Powstała w 1905, a początkowo nazywano ją The Spion Kop na cześć słynnego wzgórza w RPA, bo to tam w 1900 zginęli żołnierze z Liverpoolu. Gdy pod koniec lat 20. nad trybuną pojawił się dach, doping kibiców stał się jeszcze głośniejszy. Fani rozsławili stadion Anfield w latach 60. i 70., mówiło się nawet, że The Kop potrafi... skierować piłkę do bramki rywali.

Młody Steven chłonął stale atmosferę piłkarskiego święta na stojąco, ale tragedia na Hillsborough w 1989, w której zginęło 96. kibiców, otrzeźwiła nieco środowisko w Anglii. Po niej raport Taylora doprowadził do likwidacji miejsc stojących z uwagi na potrzebę zachowania bezpieczeństwa.

W 1994 doszło do przebudowy The Kop, stała się trybuną z miejscami siedzącymi. Nie było już możliwe, by skupił się na niej trzydziestotysięczny tłum. Pojemność nowej to tylko 10 tysięcy widzów, ale gdy Liverpool gra z Manchesterem United, City lub Evertonem nikt tam nie siedzi...

Idol Gerrarda

Mały Steven śpiewał "You'll Never Walk Alone", a jego idolem był John Barnes. Ten urodzony na Jamajce reprezentant Anglii imponował szarżami po lewym skrzydle i skutecznością. Zanim Steven go poznał, strzelił w 1984 jednego z najpiękniejszych goli w historii Albionu.

Zobaczyła to Maracana, a wszystko sprowadziło się do wywiedzenia w pole kilku obrońców i bramkarza, a na koniec było trafienie do pustej bramki. W Liverpoolu Barnes tworzył kwartet ofensywny z Ianem Rushem, Peterem Beardsleyem i Johnem Aldridgem. Był też ofiarą rasizmu. Pseudokibice Evertonu rzucali w jego kierunku banany. On się tym nie zrażał, a po zakończeniu kariery był współtwórcą utworu "Anfield Rap". Jego też ten stadion ujął...

Steven, będąc pod wrażeniem Barnesa, już jako ośmiolatek chciał pójść w jego ślady. Rozpoczął treningi w szkółce Liverpoolu. Chociaż mało brakowało, a nie mógłby uprawiać futbolu wyczynowo. Pewnego razu grał na podwórku z kolegami i skaleczył duży palec u nogi. Omal nie doszło do amputacji...

Pech go opuścił. Przed siedemnastymi urodzinami podpisał profesjonalny kontrakt z klubem. Zadebiutował w pierwszej drużynie 29 listopada 1998. Pojawił się na boisku w meczu z Blackburn Rovers, to była końcówka spotkania na Anfield. Wejściu młokosa do gry towarzyszyły skromne oklaski – kibice nie mogli przewidzieć, że ten niepozorny wtedy, słaby fizycznie piłkarz zyska status klubowej legendy.

Kolejnych występów w pierwszej drużynie doczekał się w sezonie 1999/2000, a zaufał mu trener LFC Gerard Houllier. Na początku Steven płacił frycowe. W maju 1999 znalazł się pierwszy raz na Anfield w wyjściowej jedenastce. Mecz z Tottenhamem. To David Ginola, który wtedy czarował, sprawił, że młody się sparzył. Po przerwie na boisku go już nie było.

Steven czasami przesadzał. Swoje pierwsze derby z Evertonem zakończył po czerwonej kartce na własne życzenie, bo po brutalnym faulu. Początkowo jego rozwój hamowały liczne kontuzje, których doznawał z powodu bardzo szybkiego wzrostu w wieku młodzieńczym. Specjalna kuracja pozwoliła uporać się z tym problemem. 

Pościgi za rywalami

Przełomowy był sezon 2000/2001, gdy po powrocie do zdrowia rozegrał 50 meczów. Miał istotny wkład w zdobycie kilku trofeów przez Liverpool (Puchar UEFA, Anglii, Superpuchar Europy i Tarcza Wspólnoty). W 2003 dostał opaskę kapitana od trenera Houlliera.

W zespole szalała wtedy dwójka złotych chłopców, w ataku Michael Owen, a w pomocy Steven Gerrard. Warto tu przypomnieć występ Liverpoolu w finale Pucharu UEFA, w którym pokonał Deportivo Alaves 5:4. Gerrard strzelił gola w dreszczowcu rozstrzygniętym przez... złotego samobója.

– Już wiele lat temu dostrzegłem, że Steve ma atuty lidera. Teraz ma 23 lata i jest gotowy, by wziąć odpowiedzialność za zespół. Dojrzał. Poza tym – chcę też pomóc Samiemu. Mam wrażenie, że zawsze chce wziąć na siebie cały ciężar odpowiedzialności i czasem przyjmuje jej zbyt wiele – tłumaczył francuski szkoleniowiec zaskoczonym, że fiński obrońca Hyypia traci opaskę kapitana.

Kibice Liverpoolu pamiętają też, że to Gerrard strzelił zwycięskiego gola w meczu z Olympiakosem Pireus w 2004, prowadząc drużynę do kolejnej rundy Ligi Mistrzów.



To w tym sezonie doszło do niezapomnianego finału. Gerrard dał impuls drużynie, gdy trafił na 1:3, a skończyło się 3:3. A w karnych był Dudek dance i... triumf LFC. W 2005 Steven został wybrany najlepszym piłkarzem edycji Ligi Mistrzów.

Gerrard polubił pogoń za rywalem, bo rok później to jego wolej zza pola karnego dał remis 3:3 w finale krajowego pucharu, a rywalem był West Ham. Doprowadził tak do dogrywki, a "Beatlesi" znowu wygrali w serii rzutów karnych.

Rada ojca

Od lata 2004 kusiła go Chelsea. Triumf w Lidze Mistrzów skłonił trenera Jose Mourinho, by nalegać na taki transfer. Steven, co może wielu zaskoczyć, rozważał tę ofertę poważnie, ale po radzie ojca sytuacja stała się jasna.

Tata zapytał mnie, czy chcę zdobyć jeszcze kilka trofeów z Liverpoolem, czy dwa razy więcej z Chelsea, a potem dodał, żebym nie odchodził z klubu, który kocham – wspominał.

Został w Liverpoolu do końca kariery, a po 2005 zdobył z tą drużyną dwa trofea, Chelsea sięgnęła po 10 w tym czasie...

Był kwiecień 2014 roku i meta w lidze coraz bliżej. Liverpool był na ostatniej prostej do tytułu. Ale mistrzostwo wymknęło się z rąk przez... Gerrarda. Na trzy kolejki przed końcem poślizgnął się w meczu z Chelsea. To było w końcowym rozrachunku bardzo kosztowne.

Mamadou Sakho zagrywa mi piłkę. Ja tracę równowagę. Wywracam się… The Kop i całe Anfield śpiewa "You’ll Never Walk Alone", lecz wtedy, już w samochodzie, czułem się bardzo samotny. Hymn Liverpoolu przypomina ci, by trzymać głowę wysoko, kiedy idziesz przez burzę. Przypomina ci, by nie bać się ciemności. Przypomina ci o tym, że kiedy kroczysz poprzez wiatr i deszcz, które miotają i rozwiewają twoje marzenia, masz iść z nadzieją w sercu. Nie miałem wtedy wiele nadziei. Widziałem siebie zmierzającego ku samobójstwu. Nie próbowałem nawet powstrzymywać łez, gdy wydarzenia tamtego popołudnia rozgrywały się raz za razem w mojej głowie. Poczułem się pusty, zupełnie jakby właśnie zmarł ktoś z mojej rodziny – pisał w autobiografii.

Po tamtym feralnym meczu złośliwi chcieli zrobić z niego nieudacznika. Powinni sobie przypomnieć więc sezon 2008/09, 1/8 finału Ligi Mistrzów i dwumecz z Realem. W Madrycie Liverpool wygrał 1:0, a w rewanżu 4:0! Gerrard strzelił dwa gole: z rzutu karnego i po woleju.



Dostał owację na stojąco. Zinedine Zidane, były gracz Realu, nazwał Anglika jednym z najlepszych piłkarzy na świecie...

Angielska niemoc

Steven Gerrard, Frank Lampard i Wayne Rooney radzili sobie świetnie w renomowanych klubach Premier League, ale w reprezentacji przeżywali wyłącznie rozczarowania. Choć byli określani jako "złote pokolenie", to w 2014, gdy nastąpił ich schyłek, zostali z pustymi rękami. 

Golden Generation
to pojęcie stosowane w odniesieniu do piłkarzy urodzonych na przełomie lat 70. i 80. Złote pokolenie okazało się straconym, a owo niespełnienie w kadrze jest jednym z największych rozczarowań Stevena Gerrarda.

Gerrard trenerem

Nową karierę zaczął w sezonie 2017/2018, jakżeby inaczej, w swoim domu, czyli Liverpoolu FC. Kolejny sezon to już praca w dorosłym futbolu, tyle że w Szkocji. Był menedżerem Rangers FC w latach 2018-2021 i po blisko trzech sięgnął po tytuł mistrzowski.

Zanim zdobył to mistrzostwo już byli chętni, by ściągnąć go do siebie. Ale okazał lojalność klubowi z Glasgow i odrzucił ofertę Bristol City. Na Ibrox miał spokój. Tam preferował ustawienie 4-3-3 przechodzące w 4-2-3-1, w zależności od sytuacji na boisku. Lansował futbol oparty na byciu przy piłce i intensywności, na pewno nie była to sztuka dla sztuki.

Za Gerrarda piłkarze z Ibrox tłamsili rywali, często podawali piłkę na boki, do odwróconych skrzydłowych lub skrajnie ustawionych bocznych obrońców, którzy chętnie dryblowali i posyłali centry w pole karne. Rangers strzeliło wiele goli właśnie w taki sposób. Ważne były stałe fragmenty, w których królował prawy wysunięty obrońca James Tavernier. Świetnie bił rzuty wolne i rożne.

Gerrard dawał sobie radę w Szkocji, a jego filozofia gry była dla wielu przekonująca. Może to tylko kurtuazja człowieka silnie zżytego z Liverpoolem, ale to Juergen Klopp, który ma niepodważalną pozycję i autorytet w czerwonej części miasta, namaścił w 2019 Gerrarda na swego następcę:

Jeśli zapytacie mnie, kto powinien zająć moje miejsce, to powinien być to... Stevie. Pomogę mu w każdej chwili – powiedział Niemiec.

Sprawdzianem generalnym przed przepowiadanym mu powrotem do Liverpoolu w roli trenera miała być praca w Birmingham. Jako szkoleniowiec Aston Villi jednak zawiódł. Niektórzy porównywali to niepowodzenie do fiaska Lamparda w Chelsea, gdy był tam pierwszy raz trenerem, ale to nieuczciwe wobec... Franka, wszak doprowadził tę drużynę do TOP 4 Premier League mimo zakazu transferowego. A do tego rozwinął Masona Mounta.

Gerrard nie mógł się w AV niczym pochwalić. Zostawił drużynę na 17. miejscu, a jego następca, Unai Emery, rozgościł się w pierwszej dziesiątce tabeli. Wymowne. Warto może jeszcze dodać, że Jan Bednarek nie należał do ulubieńców Gerrarda.

Co zaskakujące w PZPN była jednak wiara w kompetencje Stevena. Ostatecznie Fernando Santos dostał tę posadę, a Gerrard ma wciąż wiele do udowodnienia w Anglii. Liverpool jest mu chyba pisany. 

Bartłomiej Najtkowski
https://twitter.com/BNajtkowski

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej