Jako dziecko rywalizował z... psem "Merym" (owczarek niemiecki), który na podwórku grał rolę... środkowego obrońcy w tych nietypowych meczach. Potem, już w Colegio Calasancio, był skazany na koszykówkę. Radził sobie nieźle, ale kierownik ds. sportowych Jose Antonio Sacristan dostrzegł, że przeznaczeniem Emilio jest futbol. Po trzech latach kazał mu zająć się piłką nożną.

Co łączy go z Raulem?

Raul Gonzalez, niezapomniany napastnik i symbol Realu trafił jako 13-latek do Atletico, bo najpierw się na nim nie poznano. Emilio Butragueno także zyskał sławę na Santiago Bernabeu, lecz mało kto wie, że – podobnie jak Raul – też mógł grać w drużynie lokalnego rywala. 

Co ciekawe, gdy Raul mając 17 lat debiutował w drużynie prowadzonej przez Jorge Valdano, to ich ścieżki się przecięły. Grali w ataku. Wróćmy jednak do początków kariery Emilio...

Dla ojca liczył się tylko Real 

Jego ojciec był zagorzałym madridistą, więc dzień po urodzeniu Emilio, z woli taty, stał się socio Realu. W 1980 jako 17- latek strzelił osiem goli w młodzieżowym turnieju, więc nazwisko Butragueno znalazło się w notesach... wysłanników Atletico. 

Co ciekawe, wcześniej był na testach w Realu i ubolewał nad tym, że kazano mu czekać. Tracił powoli nadzieję, bo nikt się z nim nie kontaktował. Wtedy właśnie zgłosiło się Atletico, ale ojciec i syn doszli do wniosku, że nie skorzystają z tej oferty. Miłość do Realu wzięła górę. Ta cierpliwość się opłaciła. Drugi test młodego piłkarza był już udany. Zakotwiczył w ukochanym klubie na 1,5 dekady. 

W 1980 znowu błysnął w turnieju młodzieżowym, tym razem już w barwach Realu. A miesiąc później, w sierpniu, zadebiutował w drużynie amatorskiej klubu z Santiago Bernabeu, był to mecz w San Lorenzo de El Escorial i początek 15-letniej kariery w jednym klubie.

Zakaz od... Di Stefano 

Ojciec Emilio pękał z dumy i nawet zrobił prezent synowi, by ułatwić mu dojazdy na treningi. Młody dostał motor, ale legendarny Alfredo Di Stefano tego nie zaakceptował. Powiedział Emilio, że to zbyt niebezpieczne i chłopak musiał zmienić środek transportu. 

Wybrał początkowo autobus miejski, ale był uparty, więc pewnego razu zdecydował się na motor. Tym tylko rozwścieczył Argentyńczyka, który, jak się okazało, go stale śledził. Wtedy młody już na dobre pożegnał się z jednośladem.

Jako 18-latek trafił do Realu Madryt Castilla i tam trenował go Amancio, zasłużona postać Realu. Sezon 1983/1984 zakończył się ich triumfem w II lidze. W przypadku Butragueno bardzo ważna była rywalizacja o miano najlepszego strzelca w rozgrywkach. Julio Salinas mu nie odpuszczał, ale nagle to wszystko przerwał Di Stefano, wtedy już trener pierwszej drużyny Realu, który uwzględnił Emilio w kadrze zespołu.

Zachwycił w debiucie 

Zadebiutował w 1984. 5 lutego Real grał z drużyną z Kadyksu. Przegrywał 0:2 i wtedy Di Stefano zaskoczył kibiców. "Na ratunek Butragueno!", tak to wyglądało, bo wpuścił 20-latka, zapewne licząc, że ten zadziwi publikę. Młody strzelił dwa gole, a przy trzecim asystował. Tym razem intuicja nie zawiodła argentyńskiego trenera. 


Butragueno nie bał się wyzwania, jakim była z pewnością gra w pierwszej drużynie Realu. Dowód? W grudniu tego samego roku został bohaterem w 1/8 finału Pucharu UEFA. Real rywalizował z Anderlechtem, a w pierwszym meczu uległ Belgom aż 0:3. W rewanżu było 6:1. A duży wkład w tę wiktorię miał Butragueno, który strzelił 3 gole. Lata 1985-1986 to dwa triumfy Realu w tych rozgrywkach i istotna rola Emilio w drodze do sukcesów. 


Inspirowała go legenda... Barcelony 

Gdy miał 10 lat, to w sezonie 1973/74 mistrzostwo Hiszpanii zdobyła Barcelona prowadzona przez Rinusa Míchelsa. Barca rozbiła Real Madryt na wyjeździe 5:0. Bramkarz Mariano García Remon był zdruzgotany. Tamta manita (po polsku "rączka", bo pięć wyciągniętych palców symbolizuje liczbę goli strzelonych przez jedną drużynę) przeszła do historii. Do przerwy było 2:0 dla Katalończyków, a drugą bramkę zdobył Johan Cruyff. Holender grał pierwsze skrzypce, w całym meczu miał 2 asysty, a wspomniany gol, strzelony po minięciu dwóch rywali w polu karnym sprawił, że zebrał wiele pochwał. "Madryt był w rękach Barcy. Oni byli ich szmacianymi lalkami" - pisała hiszpańska prasa po tym spotkaniu.


Był to przełomowy sezon Barcelony, która przez 14 lat nie zdobyła trofeum. Przyczynił się do tego w dużej mierze Johan Cruyff, który trafił do Hiszpanii z Ajaksu Amsterdam, choć początkowo także Real chciał go pozyskać. 

Holender wzmocnił Barcę, zadebiutował w 7. kolejce, gdy zespół był tuż nad strefą spadkową. Johan zaraził kolegów pozytywną energią i zaczął się marsz w górę tabeli. Barcelona zaimponowała serią 25 meczów bez porażki. I to pewnie wtedy Cruyff zauroczył także Emilio, który tak jak idol grał z numerem 14.

Świetny duet Butragueno-Sanchez 

Butragueno świetnie rozumiał się z Hugo Sanchezem, meksykańskim napastnikiem, który sięgał po koronę króla strzelców w Hiszpanii aż cztery razy, Emilio zdobył Trofeo Pichichi dla najlepszego snajpera w 1991. Ten duet zapewnił Madrytowi splendor: sześć tytułów mistrzowskich, dwa Puchary Króla, trzy Superpuchary Hiszpanii. Ale pozostał pewien niedosyt, bo Butragueno nie triumfował z Realem w rywalizacji o Puchar Europy. Swego czasu potwierdził, że w 1988 była największa szansa, ale dwa remisy z PSV w półfinale oznaczały odpadnięcie z rozgrywek. Kolejne lata należały do Milanu Arrigo Sacchiego.  

– W tamtym okresie w Pucharze Europy grał tylko mistrz Hiszpanii, a nie tak jak teraz cztery drużyny. Z Realem grałem w tych rozgrywkach pięć razy, trzykrotnie byliśmy w półfinale. Pierwszy raz to porażka w Monachium 1:4 i koniec marzeń. Druga edycja - wyeliminowaliśmy Napoli z Maradoną w składzie, Porto, czyli obrońcę tytułu i Bayern, ale z PSV zawiedliśmy (Butragueno obijał słupki i poprzeczki, a Hugo Sanchez tym razem nie mógł się wstrzelić). Decydujący był gol strzelony na wyjeździe przez rywali. Mam do siebie pretensje za 1988 rok – komentował.

Meksykański klubik 

1994-1995 to jego ostatni sezon w Realu. Zagrał tylko w ośmiu meczach, stać go było na jednego gola. 15 czerwca 1995 był pożegnalny mecz, Real wygrał 4:0 z Romą, godnie rozstając się ze znakomitym napastnikiem, który u schyłku kariery w Madrycie przestał być postrachem bramkarzy. W latach 1995-1998 grał jeszcze w Meksyku, w klubie Atletico Calaya. Tam strzelił 29 goli w 91 meczach. 

Dariusz Wołowski pytał go przed finałami mistrzostw świata w Niemczech w 2006 o to, dlaczego przed laty zdecydował się na grę w tym "klubiku" z Meksyku. Tak odpowiedział: 

Zdecydowałem, że nie pójdę do innego klubu w Hiszpanii, bo nie chcę grać przeciw Realowi. Było kilka ofert w Europie, ale przyjmując je, mogłem wpaść na Real w pucharach. Miałem propozycje z Japonii i Meksyku. Z żoną, która wtedy była w ciąży, postawiliśmy na Meksyk. Nasze pierwsze dziecko było małe i uznaliśmy, że bariera językowa i kulturowa w Japonii będzie za duża. Celaya to miejsce, gdzie odkryliśmy uroki życia w miasteczku. Spędziłem tam trzy najszczęśliwsze lata mojego życia.

4 gole strzelone Danii 

A jeśli chodzi o karierę reprezentacyjną, to w 1984 przyglądał się, jak Hiszpania zdobywa tytuł wicemistrza Europy. On był na tym EURO z drużyną, ale nie zagrał nawet minuty. Zadebiutował kilka miesięcy później w meczu z Walią. Hiszpania z łatwością pokonała Wyspiarzy 3:0, a Butragueno strzelił gola. 

1986, mundial w Meksyku, niepowtarzalna atmosfera na trybunach, Maradona w centrum uwagi, ale nie zapominajmy o tym, że to w tym turnieju Butragueno strzelił cztery gole Danii, która budziła entuzjazm kibiców i dziennikarzy. To była 1/8 finału. Wcześniej podobnej sztuki dokonali tylko czterej: Ademir (1950), Kocsis (1954), Fontaine (1958), Eusebio (1966). 

Michael Laudrup był liderem Danii, która grała nowocześnie i najbardziej widowisko, co potwierdzały konkluzje w raporcie FIFA.

Opis tego meczu znajduje się w książce "Historia mundiali". Oto fragment:

"W pierwszych minutach starcia z Hiszpanią akcja goniła akcję, a Dania grała tak efektownie, że wydawało się, że rozgromi rywala. Prowadziła po golu Jespera Olsena z rzutu karnego w 33. minucie. Wtedy jednak doszło do serii niezrozumiałych zdarzeń, logika przestała działać. Tuż przed przerwą ten sam Olsen przy wyprowadzeniu piłki spod własnego pola karnego zagrał w poprzek boiska i podał do... Emilio Butragueno, który bez namysłu strzelił do pustej bramki. Po przerwie Dania najpierw wspaniale zaatakowała, dwóch sytuacji nie wykorzystał Larsen, a potem... została zdemolowana: główka po rzucie rożnym, rzut karny, szybka kontra i na koniec znowu rzut karny. Skończyło się na 5:1 dla Hiszpanii, a cztery bramki w tym niezapomnianym meczu występie zdobył Butragueno". 

Hiszpanie wtedy dotarli do ćwierćfinału, ale w karnych lepsi okazali się Belgowie.

Lepszy od Di Stefano 

Butragueno uczestniczył też w finałach mistrzostw świata cztery lata później. Tym razem Hiszpanie odpadli w 1/8 finału po porażce z Jugosławią 1:2. Jego dorobek w reprezentacji to 26 goli w 69 meczach, ma o trzy więcej niż Alfredo Di Stefano. 

W klasyfikacji strzelców wszech czasów jest jednak dopiero na ósmym miejscu, bo w XXI wieku przybyło sporo graczy z większą liczbą trafień. Lepsi od niego pod tym względem są Fernando Morientes i Hierro, Alvaro Morata, David Silva, Fernando Torres, Raul Gonzalez, David Villa.

Piątka Sępa w natarciu

"El Buitre", czyli sęp. Takie miano nadano Emilio wiele lat temu. Przyjęło się. W ten sposób zwracali się do niego koledzy z drużyny, ale też przychylne media z Madrytu. Przewodził tzw. "Piątce Sępa", którą tworzyli Manolo Sanchis, Rafael Martin Vazquez, Michel i Miguel Pardeza. To była grupa wychowanków, a wszyscy dołączyli do pierwszej drużyny na przełomie 1983 i 1984. Zaufał im Alfredo Di Stefano. 


Wcześniej grali razem w rezerwach. Butragueno był niekwestionowanym liderem, ale wielokrotnie powtarzał, że pomoc Sanchisa i pozostałych była bardzo ważna. Owa piątka zapewniła Realowi pięć mistrzostw Hiszpanii z rzędu, Puchar Hiszpanii, Puchar Ligi, kilka Superpucharów i dwa triumfy z rzędu w Pucharze UEFA. 

Kibice Realu utożsamiali się z drużyną, której symbolem była owa "Piątka Sępa". To ci gracze uosabiali oddanie klubowi i dowiedli trafności stawiania na wychowanków. Real chciał w ten sposób zachować ciągłość, to była jego praca u podstaw, przeciwieństwo późniejszej ery Galacticos za Florentino Pereza.

Dżentelmen na boisku 

Butragueno był na boisku dżentelmenem, piłkarzem z klasą, taktem i szacunkiem dla rywali. Wymowne, że nigdy nie ukarano go czerwoną kartką! A szaleństwo na jego punkcie jest bezsporne, bo w 1988 powstała nawet gra komputerowa z jego wizerunkiem. Wtedy komputery nie były jeszcze powszechne, ponadto wydawało się, że to Ruud Gullit lub Marco van Basten bardziej mogliby się do tego nadawać. A jednak, postawiono na gracza Realu. Twarz i nazwisko Hiszpana były na opakowaniu gry. 

Butragueno po zakończeniu kariery miał w Realu różne funkcje: szef marketingu, jeden z dyrektorów, obecnie jest dyrektorem ds. instytucjonalnych. Inni z "Piątki Sępa" także nie próżnowali. Pardeza był przez kilka lat dyrektorem sportowym, Michel trenerem rezerw, a Vazquez ekspertem prasowym i telewizyjnym. Tylko Sanchis, który rozegrał ponad 500 meczów, był mniej aktywny od reszty. 

Emilio nie imponował posturą, miał raptem 168 cm wzrostu, ale skoro to Alfredo Di Stefano stwierdził, że chłopak ma we krwi strzelanie goli, to więcej nie trzeba dodawać.

Tekst ukazał się także tutaj: https://sport.tvp.pl/71468289/emilio-butragueno-obchodzi-60-urodziny-niezwykla-historia-legendy-realu-madryt-ktora-nadal-pracuje-w-hiszpanskim-klubie


Bartłomiej Najtkowski
https://twitter.com/BNajtkowski

 

 

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej