Tajwan to inaczej Republika Chińska. Wyspę zamieszkują 23 miliony osób, a uznaje ją za kraj zaledwie kilkanaście. Jest oddzielona od Chin kontynentalnych cieśniną, a komunistyczne władze utrzymują, że to część ich państwa zgodnie z zasadą "jednych Chin". W związku z tym postrzegają Tajwan jako zbuntowaną prowincję, która jest grą geopolityczną o dużej stawce. Dlatego od sierpnia światowe media zwracają znów szczególną uwagę na tę część Azji.

Od rolnictwa do elektroniki, czyli oblicza modernizacji

Tajwan przed laty żył w znacznej mierze z rolnictwa, jednak przyjazny klimat dla inwestycji zagranicznych pozwolił na skok cywilizacyjny. Teraz górzysta wyspa słynie z elektroniki, a jej wizytówką są półprzewodniki. Aby uświadomić sobie, jaką pozycję ma tam ta branża wystarczy nadmienić, że mowa jest o światowym potentacie a wręcz o liderze.

Jeśli chodzi o sport, to Tajwańczycy nigdy nie byli wielkimi fanami futbolu. Preferowali baseball i koszykówkę, ale również wiele gier indywidualnych i co chyba nie jest żadną niespodzianką, głównie tenis stołowy. Mało kto wie, że kilka lat temu w popularyzowaniu piłki nożnej pomógł tam Polak, który darzy Tajwan ogromnym sentymentem.

Ambasador na mundialu, trener, zakładał ligę

Aby poznać tajniki nie tylko tamtejszej piłki, ale także realia życia na Tajwanie i mentalność tam mieszkających, warto poprosić o opinie Roberta Iwanickiego, który zyskał uznanie miejscowych.

– Przebywał pan na Tajwanie 14 lat a zaistniał w środowisku jako ambasador Tajwanu przed finałami MŚ 2018. Duża sprawa...
– Pewnego dnia zadzwoniła do mnie niejaka Katerina z pytaniem czy mogę polecić jej dwójkę graczy z Tajwanu z kategorii U-12 (to miał być chłopak i dziewczynka), by mogli uczestniczyć w projekcie "Football of Friendship". Na tydzień przed mundialem w 2018. Federacje z całego świata wysyłały bowiem dwuosobowe delegacje. Zdziwiłem się, że to mnie poproszono o wytypowanie. Okazało się, że tajwański związek piłki nożnej wykazał obojętność, po prostu oficjele powiedzieli, że nie mają czasu. Poprosiłem ich, by dali jednak tym dzieciom szansę i to ja towarzyszyłem im podczas tego wyjazdu.

– Dowodzi to, że piłka nożna dopiero się tam rozwija, gdy inne dyscypliny cieszą się większym uznaniem.
– Tak, dominują baseball i koszykówka, a futbol to wciąż gra niszowa, ale jest pozytywny trend: przybywa młodzieży mającej ochotę na grę w piłkę nożną.

– A jak to się stało, że liga powstała akurat w 2017?
– Liga istniała długo wcześniej (Intercity League), ale przełom nastąpił 5 lat temu, po otrzymaniu publicznych funduszy na rozwój. Zmieniono nazwę, postawiono na profesjonalizm. Państwo zaczęło subwencjonować kluby, każdemu przyznano milion dolarów tajwańskich (ok.100 tys. zł). Prestiż rozgrywek znacznie wzrósł: telewizja, flagi i inne atrakcje...

– Zastosowano też sprytny zabieg marketingowy. Nazwa Premier League kojarzy się z ligą angielską.
– Tak, to zwraca uwagę.

– A jaki jest stosunek Tajwańczyków do zagranicznych piłkarzy. Wiadomo, że szanse dostawali gracze z pobliskich, niewielkich wysp, ale jak to wygląda w szerszej perspektywie?
– Mieliśmy w Royal Blues (klubie współzałożycielu ligi) samych obcokrajowców, ale z czasem wprowadzono limit do czterech takich graczy. Najbogatsze kluby, jak chociażby Tatung F.C., miały ciekawą strategię: sprowadzano głównie napastników, zwykle byli to czarnoskórzy gracze ze znakomitym sprintem po przyjęciu piłki i smykałką do strzelania goli, choć tylko kluby mające pieniądze mogły pozwolić sobie na taki komfort.

– Co do tych bogatych, to pewnie sponsorują ich potentaci z branży elektronicznej, która jest wizytówką Tajwanu.
– Tak, warto wspomnieć o dwóch ligowych potęgach: Tatung F.C. (zmienili nazwę) i Taipower (tu mamy do czynienia z monopolistą energetycznym).Ciekawostką jest, że ten drugi klub, mimo swojego bogactwa, nie może zatrudniać obcokrajowców z powodu ograniczeń firmowych.

– Jakie ma pan spostrzeżenia z pobytu na Tajwanie. Jaki jest stosunek mieszkańców do Chińczyków?
– W Tajpej żyło się świetnie, było tam bardzo bezpiecznie, Tajwańczycy okazują bowiem dużą życzliwość obcokrajowcom. Chińczyków nie lubią, bo uważają się za niepodległy kraj. Unikałem jednak tego tematu podczas dyskusji z Tajwańczykami. W sumie to w 90% Chińczycy, którzy przybyli w 1949 roku na Tajwan z Czang Kaj-szekiem po przegranej wojnie domowej. Posługują się językiem chińskim (tajwańska odmiana języka minnan), ale stawiają na odrębność względem Chin.

Skutki wojny domowej i układu z... USA

A jak to się stało, że Tajwan stał się kością niezgody w relacjach potęg: Chin i USA? Cofnijmy się do końca lat 30. ubiegłego wieku. Wówczas dwie największe siły polityczne miały początkowo wspólny plan. Ich liderzy sprzymierzyli się przeciwko Japonii, ale z czasem bardzo się poróżnili. Do tego stopnia, że... wybuchła wojna domowa. W 1949 roku zwyciężył Mao Zedong, okryty złą sławą komunistyczny tyran, a Tajwan stał się azylem dla przegranego lidera nacjonalistów Czang Kaj-szeka. On nie uznawał władzy komunistów do końca życia. Wyodrębniły się więc nieprzychylne sobie podmioty: Republika Chińska i Chiny Ludowe...

Na początku lat 70. XX wieku skończył się względnie dobry czas wyspy z aspiracjami na arenie międzynarodowej, a Tajwan był przecież jednym z założycieli ONZ, ale po pragmatycznym porozumieniu USA i Chin (chęć osłabienia bloku komunistycznego i wbicia klina między Chiny a ZSRR) pojawiły się naciski Pekinu, by świat nie uznawał Republiki Chińskiej. I dlatego tylko kilkanaście państw uważa, że Tajwan to odrębny kraj. W tym zestawie jest... Watykan. Doktorant UW, Mieszko Rajkiewicz, który specjalizuje się w polityzacji sportu twierdzi, że brak państwowości sprawia, iż do tej pory Tajwańczycy nie mieli wielu szans w sporcie, by okazać niezadowolenie z polityki Chin:

– Na stosunki Hongkongu z Chinami można spojrzeć przynajmniej w pewnym stopniu przez pryzmat piłki nożnej, natomiast jeśli chodzi o casus Tajwanu, jest to prawie niewykonalne. Chińczycy dawno nie mieli okazji (o ile w ogóle), by mierzyć się z reprezentacją Tajwanu (w wielu strukturach sportowych występuje jako Chińskie Tajpej). Należy mieć też na uwadze kwestię uznaniowości Chin na arenie międzynarodowej (chodzi tu o czas dwubiegunowego podziału świata), wiele organizacji sportowych aprobowało jedną reprezentację Chin – tę z Tajwanu (Republikę Chińską). Chińska Republika Ludowa była skazana na ostracyzm w sporcie. To siłą rzeczy uniemożliwiało zaognianie sytuacji przez wydarzenia sportowe. Za przełom można uznać lata 80. XX wieku, gdy uznano obie reprezentacje Chin, przy czym trzeba mieć świadomość, że do piłkarskiej rywalizacji i tak nie doszło. Zwyczajnie nie było takiej opcji, by sport realnie wpływał na relacje. Można hipotetycznie założyć, że długo do tego nie dojdzie - tłumaczy Rajkiewicz.

 

Chińsko-tajwański spór o... bilety na mundial

To ironia losu, że za obecny chaos w relacjach amerykańsko-chińskich odpowiadają w jakimś sensie Amerykanie. To skutek zimnowojennych ustaleń. Układ sił na świecie zmienił się znacząco po upadku ZSRR. Sojusze przedefiniowano. Pacyfik jest postrzegany jednak jako główne pole konfrontacji mocarstw światowych w XXI wieku. A Stany Zjednoczone nie mogą pozwolić sobie na upadek wyspy ze względów geostrategicznych. To bowiem wspomniane półprzewodniki i sztuczna inteligencja wykorzystywana w przemyśle zbrojeniowym.

Mieszko Rajkiewicz zwraca uwagę, że awantura dyplomatyczna (dotyczyła Chin i Tajwanu) była także w związku z mundialem w Katarze. Organizatorzy czempionatu wywołali konsternację Chińczyków, bo na stronie internetowej, na której można kupić bilety, użyli nazwy "Tajwan" zamiast "Chińskie Tajpej". Najpierw widniała nazwa "Tajwan, prowincja Chin", ale po protestach tajwańskiego MSZ wprowadzono korektę i pozostał tylko "Tajwan". Ostatecznie, po kilku dniach, pojawiło się oznaczenie "Chińskie Tajpej", co zadowoliło Chińczyków.

Związani z Japonią, złudzenie niepodległości

Warto przywołać też opinię Macieja Łosia, to pasjonat chińskiego futbolu, jeden z autorów przewodnika po tamtejszej piłce: "Futbol za Wielkim Murem". On też zna krainę z autopsji, bo mieszkał tam przez pewien czas. A oto spostrzeżenia z tego pobytu:

– Na Tajwanie byłem przez miesiąc, latem 2017 roku. Mieszkałem na południu wyspy, w mieście Kaohsiung. Od razu rzuciło się w oczy zainteresowanie lokalnej społeczności grupą europejskich studentów. Otrzymywaliśmy mnóstwo spojrzeń, uśmiechów, bywało, że ukradkiem robiono nam zdjęcia... Choć to miasto wielkości Warszawy, to było w nim bardzo mało turystów z Europy i Ameryki. Ze względu na historię wciąż widać tam związki z Krajem Kwitnącej Wiśni, są choćby komunikaty w języku japońskim w metrze. Na ulicach wiele osób chodziło w koszulkach klubów NBA: koszykówka i baseball to dwie najpopularniejsze dyscypliny na wyspie, co widać po liczbie boisk koszykarskich w parkach i grających na nich nastolatkach. Ani przez moment nie czułem tam, że Tajwan może być terytorium zależnym od ChRL. Wszystko wygląda tak, jakby wyspa była niepodległym państwem. Należy mieć na uwadze chociażby stosowanie na banknotach dat z kalendarza rozpoczynającego się wraz z założeniem Republiki Chińskiej w 1911 roku. Jeśli chodzi o futbol, to niestety nie miałem okazji poznać go od kuchni. W rozgrywkach ligowych trwała przerwa, natomiast - co gorsza - Stadion Narodowy w Kaohsiung był zamknięty i można było go zobaczyć tylko od zewnątrz. A w sklepach próżno było szukać koszulek piłkarskich. Udało mi się zamówić strój reprezentacji Tajwanu online. Producentem tych koszulek była lokalna firma Tor, która jedyny sklep stacjonarny miała w stolicy, Tajpej. Piłka nożna jest bezsprzecznie sportem niszowym na wyspie – konkluduje Łoś.

Z relacji Polaków mieszkających na Tajwanie wyłania się obraz ludzi życzliwych. Szkoda, że tej życzliwości brakuje możnym tego świata. Wizyta Nancy Pelosi podsyciła animozje, Chiny zdecydowały się na przeprowadzenie manewrów wojskowych z myślą o pokazaniu siły. A chyba mogliby dać tym ludziom spokój. Wyspa chce się rozwijać w wielu dziedzinach, także w sporcie. To musi napawać optymizmem...

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej