Gol zdobyty rzutem na taśmę przez rezerwowego Varelę teoretycznie utrzymuje Portugalię przy życiu na mundialu w Brazylii, jednak na dobrą sprawę pandemonium piłki portugalskiej zostało tylko łaskawie odroczone, wyrok złagodzono,drużyna dryfuje po nieznanym, prędzej stoczy się na dno niż uniesie nad powierzchnią. Jej przyszłość na MŚ rysuje się w ciemnych barwach.

[more]

Portugalia gra futbol prymitywny, wręcz zachowawczy, korzystny wynik determinuje zapał w zakładaniu potrójnych zasieków obronnych, jeden gol przewagi działa na piłkarzy portugalskich jak zabawka, której już nie można wypuścić z rąk. Drużyna pochłaniając się kunktatorstwem i defensywnym przewrażliwieniem zaciera swoje największe atuty, nadwerężając resztki honoru kraju uplasowanego na czwartym miejscu w rankingu FIFA.

Na tym wdrażaniu taktycznego eksperymentu wątpliwej jakości najbardziej cierpi Cristiano Ronaldo, który jest jak pasażer na stacji kolejowej do której nie pociągnięto torów, samotny jak palec, rad nierad panoszy się wszerz boiska, gestykuluje rękami, przecież angaż w konstrukcję skomasowanej obrony jest dla niego nie do pomyślenia, urąga jego godności, podburza rozdęte ego, za sprawą takiej myśli taktycznej jest dla drużyny opryskliwym nieużytkiem, a nie hojnym darczyńcą emanującym golami jak z rogu obfitości. Oczywiście umiejętność sprawnego kontratakowania nie musi stanowić świadectwa słabości drużyny, Real Madryt także trudzi się w kontrach, wskutek czego nie przykłada wagi do ataku pozycyjnego. A jest to błąd kardynalny, tacy gracze jak Bale czy Ronaldo są predysponowani do huraganowych nawałnic na wrogie bramki, więc po co skrywać ich atuty pod płaszczykiem bylejakości? Drużynę wielką odróżnią od drużyny wybitnej dbałość o rozpieszczanie widzów happeningami, iluminacjami, ekwilibrystyką, synchronizacją choreograficznych ruchów poszczególnych piłkarzy, elementami tworzącymi zbiorowy recital, a innymi słowy, wrażeniami artystycznymi. W przypadku reprezentacji Portugalii kazus Ronaldo jest trochę mniej osobliwy, aczkolwiek nadal trudny do zrozumienia. Portugalczyk ma utrudnione zadanie, musi stawić czoła rywalom często w pojedynkę, ale drużyna jest tak przeorganizowana, że roztacza przed nim perspektywę niemalże misji niewykonalnej, trener Bento jest zatwardziałym konserwatystą, jeśli nadal będzie szedł w zaparte, nie słuchając ludzi mądrzejszych od siebie, Ronaldo sczeźnie w rzeczonym uwiądzie taktycznym, a drużyna runie na pomniejsze wygwizdowie razem z nim.

Portugalia jest drużyną specyficzną, wszystkie oczy są zwrócone na Ronaldo, gracza wielkiego,ale też uciekającego od odpowiedzialności za swój zespół, kiedyś liderem Portugalczyków, ze względu na swoją poczesną pozycję w europejskiej piłce był Luis Figo, dziś tamtejszy futbol zmonopolizował Ronaldo, powierzono mu spuściznę po Figo, ma być wodzem przewodnim swoich reprezentacyjnych partnerów, ale Cristiano sobie nie radzi, nie potrafi szefować na boisku, piastowanie funkcji służebnej wobec reszty pokładu jest błahostką wobec sprawowania honorów dowódcy okrętu, to że odda jeden groźny strzał, zaliczy asystę, ratującą drużynę przed porażką w zestawieniu z dokonaniami Leo Messiego na tegorocznym mundialu można skwitować śmiechem, będzie to chyba wystarczająco wymowne podkreślenie zjazdu Ronaldo po równi pochyłej.

Na angielskich trawach orędownikiem taktycznych nowinek jest Jose Mourinho, to on przeląkł nas swego czasu swoimi staroświeckimi pomysłami na grę w piłkę. Do końca swego życia będzie nieborakiem, parkującym przegubowy autobus w głębi pola karnego, autobus wyposażony w szyby kuloodporne niepodatne na wielominutowy obstrzał zaryglowanej do granic możliwości bramki londyńskiej Chelsea. Podobno z kim przystajesz, takim się stajesz, zainspirowany tą sentencją zacząłem sobie imaginować, że Eden Hazard- sztandarowa gwiazda The Blues została już do tego stopnia przesiąknięta wizja gry klubowego pryncypała, że również w barwach drużyny narodowej zamiast rozjaśniać mrok szybu, woli zstąpić na ciemną stronę Księżyca wypierając piękno z piłkarskich widowisk i torpedując je brzydotą. Belgia na mundialu zaliczyła falstart, chociaż paradoksalnie zdobyła komplet punktów, widać, że coś Hazardowi podcięło skrzydła.

Można pastwić się nad Portugalią, szydzić, ironizować, niewątpliwie jest to stado wyleniałych lwów, a nie wataha gniewnych i nienasyconych wilków. Oczywiście z portugalskiej macierzy wylęgły się też wilczki łase na sukcesy, mam na myśli przede wszystkim Naniego, swoją refleksję opieram na wczorajszym meczu, nie mam pojęcia, czy w perspektywie długoterminowej dołączali do niego inni wojownicy z krwi i kości, ale jedno jest pewne, Nani nie ma powierzchowności gwiazdorskiej, nie jest humorzasty, praca pod dowództwem Aleksa Fergusona przynosi jednak efekty, wczoraj Nani był najbardziej kreatywnym graczem w portugalskim teamie, nie bał się pójść na przebój, w pewnym momencie spostrzegłem nawet, jak Cristiano Ronaldo przyplątał się koło niego, widząc chyba jego w miarę dobrą formę, raz przymierzył z dystansu, piłka odbiła się od słupka i wyszła w pole, pamiętajmy też, że to on otworzył wynik spotkania.

Portugalia z pewnością jest drużyną dobrą, ale nie topową, nie wróżę jej świetlanej przyszłości, świetlany okres tamtejszej piłki to uczestnictwo w przedbiegach wielkich turniejów, chów graczy wybitnych jest tam nieliczny, więc trudno, żeby pojedynczy gracze przesądzali o losach swojej reprezentacji.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej