Gdy Zico miał trzynaście lat, zainteresował się nim Celso Garcia, reporter z radia, który – jak się okazało – otworzył mu drzwi do Flamengo. Tam zaczął testy. W dorosłej drużynie też szybko poszło. Dowód? W wieku 18 lat miał 22 mecze i strzelił 20 goli. A nie grał bynajmniej w środku ataku.

Nie było mu jednak łatwo na początku w walce z rywalami. Niektórzy ironicznie nazywali go nawet... kurczakiem (por. galinho, zdrobnienie od galo), bo był po prostu wątły. Dostał ksywę "Galinho de Quintino", dlatego że Quintino Bocaiuva to dzielnica Rio, w której się wychował.

Pasmo sukcesów we Flamengo

Jeśli chodzi o sukcesy z Flamengo, to długo można wymieniać. Cztery tytuły mistrzowskie w kraju, siedem triumfów w mistrzostwach stanu Rio. Po kilka razy w tych rozgrywkach zdobywał koronę króla strzelców. Mało? No to przypomnijmy, że triumfował jeszcze w Copa Libertadores (a to była pierwsza wiktoria Flamengo w Copa).

https://twitter.com/Flamengo/status/1631490772502544387?cxt=HHwWhoC81dWNnKQtAAAA

Później było jeszcze zwycięstwo w Pucharze Interkontynentalnym. Pewne 3:0 z Liverpoolem. A dorobek reprezentacyjny to 72 mecze i 52 gole. Neymar, Pele, Ronaldo, Romario są co prawda lepsi, ale to żadna ujma. To nawet przywilej być wymienianym w takim towarzystwie.

Emblematyczny nr 10

Było ich trzech, a każdy zasłużył się na tyle, że do dziś są wspominane ich występy. Zico , Gabriel Barbosa i Adriano to bohaterowie Flamengo, którzy zapewniali tej drużynie splendor. Łączą ich nie tylko sukcesy. Chodzi też o symbolikę. Gracze określani kolejno jako Król, Książę i Cesarz wkładali w różnych okresach koszulki z numerami 9 i 10. Z nimi wiąże się uznanie i pewien mit. Skupmy się jednak na Zico.

Dość szybko zaczął oswajać się z tą "dychą", bo już w szkółce piłkarskiej w 1968 roku. A nr 9 miał na koszulce od 1971. To wtedy przebił się do pierwszej drużyny. Mecz przeciwko Vasco da Gama w Taca Guanabara 29 lipca 1971 był jego debiutem. Dodajmy, że zakończony wygraną 2:1. Ta "dziesiątka" na plecach to, szczególnie w Ameryce Południowej, coś zgoła kultowego. Dlatego nie może zaskakiwać, że ten, który uchodzi za największego idola w historii Flamengo, wrócił do "dychy" w 1974 roku, bo wtedy jego pozycja była już naprawdę mocna.

Czytając opinie kibiców Flamengo można dowiedzieć się, że Zico, jak to zostało przez nich określone, "stworzył emblematyczną koszulkę z numerem 10 we Flamengo". To on dał klubowi światowy rozgłos. A owa "dziesiątka" stanowiła dla niego dodatkową motywację i inspirowała do rzeczy wielkich. To wymowne, że właśnie z tą "dychą" miał tak istotny wkład w największe osiągnięcia klubu, z którym w dodatku tak bardzo się utożsamiał. To wtedy wygrał Copa Libertadores i Puchar Interkontynentalny w 1981, a nie zapominajmy o tytułach Campeonato Brasileiro.

Piękny gest wobec Pelego

Sława Zico rosła stopniowo, ale stać go było od początku na piękne gesty. Nie popadał w samozadowolenie, twardo stąpał po ziemi i nie cierpiał na megalomanię. Dowód? Gdy na Maracanie miał 6 kwietnia 1979 wystąpić "Król futbolu" w meczu charytatywnym z Atletico Mineiro, to Zico oddał Pelemu "dziesiątkę" Flamengo. A o co grano? Na szczytny cel. Dochód przeznaczono dla dotkniętych przez ulewy w stanie Minas Gerais. Kataklizm był taki, że zginęło 246 osób, a tysiące straciły dach nad głową. Wirtuozów podziwiało 140 tys. Brazylijczyków, a wynik końcowy to 5:1 dla Flamengo. Trzy gole strzelił Zico. Co ciekawe, Pele nie zdobył bramki, choć miał sposobność. Odmówił jednak strzelania z karnego.

Wnikliwy badacz dziejów Flamengo, historyk futbolu Mauricio Nevesa przekonuje, że gdy Zico dostał już numer 10, to oddał go na krótko tylko dwa razy: raz Pelemu, a w 1983, gdy grał już w Udinese i wrócił do kraju, by wystąpić w pożegnalnym meczu bramkarza Raula. "Dziesiątkę" dostał Tita, a Zico wystąpił z numerem 11.

Zico był często określany jako "biały Pele", co jest bardzo wymowne. To piękna egzemplifikacja jego wielkości. Trzy razy został najlepszym piłkarzem Ameryki Południowej, a działo się to w latach: 1977, 1981, 1982. W 1983 werdykt "World Soccer" ucieszył go najbardziej, wszak został najlepszym piłkarzem na świecie. Złotej Piłki jednak nie zdobył, bo... nie mógł. Do 1995 dostawali je tylko gracze z Europy.

Hołd na Maracanie i znaczenie kopnięcia piłki

Po mundialu 2014 otwarto na Maracanie muzeum, w którym są pamiątki z mistrzostw świata. Także takie związane z trzema największymi w brazylijskim futbolu, którzy zadziwiali glob przez lata. Trzeba tu zrobić istotne zastrzeżenie: dwaj pierwsi byli niekwestionowanymi artystami, a Zico? On jednak budził wątpliwości estetów i zapamiętałych romantyków. Paweł Gunia, skaut Anderlechtu Bruksela, je rozwiewa. Brazylijczycy najbardziej cenią to, jak zawodnik kopie piłkę. To jest dla nich ważniejsze od... dryblingów. Zico umiał kopnąć ją jak wirtuoz.

Nie dziwmy się zatem, że na Maracanie postawiono pomnik legendarnemu piłkarzowi Flamengo. Został tak upamiętniony gol, którego strzelił w 1982 podczas hiszpańskiego mundialu w meczu z Australią. Figura z brązu przedstawiająca Zico jest przy schodach wejściowych.

Rewolucja z... Zico

W 1980 doszło do rewolucji w brazylijskiej piłce. Selekcjonerem został 49-latek z Minas Gerais, który zyskał uznanie jako trener klubowy, prowadząc efektownie grające Atletico Mineiro z Belo Horizonte i Gremio Porto Alegre. Mowa o Tele Santanie . Stawiał na przygotowanie techniczne i granie "swojego futbolu", unikał dostosowywania ustawienia do rywali. Kierował się zasadą: perfekcja w każdym zagraniu i brak taktycznych rygorów.

Przedkładał zespół nad indywidualności. Patrzył na poziom wyszkolenia piłkarzy i ich regularność, nie zważając na siłę fizyczną i wybieganie w takim stopniu jak poprzednik Claudio Coutinho. Jednocześnie, mimo że zasadniczy, to na pewno nie był pragmatyczny. Przeciwnie, kochał piękno futbolu.

Znakiem rozpoznawczym jego Brazylii była fenomenalna druga linia złożona z Falcao , Cerezo , Zico i Socratesa . Z nią to była zjawiskowa drużyna. Bartłomiej Rabij, ekspert od latynoskiej piłki, pisał w książce "Podcięte skrzydła kanarka. Blaski i cienie brazylijskiego futbolu" tak: "To, co wymyślił Santana na mundialu 1982 było futbolowym cudem. Bo jego drużyna grała wprost cudownie, lekko, bajecznie i przyjemnie dla oka. Między genialną Brazylią z 1970 a drużyną Pepa Guardioli z lat 2008-2012 tylko Brazylia Tele Santany grała równie widowiskowy futbol. Pewnie, że ktoś może dorzucić Holandię, może Ajax z Cruyffem i Keizerem, może Milan Sacchiego, ale pisząc wprost: Brazylia grała na początku lat 80. futbol zjawiskowy".

Tamta Brazylia miała dwóch kreatywnych defensywnych pomocników (Cerezo i Falcao), dwóch graczy schodzących na flanki (Eder obsadzał wtedy lewą, a Socrates lubił działać w centralnej strefie boiska). Był też duet napastników, a jako cofnięty grał właśnie Zico. Z kolei na szpicy Serginho Chulapa. Ta drużyna nie miała tylko chyżego środkowego napastnika, była za to grupa "naturalnych" ofensywnych pomocników, brakowało natomiast prawoskrzydłowego i prawego pomocnika. Santana grał va banque i oddawał prawą stronę rywalom. Dopiero później dostrzegł niedoskonałości swojej koncepcji.

Zico obok Rossiego

Brazylia do dziś z trudem wspomina klęskę z Urugwajem z 1950, ale to, co działo się w 1982, gdy zespół z Ameryki Południowej odpadł już w drugiej fazie grupowej, także jest zadrą, która wciąż uwiera.

To był mecz, w którym pięknej Brazylii z Zico, Falcao, Socratesem wystarczał, by awansować do półfinału remis z Włochami. A przegrała 2:3. Rossi strzelił wszystkie gole dla rywali.
A po latach Zico i Rossi znaleźli się w galerii sław FIFA wraz z Karlem Heinzem-Rummenigge i Ronaldo. Niemiec to mistrz Europy z 1980 roku i dwukrotny wicemistrz świata, do niedawna prezes Bayernu Monachium, a trafił do galerii dopiero jako czwarty z tego kraju. Wcześniej ten zaszczyt spotkał: Franza Beckenbauera, Gerda Muellera oraz Lothara Matthaeusa. I tak dołączył do Brazylijczyka Pelego, Argentyńczyka Diego Maradony oraz Holendra Johana Cruyffa.

Ronaldo był dwa razy mistrzem świata, a Zico zajął tylko trzecie miejsce na mundialu 1978, ale wiele razy był mistrzem Brazylii. Tak tłumaczono ten wybór. A Rossi to mistrz świata z 1982, król strzelców oraz najlepszy zawodnik turnieju.

Galeria sław otwarta przez FIFA w 2011 roku ma siedzibę w meksykańskiej miejscowości Pachuca, w której w 1901 roku założono pierwszy w tym kraju piłkarski klub. Znajduje się tam również muzeum futbolu.

Aspiracje, by kierować FIFA

Po zakończeniu kariery piłkarskiej Zico nie próżnował. Jeśli chodzi o najciekawszy punkt w jego życiorysie, to można wskazać wizytę w siedzibie Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) w Zurychu, która miała miejsce w 2015. Wtedy zapewniał, że poważnie rozważa włączenie się do walki o stanowisko prezydenta tej organizacji. Starając się przekonać do siebie prominentów z FIFA, dodawał, że "ma wystarczająco dużo wiedzy, by zaproponować zmiany, które "uzdrowią atmosferę wokół organizacji".

Deklarował też, że zamierza wprowadzić zmiany, które zostaną przez wszystkich przyjęte z aprobatą. Podkreślał, że zrobił karierę na boisku i poza nim, więc futbol nie ma dla niego żadnych tajemnic. Dobrze wie, jakie rozwiązania są niezbędne. Tłumaczył, że na jego korzyść działa to, iż nigdy nie był związany z żadną frakcją FIFA, że jest kimś z zewnątrz, kto nigdy nie miał udziału w wątpliwych projektach. A kibice znają go tylko jako piłkarza i trenera, więc nie myślą o nim jako o działaczu, bo nigdy nim nie był.

Gdy składał tę pamiętną wizytę w siedzibie FIFA i przedstawiał plan działań, to spotkał się z ówczesnym prezesem Seppem Blatterem. Ten Brazylijczyk był twardy i stanowczy, zdobył się na ostrą krytykę systemu wyborów szefa FIFA wskazując, że każdy kandydat musi mieć poparcie minimum pięciu federacji narodowych. Przy okazji Zico zdradził, że nie zdobył na razie poparcia ani jednego (także Brazylii), ale liczył, że do terminu zgłaszania kandydatur uda mu się to zrobić.
Wiemy dobrze, co z tego wyszło. Wtedy był już trenerem Indian Club Goa i, jak sam mówił, nie miał za dużo czasu na wojaże po świecie i zdobywanie poparcia. Może to dobrze dla niego, bo mimo dobrych chęci pewnie miałby niewielkie szanse, by oczyścić skorumpowaną organizację.

Spór o gole między Zico a... Messim


Był taki czas, gdy we Flamengo kwestionowano niezwykły rekord Leo Messiego . Przypomnijmy, o co dokładnie chodziło w tej sprawie. Historyk Bruno Lucena zaskoczył wszystkich w 2012 twierdząc, że Zico strzelił najwięcej goli w jednym roku, czyli 1979. Był jeszcze grudzień, więc Leo dołożył jeszcze dwa trafienia zamykając temat, ale ustalenia tego historyka są ciekawe. Tym bardziej, że wielu twierdziło, iż Messi gonił za rekordem Gerdem Muellerem . Niemiecki napastnik strzelił 85 goli w ciągu roku (1972), czyli mniej niż Zico. Co więcej, Brazylijczyk stracił część sezonu przez kontuzję. Lucena utrzymuje więc, że gdyby grał przez cały rok, to przekroczyłby granicę stu goli!

Tak czy inaczej Zico to jeden z piłkarzy wszech czasów. Będąc pomocnikiem zdobył 647 bramek w rozgrywkach klubowych i ponad 50 dla reprezentacji Brazylii.

Apel artystów z 1982
Zico postanowił z kolegami podczas pandemii zachęcić rodaków do współpracy i przekazywania pieniędzy na pomoc dla przeludnionych faweli. Z inicjatywy Paulo Roberto dziewiętnastu byłych piłkarzy nagrało specjalny film, by przekonać rodaków do darowizn. Falcao przypomniał, że reprezentacja Brazylii z 1982 roku była znana z kreatywności i jedności, więc apelował o podobne działania w pandemii, by pomóc krajowi.

Biały Pele został legendą Flamengo i reprezentacji Brazylii, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że nie jest doceniany w takim stopniu, na jaki zasłużył. Grał w piłkę z rozwagą, ale też finezją. Po zakończeniu kariery nie zatracił się w nałogach, umie nadal trzeźwo myśleć. Jest już ostatnim z wielkiej trójki. Odeszli Pele i Garrincha. Cieszmy się z Brazylijczykami, bo obchodzi 70. urodziny.
Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej