Brazylia po wytrwałej pogoni za wynikiem, ostatecznie pokonała na inaugurację mundialu Anno Domini 2014 reprezentację Chorwacji 3:1. Pięciokrotni mistrzowie świata pod kierunkiem Luisa Felipe Scolarriego uczą się zwyciężać, nie grając wystarczająco atrakcyjnie dla oka piłkarskiego malkontenta, takiego jak ja.

[more]

Canarinhos stanęli na wysokości zadania, odrabiając z nawiązką stratę poniesioną z winy Marcelo, ale czy radość jest współmierna do czynów, biorąc poprawkę na niezbyt wyrafinowany estetycznie styl gry? Z życzliwości dyplomatycznie stawiam tylko znak zapytania przy tym pytaniu, aczkolwiek po uważnym przeczytaniu wyczerpującego wstępu niniejszego felietonu, pewnie domyślacie się Państwo, co aktualnie nasuwa mi się na myśl.

Przed laty futbol brazylijski stanowił wybuchową mieszankę licznych szturmów przypuszczanych na wrogie bramki, a także lekkomyślnej nonszalancji i szalonej wręcz wodzy fantazji wraz z równie nieodpowiedzialną beztroską w formacji obronnej. Dziś, po odciśnięciu znaczącego piętna na arenie międzypaństwowej, sztabowcy narodowej reprezentacji Selecao na piedestale stawiają wynik końcowy mistrzowskich zmagań swoich piłkarzy, strącając o kilka szczebli niżej tak zwane wrażenia artystyczne, będące solą piłkarskich widowisk.

Pierwszy mecz na mundialu w ojczyźnie uświetniony zdobyczą dwóch goli rozpędzi tylko maszynę wszechogarniającej propagandy polaryzowanej wokół Neymara. W Brazylii futbol w stopniu ważności dorównuje religii, wskutek tego rodacy zasypują młodą gwiazdę współczesnej piłki lawiną pochlebstw, mimo iż dobre występy zwykła przeplatać mniej udanymi.

Śmiem wątpić, czy wczoraj skrzydłowy Barcelony zagrał bez zastrzeżeń, co więcej, piszę się na to, by zbagatelizować jego gole kosztem trzeźwej oceny pełnego występu. Neymar mnie bowiem nie oczarował, po prawdzie, gdyby nie uśmiech fortuny, nie miałby okazji celebrować ani jednego ze swoich goli. Powie ktoś, był wszędobylski i aktywny. Owszem, ale skoro chce być uznawany za lidera nie może przecież truchtać w miejscu, jak Fred, który wystarczy, że czyha przebiegle niczym sęp w polu karnym, by przy nadarzającej się okazji upolować gola.

Neymar nominalnie jest skrzydłowym, ale w starciu z drużyną chorwacką najczęściej operował w środku pola, będąc podwieszonym pod środkowego napastnika pomocnikiem. Nie ukrywam, iż było to dla mnie nie lada zaskoczenie, jednak zarazem jasny komunikat, że Scolarri wymaga od swoich piłkarzy wszechstronności, od Neymara szczególnie, w końcu młokos w nieodległej przyszłości chce przewyższyć swego mistrza-Messiego.

W piłce każdy taktyczny eksperyment jest wartościowy i przydatny pod warunkiem, że trener postanowi przekwalifikować konkretnego gracza z wyłączeniem całkowitego porzucenia wcześniejszego planu wykorzystania jego walorów. Neymar jako tak zwany wolny elektron może być jokerem w talii Scolarriego, jednak jest jeden wymóg, konieczny do skutecznej realizacji całego konceptu. Mianowicie, zawodnik nie ma prawa zaniedbywać podstawowych zadań na pozycji dla siebie nominalnej, a wczorajszego wieczoru z tym było na bakier, Oscar regularnie centrował piłki w pole karne, podczas gdy jego kolega z Barcelony, biegał jak, proszę mi wybaczyć to być może niestosowne i rubaszne porównanie, jeździec bez głowy.

Brazylia nie ma wyjścia, swoją siłę musi oprzeć na jednostkach, wszak tamtejsza piłka jest na wymarciu jeśli chodzi o kadrowe bogactwo. Niedobór nowych graczy skutkuje często pasywną, uzależnioną od jednego zawodnika grą pragmatyczną. Już na mundialu w RPA Canarinhos byli pozbawieni napastnika ze światowego topu, Luis Fabiano z pewnością nie zasługiwał na stałe miejsce w podstawowym składzie, teraz chcąc nie chcąc obserwujemy słabiutkiego Freda.

W związku z tym Neymar ma utrudnione zadanie, musi pokierować resztą drużyny w zasadzie w pojedynkę, chyba że Oscar czy Hulk pospieszą mu z pomocą. Jednak koniec końców to na Neymarze ciąży najpotężniejsza presja narodu, jeśli nie podoła, Brazylia pogrąży się w smutku i bólu, roniąc morze łez.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej