Pep Guardiola jest wizjonerem, człowiekiem który odcisnął piętno na futbolu i wprowadził odmienną koncepcję myślenia o piłce i roli bramkarzy w nowoczesnym futbolu. 

Joe Hart został szybko pogoniony z Etihad. Nie umie kopać piłki, potrafi celować co najwyżej w trybuny. Guardiola tego nie potrafił znieść, dla niego bramkarz jest ostatnim obrońcą, który musi nauczyć się rozgrywać piłkę. Pep opatentował sporo rzeczy, które z czasem przyjęły się w futbolu. Ot rozgrywanie piłki po obwodzie, by w odpowiednim momencie zaskoczyć rywala, gra z fałszywą dziewiątką itd. Dziś jednak najwięcej mówi się o bramkarzach. Jest taki jeden zuchwalec, Manuel Neuer mianowicie, który lubi ryzykować, jednak dla wielu golkiperów jest to działanie pozbawione sensu.

Claudio Bravo w Barcelonie spisywał się kapitalnie. Konkurował z Kaylorem Navasem o miano najlepszego bramkarza w Hiszpanii. Zdobył trzy trofea z Barcą, ponadto pokonał Leo Messiego w finale Copa America. Żyć, nie umierać, wspaniałego osiągnięcia, które bez bramkarza przecież pozostawałyby w sferze marzeń. A jednak, w Barcelonie znaleźli się ludzie, którzy chcą ulepszać wszystko za wszelką cenę. Zatem pozbyli się świetnego bramkarza, a w jego miejsce postawili zwykłego pajaca.

Claudio Bravo dziś jest w MC. Guardiola stworzył świetną drużynę na Etihad. Być może jego ekipa będzie przeciwwagą dla hiszpańskich gigantów, którzy rozochocili się i konkurencję z Anglii od jakiegoś czasu mają za grupkę frajerów i słabeuszy. Tak czy inaczej Bravo być może ze względu na presję, w pierwszym meczu w nowym klubie, a były to derby Manchesteru, czyli wielki klasyk ligi angielskiej, zawiódł. Niektórzy pewnie pomyśleli w tym momencie, że w ten genialny sposób będę chciał usprawiedliwiać teraz Ter Stegena. Nic z tego. Bravo grał w meczu o wielkiej stawce, a Ter Stegen zaliczył klopsa w starciu z Celtą, na dodatek w momencie, gdy jego drużyna wracała do gry.

Pamiętam gola z Romą, którego Rzymianie strzelili Barcelonie z połowy boiska, pamiętam też gola straconego przez Barcę w meczu z Bilbao, tym niesławnym 0:4. Trochę tych kiksów już się uzbierało jeśli chodzi o niemieckiego bramkarza. Czym możemy tłumaczyć jego fatalne błędy? Brak koncentracji, nonszalancja? Nie wiem, jednak przytoczę może parę przypadków w jakiejś mierze podobnych, by tak nie pastwić się nad Niemcem.

Neymar piłkarzem jest niezwykłym. Oczywistość. Jednak często ociera się o śmieszność, kiedy wdaje się w bezsensowne dryblingi. Gra egoistycznie. Wszyscy pewnie pamiętają ten feralny sezon dla Barcelony, kiedy u steru był Gerardo Martino. Wówczas Neymar obdarzał Leo Messiego wręcz czołobitnością, był zbyt pokorny. Dziś przesadzą z tą zabawą. Większość kibiców chce oglądać radość, piękny futbol, ale nie efekciarstwo. Oczywiście mnie również śmieszy ta dyskusja o tym, czy Neymar nie upokarza rywali, uciekając się do nieszablonowych zagrań, niemniej czasami istotnie przesadza z ilością beztroski, co skutkuje stratami piłki.

Marcelo, kolejny Brazylijczyk notuje często wypady pod pole karne rywali, ale po chwili widzimy, że nie ma go w pobliżu własnej szesnastki. To samo tyczy się Daniego Alvesa, choć ten swego czasu miał najwięcej asyst przy golach Messiego. Wszyscy ci panowie powinni się zastanowić, czy nie minęli się ze swoim powołaniem.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej