Przyznajmy: 150 mln euro to spora kwota. Dodatkowo stała się punktem spornym władz Barcelony z kierownictwem LaLiga. Klub wyliczył, że sprzedaż 25 procent praw telewizyjnych na kolejne 25 lat da 667 mln euro. Szefostwo ligi uważa nieco inaczej, oceniając, że kwota wynosi 517 mln (przyczyna sporu: praw nie sprzedano bezpośrednio amerykańskiej spółce Sixth Street, a właśnie założonej przez... klub spółce zależnej Logksley Investments SL. 50 proc. udziałów w niej ma Sixth Street, a kolejne 50... Barcelona, która w tym układzie wniosła kapitał rzędu 150 mln). To doprowadziło do kolejnej dźwigni finansowej i sprzedaży większej części Barca Studios. Takie ruchy są niezbędne, bo choć Xavi Hernandez przekonuje, że ma szeroką kadrę i wybór jedenastki wiąże się z dylematami, to jest też druga strona medalu: są w niej niepotrzebni gracze bez szans nawet na "ogony".

Holendrzy mogliby odejść...

Prezes Joan Laporta jest znany z blefu. Wypowiadając się o przyszłości Frenkiego de Jonga kilkukrotnie deklarował, że liczy, iż Holender zostanie na Camp Nou (były oferty Manchesteru United i Chelsea, Barcelona byłaby skłonna zaakceptować londyńską opcję, na razie nie ma zgody FdJ), ale prosi go, by zgodził się na obniżkę (klub zalega mu 17 mln odroczonego wynagrodzenia). Wielu nie wierzy w te zapewnienia (spekuluje się, że po odejściu FdJ Barcelonę mógłby wzmocnić Bernardo Silva). Sprawa nabiera coraz większego rozgłosu, bo według "The Athletic" klub dąży do... unieważnienia kontraktu i powrotu do wcześniejszej umowy, argumentując, że ta przygotowana i zatwierdzona przez poprzedni zarząd nosi znamiona przestępstwa i stanowi podstawę do działań prawnych przeciwko stronom zaangażowanym w tę sprawę. Cóż, robi się gorąco... Rodak de Jonga, czyli Memphis Depay dopuszcza myśl o odejściu, jeśli klub rozwiąże z nim kontrakt i pozwoli odejść za darmo, a on też nie jest mile widziany w Barcelonie.

Holendrzy, którzy byli pupilami poprzedniego trenera Ronalda Koemana nie mają już wysokich notowań kibiców (Frenkie de Jong zagrał świetnie w Pucharze Gampera), ale to nie oni najbardziej zrazili do siebie fanów. Banitami stali się Martin Braithwaite i Samuel Umtiti. Pierwszy przekonał się, co myślą o nim cules. Został wygwizdany na prezentacji drużyny przed meczem o Puchar Gampera. Francuz z kolei nawet nie pojawił się na meczu. Klub żąda od niego, by szukał nowego pracodawcy. Obaj mają ciekawe, a miejscami komiczne historie.

 

Bardziej biznesmen niż przydatny piłkarz

To był luty 2020 roku. W LaLiga doszło do kuriozum. Mająca kłopoty w ataku Barcelona szukała desperacko alternatywy dla kontuzjowanych Luisa Suareza i Ousmane'a Dembele. Przeczesywała hiszpański rynek w poszukiwaniu gracza, który pod nieobecność Urugwajczyka i wtedy jeszcze rozkojarzonego Francuza zapewni gole. W kontekście przenosin na Camp Nou wymieniano wielu, którzy w normalnych okolicznościach najpewniej nie byliby nawet rozpatrywani. To Willian Jose, Loren Moron, Roger Marti oraz Angel Rodriguez, czyli… same tuzy. Ostatecznie dość nieoczekiwanie padło na Martina Braithwaita, napastnika podmadryckiego, skromnego Leganes. Wielu uważało, że ten ruch już po zamknięciu okna transferowego jest gwoździem do trumny Leganes w walce o utrzymanie. Ostatecznie ta drużyna spadła do Segunda Division, a trener Javier Aguirre nie owijał w bawełnę: "Zostaliśmy wydymani" - powiedział wulgarnie. Duńczyk jako łebski gość złapał Pana Boga za nogi. Na Camp Nou wiele nie osiągnął indywidualnie, natomiast zadbał o przyszłość. Podpisał 4,5-letni kontrakt. W klauzuli odejścia, po konsultacjach z ówczesnym zarządem Josepa Bartomeu zapisano absurdalną kwotę 300 mln euro.

A to nie koniec. Duńczykowi zarzuca się, że nie ma sportowej złości, brakuje mu nawet ambicji, by dalej grać w piłkę. Może uznał, że nie musi, skoro dobrze prosperuje na innym polu. Prowadzi z bliskimi rodzinny interes, który idzie nieźle na rynku amerykańskim. Skupiają się na branży nieruchomości, a Braithwaite jako wspólnik tylko kontroluje czy wszystko zmierza w dobrym kierunku. To firma NYCE, która zajmuje się skupowaniem domów za Atlantykiem, a jej główne obszary działań to Nowy Jork i Filadelfia. Biznes się kręci, a duńskie media jeszcze przed EURO 2020 podawały, że należało do niej 1500 mieszkań o wartości blisko 250 mln dolarów. Według doniesień hiszpańskich mediów ten kapitał to teraz 212 milionów dolarów, a piłkarz robi wielką kasę blisko wujka. Mało tego, jego nazwisko jest na liście "Forbesa" uwzględniającej futbolistów, którym najlepiej wiedzie się w biznesie. Gazeta "BT" podaje, że Duńczycy mają rozmach, bo planują budowę kolejnych 500 mieszkań.

Braithwaite wiedzie zatem beztroskie życie i bynajmniej nie napawa go niepokojem sytuacja w klubie. Pod koniec maja mówił tak: – Wiem tyle, że zostały mi dwa lata kontraktu. Świetnie się bawię w klubie. Nie grałem wiele, ale mamy znakomitego trenera i wiem, że prawdopodobnie dostanę szansę, jeśli będę ciężko trenował i utrzymam odpowiedni poziom. Byłem wcześniej w takiej sytuacji, że nie grałem, a ludzie chcieli mi wmówić, że nie będę występował, bo zawsze było coś przeciw mnie – stwierdził w wywiadzie dla dziennika Bold. Te słowa oczywiście nie miały nic wspólnego z prawdą. To były pobożne życzenia albo wiara w... naiwność kibiców. Wymowne, że Xavi Hernandez nie zabrał Braithwaite'a na tournee do Stanów Zjednoczonych.

"Pacjent" z Francji

Gdy Samuel Umtiti trafiał do Barcelony w 2016, to wiele sobie po nim obiecywano. Początkowo spełniał oczekiwania. Jeśli chodzi o podstawowe obowiązki w obronie, to nikt nie zgłaszał zastrzeżeń, a z wyprowadzeniem piłki też wszystko było jak trzeba. Jako atut postrzegano, że był lewonożnym stoperem, a takiego Barcelona chciała. Miał dwa bardzo przyzwoite sezony, ale później zaczęły się kłopoty zdrowotne i to trwa do dziś.

Wydaje się, że gdy przed mundialem w Rosji nie chciał podejmować ryzyka i wybrał leczenie zachowawcze, to sam sobie zaszkodził... Wykluczał zwłokę, by zagrać w finałach mistrzostw świata. Tak się stało, ale to przyniosło powikłania. W ostatnich latach nawet jeśli grał, to kolano wciąż mu dokuczało. "AS" donosił, że Umtiti otrzymywał zastrzyki z kwasu hialuronowego po każdym rozegranym meczu. Brak łąkotki i słynne konsultacje z... szamanem, czyli krzyk rozpaczy. Wszystko zdawało się na nic. W czasach Ronalda Koemana stał się symbolem Koemanball, czyli marazmu i braku perspektyw na poprawę czegokolwiek. Kiedy wszedł na boisko w końcówce meczu z Levante na Camp Nou, a Barca broniła jednobramkowego prowadzenia, to kibice, widząc tę niezrozumiałą decyzję trenera, byli bardzo zdegustowani. Taki minimalizm niezgodny jest bowiem z pryncypiami Katalończyków... Do tej pory Samuel był w negocjacjach bardzo wymagający, bo, owszem, pojawiły się oferty. Rennes jednak zrezygnowało. A wcześniej rozmyśliła się Fiorentina, przyczyną decyzji były względy finansowe. Hiszpańska prasa podaje, że Umtitiemu zależy na powrocie do Francji (myśli o Lyonie), ale sobie tego nie ułatwia stawiając wygórowane żądania.

Martin Braithwaite pokochał biznes i to jest intratna działalność, natomiast Samuel Umtiti także stał się obciążeniem klubowych finansów (poszedł na ustępstwa... przedłużając umowę i rozkładając zarobki do 2026, ale to za mało). Zrozumiałe, że kibice oczami wyobraźni widzą obu poza klubem. To jednak nie jest takie łatwe. Euforia, jaką wzbudza "Xavineta" to jedno, ale niechciani wciąż tkwią w klubie, irytując rozentuzjazmowanego, chwalącego się "głębią składu" Xaviego Hernandeza.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej