Trafienia po rykoszetach, a nawet z minimalnych spalonych, co w dobie VAR-u już nie wchodziłoby w grę, to była specjalność Filippo. Romantyków mógł irytować prostotą, z jaką zdobywał bramki, ale jak na ironię powiedział niegdyś, że grał w piłkę nie dla pieniędzy, tylko dla... jej piękna. Sam nigdy go nie uosabiał, więc może miał do siebie aż tak duży dystans?

W rodzinnym mieście 

Urodził się w 1973 w Piacenzie i tam zaczął tę zabawę w futbol, którą po latach wspomina z rozrzewnieniem. Miał wtedy osiemnaście lat, ale w rodzinnych stronach zagrał zaledwie dwa razy i został wypożyczony do AlbinoLeffe. To była drużyna z Serie C1

13 goli w 21 meczach pozwoliło na kolejne... wypożyczenie. Tym razem trafił do Hellasu Verona i to już był awans, bo ta drużyna rywalizowała w drugiej lidze. Powtórzył wynik strzelecki z poprzedniego zespołu, ale do zdobycia takiej samej liczby bramek potrzebował aż 36 meczów, więc bilans mu się pogorszył.

Inspirowali go van Basten i Rossi 

Po tych dwóch wypożyczeniach wrócił tam, gdzie zaczynał karierę. I tym razem został doceniony w Piacenzie. Awansował z tą drużyną do najwyższej klasy rozgrywkowej. Miał 22 lata, a piętnaście goli w sezonie Serie B nie przeszło bez echa. Dowód? Przenosiny do Parmy.

Zaskakujący zawód 

To był sezon 1995/1996 i pierwsze naprawdę duże wyzwanie, bo grał w jednej drużynie z Gianluigim Buffonem, Fabio Cannavaro i Gianfranco Zolą. Oczekiwania były duże, a Filippo z całą pewnością ich nie spełnił. Stać go było tylko na dwa gole w 15 meczach, więc można postrzegać sezon spędzony w Parmie jako ogromny zawód.

Król strzelców 

Na początkowym etapie kariery wędrował od klubu do klubu. Kolejny przystanek na drodze do wielkości, wtedy jeszcze dość wyboistej, to było Bergamo. W Atalancie już nie rozczarował. Obdarzono go tam zaufaniem, a on ładnie podziękował. 

Strzelił 24 gole w 33 spotkaniach, co dało mu tytuł króla strzelców Serie A. Wyczynem było to, że zdobył bramki grając przeciwko każdej drużynie w lidze w sezonie 1996/1997. To był na pewno jego czas, bo zyskał nie tylko miano najlepszego snajpera, ale też młodego piłkarza roku w Serie A. Mając 24 lata wypatrywał więc klubu większego. I miał rację...

Pierwsze mistrzostwo w Juventusie 

Po rocznym pobycie w Bergamo zadomowił się i to nie byle gdzie... Zakotwiczył na cztery sezony w Turynie, gdzie już spotkał graczy światowego formatu. Szybko zjednał sobie kibiców dwoma golami w Superpucharze Włoch i to dzięki niemu Juventus pokonał Vicenzę i sięgnął po trofeum.

Niedosyt w Lidze Mistrzów 

W Juventusie mógł w końcu triumfować zespołowo, to tam zdobył pierwszy tytuł mistrzowski w karierze. Miał w tym duży udział. Do dziś kibice mają w pamięci decydujący o scudetto mecz z Bologną. Inzaghi strzelił trzy gole. Niedosytem była zaś porażka w finale Ligi Mistrzów z Realem Madryt.

Zatrzymany przez Hierro 

Miał akurat pecha, bo bohaterem starcia okrzyknięto Fernando Hierro, środkowego obrońcę hiszpańskiej drużyny. Był to wprawdzie gracz, który nie skupiał się tylko na destrukcji, bo miał też zalety ofensywne. Tym razem, najbardziej zależało mu na zatrzymaniu Del Piero i Inzaghiego. Ci ofensywni gracze Juventusu mieli tylko po jednej sytuacji. Zinedine Zidane, lider turyńczyków w drugiej linii, nie był wtedy najlepszym reżyserem gry, a Edgar Davids także nie grał na miarę oczekiwań. Real wygrał 1:0 po golu Predraga Mijatovicia. A Super Pippo musiał obejść się smakiem, choć strzelał we wcześniejszych meczach Ligi Mistrzów. W tamtej edycji zebrało mu się 6 goli.

W Juve było coraz gorzej 

Pewnie niewielu sądziło, że tamto mistrzostwo i dotarcie do finału najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie będzie jego największym dokonaniem w Juventusie. Chociaż grał tam w latach 1997-2001, to w tym czasie do klubowej gabloty trafił jeszcze tylko traktowany na ogół bez entuzjazmu Puchar Intertoto w 1999.

Konflikt z Del Piero

Jak już zaznaczyliśmy, dopiero w Juventusie zetknął się z niezwykłymi postaciami europejskiej piłki. Szkopuł w tym, że akurat z Del Piero nie było mu po drodze. Podobno szybko się poróżnili i ktoś musiał odejść. Na pewno nie Alessandro, bo grał w Juve aż do 2012, czyli blisko dwie dekady. W futbolu sentymenty często schodzą na bok i tak było tym razem. David Trezeguet okazał się pierwszym wyborem trenera, więc Inzaghi musiał pogodzić się z rolą zmiennika do roku 2001. Zainteresował się nim jednak AC Milan...

Bohater finału LM 

W Mediolanie został legendą. 126 goli w trzystu meczach robi wrażenie. W 2007 był na ustach tysięcy milanistów. W tej drużynie grali wirtuozi klasy Andrei Pirlo i Kaki, ale postacią finału Ligi Mistrzów został strzelec dwóch goli, czyli "Super Pippo".

45 minuta, rzut wolny, strzał Andrei Pirlo, piłka trafiła w ramię Inzaghiego i tak padł pierwszy gol. A więc taki, jakich strzelił mnóstwo. Kaka po meczu powiedział, że kolega ze środka ataku chciał tylko zasłonić widok bramkarzowi i utrudnić mu obronę, ale skończyło się nadspodziewanie dobrze. Drugiego gola poprzedziło piękne podanie, właśnie Brazylijczyka. 

Współpraca z Kaką 

– Doskonale znałem ruchy Filippo. Wiedziałem, gdzie pobiegnie i jak mu zagrać. Mieliśmy akcje dopracowane w szczegółach – wyjaśniał Kaka. A włoska prasa nazwała napastnika po tym meczu "Super Euro Pippo".

– Zawsze mówiłem, że bóg futbolu, jeśli naprawdę poświęcasz się tej dyscyplinie, odda ci to, na co zasłużyłeś. Na mnie też ktoś patrzył w finale w Atenach i skierował piłkę na moje ramię – powiedział w 2020, wspominając karierę.

Honorowe obywatelstwo Antwerpii 

Bramki zdobyte w Atenach musiały mu zrekompensować liczne kontuzje. Odnawiający się uraz lewej stopy, którego nabawił się we wrześniu 2003, bardzo mu dokuczał. Przeszedł dużo operacji. Za dużo. 

A kiedy już nie było kłopotów ze stopą, to jednak pech go nie opuścił. Złamał rękę... Ta się jakoś zrosła, ale niefart się nie skończył. Lewe kolano bolało. Składał częste wizyty u doktora Mertensa w Antwerpii, a było ich tak wiele, że napastnikowi przyznano... honorowe obywatelstwo miasta.  

Dwa razy zaimponował 

Przez problemy zdrowotne zagrał w sezonie 2004/2005 tylko 11 razy i... nie zdobył bramki. Za to w 2007 roku miał dwa świetne występy (w lidze strzelił tylko dwa gole w sezonie 2006/2007). Oprócz wspomnianych w finale Ligi Mistrzów dał o sobie znać także w decydującej batalii Klubowych Mistrzostw Świata. Wtedy również trafił dwa razy i Milan pokonał Boca Juniors 4:2, kończąc rok triumfem. Zwraca uwagę, że był wtedy już rutyniarzem, 34-latkiem. Pięknie się więc starzał...

Rzadka długowieczność 

Inzaghi zajmuje nadal trzecie miejsce na liście najstarszych strzelców gola w Lidze Mistrzów. Ostatni raz zdobył bramkę w listopadzie 2010. Miał wtedy 37 lat i 85 dni. Pokonał Ikera Casillasa w meczu z Realem Madryt. Starsi od niego byli tylko Ryan Giggs (37 lat i 289 dni) oraz Francesco Totti (38 lat i 59 dni)

Jest też najstarszym strzelcem gola w finałach mistrzostwach światach dla reprezentacji Włoch. W 2006 zdobył bramkę podczas mundialu w Niemczech grając przeciwko Czechom. Wtedy Włosi triumfowali, ale w turnieju Inzaghi nie był najważniejszy. Grali Del Piero, Luka Toni oraz Francesco Totti. A on zwykle się temu przyglądał, ale i tak przeszedł do historii calcio.

Klątwa w Milanie 

Żartowałem sobie ostatnio z Francesco Contim, że gdy tylko pojadę do Mediolanu, to wejdę do ośrodku treningowego Milanu – powiedział swego czasu na antenie Sky Sport ten były napastnik. – Wtedy dam Piątkowi moją koszulkę z dziewiątką, jeśli ma mu to pomóc odegnać demony. Mam nadzieję, że Polak będzie grał dobrze, a Milan zyska napastnika, który strzela gole. Lubię ten typ snajpera, ma duszę i chce walczyć – dodał.

A o co chodziło? Otóż po odejściu Inzaghiego z Milanu żaden z następców, który zakładał koszulkę z numerem "9", nie sprostał wyzwaniu. Dla każdego z tych napastników ten numer był obciążeniem. Wśród nich trzeba wymienić także Krzysztofa Piątka.

Pechowiec 

Uwzględniając tylko ligę, to Piątek w Milanie miał 36 meczów. W pierwszych 18 w sezonie 2018/2019 strzelił dziewięć goli. W następnych 18, w kolejnym sezonie, zdobył tylko cztery bramki, a grał z "9" na plecach.

Warto przypomnieć, że gdy Polak został piłkarzem Milanu, to numer "9" należał do Gonzalo Higuaina. Polak dostał "19" i z nią miał średnią jeden gol na 180 minut. Trafił jeszcze dwa razy w trzech meczach Coppa Italia

Kibice Milanu uważają, że klątwa numeru "9" trwa od odejścia z klubu Filippo Inzaghiego. Po nim koszulkę z numerem "9" przejął bowiem Alexandre Pato, który grał pięć sezonów z "7" na plecach i nagle przestał regularnie strzelać gole. Gianluca Lapadula, Andre Silva, Gonzalo Higuain, Luiz Adriano, Krzysztof Piątek, Mattia Destro, Fernando Torres, Alessandro Matri to gracze, którzy nie poradzili sobie z tym fatum.

Zawiódł jako trener 

Co ciekawe, Inzaghi zastąpił w 2014 na stanowisku trenera pierwszej drużyny Milanu Clarence'a Seedorfa. Włoch prowadził wcześniej drużynę juniorów z Mediolanu. 

Nie podołał, pracował na San Siro jako szkoleniowiec tylko rok. To bardzo wymowne. Na pewno nie jest tak dobrym trenerem jak jego brat Simone, który w ostatnim sezonie dotarł z Interem do finału Ligi Mistrzów, ale także "Pippo" miał ciekawą, niecodzienną historię podczas pracy trenerskiej.

Zwolniony i... przywrócony 

Ta kuriozalna sytuacja miała miejsce w Brescii Calcio. Właściciel klubu Massimo Cellino zwolnił trenera, którym był Filippo Inzaghi, ale ten po dwóch dniach… wrócił do pracy. 

Po bezbramkowym remisie Brescii z Cosenzą został zwolniony. Na to miejsce miał przyjść Diego Lopez, który pracował już wcześniej w Brescii, ale Inzaghi został… przywrócony do pracy. A stało się tak dzięki specjalnemu zapisowi w kontrakcie. Wyszło na jaw, że było w umowie, iż nie może zostać usunięty ze stanowiska, jeśli drużyna z nim za sterami zajmuje miejsce w czołowej ósemce. Taki spryciarz...

Analityk 

Wspomniany już Johan Cruyff kwestionował umiejętności napastnika, ale... Filippo był wnikliwym analitykiem, który długo analizował przed meczami, jak poruszają się rywale: 

Inzaghi dostawał nagrania naszych przeciwników i oglądał je całymi dniami. Wiedział o nich wszystko. Miał na tym punkcie obsesję. Wielu uważa, że Pippo był po prostu farciarzem, ale to nie miało związku ze szczęściem – wszystko sprowadzało się do umiejętności i perfekcyjnego przygotowania – zdradził swego czasu Gennaro Gattuso.

Dziecięca radość 

Cieszył się niezwykle ekspresyjnie, była w tym wręcz dziecięca radość. Gdy w swoim ostatnim ligowym meczu z Novarą na San Siro strzelił w 2012 gola, to podszedł do kibiców z trybuny Curva Sud. A oni w zamian przytulali go z dużą czułością. Później schował twarz w dłoniach i zalał się łzami na środku boiska i pocałował koszulkę Milanu. 

Tamto zdarzenie, ta szczególna więź z kibicami pokazuje, że kochał grać w piłkę. Nigdy nie był szczególnie finezyjny, ale miał wystarczającą klasę, by strzelać gole Realowi i Liverpoolowi. Johan Cruyff zdecydowanie pomylił się w swym osądzie.

Bartłomiej Najtkowski
https://twitter.com/BNajtkowski

 

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej