Piast kilka tygodni temu stawił opór Bate, przegrał w dwumeczu przez kuriozalne błedy bramkarza, który sprezentował dwa gole rywalom w rewanżu. I to był koniec walki gliwiczan o LM. Łotyszom w batalii o LE też ten sam Plach się przysłużył. Ponosi bowiem winę za stratę dwóch kolejnych goli w pierwszym meczu.

Na co jednak Piast liczył? Przed walką o europejskie puchary trzeba się wzmacniać, tymczasem klub z Górnego Śląską w przeddzień meczu poinformował o tym, że z Piastem rozstaje się jego najlepszy piłkarz Valencia. Absurd? W polskich realiach jakoś to nie dziwi. Żeby było śmieszniej, gola decydującego o awansie piłkarzy z Rygi strzelił Kamil Biliński. Polak, który do gry w Polsce się nie nadawał, natomiast na Łotwie grać potrafi, skoro jego gol wyeliminował Piasta z eliminacji LE.

O Legii nie warto pisać, armia zaciężna tym razem nie potrafiła strzelać nawet ślepakami, to była kompletna bierność i apatia. Szczególnie wyróżniał się pod tym względem Novikovas.

Lechia nie ośmieszyła się w przeciwieństwie do pozostałych dwóch polskich pucharowiczów, ale wynik poszedł w świat. Wynik 1:4 chluby gdańszczanom nie przynosi, jednak ja nie mam do nich wielkich pretensji. Z drugiej strony uważam jednak, że to już najwyższy czas, by skończył się ten etap w polskiej piłce, gdy chwalimy drużyny za samą grę. Lechia grała z europejskim średniakiem, który lata świetności ma już za sobą. Naprawdę musimy wymagać więcej od swoich drużyn.

38–milionowy kraj stać chyba na lepsze drużyny piłkarskie. Ale degrengolada będzie trwać nadal, jeśli szefowie klubów będą sprowadzać do Polski piłkarzy drugiego sortu z zagranicy. Zmiana mentalności trenerów i inwestowanie w akademie to klucz do sukcesu.  To naprawdę nie jest trudne.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej