Wielu Belgom ciąży nadal przeszłość kolonialna. W 1865 Leopold II Koburg został królem i przeszedł do historii jako tyran, który w dorzeczu rzeki Kongo wprowadził rządy pełne okrucieństwa i wyzysku. Jego obsesje kosztowały życie od 5 do 10 milionów ludzi. Kongo było bowiem prywatną własnością tego bezwzględnego władcy. To nie Belgia pomnażała bogactwo dzięki tubylcom. Bogacił się Leopold II. A była to największa i najbogatsza kolonia w Afryce.

Conrad o okrucieństwie w Kongu 

Ten niewyobrażalny terror dobrze oddał Joseph Conrad w "Jądrze ciemności". Tubylcy traktowani jak niewolnicy wydobywali surowce: kość słoniową i kauczuk. Strzelano do nich dla zabawy, obcinano ręce, gotowano żywcem, wioski zamykano w prowizorycznych obozach, a wspinaczka po drzewie, by zebrać kauczuk, była zawsze dużym ryzykiem. Nastawiano też plemiona przeciwko sobie, a wszystko to w imię władzy absolutnej. 

Pamięć o tamtej hekatombie jest trwała i chyba nigdy nic jej nie zatrze. W 2020 władze belgijskich miast usunęły pomniki tamtego niesławnego króla, bo kraj pogrążał się w niepokojach społecznych, dochodziło do masowych protestów i dewastacji monumentów kojarzących się imigrantom z nieludzkim wyzyskiem.

Belgowie starają się teraz, by przybysze z Afryki czuli się dobrze w ich kraju. A jeśli chodzi o futbol, to najlepszy gracz z Czarnego Lądu w ich lidze dostaje na koniec sezonu Hebanowy But. Stowarzyszenie działające na rzecz promocji kultury afrykańskiej podsunęło właśnie taki pomysł władzom. 

Ojciec reprezentantem Zairu, a syn Belgii 

Ciekawe jest to, że ojciec Romelu, Roger, który pochodził z ówczesnego Zairu (obecnie Kongo), gdy dotarł do Belgii w wieku 23 lat, to grał w FC Boom oraz Mechelen, ale reprezentował nadal swój afrykański kraj. Jego syn, wychowany w nowym miejscu, stał się ważną postacią już innej kadry.

Chociaż urodził się w Antwerpii, to początkowo także w Belgii poznał biedę: 

– Właściwie nigdy nie jadłem śniadań. Czasami zdarzało mi się urwać ze szkoły, wrócić do domu i coś zjeść. Pamiętam jeden taki powrót. Miałem wtedy kilka lat. Często jadałem płatki, ale tego dnia zauważyłem, że mama dolewa do mleka wodę. Karton mleka był z wczoraj, a mama rozwadniała je, by starczyło dla wszystkich. To wtedy postanowiłem sobie, że już nigdy nie będę biedny. Ani ja, ani moja rodzina – wyznał szczerze w "The Players Tribune".

Brak prądu, ciepłej wody, do tego szczury biegające po podłodze. Chciał żyć inaczej. Romelu przez dziesięć lat nie obejrzał żadnego meczu Ligi Mistrzów. Rodzina nie miała kablówki, więc gdy koledzy zachwycali się kolejnym wolejem Zidana, to on najczęściej milczał... 

Jak narodziła się bestia 

Dziś ma 190 cm wzrostu, a waży ponad 90 kg. Gdy był dzieckiem odmienna postura stała się pretekstem, by go szkalować. Zdarzyło się nawet, że podczas młodzieżowego turnieju ojciec jednego z rywali wezwał sędziego, by nie dopuścił do gry Romelu. Żądał, by pokazał legitymację. Lukaku to zrobił i rozwiał wątpliwości.

Ten nieprzyjemny incydent pozostał w pamięci piłkarza. Tak go wspominał w "Players Tribune": – Wtedy krew zaczęła we mnie buzować. Miałem ochotę sponiewierać jego syna jeszcze bardziej. Byłem gotów go załatwić, a nawet zniszczyć, by płakał całą drogę do domu – przyznał się po latach Lukaku. 

Będąc dwunastolatkiem strzelił 76 goli w 34 meczach ligowych! A po czterech latach, tak jak obiecał mamie, grał już w Anderlechcie! Nie będąc jeszcze pełnoletnim, występował w dorosłej drużynie klubu o tak dużej renomie.

Niemoc w Chelsea

W 2011, już pełnoletni, trafił do Chelsea, ale nie mógł się tam odnaleźć. Przez trzy lata rozegrał 10 meczów i... nie strzelił gola. Na uwagę zasługuje tylko wypożyczenie do West Bromwich Albion. Tam miał nawet niezłą średnią: 17 goli w 35. meczach, ale przede wszystkim odegrał ważną rolę w spotkaniu, które przeszło do historii Premier League. Był 19 maja 2013, ostatni mecz sir Alexa Fergusona jako menedżera Manchesteru United. Było już 5:2, a Szkot w autobiografii przyznał, że czuł, iż może skończyć się... 20:2. Gdy gospodarze wyrównali na 5:5, obawiał się, że będzie 5:20. Ferguson przypomniał, że MU stracił trzy gole w... pięć minut. A Lukaku miał hat-tricka. 

Chelsea sprowadziła Lukaku ponownie w 2021 i to za ponad 100 milionów. I tym razem nie sprostał wyzwaniu, dlatego jest teraz wypożyczony do Interu. Ten jego powrót do Mediolanu nie jest już tak udany jak pierwszy pobyt w Serie A. To martwi władze Chelsea, bo pewnie po sezonie wróci na Stamford Bridge, więc londyński klub, który wydał ostatnio fortunę na transfery, chętnie by się go pozbył. Chociaż trzeba być uczciwym, stracił okres przygotowawczy i jesień ze względu na kontuzję. A w klubie we wszystkich rozgrywkach ma 29 spotkań, 10 goli i 5 asyst, zdobywa bramkę co 153 minuty. Bez rewelacji, ale czy to zawód? 

Conte jako najlepszy nauczyciel 

Podczas występów w Interze w latach 2019-2021 Romelu był jednym z najlepszych napastników na świecie. 64 gole! Chelsea uwierzyła, że tym razem może się udać... A jak to się stało, że miał wtedy aż taką formę?

– Jeśli staniesz się mocny, a grasz odwrócony plecami do bramki rywali, będzie po wszystkim. Nikt cię nie zatrzyma –  przekonywał go Antonio Conte. 

– Przez pierwsze trzy miesiące po moim transferze skupił się na tym, jak radzę sobie będąc tyłem do bramki. Na treningach stawiał za mną Andreę Ranocchię i kazał mu grać twardo. Gdy straciłem piłkę, to powtarzaliśmy ten manewr –  opowiadał.

Jak gracz futbolu amerykańskiego 

Podczas lockdownu piłkarze mieli trudno. Lukaku wiele zawdzięcza ówczesnemu ekspertowi od przygotowania fizycznego w Interze, Antonio Pintusowi. On sprawił, że zwalisty Belg zrobił użytek z wielu atutów, nabrał szybkości. Pintus docenił, że sylwetka Romelu jest wyjątkowa. Wtedy to było ponad 100 kg mięśni. Porównywał go do graczy futbolu amerykańskiego.

Ten najlepszy czas w klubowej karierze wynikał też w dużej mierze z tego, że w Interze powstał duet LuLa (Lukaku, Lautaro Martinez). Porównywano ich warunki fizyczne, jeden 191 cm i około 100 kg wagi, a drugi 174 cm i 72 kg. Niektórzy nostalgicy widzieli w tej dwójce następców Diego Milito i Antonio Cassano, którzy wiedli prym w sezonie 2012/2013. 

Trzeba jednak przyznać, że w tym sezonie Lukaku już nie straszy obrońców i bramkarzy tak jak poprzednio. Chociaż w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Benfiką strzelił gola z rzutu karnego na 2:0, co przyczyniło się do awansu drużyny z Mediolanu do kolejnej rundy. Rozegrany 23 kwietnia mecz z Empoli był też nawiązaniem do znakomitej gry Belga. Strzelił dwa gole, a dzięki jego asyście trafił też Lautaro Martinez. Ale to jest za mało, dlatego bardzo zmieniło się nastawienie kibiców i władz Interu do niego.

Małpa jako symbol... szacunku

W 2019 strzelił gola Cagliari, a Włochy żyły tym meczem jeszcze przez kilkanaście dni. Kibice drużyny przeciwnej, po tym jak zdobył bramkę, udawali małpy. A co było jeszcze bardziej bulwersujące? Rasistów z Cagliari bronili kibice... Interu. Ci, którzy jeszcze niedawno podziwiali napastnika, wystosowali do niego specjalny list:

"Bardzo nam przykro, że pomyślałeś, że to, co tam się stało, było przejawem rasizmu. Powinieneś zrozumieć, że Włochy nie są krajem jak inne w Europie, w których rasizm stanowi problem. Przyjmujemy, że mogło ci się tak wydawać, ale jest inaczej. We Włoszech stosujemy pewne metody, by pomóc swojej drużynie. Usiłujemy tylko zdenerwować rywali, ale nie z pobudek rasistowskich, ale żeby sprowokować ich do błędu" – napisali ultrasi.

W podobnym tonie wypowiadał się Andrea Butti, jeden z dyrektorów nadzorujących Serie A. Apelował, by "oddzielać kibiców usiłujących zatrzymać piłkarza, którego się obawiają, od kibiców analizujących przede wszystkim jego kolor skóry". Prezes Cagliari stwierdził z kolei, że "gdy ktoś nie umie gwizdać, a czuje, że musi coś robić, to buczy". Jeden z dyrektorów klubu dodał, że rasiści to tylko "kilka zgniłych jabłek". Wielu widziało w takiej narracji przyzwolenie na gorszące sceny i brak potępienia. 

W kwietniu te demony się obudziły. Po meczu w Pucharze Włoch Juventus-Inter znów głośno było o skandalu z udziałem kibiców. W doliczonym czasie gry był rzut karny dla Interu, a do piłki podbiegł Lukaku. Zgromadzeni na Allianz Stadium też naśladowali małpy, zanim reprezentant Belgii strzelił. Napastnik zdobył bramkę i zaczął uciszać fanów Juventusu. Został za to ukarany drugą żółtą, a potem czerwoną kartką. Po meczu lekcję kindersztuby dał kibicom z Turynu grający tam Arkadiusz Milik:

"Wynik nie był taki, na jaki liczyliśmy, ale mamy szanse i czas, by wygrać Puchar Włoch. Piękne i intensywne mecze, jak ten, zawsze powinny kończyć się pozytywnym przesłaniem. Nigdy kontrowersjami lub formami dyskryminacji. Nigdy. Czujemy odpowiedzialność i zawsze jesteśmy przykładem dla tych, którzy nas obserwują. Forza Juve" – napisał Polak w mediach społecznościowych.

Od miłości do złości 

W finałach mistrzostw świata w Rosji Belgia znalazła się na podium. Złote pokolenie, na czele z Lukaku i De Bruyne, nie zawiodło. "Było w nich coś arystokratycznego, coś, co przypominało Hiszpanię, gdy Hiszpania była Hiszpanią. Gdybyś obejrzał zaledwie pięć minut i nie znał wyniku, to założyłbyś, że Belgia ten mecz kontroluje" – komentowano spotkanie z Francją, ten przegrany półfinał. Belgia strzeliła w turnieju 16 goli (Lukaku zdobył 4 bramki) i miała najlepszy bilans, ale... gorzej było cztery lata później.

Romelu rozegrał w belgijskiej kadrze już ponad 100 meczów, ma 72 gole. Jednak w Katarze zawiódł. Między Belgami doszło do burzliwej kłótni, ale wtedy właśnie on uspokajał kolegów. Jego drużyna była jakaś zagubiona. Może dlatego, że mieszkali 150 km od Dohy... Belgijscy dziennikarze zwracali uwagę, że średnia wieku graczy podstawowego składu wynosiła aż 31 lat. A mecz z Chorwacją, w którym Lukaku miał uratować Belgię, okazał się jego koszmarem.

Do przerwy nie było goli. Wtedy Roberto Martinez, ówczesny selekcjoner, posłał na boisko w 46. minucie Lukaku, gracza na wpół sprawnego, bo w tygodniach tuż przed mundialem w zasadzie nie grał w piłkę wcale! Po jego wejściu Belgia dominowała, ale uraz uda dawał o sobie znać. Miał cztery okazje do strzelenia gola. Najpierw trafił w słupek, dwie minuty później, mimo błędu bramkarza, głową skierował piłkę nad poprzeczkę, a w końcówce nie trafił z pięciu metrów. W 90. minucie z piłką minęli się bramkarz Livakovic i obrońca Lovren, ale Lukaku odbił ją... brzuchem. Chorwaci odetchnęli z ulgą.

Zagraniczne media grzmiały po tym meczu i nietrudno domyślić się, kto był winny. "Lukaku koszmarem Belgów" – pisał Football Italia. "Odpadnięcie jest wyłącznie winą Lukaku. Drużyna stworzyła w drugiej połowie tyle okazji, ile miała w poprzednich meczach tego turnieju, ale napastnik wszystkie zmarnował" – dowodziła La Gazetta dello Sport. "Lukaku upada" – napisał "AS". "Zmarnował wiele okazji, które mogły dać awans Belgom. Bohater tylu meczów tym razem stał się złoczyńcą" – to kolejne podsumowanie. The Times też wpisał się w tę narrację, rozprawiając o horrorze Romelu.

Co ciekawe, inna narracja była w belgijskich mediach. "Wielu naszych piłkarzy straciło status bohatera. Nie obwiniajmy tylko Lukaku. Mimo kilku zmarnowanych szans napastnik w końcu stworzył okazje bramkowe. Jego gniew i łzy po końcowym gwizdku sędziego mówiły wszystko" –  napisał wyważony dziennikarz "Het Laatse Nieuws". 

24 marca 2023 Belgia grała na wyjeździe ze Szwecją w eliminacjach EURO 2024. Wygrała 3:0, a wszystkie gole strzelił Lukaku. Piłkarz, który zdobył tak dużo bramek w reprezentacji, nie zapomniał więc, jak to się robi. Historia Romelu to opowieść o sile woli wbrew przeciwnościom losu. To dowód, jak zmienił się świat w globalną wioskę. Kiedyś Belgowie prześladowali i mordowali Kongijczyków, a od lat dumą ich futbolu jest napastnik mający tamte korzenie. 

Bartłomiej Najtkowski
https://twitter.com/BNajtkowski

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej