Diego Godin nie utrzymał najlepszej defensywy w Europie w ryzach, piłkarze Diego Simeone nie powstrzymali Leo Messiego i Luisa Suareza, ale o ile to można zrozumieć, to nagłą głupotę Los Colchoneros bardzo trudno wyjaśnić. Czyżby drużynę z Vicente Calderon sparaliżowało Camp Nou. Raczej to niemożliwe, w końcu nie tak dawno na tym stadionie Atletico wyrwało z rąk Barcy tytuł mistrza Hiszpanii.

Filipe Luis poniewierał Leo Messiego, w końcu więc doczekał się kary, czerwona kartka, którą dostał tuż przed końcem pierwszej połowy meczu na szczycie Primera Division z pozoru przekreślała definitywnie szanse Atletico na pozytywny koniec tego spotkania. Jednak okazało się, że gdyby nie zwyczajna, niewytłumaczalna głupota gracza Los Colchoneros, Barca stanęłaby przed ogromnym wyzwaniem pokonania drużyny Simeone.

Atletico od początku zmagań na Camp Nou miało inicjatywę po swojej stronie, udokumentowało w dodatku swoją przewagę golem, ale nagle wkradł się jakiś chaos w szeregi Rojiblancos i nie wiedzieć czemu dali się oni zepchnąć do głębokiej defensywny. Zwykle przecież zakładali agresywny pressing, ale dzisiaj po objęciu prowadzenia poruszali się po boisku apatycznie, bez zapału i chęci do walki, przecież tak charakterystycznych dla ich gry. Efektem były dwa gole dla Barcelony, pierwszego strzelił Leo Messi, a drugi to rezultat akcji, której kiedyś Barcelona by nie przeprowadziła. Długa piłka do Luisa Suareza i ten z olimpijskim spokojem, prawda że to dziwne w przypadku urugwajskiego partacza, wykańcza cały atak Katalończyków.

Barcelona nie grała porywająco, Neymar momentami gubił się w swoich dryblingach, plątał o własne nogi. Jasne, nie szczędzono mu kopniaków, ale sam się o nie prosił, Brazylijczyk ocierał się o efekciarstwo, uciekając się do tanich chwytów. Jego harce i swawole z piłką nie trafiały raczej do gustów wysublimowanych, lecz mogły uradować chyba tylko największych wielbicieli talentu brazylijskiego artysty. Leo Messi kolejny raz nie zaprezentował magii, jaką potrafi nas zachwycić. Owszem, bywało, że nawet dzielnie cofał się pod własną bramkę, jednak zabrakło w jego grze tego fenomenalnego przeglądu pola, znakomitego odnajdywania rywali. Sam strzelił gola, ale to mało, również indywidualnie nie wzniósł się na wyżyny.

Barcelona w drugiej połowie grając o dwóch zawodników więcej nie stłamsiła Atletico.Grała ospale, a Atletico osłabione przed Diego Godina, nie
oddało pola, jednak zdekompletowane nie było w stanie przeciwstawić się
Barcelonie. Skądinąd to niewiarygodne, że tak wytrawny futbolista dopuścił się
skandalicznej wręcz głupoty i bezmyślnie sfaulował Luisa Suareza, ponieważ
zaatakował swojego rodaka bez pardonu, sędzia nie wahał się odesłać go do
szatni. Atletico to drużyna, która nie stroni od brudnych zagrywek, wojen
psychologicznych wypowiadanych rywalom na boisku, tak czy inaczej dotąd
znaliśmy drużynę Simeone jako zespół wyrachowany, doświadczony, piłkarze z
Vicente Calderon nieraz uciekali się do cynizmu, charakteryzowało ich także
cwaniactwo i perfidia, ale potrafi to wszystko robić rozsądnie, tak żeby sędzia
nie widział ich występków. Nie wiem co dziś się stało z drużyną Simeone. A
Barcelona, cóż, nie zawsze można grać koncerty, ale to, że Barca spuściła z
tonu, mając na placu gry o dwóch graczy więcej, zakrawało na kpinę z kibiców,
którzy pofatygowali się na stadion, by obejrzeć kapitalne, pasjonujące
widowisko, tymczasem musieli znieść kit, a nie hit.

Pasywność Barcelony w konfrontacji z Atletico wymusza zdecydowaną krytykę tym bardziej, że okoliczności, by pastwić się nad rywalem były wybitnie sprzyjające. Barca rozczarowała, irytowała, była ciężkostrawna, a Atletico naturalnie nie miało szans porwać się na giganta z Camp Nou będąc w niepełnym składzie, jednak doceńmy brawurowy początek meczu w wykonaniu piłkarzy Diego Simeone. Kiedyś była to grupa rzeźników, wyłącznie polujących na nogi lepiej wyszkolonych rywali, dziś to się zmieniło. Atletico potrafi ruszyć na Barcelonę, Niguez, Griezmann i Koke to gracze mają papiery na granie piękniejsze, nie muszą cały czas zatracać się w walce wręcz. Oczywiście czerwone kartki dla piłkarzy Atletico były bezdyskusyjne, jednak może sędzia mógł odpuścić trochę drużynie Simeone. Ostatnio oglądaliśmy festiwal chamstwa Espanyolu, ciągłą brutalność i arbiter przymykał na to oko, Atletico to naprawdę nie jest drużyna pospolitych zabijaków, lecz grupa ludzi nie odstawiających nogi, walkę cenią wysoko, nie są panienkami, nie ma tam zniewieściałych gwiazdeczek bezustannie zmieniających swój image i dbających o wygląd niczym nielubiany laluś pokroju Neymara. Tak, tak, Brazylijczyk gra w piłkę po mistrzowsku, ale nad swoim postępowaniem powinien się zastanowić, w drużynie Simeone są sami wojownicy.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej