Vicente del Bosque rozważa możliwość oddania się do dyspozycji zwierzchników hiszpańskiej federacji piłkarskiej,z konieczności jest gotów podać się do dymisji w akcie desperackiej obrony Hiszpanów przed nieuchronnym doznaniem dekadencji. Kiedyś na boisku dokonywali mission impossible, by dziś być piłkarskimi męczennikami konającymi pod balastem bezsilności.

[more]

Hiszpania przegrała z reprezentacją Chile 0:2, definitywnie tracąc szansę na awans do fazy pucharowej mundialu w Brazylii, rywalizację grupową zakończy meczem z Australią, meczem o honor, w najlepszym przypadku meczem na otarcie łez.

Hiszpanie wypadli właśnie z rewiru futbolowych potentatów, saga o ordynarnym ukrzyżowaniu La Roja niechybnie się dopełniła. Impulsem do zmian w aspekcie taktycznej organizacji gry były permanentne porażki Barcelony, czyli klubu tożsamego z narodową reprezentacją. Obie drużyny tak naprawdę są naczyniami połączonymi względem siebie. Przegrane z wkupującym się przebojem w struktury europejskiej czołówki Atletico Madryt były wymowne, tymczasem zignorowano je, lekceważąc pogłębianą niewydolność zawodnego stylu gry.

Vicente del Bosque opiera kręgosłup swojej reprezentacji na gromadzie graczy Barcelony i nieco mniej licznym oddziale zawodników Realu Madryt, jeśli trzon drużyny stanowią wiekowi myśliciele środka pola, którzy miniony sezon w klubie spisali na straty, nie pochłaniając się nawet obmyślaniem sposobu na odwrócenie niepokojącej tendencji, w sprzyjających okolicznościach zwycięstwa można jedynie wymodlić, na pewno nie odnieść, futbol nie toleruje zjawisk paranormalnych, cuda zdarzają się tylko w bajkach.

Po dokładnej obserwacji gry Hiszpanów na tegorocznych finałach MŚ, wnikliwi eksperci pewnie domyślą się, że używając stwierdzenia ,,wiekowi myśliciele środka pola'' piłem do barcelońskiego duetu Xavi-Iniesta. Obaj dostarczyli wystarczająco wiele poszlak na tym mundialu, by pokusić się o niniejszą konstatację. Jednak nie zostawiając suchej nitki na graczach z Camp Nou, pamiętajmy, by nie sprowadzić ich do roli kozłów ofiarnych odpowiedzialnych za całe zło hiszpańskiej piłki, odium musi spaść na większą liczbę graczy, nikt przy zdrowych zmysłach nie odpuści win Diego Coscie, sprawcą tragedii jest bohater zbiorowy, czyli zespół, nie bohaterzy jednostkowi.

Vicente del Bosque w przeciwieństwie do Pepa Guardioli może nie jest fanatycznym wyznawcą sanktuarium pod wezwaniem tiki-taki, niemniej i tak jej hołduje coraz częściej narażając drużynę na szwank. Podczas mundialu popularny Sfinks znów testował grę z nominalnym napastnikiem, wszystko spaliło na panewce. Dieco Costa jest strzelcem wyborowym bezsprzecznie,ale jego gra kłóci się z grą drużyny, w Atletico naturalizowany Hiszpan jest kompatybilny ze stylem, w przyszywanej reprezentacji-nie.

Diego Costa nie jest stworzony do gry w ataku pozycyjnym, jego przeznaczeniem są kontrataki. Hiszpanie brnąć w swoje obsesyjne fanaberie, czyli bezgraniczne oddanie przebrzmiewającej tiki-tace, kreują złudzenie gry w liczebnym osłabieniu, Diego Costa wtedy zdaje się być wyalienowany.

Piłkarska reprezentacja Hiszpanii dotarła do punktu krytycznego, nie wiadomo kiedy uzyska ponownie optymalny stan niepodzielnego panowania nad wszystkimi rywalami, w związku z tym aż prosi się, aby zapytać:czy odzyska swoją moc przy udziale tych samych piłkarzy, którzy królowali z nią pod kierunkiem Del Bosque?

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej