Bartłomiej Najtkowski, TVPSPORT.PL: – Obserwując drugą kadencję Joana Laporty nie widzimy wielu kontrowersji, ba, socio Barcy Michał Gajdek uważa, że relacje Barcelony i Realu być może nie były nigdy tak dobre w wymiarze instytucjonalnym (sojusz ws. Superligi przeciwko szefowi LaLiga). Co się stało?

Filip Kubiaczyk: – Uważam, że obecne relacje Barcelony z Realem Madryt w wymiarze instytucjonalnym są tak dobre jak nigdy dotąd dlatego, że stojący na czele klubów prezesi – Joan Laporta i Florentino Perez – mają wspólny interes w tym, aby tak było. Potrzebują siebie nawzajem. Ma na to wpływ kilka czynników. Przede wszystkim ich animozje z Javierem Tebasem, prezesem LaLiga. One narzucają współdziałanie w we wspomnianym projekcie Superligi i przejawiają się w niechęci do podpisania umowy z CVC (luksemburskim funduszem inwestycyjnym). Poza tym, w ostatnim czasie nie ma już takiej politycznej otoczki El Clasico, więc te mecze wzbudzają przede wszystkim emocje sportowe. A po przyjściu Roberta Lewandowskiego kibice żyją pasjonująco zapowiadającą się rywalizacją z Karimem Benzemą.

– Joan Laporta bardzo się uspokoił. Zawsze lubił przekomarzać się z Realem. Ostatnio próbą droczenia się z rywalem był baner z hasłem: "Nie mogę się już doczekać, kiedy znowu się zobaczymy". Minęło sporo miesięcy, a to był element kampanii wyborczej. Już wtedy rozważał chyba sojusz z Realem i stąd ten spokój?
– Nie sądzę. Jeśli chodzi o ten baner Laporty, który umieścił w pobliżu Santiago Bernabeu, to on mnie nie zaskoczył. Nie był jednak zapowiedzią barcelońsko-madryckiego zbliżenia, które nastąpi później. W tamtym czasie (grudzień 2020) miał spełnić określone zadanie marketingowe: nawiązując do sukcesów Barcy z czasów poprzedniej kadencji i rywalizacji z Realem, Laporta chciał przyćmić konkurentów w walce o fotel prezesa klubu i pozyskać socios. To showman, który wiedział jak to zrobić, odwołując się do nostalgii. I cel osiągnął.

– To zręczna socjotechnika, a czy sprzymierzając się z Perezem kieruje się teraz pragmatyzmem, bo cel uświęca środki? Przecież to układ z drużyną znienawidzoną przez wielu zwolenników Barcelony.
– To współdziałanie z Perezem jest... makiaweliczną grą Laporty. W ostatnim czasie podjął konkretne działania, które mają poprawić sytuację finansową klubu i przywrócić go na drogę sukcesów. Ten projekt potrzebuje ciszy i spokoju. Co jakiś czas Laporta będzie musiał jednak zaoferować socios i kibicom Barcy coś, co nawiąże do związków klubu z Katalonią, aby zadowolić tych, którzy krytykują Barcę za to, że coraz mniej kojarzy się z hasłem mes que un club (coś więcej niż klub piłkarski).

– Poniekąd już to robi, choć obserwujemy na razie tylko namiastkę. Powrót do odgrywania katalońskiego hymnu przed meczami na Camp Nou (także z Realem Madryt) oraz zaproszenie na derby Katalonii J. Pujola, radykalnego polityka, to ukłon wobec nacjonalistycznych kibiców. Ale Realowi rzeczywiście daje spokój. Na jak długo?
– Nie wykluczam, że za jakiś czas podnoszenie antagonizmu ponownie będzie bardziej "opłacalne" marketingowo. Już dziś pojawiają się bowiem głosy, że to osłabienie sporu działa przede wszystkim na niekorzyść Barcelony. Dla wielu katalońskich kibiców mecze Barcy z Realem są bowiem meczami Katalonii z Kastylią/Hiszpanią, swoistą dogrywką w historii, tyle że na piłkarskiej murawie. Można wtedy nadal wyrażać katalońską tożsamość i akcentować polityczne preferencje.

– Przejdźmy do asa w talii Laporty... Mateu Alemany to nowy bohater cules. W mediach społecznościowych zbiera same pochwały, powstają wciąż memy potwierdzające, jakim jest mistrzem w swoim fachu. To fenomen. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek dyrektor sportowy jakiegoś klubu ogniskował uwagę aż tylu i tak ich ekscytował...
– Istotnie fenomen. Mateu Alemany to bez wątpienia największy "transfer" Laporty po zwycięstwie w wyborach na prezesa klubu. Była to przemyślana decyzja. Laporta od dawna bardzo ceni pracę i umiejętności Alemany’ego i darzy go szacunkiem. Mówimy o postaci, która ma za sobą duże doświadczenie w klubach piłkarskich: dłuższy pobyt w RCD Mallorca i krótszy w Valencii CF.

– Kibice Barcelony doceniają też, że pracując na Balearach, odrzucił zaloty Realu. Wolał być człowiekiem instytucją tam od madryckiego blichtru. To z pewnością ujęło wielu cules. Ale w Valencii już nie było aż tak kolorowo...
– Zgadza się. W tym drugim klubie co prawda tworzył udany duet z trenerem Marcelino, jednak było im nie po drodze z kontrowersyjnym właścicielem klubu Peterem Limem. Mimo to udało mu się zrobić tam wiele dobrego. Pokazał, że potrafi sprowadzić interesujących piłkarzy za darmo, zarabiać na ich sprzedaży i wynegocjować obniżkę ich wynagrodzeń. W Barcelonie kontynuuje tę pracę. Laporta postawił na niego, a on już odwdzięczył mu się z nawiązką. Jest architektem wszystkich spektakularnych transferów Barcy w letnim okienku transferowym jak Raphinha, Lewandowski i Kounde. Oczywiście, nie byłoby ich, gdyby nie dźwignie finansowe i sprzedaż praw telewizyjnych, ale w sytuacji, w jakiej znajduje się klub, rozwiązanie to wydaje się tak samo zrozumiałe, co ryzykowne...

– No właśnie, ta palanca, czyli dźwignia - termin roku w hiszpańskiej prasie. Joan Laporta ładnie nazwał sprzedaż aktywów... Jak pan ocenia - wspaniała kreatywność, a może przede wszystkim ogromne ryzyko? Co przeważa? Laporta to pionier, ale prezes Betisu też zainteresował się tym pomysłem, a legendarny sternik Deportivo Augusto Cesar Lendoiro nazwał Laportę nawet... magiem dźwigni.
– Dźwignia finansowa (palanca economica) to z pewnością słowo roku w piłkarskiej Hiszpanii. To zarówno "pozytywna" kreatywna księgowość, jak i gra va banque. Barca jest nawet ironicznie nazywana FC Palancas. Sprzedaż 25 procent praw telewizyjnych na 25 lat firmie Sixth Street jedni nazywają odważnym i strategicznym ruchem Laporty, inni widzą w tym ryzykowną decyzję mogącą mieć negatywne konsekwencje. To może być de facto sprzedaż klubu po kawałku funduszom inwestycyjnym. Myślę, że obie wizje są jednak nazbyt kategoryczne.

– Dominuje radykalny przekaz: najwięksi zwolennicy Laporty i zatwardziali przeciwnicy ścierają się, zapominając o merytorycznej dyskusji. Jedno wydaje się oczywiste: Laporta nie mógł czekać na powolne odradzanie się klubu. To tak duża marka, że konieczne były zdecydowane ruchy.
– Według mnie Laporta postawił na strategię zrozumiałą w obecnej sytuacji finansowej klubu. To ucieczka do przodu...Zarzuca się mu również, że ratuje drużynę zamiast ratować klub. Te kwestie się nie wykluczają: Laporta postawił na wzmocnienie drużyny, na zbudowanie "piłkarskiej maszyny" do wygrywania właśnie po to, aby ratować klub. Barca odnosząca sukcesy w lidze i Europie będzie zwiększała wpływy. Laporta nie miał innego wyjścia. Uwzględniając sytuację finansową a także markę, historię i popularność FC Barcelony na świecie oraz oczekiwania kibiców musiał podjąć ryzyko i to zrobił. Czas pokaże czy miał rację.

– A czy Laporta stara się przywrócić tożsamość Barcelonie? Nie ma już jego mentora - Johana Cruyffa, ale jest jego syn, budzący różne uczucia Jordi. To "Jan", mimo początkowego zwątpienia, wybrał Xaviego Hernandeza i dał mu autonomię w przebudowie drużyny. Laporta zatrudnił w rezerwach Rafę Marqueza. Dwaj byli piłkarze, którzy znają klub od podszewki, są z nim zżyci. To chyba słuszny kierunek?
– Oczywiście, to był jego główny cel. Laporta ma wszelkie predyspozycje, aby przywrócić Barcy tożsamość kwestionowaną za prezesury Josepa Marii Bartomeu (2014-2020). "Jan" to charyzmatyczny prezes, który nie boi się odważnych decyzji. Kocha Barcę, identyfikuje się z Katalonią i ma poparcie wielu socios oraz kibiców. Zrobi wszystko, aby wyprowadzić klub z kryzysu. Wybór Xaviego również należy ocenić pozytywnie. Mimo że nie ma jeszcze dużego doświadczenia na ławce trenerskiej i nie stoją za nim spektakularne sukcesy i chyba przedwcześnie bywa porównywany do Pepa Guardioli, to podobnie jak Laporta jest ambitny i świadomy celów Barcy. Piłkarze chwalą jego metody treningowe i założenia taktyczne. Xavi, podobnie jak Laporta, jest Katalończykiem, co ma ważne znaczenie.

Co istotne, Barca jest w sytuacji, w której prezes i trener mówią jednym głosem i mają podobną wizję klubu. Czasy, kiedy trenerami byli tacy, których ta rola wyraźnie deprymowała i przerastała, czego nawet nie ukrywali (Quique Setien) lub tacy, którzy zamiast ocieplić atmosferę oraz wspierać piłkarzy w gorszych momentach, skupiali się na krytyce wszystkiego i wszystkich jednocześnie, osłabiając morale drużyny (Ronald Koeman), należą już do przeszłości. Jakże kontrastują ze sobą słowa Koemana podważające zdolność Barcy do odnoszenia sukcesów ("jest to, co jest i trzeba to zaakceptować"), ze słowami Xaviego ("Barca nie może remisować i przegrywać, tylko wygrywać")... Wybór Xaviego ma podtekst, gdyż w kampanii wyborczej był główną postacią, dzięki której miał zwiększyć szansę na zwycięstwo najpoważniejszy rywal Laporty - Victor Font. Powierzenie mu prowadzenia Barcy uważam jednak przede wszystkim za wybór merytoryczny. W podobny sposób należy oceniać zatrudnienie Rafy Marqueza na stanowisku trenera drugiej drużyny. Jeśli do tego dodamy jeszcze najlepszy "transfer", jakim było zatrudnienie Mateu Alemany’ego, to zobaczymy, że personalne decyzje nie były wynikiem wyłącznie polityki twardej ręki, na którą zwracają uwagę krytycy. Albo "sprzątania" po Bartomeu. To przede wszystkim strategia mająca pomóc Barcelonie w każdym obszarze klubu. Oczywiście czas zweryfikuje ten projekt, ale na tym etapie należy mu się jednak kredyt zaufania.

– W Polsce euforia, w Katalonii duże nadzieje, a w Madrycie zazdrość? A może wyrazy także uznania, bo rywal sięgnął po Lewandowskiego?
– Uwzględniając podział na media madryckie i barcelońskie, nie dziwi, że euforię po transferze Polaka podsycały te drugie. Co nie oznacza, że madrycka prasa o nim nie pisała. Lewy zdominował okładki dzienników sportowych w Hiszpanii na kilka dni, a uwzględniając ostatni miesiąc, od momentu kiedy nasiliły się spekulacje o jego przejściu do Barcy to właściwie nie schodził z nich. To pokazuje, jakiego piłkarza doczekaliśmy się w Polsce. Katalońska prasa pisała o wdzięczności, jaką w klubie mają wobec piłkarza klasy światowej, który z wielką determinacją zabiegał o to, aby dołączyć do Xaviego Hernandeza. Pisano o nim "pan gol", przytaczano statystyki bramek zdobytych w Bayernie. Media społecznościowe Barcelony również zostały zdominowane przez ten transfer. A w Madrycie pojawiły się oczywiście uszczypliwości pod adresem Polaka.

– Jeden z dziennikarzy stwierdził, że Barcelona po tych zakupach jest już na równi z klubami arabskich właścicieli, którzy dysponują nieograniczonym kapitałem, czyli PSG i Manchesterem City. To obłęd sądów?
– Tak, brylował Tomas Roncero, dziennikarz madryckiego dziennika "As" i zapalony kibic Realu. Musimy jednak pamiętać, że zaczepki na pograniczu żartu i złośliwe komentarze to element medialnej gry. W Madrycie wszyscy doceniają umiejętności Lewandowskiego i zdają sobie sprawę, że pokonanie Barcy w nadchodzącym sezonie nie będzie łatwe. Poza tym część fanów Realu ma w pamięci, że Lewandowski był łączony z ich klubem. Stąd głosy o tym, że napastnik trafił do Barcy rykoszetem, gdyż jego celem była gra w stolicy kraju.

– Może to tylko wynik frustracji? Real przecież był tak blisko pozyskania pewnego zdolnego Francuza...
– Na taką postawę z pewnością wpływa również zawód po niedoszłym transferze Kyliana Mbappe. Co ciekawe, po trzech towarzyskich meczach w barwach Barcy podczas tournee w Stanach Zjednoczonych, dziennik "As" skrytykował Polaka, robiąc mu chyba niezasłużenie "katalog błędów". Przeciwstawiano jego słabą grę postawie Ousmana Dembele, który wypadł w tych meczach znakomicie. Rzecz w tym, że choć Polak nie strzelił gola, to jednak stwarzał w nich okazje i był bardzo przydatny, co już skwapliwie pominięto...

– Jak reaguje naczelny prześmiewca i prowokator Pedrerol, wielbiciel Realu z... Barcelony. Jego "tik tak" po spalonym transferze Mbappe dziś śmieszy. To jak zareagowało "El Chiringuito" na ruch Barcy? Kilka tygodni temu Florentino Perez właśnie w tym programie zadeklarował, że życzy rywalom, by Lewandowski grał w LaLiga...
– Pedrerol, podobnie jak wielu kibiców Realu, był przekonany, że transfer Mbappe stanie się faktem. Stało się jednak inaczej. Jeśli chodzi o transfer Lewandowskiego, to w "El Chiringuito" był relacjonowany na bieżąco i poświęcano mu bardzo dużo uwagi zarówno w telewizji, jak i w profilach programu w mediach społecznościowych. Pedrerol przedstawiał w swoim stylu możliwe przejście Polaka do Barcy. Budował napięcie, zapowiadał…. Im bliżej transferu, tym o Lewandowskim mówiono więcej. Spekulowano o możliwym strajku piłkarza, kiedy Bayern nie godził się na transfer, a kiedy było już wiadomo, że trafi do Barcy to poświęcono mu naprawdę bardzo dużo uwagi. Zastanawiano się czy strzeli gola podczas amerykańskiego El Clasico, ile razy trafi do bramki rywali w nadchodzącym sezonie LaLiga, relacjonowano na żywo prezentację w Miami, pokazywano, jak dba o formę w siłowni, potem serdeczne przywitanie z kolegami z drużyny, uściski z Laportą i Xavim. Nazwano go nawet "Don" Robert Lewandowski. I co ciekawe, w "El Chiringuito" nigdy nie pomylono... narodowości, co zdarzyło się pracującym w Barcelonie, gdzie został nazwany "niemieckim napastnikiem". Na szczęście szybko, w dużej mierze dzięki zdecydowanej reakcji socios i kibiców Barcy z Polski zostało poprawione.

– Przy okazji transferu Lewandowskiego widzimy zmianę w hiszpańskich mediach. Pan jest entuzjastą radia, ale... kilkugodzinne streamy są teraz ważniejsze. Gerard Romero to nowy idol barcelonismo, także w Polsce.
– Tak. Gerard Romero wyznaczył nowy styl przekazywania informacji o futbolu. Co przesądza o jego popularności? Relacje na żywo, ekspresja, wyrażanie pozytywnych emocji, niesłabnąca energia i charyzma prowadzącego. Charakterystyczna czapeczka z daszkiem z nazwą kanału "Jijantes" i haka stały się jego znakiem rozpoznawczym. Istotniejsze jest jednak to, że newsy – jak pokazała sytuacja z ostatnimi transferami do Barcy – mają bardzo wysoki poziom wiarygodności. Udaje mu się łączyć rozrywkę i luźny przekaz z dziennikarską rzetelnością. To uwzględnienie tych czynników przesądza o jego sukcesie. Nie wiem, czy możemy określić to mianem rewolucji, ale z pewnością takie postaci jak Gerard Romero albo Ibai Llanos dają nowe formy kontaktu z piłkarzami i kibicami. Oczywiście, nie wszystkim to odpowiada. W Hiszpanii nadal wielu kibiców ceni sobie liczne stacje i programy radiowe, w których merytorycznie mówi się o futbolu, z kolei inni stawiają na prasę i codziennie rano z zaciekawieniem czytają hiszpańskie dzienniki sportowe. Sądzę jednak, że w Hiszpanii rozmowy z piłkarzami i generalnie kontakt z fanami futbolu za pośrednictwem Twitcha będą zyskiwały na popularności.

– W "Jijantes" namierzyli nawet Lewandowskiego z Xavim, gdy spotkali się w klubie na Ibizie, publikują ciągle komunikaty: "coś się dzieje", "bombazo". Czasami to ociera się o... histerię, ale chyba odpowiada temperamentowi Hiszpanów, którzy myślą o futbolu obsesyjnie. A ta, będę się upierał, rewolucja medialna trochę już trwa, bo pamiętamy, jak wspomniany streamer Ibai zrobił jako pierwszy wywiad z Leo Messim po podpisaniu kontraktu z PSG, a rozmowę zamieścił właśnie na Twitchu.
– Jeszcze do niedawna wydawało się, że You Tube, Facebook, Instagram i Twitter zapewnią użytkownikom mediów społecznościowych wystarczający wybór form komunikowania się z innymi. Okazało się jednak, że coraz bardziej popularne, i to nie tylko wśród młodszych użytkowników, są TikTok i właśnie Twitch. To z jednej strony znak czasu, naturalne wypieranie jednych mediów przez drugie, ale z drugiej niekończące się poszukiwanie przez nadawców i twórców nowych form komunikowania się, wyzwań i jeszcze bardziej bezpośredniego kontaktu z odbiorcami. Tacy jak Romero, oferujący streaming, mają wiele znajomości, także wśród piłkarzy, którzy coraz chętniej dają się zapraszać na rozmowę.

– Kultowy był stream z udziałem Luisa Suareza, z którym Romero się zaprzyjaźnił. Ale pamiętajmy, że aby to realizować, musi mieć spore grono wysłanników.
– Ma sieć współpracowników rozsianych po Hiszpanii, którzy na bieżąco informują go, co się za chwilę wydarzy w danym miejscu. Bez wątpienia mają oni też kontakty w klubach (mimo że temu zaprzeczają). Takie "śledzenie" na żywo działań prezesów, menedżerów i piłkarzy podoba się wielu odbiorcom, gdyż pokazuje im jak w praktyce dochodzi do pozyskania konkretnego zawodnika. To z pewnością działa na wyobraźnię odbiorcy, który czuje się wtedy tak, jak gdyby był częścią tego wydarzenia: stoi na lotnisku, jest w samochodzie lub przed restauracją, w której znajduje się prezes klubu i piłkarz, który ma podpisać kontrakt. Pokazała to dokładnie sytuacja z transferem Roberta Lewandowskiego. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział po wylądowaniu na lotnisku na Majorce, jak było już wiadomo, że transfer dojdzie do skutku, na prośbę współpracownika Romero, zostały skierowane właśnie do prowadzącego "Jijantes", który nie był na miejscu, ale nadawał na żywo. W ten sposób słowa "Hello Romero!" wypowiedziane przez Lewandowskiego stały się częścią tego historycznego transferu Polaka do katalońskiego klubu.

– Za prezesury Javiera Tebasa LaLiga opuścili Neymar, Cristiano Ronaldo, Leo Messi. Tebas nie chciał iść na ustępstwa ws. Messiego, co doprowadziło do jego odejścia (inna sprawa, że wielu uważa, iż Laporta blefował). Mówił wtedy, że nie ubolewa po stracie Messiego, bo jest... Vinicius.
– Odejście Messiego nie jest do końca jasne i jak już wspominałem przy innej okazji, prawdopodobnie nigdy nie poznamy całej prawdy. Wydaje się, że w ostatniej fazie negocjacji doszło do zgrzytu między Laportą a Messim i jego ojcem. Leo poczuł się urażony, a jego relacje z Laportą zostały zamrożone. Panowie wymienili też uprzejmości w mediach... Ostatnio jednak Xavi i Laporta wprost zasugerowali, że powrót Messiego do Barcy jest możliwy.

– To chyba jednak mrzonka, biorąc pod uwagę konieczność obniżenia płac w budżecie. Najpewniej to myślenie życzeniowe Xaviego, choć kto wie, bo do tej pory prezes spełnia życzenia trenera...
– Laporta stwierdził nawet, że ma moralny dług wobec Argentyńczyka i chciałby, aby zakończył karierę na Camp Nou. Powiedział to ktoś, kto rok wcześniej mówił do socios i kibiców Barcy, że klub wchodzi w erę postmessizmu. Przyznam, że dla kibiców klubu słowa te mogły być sporym zaskoczeniem. Część z nich nadal jest w żałobie po odejściu Argentyńczyka, a teraz zaczynają sobie wyobrażać Messiego i Lewandowskiego w jednym zespole. Czy to realne? Zobaczymy. Z marketingowego punktu widzenia powrót Messiego wpłynąłby pozytywnie na odbiór klubu na świecie. Wydaje się, że Laporcie ciąży to, iż Messi odszedł za jego kadencji. Bartomeu robił wszystko, by do tego nie doszło, kiedy był prezesem. A jeśli Laporta doprowadzi do powrotu Argentyńczyka, to wszyscy będą mu wdzięczni, a on uspokoi swoje sumienie.

– Znamienne jest to, że szef LaLiga zmienił diametralnie zdanie o Barcelonie.
– Javier Tebas rzeczywiście nie krytykuje już jej tak bardzo i oszczędza prezesa. Zdaje się rozumieć strategię Laporty, zasugerował nawet, że dzięki dźwigniom finansowym klub będzie mógł pozostać w zgodzie z finansowym fair play. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie dodał, że wolałby, aby Laporta przystąpił do umowy z… CVC. Ostatnie wypowiedzi Tebasa nie powinny jednak dziwić. Jako prezesowi LaLiga zależy mu na jak największej promocji tego projektu na świecie. Wiele jego komentarzy, zwłaszcza tych uszczypliwych, oceniałbym przez pryzmat tego, że lubi być w centrum uwagi. Warto też pamiętać, że Messi swoimi wypowiedziami zdjął winę z Tebasa za to, że musiał opuścić Barcę de facto zrzucając ją na Laportę. Ostatnie słowa prezesa mogą potwierdzać, że czuje się odpowiedzialny za tę sytuację. W tej sprawie nie możemy być jednak niczego pewni.

– RL9 to już znana marka. Jak ten transfer może wpłynąć na postrzeganie Polaka w krajach hiszpańskojęzycznych i czy pozwoli mu zdobyć ten rynek? Bundesligą kibice z Ameryki Południowej za bardzo się nie interesowali.
– W Ameryce Południowej Lewandowski będzie teraz lepiej rozpoznawalnym piłkarzem. Co nie oznacza, że przed tym transferem mieszkańcy tego kontynentu nie wiedzieli, kim jest. Nie jest bowiem też tak, że Latynosi nie interesują się europejskim futbolem. Wielu z nich regularnie śledzi rozgrywki Bundesligi, Ligue 1 i zna najlepszych w Europie. Lewandowski był im znany, ale teraz będzie musiał się zmierzyć ze znacznie większym poziomem rozpoznawalności, a co za tym idzie popularności. Ze swoją pozycją i umiejętnościami Polak wejdzie po trosze w buty Leo Messiego. To z pewnością piłkarskie wyzwanie. Lewandowski biegle mówi po angielsku i niemiecku, a niedługo pewnie nauczy się hiszpańskiego, co znacznie ułatwi mu porozumiewanie się z fanami Barcy w Ameryce Południowej. Polak ma wszystko, by przyćmić... Messiego i Ronaldo. To teraz jego czas!

– Barcelona "sprzedaje" piękne historie: sentymentalny Raphinha, cule, podziwiający Ronaldinho. Robert Lewandowski też szuka nowego wyzwania, ale Barcelona dopiero się odradza. Bernardo Silva pracował pod okiem Pepa Guardioli, triumfował w Anglii, a chętnie dołączyłby do zespołu Xaviego. To jest pewnie ta magia klubu, coś unikalnego?
– Oczywiście. FC Barcelona przyciąga jak magnes, to siła marki, rodzaj soft power. Z uwagi na pozasportowe znaczenie, mityczną rywalizację z Realem Madryt i historię Barca jest klubem, w którym gra stanowi marzenie życia wielu. Działa również popularność i atrakcyjność LaLiga, która należy do jednej z najlepszych i najbardziej oglądanych przez kibiców lig na świecie. A Barcelona to piękne miasto do życia. Wszyscy piłkarze, którzy niedawno tutaj trafili wskazują ambitny projekt Xaviego jako powód, który mocno wpłynął na ich decyzję. Jules Kounde w pierwszych wywiadach po podpisaniu kontraktu podkreślał, że decydujący wpływ na przenosiny miały rozmowy z Xavim i to, że podziela tę piłkarską filozofię. To, że Xavi został trenerem jest zasługą Laporty. Możemy zatem już dziś stwierdzić, że barcelońskie trio – Laporta, Xavi i Alemany nie tylko przekonało do transferu świetnych piłkarzy, ale także wywołało euforię, optymizm i wlało nadzieję w serca wielu cules. Nadchodzący sezon LaLiga zapowiada się więc arcyciekawie!

Bartłomiej Najtkowski



Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej