Drużyna Levante przystąpiła do starcia z Realem Madryt, mając w planach bojaźliwe koczowanie w pobliżu własnej bramki idące w parze z majestatyczną perfekcją realizacji założeń obronnych. Jednak na nieszczęście piłkarzy Joaquina Caparossa ich misterne koncepty zostały już zawczasu zweryfikowane przez boiskową rzeczywistość. Pozostawiając niepilnowanego Cristiano Ronaldo, gracze z Walencji sami się prosili o pokaranie przez portugalskiego tuza nowożytnego futbolu. Zresztą gol zapisany na konto dyżurnej gwiazdy Realu Madryt był nie tyle konsekwencją idealnego złożenia się do strzału zainteresowanego gracza, co rezultatem niedorzecznej niefrasobliwości defensorów drugoroczniaka w stawce Primera Division. Ronaldo nie słynie z kapitalnej gry głową, ale jednak jest to piłkarz kompletny, potrafiący posyłać piłkę do bramki rywali każdą częścią ciała. Dzisiaj wybił się w powietrze jak specjalista od skoków wzwyż. Ale nie czarujmy się, do straty gola przez Levante walnie przyczynili się obrońcy tejże drużyny. Omawiana bramka obciąża właśnie ich konto. Być może czytelników ciekawi dlaczego rozwodzę się tak długo nad tą sytuacją. Spieszę z wyjaśnieniem, mianowicie nie mogę zrozumieć jak można sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji, niedopatrzenie, wytyczając sobie za taktyczne motto prowadzenie tak zwanej obrony Częstochowy. Nie można poszerzać w nieskończoność swojego marginesu błędu, bo prędzej czy później wskutek takiego swego rodzaju minimalizmu nadejdzie słodka zemsta. Piłkarze Levante sami pogrzebali swoje szanse na korzystny wynik, Real miałby problemy z rozmontowaniem bloku obronnego gości po płynnej akcji ofensywnej, ale skoro został obdarowany prezentem, przyjął go grzecznie i dzięki Cristiano Ronaldo rozwiał wszelkie wątpliwości dotyczące tego meczu. Real zwolnił obroty, zaczął grać monotonnie, jednostajnie i nieatrakcyjnie. Ronaldo schował się za podwójną gardą, by wyjrzeć stamtąd dopiero pod koniec zawodów. Uderzył wtedy z całych sił w poprzeczkę, jeśli będziemy drobiazgowi, wyszczególnimy jeszcze jego asystę przy cudownym golu Marcelo. Ostatnio chwaliłem Benzemę, dzisiaj zmieniam front, Francuz mając dwie stuprocentowe sytuację, spudłował w obu przypadkach.Wstyd!

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej