Robert Lewandowski rzadko używa mocnych słów, ale gdy okazało się, że Bayern Monachium szuka nowego, młodszego od niego napastnika (mowa o Erlingu Haalandzie), Polak czuł niesmak. Wtedy coś pękło w jego relacji z Bayernem. Na Saebener Strasse nikt nie zaprząta sobie głowy jakimiś sentymentami. Tymczasem nieoczekiwanie do akcji wkroczyła Barcelona. Kapitan reprezentacji Polski na konferencji prasowej przed jednym z meczów Ligi Narodów przyznał, że etap gry w Bayernie to dla niego już rozdział zamknięty. Gdy te słowa padły i wywołały poruszenie, w Katalonii nie próżnowali.

Wizja Xaviego i magia Barcelony

Trener Barcy Xavi Hernandez od dłuższego czasu układał plan na kolejny sezon, od wielu tygodni ma w głowie konkretne personalia. A władze klubu go słuchają i odhaczają nazwiska piłkarzy widniejących na sporządzonej przezeń liście życzeń. Na zasadzie wolnego transferu do Katalonii trafili już Andreas Christensen i Franck Kessie, wzmocniono prawe skrzydło: przedłużono kontrakt z Ousmanem Dembele i kupiono Raphinhę a teraz czas na Lewego. To oczywiście nie koniec.

 Xavi już zaciera ręce, bo dobre relacje prezesa Joana Laporty z dyrektorem sportowym Sevilli Monchim każą sądzić, że sprowadzenie Julesa Kounde będzie kwestią czasu (mimo że Sevilla straciła już jednego stopera – Diego Carlosa). Ale Kounde nie robi takiego wrażenia jak Bernardo Silva. Tak, ten tancerz z przyklejoną piłką do stopy, który zadziwia artyzmem u Pepa Guardioli, także może zwiększyć siłę ognia Barcy. Lewandowski, B.Silva – te nazwiska dowodzą jednego – Barcelona to wciąż marka, renoma, magia, tam można liczyć na prawdziwe spełnienie w futbolu. Spójrzmy na Polaka – nawet jeśli wcześniej nastrzelało się kilkaset goli i zdobyło tyle trofeów z Bayernem (m.in. 8 tytułów mistrzowskich), ba, do tego dochodzi triumf w Lidze Mistrzów i upokorzenie… Barcelony (pamiętne 2:8), ten pociąg do gry na Camp Nou jest tym, czemu podda się niemal każdy piłkarz na świecie. To jednak są inne, niepowtarzalne realia.

Wreszcie znaleźli następcę Suareza

Tak to już jest, że opisując wielkie postacie piłki nożnej, niestety nie unikniemy truizmów, czasami są one konieczne przy konstrukcji całej narracji, a zatem… Robert Lewandowski to rutyniarz. W sierpniu będzie miał 34. urodziny, ale to tylko metryka, w gruncie rzeczy liczy się wiek biologiczny – o nim można mówić z podziwem. Pełen profesjonalizm, obsesyjne wręcz dbanie o swoje zdrowie – to sprawia, że Barcelona zaoferowała mu trzyletni kontrakt z opcją przedłużenia o kolejny rok. W Bayernie nikt nie był skory, by związać się z Lewym na taki czas. Barca po odejściu Luisa Suareza (na marginesie: w skandalicznych okolicznościach, poniżających legendę) nie mogła liczyć na naprawdę klasowego napastnika. Sprowadzenie Martina Braithwaita z Leganes (gdy przychodził, miał zastąpić kontuzjowanych Suareza i Dembele) czy – mówiąc delikatnie – niezbyt finezyjnego Luuka de Jonga (słabość Ronalda Koemana do swoich rodaków) to był zdaniem wielu cules akt desperacji.

Xavi Hernandez początkowo wpadł na nieoczywisty pomysł – ściągnął z Arsenalu niechcianego tam, coraz częściej niesubordynowanego Pierrra Emericka Aubameyanga. I Gabończyk o dziwo strzelał gole. Często był poza grą, wyglądał jak ciało obce, ale skoro na koniec meczu jego nazwisko było na liście strzelców, to nie wypadało się zżymać. Tak czy inaczej, to nie jest ten format gracza, którego oczekują kibice. Barcelona musi mieć na szpicy kogoś, kogo obrońcy rywali po prostu się boją. I tak też się stanie.

Podważanie legendy

Robert Lewandowski miał żal do Bayernu za brak zrozumienia jego aspiracji i marzeń. Można odnieść wrażenie, że mimo iż zdobył wiele tytułów mistrzowskich i armatek dla króla strzelców, a zatem łączył osiągnięcia drużynowe z indywidualnymi, nigdy nie doczekał się statusu legendy w Monachium. Nawet gdy ruszył w pogoń za rekordem Gerda Muellera, Dietmar Hamann wystosował do niego kuriozalny apel: „Robert, nie bij tego rekordu. Jeśli powstrzymasz się, będzie to jeden z najpiękniejszych gestów w całej historii sportu”.  Polak mógł ubolewać nad tym, że chociaż tak bardzo zasłużył się dla klubu z Bawarii, jego władze początkowo odmawiały negocjacji z Barceloną w sposób kategoryczny i jednoznaczny.

Niektórzy zarzucali kierownictwu Bayernu hipokryzję, bo Liverpool pozwolił Sadio Mane na przenosiny do Niemiec w analogicznej sytuacji – kontrakt Senegalczyka wygasał za rok. Można z tym polemizować, ponieważ Juergen Klopp akurat zawczasu pomyślał o zastąpieniu swojego asa. Sięgnął po Luisa Diaza i to zadziałało, natomiast Bayern nie miał alternatywy dla Lewego, gdy poniósł fiasko w sprawie Haalanda. Spekulowało się nawet o tym, że Bawarczycy, chcąc zastąpić Polaka, postarają się o to, by mieć u siebie Harry’ego Kane’a. To jednak było i jest mało prawdopodobne, zważywszy na metody negocjacyjne właściciela Tottenhamu – jego twardość i bezkompromisowość. Notabene, jak na ironię – Daniel Levy wsławił się tym, z czego słyną także rządzący Bayernem – teraz Oliver Kahn, wcześniej Uli Hoeness (on, mimo że jest honorowym prezesem, nadal był aktywny, wypowiadał się kontrowersyjnie, wręcz obcesowo). Ich też każde ustępstwo wiele kosztuje.

Prezent dla Tebasa i przyszły lider ofensywy

Wielu uważa, że z niewolnika nie ma pracownika, a każdy ma prawo do marzeń. Lewandowski szuka nowego wyzwania, projekt Xaviego jest fascynujący. Połączenie błyskotliwej i coraz dojrzalszej młodzieży (Pedri, Gavi, Ansu Fati, dołączył teraz do nich kolejny crack – Pablo Torre) i doświadczenia, które najlepiej uosabiał do tej pory Sergio Busquets, dawało powody do optymizmu, tworząc ciekawe perspektywy na przyszłość, a teraz przychodzi jeszcze Lewy, który zjadł zęby na wielkim futbolu…

Lewandowski na pewno w dużej mierze pomoże całemu hiszpańskiemu futbolowi pod względem marketingowym. Niedawno Realowi przeszedł koła nosa Kylian Mbappe, teraz Barcelona zadbała o to, by zrekompensować to nam, czyli entuzjastom futbolu z Półwyspu Iberyjskiego. Prezes LaLiga Javier Tebas musi to docenić. To postać wyjątkowo polaryzująca, przypomina „leśnego dziadka” – niekompetentnego, aroganckiego i prominentnego działacza PZPN sprzed lat, kogoś, kto sprawia wrażenie, że został wyciągnięty z poprzedniej epoki i mentalnie utkwił w zamierzchłej przeszłości (pisałem o nim więcej tutaj). W czasie jego rządów Hiszpanię opuścili Neymar, Cristiano Ronaldo i Leo Messi. Projekt CVC, który reklamował, a który miał poprawić stan finansów w całej stawce LaLiga, okazał się porażką. Wiele klubów żałuje, że zgodziło się na ten deal. Tebas pouczał nieustannie Barcelonę, wywierał na nią presję, przypominał o limicie wynagrodzeń – ligowym finansowym fair play. Udawał publicystę, był stronniczy, irytował ostentacją i brakiem zahamowań, a teraz dostanie prezent od Barcelony, której tak często uprzykrzał życie… To taka przewrotność futbolu.  

Lewandowski może stać się bohaterem ery post-Messi. Gdy Argentyńczyk odchodził z Barcelony, na jego następcę namaszczono Ansu Fatiego. Dostał nr 10 po Messim, w mediach społecznościowych kreowano nową gwiazdę, ale wielu uważa, że ta presja i ogrom oczekiwań to czynniki, które mogą stanowić brzemię dla 19-latka. Owszem, wejście do drużyny miał rewelacyjne – w klubie i w kadrze, tyle że później los nie był dla niego łaskawy. Borykał się z wieloma kontuzjami, teraz wrócił. Ale media w Katalonii oczywiście upatrują lidera ofensywy w Robercie Lewandowskim. Jego już nic nie powinno krępować, a możliwość rywalizacji z Karimem Benzemą w tej samej lidze może tylko stymulować dalszy rozwój polskiego perfekcjonisty.

Uczył się od wybitnych trenerów

Robert Lewandowski miał do tej pory szczęście do trenerów. Juergen Klopp, Pep Guardiola, Carlo Ancelotti, Hansi Flick, a teraz Xavi Hernandez, który wciąż jest wprawdzie trenerem bez trofeów w Europie, ale z długofalową wizją i wielkimi aspiracjami. Na boisku generał, król juego de posicion, pomocnik z pięknym umysłem, widzący więcej i myślący szybciej niż inni, jako trener zdeklarowany cruyffista, który wyniósł ogromną wiedzę od Pepa Guardioli, a na pierwszej konferencji prasowej, kiedy objął drużynę po Ronaldzie Koemanie, oznajmił dziennikarzom: „Wszyscy jesteśmy dziećmi Johana”(pisałem o tym tutaj). Znamienne. Xavi, jako się rzekło, nalegał na ten transfer i jego wola została spełniona. Teraz on i Lewandowski mają przywrócić splendor Barcelonie.

Warto przypomnieć, że Katalończycy są nazywani „Los Polacos” w innych regionach Hiszpanii. Sformułowano już różne hipotezy sugerujące, jak do tego doszło. Historia XIX wiecznych powstań, okupacja w XX wieku – tak szukano w heroizmie naszych rodaków podobieństw do katalońskiej martyrologii w czasach generała Franco. Inna teoria głosi, że Katalonia, tak jak Polska, ma Czarną Madonnę – jest więc tu też aspekt religijny. Dziwny i trudny język oraz oszczędność – to kolejne przypuszczenia. W każdym razie teraz już mają w Barcelonie prawdziwego Polaka, najlepszego piłkarza z Polski i Polacy dzielą radość z tego powodu z Katalończykami.

PS. A na koniec odrobina prywaty… W trakcie obrony pracy magisterskiej na WNPiD UAM w Poznaniu, która – nawiasem mówiąc – zakończyła się dla mnie pomyślnie, wszedłem w polemikę z profesorem UAM Łukaszem Donajem (recenzentem mojej pracy pt: ” FC Barcelona jako symbol nacjonalizmu i separatyzmu w perspektywie historycznej i współczesnej”, napisanej pod kierunkiem prof. Adama Barabasza). Recenzent z przymrużeniem oka zapytał mnie o przyszłość Roberta Lewandowskiego na zasadzie: przejdzie czy nie przejdzie? Być może nieoczekiwanie dla niego okazało się, że nie byliśmy zgodni w tej sprawie i nasze przewidywania były odmienne: ja upierałem się, że nic z tego, Bayern zachowa twardą postawę i nie puści nigdzie RL, natomiast profesor kontrargumentował, że ta Barcelona jest mu pisana i transfer jest kwestią czasu, de facto dokonać to się miało lada dzień… I tak też się stało! Doszło do zakładu, który przegrałem, dlatego – tak jak ustaliliśmy – przyznaję, że myliłem się. Nie wierzyłem w to, że Joan Laporta i Mateu Alemany mogą ograć tak mocno obstających przy swoich racjach rządzących w Bayernie. Mnie tym razem intuicja zawiodła i to bardzo. Za to prognoza prof. Ł. Donaja okazała się trafna. A ja paradoksalnie jestem zadowolony z… przegranej, bo Polak w piłkarskiej Barcelonie to wcześniej nieznana historia. 

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej