarem i rozgrywającym akcje z niezwykłym wyczuciem Iniestą zmiotła z powierzchni ziemi wyjałowioną zupełnie ze swoich walorów ofensywnych, błysków geniuszu i artyzmu zgraję futbolowych rozbitków. Real nie istniał, Real był drużyną nijaką wobec zachwycających Katalończyków.

Jeśli Sergi Roberto przedziera się bez żadnego respektu między piłkarzami Realu Madryt i jest ''ojcem'' pierwszego gola w klasyku na Bernabeu, może jednak będą z niego ludzie. A tak na poważnie ten do niedawna lekko pokraczny, powszechnie wyszydzany...obrońca ni z tego ni z owego przeobraził się w całkiem solidnego defensywnego pomocnika. Ostatnio zanotował piękną asystę przy golu Suareza w meczu z Getafe, dzisiaj znowu należą mu się pochwały. Jest to jeden z największych plusów tego klasyka jeśli chodzi o Barcelonę, bo to że Neymar zagra jak z nut, a Suarez nie zawiedzie pod bramką rywala w ostatnim czasie jest normą i w obliczu totalnej degrengolady Realu Madryt w ciemno można było brać, że i dzisiaj obaj zagrają główne role na Santiago Bernabeu. W stronę Roberto kieruję słowa uznania tym bardziej, że już wielokrotnie podkreślałem, iż La Masia nie jest dziś fabryką talentów, co widać na przykładzie Munira. Miał niepowtarzalną szansę, by upokorzyć Real jeszcze bardziej i zapisać się w historii, doprowadzając do Manity, ale Hiszpan z marokańskimi korzeniami nie umie jeszcze trafić w bramkę, więc w banalnej sytuacji spudłował koszmarnie.

Barcelona bez Leo Messiego gnębiła Real niemal przez cały mecz. Momentami, chociażby pod koniec pierwszej połowy grała w dziada na połowie Królewskich, gracze Beniteza nie atakowali nawet zawodników Barcelony, ich gra była pożałowania godna. Cristiano Ronaldo był bezradny, raz poszedł na przebój i zwiódł Javiera Mascherano, by z ostrego kąta posłać piłkę w kierunku bramki Claudio Bravo, aż na moment przypomniał się stary dobry Ronaldo, jednak później było tylko gorzej. Portugalczyk miał nawet dwie wyborne okazje, przegrał jednak pojedynek sam na sam z bramkarzem Barcy, a potem również głową nie zdołał go pokonać. Gareth Bale w ostatnim meczu z Sevillą dość aktywny na tle swoich kolegów z drużyny, tym razem całkowicie usunął się w cień, wręcz trudno było go na boisku dojrzeć. Karim Benzema podobnie zawiódł. Cała linia ataku Realu była bezsilna. James Rodriguez nie udźwignął roli lidera drużyny, ale to można zrozumieć, w końcu dopiero wyleczył kontuzję, tak czy inaczej mimo tej absencji przejawiał chęci do walki jako jeden z nielicznych w ekipie Realu, to on oddał dwa groźne strzały, jednak Benitez zmienił go dość szybko, co było niezrozumiałe. Kolejny ruch personalny, który mnie zadziwił, to ściągniecie z boiska Marcelo, to Brazylijczyk na początku drugiej połowy dał sygnał do ataku, przedzierając się w pole karne Barcelony, później okazało się, że powodem zmiany była kontuzja. To dobrze, bo myślałem, że Benitez już kompletnie odleciał i stracił kontakt z rzeczywistością. Swoją drogą to znamienne, że Marcelo będący jeszcze do niedawna wielkim entuzjastą gry ofensywnej, pod wodzą Beniteza ogranicza te swoje szarży pod bramkę rywali, dzisiaj tylko raz pokusił się o takie natarcie. W mojej opinii Brazylijczyk był najlepiej usposobionym w ataku defensorem na świecie, poprawny Rafa musiał mu najwyraźniej wybić z głowy myślenie o bezsensownych w jego wizji futbolu rajdach. W końcu to obrońca, on z natury rzeczy ma bronić, pomyślał pewnie ów wielki trener.

Barcelona zagrała naprawdę fantastycznie. Neymar i Iniesta byli bohaterami wieczoru na Bernabeu. Neymar świetnie dryblował, ale najbardziej podobało mi się, jak rozklepali razem obronę Realu przy czwartym golu. Tego nie da się opisać słowami, to trzeba zobaczyć. Proszę więc sobie przypomnieć. Leo Messi wszedł na boisko i nie musiał się nawet spocić. Raz ładnie w swoim stylu posłał prostopadłą piłkę, trochę pokręcił z piłką też, jednak to nie on był głównym aktorem tego spektaklu, to dwaj wyżej wymienieni panowie zasłużyli na taki tytuł. Ciekawe czy Iniesta wróci do formy sprzed lat, czy to tylko chwilowy wzlot.

Luis Suarez z zimną krwią wykończył akcje na 4:0, to było imponujące, wcześniej otworzył wynik meczu. Dzisiaj był świetny, po prostu zrobił swoje, wreszcie nie jest aż tak irytujący, wreszcie osiągnął taką skuteczność, że trudno go krytykować. Neymar był w pewnej fazie meczu notorycznie sponiewierany przez graczy Realu, Isco chamsko go kopnął i za to wyleciał z boiska, był to przejaw głębokiej frustracji, w sumie trudno się dziwić zawodnikowi, skoro Barca nie miała litości dla jego drużyny.

Gdy patrzę na Real Beniteza, to nasuwa mi się myśl, że Rafa eksperymentując z pozycją Ronaldo, tylko wpędził go w ogromne tarapaty, z których już się chyba nie wygrzebie. Jest kompletnie odcięty od drużyny, widać czasami, że cofa się teraz do obrony, ale co z tego, skoro przestał strzelać gole? Isco miał szansę pod nieobecność Jamesa wejść na wysoki poziom, jednak nie udało się, z piłką robił kółeczka, wciąż dryblował, jednak na ogół rywale sobie z nim radzili bez problemu, Isco nie stał się piłkarzem przydatnym dla drużyny, Benitez mu w tym nie pomógł. Benitez spowodował, że Kroos jest już naprawdę zadziwiająco opieszały, zagrywa dokładnie, ale wybierając zdecydowanie najłatwiejsze rozwiązania, jego gra nie rzuca się w oczy. Modric gwałtownie obniżył loty, przestał być kreatywny, razem z Koosem tworzą fajną paczkę. Bale dzisiaj był fatalny, zupełnie nieobecny, ale przeciwko Sevilli nie grał bardzo źle, zanim doznał kontuzji też miał się dobrze, więc może jego jeszcze nie należy skreślać. Na pewno James nie uwstecznił się, dzisiaj nawet zagrał solidnie, choć to i tak jak na jego poziom słabiutko. Tak czy inaczej Kolumbijczyk nie jest w kryzysie. Obrona jest zdezorganizowana, Danilo nie nadaje się do Realu, a reszta defensorów nie jest wcale lepsza, Marcelo wyraźnie obniżył jakość swojej gry. Keylor Navas tym razem nie ocalił Realu, ale za jeden mecz nie można go stawiać w ogniu krytyki, gdyby nie on, z Realem by było jeszcze gorzej.

Barcelona ma fenomenalną siłę w ofensywie, ale nad obroną Luis Enrique ze swoimi piłkarzami musi jeszcze ciężko pracować. Claudio Bravo mimo marazmu Realu miał dzisiaj dużo pracy i był rewelacyjny, jak pozostali gracze z Katalonii. Brawo Barca, Real zniży się jeszcze bardziej.

Porywająca, zadziwiająca, wprawiająca w zachwyt, dająca samą przyjemność plejada gwiazd z Camp Nou wzięła szturmem Bernabeu. Kiedyś potężny atak na ten obiekt przypuściła legendarna drużyna Pepa Guardioli. Leo Messi ustawiony na środku ataku, to był niecny plan trenera z Santpedor, który wypalił. Barca zrobiła miazgę z Realu, dziś rozbita, pogrążona, zdemolowana, zrozpaczona, przybita, przygaszona grupa dowodzona przez Rafę Beniteza, pytanie jak długo, przeżywa tę samą traumę. Pamiętamy, jak w poprzednim sezonie Real łatwo pokonał Barcelonę na Bernabeu, wtedy wydawało się, że rozpocznie się supremacja Królewskich w Hiszpanii i Europie po wieloletniej hegemonii Katalończyków, tymczasem na piedestale znowu stawiani są piłkarze Luisa Enrique.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej