Bartłomiej Najtkowski, TVPSPORT.PL: – Jak klub ominął limit pensji, który w marcu ustalono na poziomie... minus 144 mln euro?
Błażej Gwozdowski: – Przez straty z lat poprzednich oraz problem z realizacją budżetu w sezonie 2021/22 Barcelona potrzebowała ok. 700 mln euro dodatkowych pieniędzy. Sprzedając najpierw prawa do 10 proc. przychodów z transmisji meczów w ramach LaLiga w sezonie 2021/22, a następnie do kolejnych 15 proc. uzyskała łącznie ok. 517 mln euro (dane o sprzedaży 15 proc. nie zostały potwierdzone oficjalnie). Później pozyskała kolejne 200 mln w dwóch ruchach, sprzedając łącznie 49 proc. udziałów w Barca Studios firmom Socios.com (14.5 proc.) oraz Orpheus Media (14.5 proc.). W sumie uzyskała zatem przychód ok. 717 mln euro i nieoficjalnie wyszła z procedury dla klubów, które nie spełniają wymogów stawianych przez LaLiga. Może znów finansować rejestrację zawodników ze 100% dodatkowych przychodów lub oszczędności nieprzewidzianych w budżecie, a nie tylko 25 lub 33% jak dotąd. Nie oznacza to jednak, że mieści się w limicie wynagrodzeń. Tego wciąż nie wiemy, a brak rejestracji Julesa Koundego wskazuje, że balansuje na granicy limitu.

– Czy tak często krytykowanego przez kibiców Barcelony szefa LaLiga Javiera Tebasa można posądzać o brak dobrej woli? Przecież to klub sprzedając 25 procent praw telewizyjnych firmie Sixth Street założył spółkę zależną, by dodać 150 mln własnych pieniędzy i zawyżyć otrzymaną kwotę z 517 do 667 mln. Pretensje były chyba nieuzasadnione?
– I tak, i nie. Regulacje, a konkretnie art. 66 mówi o przychodzie z cesji praw do transmisji. Pozostaje kwestia interpretacji czy ten zabieg był próbą ominięcia procedur. Oczywiście był, tutaj nie ma miejsca na polemikę. Prawnie to wszystko nie jest jednak takie proste. Nie wiemy też dokładnie, czy tylko taki był cel Barcelony. Locksley Invest, bo to ta spółka ostatecznie kupiła 25 proc. praw do przychodów z transmisji za 667 mln euro (sprzedaż definitywna), jest własnością Sixth Street (50 proc.) i klubu (50 proc.). Zyski trafiać będą jednak w 100 proc. do firmy inwestycyjnej. Tymczasem Barcelona musi zapłacić dodatkowy podatek w wysokości 25% od wykreowanych 150 mln, a później liczyć na ulgi podatkowe wynikające ze straty, jaką ta inwestycja przyniesie. Jestem ciekaw, jak zarząd będzie się z tej operacji tłumaczył na kolejnym zgromadzeniu socios, które przecież już niedługo. Trzeba bowiem zatwierdzić budżet. Ten powinien być ogłoszony we wrześniu i najpóźniej w październiku przyjęty w głosowaniu.

– Co było kluczowe przy rejestracji piłkarzy? Dlaczego doszło do tego dopiero w przeddzień meczu z Rayo i co sprawiło, że można było zarejestrować Raphinhę, Christensena, Kessiego, Lewandowskiego, a Kounde musi jeszcze czekać?
– Dopiero w piątek 12 sierpnia Barcelona sfinalizowała sprzedaż 24.5 proc. udziałów w Barca Studios firmie Orpheus Media za 100 mln. A klub musiał się upewnić czy umowa nie zostanie w jakimś punkcie zakwestionowana przez LaLiga. Dopiero po otrzymaniu zielonego światła zarejestrowano nowych piłkarzy. O ile jednak pozyskane fundusze pozwoliły spełnić wymogi finansowego fair play, o tyle limit wyznaczany na podstawie budżetu na dany sezon pomniejszonego o przekroczenie z poprzedniego sezonu wciąż nie pozwalał na zarejestrowanie wszystkich zawodników. Barcelona postanowiła poczekać ze zgłoszeniem Koundego. Po pierwsze dlatego, że on wciąż nie wrócił do najwyższej dyspozycji. A po drugie, bo jego rejestracja pochłonęłaby sporą część z limitu – ok. 22 mln euro. Dla porównania Franck Kessie i Christensen to był koszt łączny ok. 25 mln euro. Mowa o kwotach brutto wynagrodzenia powiększonych o amortyzację.

– Czy to prawda, że aby sprzedać określony procent praw telewizyjnych trzeba było szybko uregulować zobowiązania wobec Goldman Sachs? To pożyczka w wysokości 100 mln. Bez tego chyba ekipa Laporty nie mogłaby zbyć aktywów...
– Tak, według doniesień mediów to prawda. Barcelona zabezpieczyła pożyczką w wysokości 595 mln euro 90 proc. praw do przychodów z transmisji. W związku z tym 10 proc. mogła sprzedać od razu, a kolejnych 15 proc. musiała "uwolnić". Spłacając 100 mln euro pożyczki poza harmonogramem, uregulowała blisko 17 proc. zobowiązań wobec Goldman Sachs. W ten sposób kolejne 15 proc. praw do przychodów z transmisji przestało być zabezpieczeniem pożyczki, a Barcelona będzie mogła swobodnie dysponować pieniędzmi przez najbliższe 25 lat.

– Na czym polega restrykcyjność przepisów LaLiga i dlaczego rośnie liczba hiszpańskich klubów, którym te zasady przysparzają kłopotów?
– Regulacje budżetowania klubów są bardzo złożone. Wymogów jest dużo i trudno to zebrać w sposób przejrzysty. Największym problemem jest bardzo ścisłe pilnowanie rentowności klubów w przekroju trzech lat poprzedzających planowany sezon. Sama idea takiej kontroli jest jak najbardziej słuszna, ale po dramatycznym spadku przychodów w pandemii większość klubów była pod ścianą. Znaczne straty spowodowały, że próg rentowności był nie do osiągnięcia, więc limit składu rejestrowanego spadał gwałtownie. Nie pomogła nawet umowa z CVC, ponieważ pożyczka nie była przychodem, a tylko 15 proc. pozyskanych środków można było przeznaczyć na rejestracje. Uważam jednak, że to nie LaLiga, ale Bartomeu doprowadził Barcelonę do tak trudnej sytuacji. Wymogi ligi nie miały większego wpływu na Real Madryt, który w latach 2017-2022 wychodził na rynku transferowym praktycznie na zero (dokładnie wydał o ok. 5 mln euro więcej, niż zarobił). W tym samym okresie Barcelona miała stratę na samym tylko rynku transferowym ponad 240 mln euro. Jeżeli cofnęlibyśmy się jeszcze o dwa sezony, to łącznie byłoby to ponad 340 mln na minusie. Do tego doszedł gigantyczny kontrakt Leo Messiego i bardzo wysoki budżet płac na tle innych dużych klubów oraz redukcja przychodów z dnia meczowego i od sponsorów w pandemii. Katastrofa była nieunikniona.

– Czy zastosowanie dźwigni finansowych zamiast podpisania firmowanej przez LaLiga umowy CVC to lepsze rozwiązanie? Dźwignie określa się jako ucieczkę do przodu, ale też rozwiązanie konieczne, bo Barca nie może sobie pozwolić na okres przejściowy, czyli mozolne odbudowywanie pozycji.
– Umowa z CVC tylko w nieznacznym stopniu wpływała na limit wynagrodzeń, na dodatek w sposób sztuczny, uregulowany w wewnętrznych przepisach. Pieniądze otrzymane w zamian za oddanie na 50 lat części praw do transmisji to forma nieoprocentowanej pożyczki na 40 lat, więc nie byłby to przychód. Co prawda 15 proc. z pozyskanych 270 mln posłużyłaby do spłaty zadłużenia i nie powiększyłaby zobowiązań klubu, ale pozostała część pożyczki już tak. Ponadto tylko 15 proc. z uzyskanych funduszy Barcelona mogłaby przeznaczyć na rejestrację nowych zawodników. Nie było to więc dla Barcy korzystne rozwiązanie. Sprzedaż 25% praw do przychodów z transmisji za 517 mln euro oraz 49 proc. udziałów w Barca Studios za 200 mln przyniosły jednak przychód, którego klub potrzebował. Dzięki temu, według wstępnych szacunków, kapitał własny Barcelony znów będzie dodatni. Ze wspomnianych 717 mln euro na rejestrację nowych zawodników przeznaczona została na ten moment kwota nieprzekraczająca 140 mln euro (wynagrodzenie roczne plus amortyzacja w sezonie 2022/23). Pozostała część pozyskanych funduszy zostanie przeznaczona na inne cele, w tym także na zmniejszenie zadłużenia. 100 mln pożyczki zostało już spłacone. Kiedy poznamy budżet na ten sezon, to dowiemy się, jak zmieni się zadłużenie Barcelony.

 
 
 
"Lewy" i... "Robot Dance". Popisy na prezentacji

– Wydaje się, że Barcelona i Real zawarli swego rodzaju sojusz ws. CVC, by mieć wspólne stanowisko i okazywać sobie wsparcie, kiedy okazało się, że Superliga to marzenie obu klubów.
– Ten sojusz był dość naturalny. Real nie miał żadnego interesu, żeby przyjąć propozycję LaLiga, mając zapewnione finansowanie bardzo nowoczesnego stadionu i zdrowe finanse. Z kolei Barcelona jako marka globalna o wartości zdecydowanie przewyższającej zadłużenie oraz mająca cenne aktywa, miała wiele możliwości, by na bardziej korzystnych warunkach rozwiązać najbardziej palące problemy. Natomiast Superliga, może nie jako przedstawiony projekt, ale bardziej jako idea, powoli staje się koniecznością. To jednak bardziej złożony problem.

– Jakie jest największe ryzyko związane z dźwigniami i czy to faktycznie gra va banque?
– Nie lubię, kiedy media tak stawiają sprawę... W rzeczywistości Barcelona potrzebowała inwestycji w Barca Studios, bo obecnie jest to startup, który nie przynosi zysków. Część z pozyskanych funduszy zostanie przeznaczona na rozwój tej działalności. Natomiast sprzedaż 25 proc. praw do przychodów z transmisji na najbliższe 25 lat uszczupli przychody klubu w kolejnych latach o maksymalnie 5-6 proc., przy założeniu, że nie będzie zamykania stadionów i przerywania rozgrywek. Jeśli tak na to spojrzymy, to Barcelona po prostu będzie musiała w kolejnych latach równoważyć budżet na trochę niższym poziomie. Jeżeli Real przez ponad pięć lat mógł unikać istotnej straty na rynku transferowym, to dla Barcelony jest to jedna z najlepszych dróg. Można mieć przychody niższe od Realu i Manchesteru United, mniej wydawać na wynagrodzenia i skutecznie rywalizować. Nawet po sprzedaży 25 proc. praw TV Barcelona nie powinna stać się mniejszym klubem pod względem przychodu niż Bayern, Liverpool, Chelsea a nawet Manchester City. Poza zasięgiem może być jedynie Real, a poza kontrolą i bez możliwości realnej oceny PSG. Opcją pozostanie jeszcze sprzedaż części udziałów w BLM (Barça Licensing and Merchandising). Jest to również działalność, która w ostatnich latach nie przynosiła realnych zysków, choć istotne przychody już tak. Wymaga pomysłu na rozwój i... inwestycji. W tym całym bałaganie największym zagrożeniem pozostaje utrata kontroli nad kosztami. Dlatego po tegorocznych zakupach, letnie okienko transferowe w 2023 roku powinno stać pod znakiem sprzedaży i uzupełniania kadry piłkarzami bez kontraktu.

– Victor Font, przeciwnik Joana Laporty w wyborach, uważa, że klub sprzedał udziały w Barca Studios mało wiarygodnej firmie z branży kryptowalut, która nigdy nie zajmowała się treściami audiowizualnymi. Rzeczywiście można było znaleźć lepszego partnera?
– Trudno powiedzieć. Z pewnością dla klubu najważniejszym kryterium była wysokość oferty. Także mam poważne wątpliwości, ale wynikają one przede wszystkim z faktu, że nie mam zaufania do kryptowalut i nie do końca rozumiem fenomen NFT. Na szczęście większościowe udziały wciąż ma Barcelona.

– Czy jeśli Frenkie de Jong zostanie w Barcelonie, to realny będzie transfer Bernardo Silvy? Jest już zwłoka z rejestracją Koundego, a kwestią czasu ma być przyjście Alonso…
– Na pewno Bernardo Silva nie przyjdzie, jeśli Barcelona nie znajdzie funduszy, by go zarejestrować. Przy wysokiej wycenie w pobliżu 80 mln euro może to być koszt w tym sezonie na poziomie 30-33 mln. Alonso przy kwocie odkupnego ok. 5-10 mln i kontrakcie na poziomie 10 mln brutto to łącznie kolejne 12-15 mln. Do rejestracji Koundego potrzeba z kolei ok. 22 mln. Łącznie mówimy zatem o nawet 70 mln euro, a przecież jest jeszcze plan pozyskania prawego obrońcy. Odejście Memphisa za darmo to uwolnienie ok. 11 mln euro. Mówi się też o sprzedaży Aubameyanga do Chelsea za coś w pobliżu 20 mln euro. To zwolniłoby kolejne 32 mln euro, licząc z wynagrodzeniem. Możliwe jest także odejście Desta i zmniejszenie wynagrodzeń Pique, Busquetsa oraz Alby. Biorąc to wszystko pod uwagę wydaje się, że sprowadzenie Bernardo Silvy nie jest całkowicie uzależnione od sprzedaży Frenkiego, ale jeśli Holender zostanie, to klub będzie musiał się nagimnastykować i pozbyć zarówno Aubameyanga, jak i Memphisa.

– Skoro jesteśmy przy De Jongu, to dlaczego pojawiły się sugestie, że umowa renegocjowana z Holendrem przez poprzedni zarząd miała charakter… kryminalny?
– Podchodzę do tych doniesień z dużym dystansem. Oczywiście przedłużenie przez Bartomeu kontraktów z De Jongiem, Ter Stegenem, Lengletem i Pique na tydzień przed dymisją musi budzić wątpliwości. Tym bardziej, że warunki były korzystne przede wszystkim dla byłego prezydenta, ostatecznie także dla zawodników, ale już dla klubu nieszczególnie. Skoro jesteśmy przy Holendrze, to warto zwrócić uwagę na premie lojalnościowe w wysokości ponad 15 mln euro. Jestem sceptyczny, jeśli chodzi o wyegzekwowanie czegokolwiek w krótkim czasie. Tym bardziej nie wierzę w unieważnienie tych kontraktów. Przyklasnąłbym natomiast, gdyby Barcelona chciała pociągnąć do odpowiedzialności Josepa Bartomeu, ponieważ było to w mojej opinii działanie na szkodę klubu.

– Czy dźwignie Laporty to pionierska idea? Jaume Roures, który nabył 25% Barca Studios uważa, że podobny trick zastosował… Florentino Perez, gdy przed laty przejmował władzę w Realu. Sprzedał wtedy ośrodek treningowy, a ten sam Roures zainwestował sporo, by pomóc madrytczykom. Można pokusić się o analogię – tę albo inną? A może Laporta to jednak pionier...
– Sprzedaż aktywów nie jest żadną nowością. Porównanie do sprzedaży ośrodka treningowego przez Florentino Pereza jest jednak chybione. Efekt może być natomiast podobny – da niezbędne wsparcie finansowe. Barcelona nie mogła sprzedać praw do transmisji bezpośrednio, ponieważ odbywa się to przez LaLiga. Jest scentralizowane. Mogła natomiast sprzedać prawa do 25% przychodów wynikających z ich sprzedaży. To najprostsze możliwe rozwiązanie. Nie ukrywajmy – bardzo korzystne dla Sixth Street. W przypadku Barca Studios to raczej wejście inwestora do spółki. Jestem przekonany, że część z 200 mln zostanie zainwestowana w rozwój akurat tej działalności klubu. Zarówno Socios.com jak i Orpheus Media Jaume Rouresa interesuje przecież zwrot z tej inwestycji. Obecnie Barca Studios tego nie gwarantuje, wymaga inwestycji.

– Przy aktywacji kolejnych dźwigni przedmiotem transakcji były prawa telewizyjne i Barca Studios, a została jeszcze jedna opcja – Barça Licensing and Merchandising. Klub zrezygnował ze sprzedaży udziałów w tym segmencie, by zachować umiar czy to się po prostu nie opłacało?
– Można przypuszczać, że oferty nie były wystarczająco atrakcyjne. BLM przynosi Barcelonie istotne przychody, ale jest w fazie inwestycji, zatem trudno mówić o zysku. W ostatnich latach przynosiło nawet straty. Klub potrzebuje partnera, który poza pieniędzmi wniesie do spółki know-how w zakresie sprzedaży licencjonowanych produktów. Uważam też, że spółka byłaby warta zdecydowanie więcej, gdyby do klubu wrócił Leo Messi. Argentyńczyk po roku lub dwóch zakończyłby karierę, ale pozostał tam w innej roli, np. ambasadora. Jego numer 10 jest wart więcej na tle pasów blaugrana, a Barcelona już nigdy nie wykreuje zawodnika, który po zakończeniu kariery będzie miał wartość marketingową większą niż 99% czynnych piłkarzy. Pojednanie jest w interesie stron i pomijając aspekt sportowy, nie da się na tym stracić. Ale to już temat na kolejną długą rozmowę.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej