"Walizka Lionela" - ta niewinna z pozoru opowieść o zagadkowym tytule odbiła się szerokim echem w Argentynie. Opublikował ją dziennik "Orsai", a jej fragmenty wyemitowano w radiu. Casciari przypomniał, jak krętą ścieżką Messi dotarł w końcu do mundialowego szczytu. Bywało i tak, że Argentyna miała go już dość, ale Lionel zawsze pielęgnował swą tożsamość na obczyźnie. Dźwigał stale ciężar oczekiwań rodaków.

Oddany Argentynie i z... akcentem

Casciari, pracując przez ponad dekadę w Barcelonie, podziwiał Messiego nie tylko jako piłkarza. Jak to pisarz, starał się dostrzec w nim głębię, więc przyglądał się także Leo jako człowiekowi, oddanemu krajowi Argentyńczykowi.

Pisarz kreśli więc wizerunek prostego chłopaka, który został mistrzem w futbolu, bo nie uległ pokusom, nie spoczął na laurach. Gdy stawał się idolem kibiców Barcelony, to pamiętał o pochodzeniu. Casciari docenia niezmieniający się przez wiele lat... akcent Leo - taki typowo argentyński.

Dwa rodzaje Argentyńczyków

Zdaniem twórcy Argentyńczycy mieszkający na Półwyspie Iberyjskim dzielą się na tych niezapominających o ojczyźnie i tych odrzucających to, co argentyńskie, ulegających dość szybko hispanizacji.

Messi zwrócił już uwagę Cascariego, gdy grał w młodzieżowych drużynach. Wtedy mało kto sądził, że może zostać bohaterem mas. Ten skrępowany milczek umiał wydusić z siebie podczas wywiadów tylko minimum: "tak, nie, dziękuję". A monolog zaczynał dopiero na boisku, gdy dostawał piłkę.

Waga słów

Casciari przykłada dużą wagę do słów i choć Messi nie należał do wybitnych mówców, to nie zaliczał się też do tych Argentyńczyków, którzy wyparli się języka ojczystego i mówili o dryblingu po hiszpańsku - "regate". Leo zawsze powie "gambeta"... Ot, takie subtelności? Bynajmniej, bo dla dumnego Argentyńczyka akcent i rodzime pojęcia to świętość.
Milczący Messi był paradoksalnie idealnym wyrazicielem tożsamości. Mając już status znakomitego gracza w skali globalnej, pielęgnował tę argentyńskość, a Casciari słuchał jego bąkania i... pękał z dumy, bo z ust Leo nie padały słowa z hiszpańskim akcentem.

Messi remedium na stereotypy

Messi zrobił wiele dla Argentyny, dla zmiany reputacji tego kraju w Hiszpanii. Na Latynosów patrzono tam często podejrzliwie, czasami nawet bano się ich.

Ta niezrozumiała dla trzeźwo myślących ksenofobia przejawiała się w notorycznym używaniu obraźliwego słowa "Sudaca".

Messi walczył z tym stereotypem z powodzeniem, wpływając korzystnie na postrzeganie innych przybyszów z Ameryki Południowej.

Obelgi i mural na cześć innej gwiazdy To, że na sukcesy Messiego w Barcelonie trzeba było patrzeć z wielu perspektyw, było oczywiste dla pisarza. Tym bardziej nie rozumiał tej fali krytyki i szyderstw spadającej na Lionela. Autor przytoczył w opowieści te obelgi: "Zimna pierś (his. pecho frio), najemnik, Katalończyk, nieczujący koszulki Albiceleste".

Dochodziło do absurdów, bo w rodzinnym Rosario był mural poświęcony... Keithowi Richardsowi , a Messi był tam postrzegany jak ciało obce, nieobecny nawet w street arcie. Dopiero po mundialu w Katarze powstał piękny mural w Buenos Aires.

Casciari podkreśla, że to był swoisty chichot losu, iż kochający aż tak Argentynę Messi dostawał za swoje oddanie nienawiść rodaków.

Jak w Argentynie oceniano Messiego i Maradonę Argentyńczycy woleli stawiać na piedestale Diego Maradonę, za młodu umorusanego i poobijanego małego drania ze szmacianką, czyli pibe. Tego, który uczył się futbolu na potreros, nierównych miejskich placach. Tego, który opierał się na vivezie, a więc chytrości (tę rozumiano tam jako broń biedaków przeciw możnym tego świata). Tego, który był cabecita negra, jak sam o sobie mówił, czarną główką - potomkiem Indian Guarani, zbierającym w dzieciństwie złom i folię po pudełkach papierosowych. Tego, który zemścił się na Anglii za utracone Malwiny (Falklandy) i dał Argentynie złoto MŚ w Meksyku 1986.

A Messi? On opuścił kraj w wieku 13 lat, wychowywany był w rodzinie z klasy średniej. Jego matka wyznała, że więcej zawdzięczają Barcelonie niż Argentynie. Ten, kto nie jest gorącokrwisty i nie daje o sobie znać wybuchowym temperamentem, ma trudniej w staraniach o przychylność Argentyńczyków, o uwielbieniu nie wspominając.

Żal do Argentyńczyków Ale Casciari nie dał za wygraną i drążył temat. Widział siłę wewnętrzną Messiego, bo każdy mógłby popaść w obłęd, słysząc tak dramatyczne pytanie syna: "Tato, dlaczego w Argentynie chcą cię zabić?". Pisarz nie ukrywał, że nie rozumiał tego zacietrzewienia Argentyny i współczuł Messiemu.

Ba, widząc tę zajadłość, przyjął niedoszłą rezygnację Lionela z gry w kadrze... ze zrozumieniem. Uznał, że to byłoby nawet krzywdzące, gdyby piłkarz musiał cierpieć mimo nieskrywanej miłości do kraju i narodowej identyfikacji. Ten ceniony autor często ubolewał z powodu nieodwzajemnionej miłości do Messiego.

Przełomowy list? Casciari zauważył, że punktem zwrotnym mógł być list młodego Enzo Fenandeza , który prosił Messiego sześć lat temu, by nie odchodził, tylko cieszył się grą w reprezentacji wbrew frustratom. I tak się stało, Messi nie zostawił kadry. A Fernandez w katarskim mundialu był numerem jeden wśród młodych piłkarzy i towarzyszył Messiemu w drodze po złoto.
Casciari podkreślił, że idol pokazał, iż trzeba mieć ogromną siłę woli, a wręcz niezłomność, by mimo tylu przeciwności zostać zwycięzcą i uciszyć wszystkich, którzy byli nieprzychylni lub uprzedzeni.

Ten sam Leo Autor uważa, że dla tych Argentyńczyków, którzy przez 15 lat podziwiali Messiego, to jest ten sam Leo, który trafił do Barcelony w 2000 i pozwalał im żyć bez bólu z dala od kraju. Czyniąc cuda na boisku, dawał imigrantom rekompensatę.
Pisarz puentuje, że Messi pod koniec grudnia wracał zawsze do rodzinnego Rosario na święta Bożego Narodzenia, ale tym razem miał w walizce coś specjalnego... Oczywiście, był tytuł mistrza świata!

Wzruszony Messi Ta wielowątkowa opowieść, w której piłka stała się pretekstem do zgłębienia relacji międzyludzkich nierozumianego przez lata, a teraz tak kochanego geniusza futbolu, ucieszyła Messiego.
Gdy opowiedział, jakie emocje przeżywał, poznając swą historię spisaną przez cenionego pisarza, ten był w euforii. Wyznał, że to znaczy dla niego więcej niż Nagroda Nobla czy Cervantesa.

Niewierzący Messi Zmarły w 2017 wybitny pisarz z Urugwaju Eduardo Galeano podzielał tę fascynację graczem PSG. Uznawał go za najlepszego piłkarza na świecie.

Imponowało mu, że Messi nie wierzy, że jest... Messim. I miał nadzieję, że nigdy nie uwierzy, ponieważ to pozwala mu grać z radością pibe. Messi był dla estety Galeano odtrutką na nowoczesny futbol, w którym widział prymat wyniku nad pięknem gry.

Piłka wewnątrz stopy Galeano nie zdążył oddać hołdu Messiemu w kultowej książce "Futbol w słońcu i w cieniu" . O Maradonie pisał, że biegał po boisku z piłką przyszytą do stopy. A Messi według pisarza miał sunąć z nią mając ją... wewnątrz stopy. Leo te słowa ujęły do tego stopnia, że wysłał intelektualiście koszulkę z podziękowaniami.

Szkoda, że Galeano nie będzie dane napisać o Leo, zwłaszcza po mundialu w Katarze. Wielkich piłkarzy zwykł gloryfikować, a ich wyczyny podnosił do rangi sztuki. A teraz fragmenty poświęcone Maradonie:

"W 1973 w Buenos Aires spotkały się juniorskie zespoły Argentinos Juniors i River Plate. Gracz Argentinos z numerem dziesięć na koszulce otrzymał podanie od bramkarza, kiwnął środkowego napastnika River i ruszył do przodu. Na jego drodze stanęło kilku obrońców. Jednemu przerzucił piłkę nad głową, drugiemu założył siatkę, a trzeciego ograł piętką. Potem w pełnym biegu minął zastygłych w zdumieniu, położył na ziemi bramkarza i nonszalancko, spacerkiem, wszedł do bramki rywala. Za sobą pozostawił siedmiu rywali, którzy patrzyli na to wszystko z rozdziawionymi ustami".

I dodawał:

"To Diego Armando Maradona, który ledwo zdążył skończyć 12 lat i przed chwilą zdobył tę fantastyczną bramkę. Zwykł wysuwać język, gdy sunął na bramkę. Wszystkie gole strzelił z językiem zwisającym u brody. W nocy spał, obejmując piłkę, by za dnia dokonywać z nią prawdziwych cudów. Mieszkał w skromnym domu w ubogiej dzielnicy i chciał zostać technikiem". Galeano był lapidarny w opisie, ale też niezwykle sugestywny i przekonujący. Malował słowem...

Piraci życia wroga futbolu z Argentyny

Co ciekawe, Urugwajczyk uważał, że futbol łączy z religią oddanie, jakim darzą go masy i nieufność okazywana tej grze przez intelektualistów.

Dla kontrastu, na potwierdzenie słów Galeano, warto wspomnieć o Jorge Luisie Borgesie , który traktował piłkarzy jak piratów życia . Ciekawe, co sądziłby o Messim? A tak pisał o kopiących piłkę (przykładem mógł być Carlos Tevez): "Wybitny argentyński pisarz Jorge Luis Borges był wrogiem futbolu. Mało tego, wręcz nim gardził. Kiedyś stwierdził, że piłka nożna jest popularna, bo i głupota jest popularna. Krótka piłka, ale w Argentynie trudno obyć się bez futbolu nawet największym sceptykom. Zatem, gdy intelektualista spotykał się na uniwersytecie w Buenos Aires z pasjonatami tej gry, studentami, to by uwolnić się od nagabywań, dzielił się z nimi taką refleksją: futbol to wymysł postkolonialny, który ma zastąpić... walkę na noże. W tej retoryce piłkarze byliby piratami życia. Z pewnością do nich należy Carlos Tevez.

Owi piraci życia zmagali się jednak z trudami codzienności, zwykle żyli w warunkach urągających godności. Ta nędza w niektórych miejscach w Buenos Aires stanowiła literacką inspirację Borgesa, a dla Teveza to były realia, w jakich musiał żyć od początku. Dzieciństwo miał koszmarne. Brakuje słów, by wyrazić ból, gdy los fundował mu kolejne nieszczęścia. Matka uzależniona od narkotyków, a ojciec kręcił się w półświatku i przypłacił to śmiercią w porachunkach gangów. Carlos miał wyjątkowe szczęście, bo bracia skończyli w więzieniu. A wyjście do szkoły to był często widok trupów porozrzucanych po ulicy".

Leo piratem życia nie jest z całą pewnością i to dobrze, że właśnie on inspiruje wielkie umysły. Messi i literatura? Tu nie ma żadnej sprzeczności!




Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej