Grał w klasztorze 

Urodził się 8 czerwca 1895 w Almansa (Albacete). Miał pięć lat, gdy rodzina przeprowadziła się do Madrytu. Dariusz Wołowski w książce "Real Madryt. Słynne kluby piłkarskie" opisywał jego pierwsze zetknięcie się z futbolem w... klasztorze:

"Jak jego trzech starszych braci wstąpił do kolegium ojców Augustynów z San Lorenzo Escorial. Tam na kamiennej posadzce klasztoru zaczynał grę w piłkę nożną. W swojej klasie stworzył pierwszą drużynę i był jej kapitanem. W roku 1902, kiedy powstawał Real Madryt, drużyna Santiago wygrała pierwszy międzyszkolny turniej piłkarski".

Od bramkarza do napastnika 

W Madrycie najpierw miał epizod w drużynie Gimnastica Espanola Santiago, następnie związał się z Madrid CF, protoplastą Realu, który był mu pisany. Gdy tam trafił, wykazał się uporem. 

Trener Madrid CF chciał zrobić z niego bramkarza. Santiago początkowo nie protestował, ale w końcu dał się przekonać bratu Marcelo, który widział w nim świetnego środkowego napastnika i łowcę goli. Rzeczywiście, w sezonie 1911/1912, pierwszym w seniorach Madrid CF, grał jako najbardziej wysunięty zawodnik w drużynie.

Malował linie na stadionie 

Uczestniczył w przygotowywaniu otwarcia nowego stadionu O'Donnell. Malował linie, dbał o różne elementy, a wszystko robił za darmo, z miłości do klubu. Potem, będąc już prezesem, także pracował społecznie, bo pewne przyzwyczajenia zostają z nami na całe życie. 

W Realu wiodło mu się nadzwyczaj dobrze, więc spędził tam jako piłkarz aż 14 lat (uwzględniając 9 w Madrid CF). Zagadkami nie do rozwiązania są liczby rozegranych meczów i strzelonych goli, ale jedna z wersji jest taka: około 700 spotkań i mniej więcej 350 trafień. Sporo, ale to nie wystarczyło, by zagrał w reprezentacji. 

Poza drużyną narodową 

Jak na ironię najlepszy wówczas napastnik w Hiszpanii nie zadebiutował w kadrze. Prym wiedli w niej wtedy gracze z Katalonii i Kraju Basków, ale o braku powołania Santiago decydowały również kwestie pozasportowe: niepoprawność polityczna i prawicowe poglądy. Sebastian Warzecha podkreślał w Retro Futbol, że szczególnie nie podobał mu się pomysł rządzących na gospodarkę. 

Ten brak pokory sprawił, że został pozbawiony szansy na srebrny medal, bo to Hiszpanie zajęli drugie miejsce w turnieju piłkarskim podczas igrzysk olimpijskich w 1920. 

Pomocnik trenera i szef wyprawy 

W federacji byli do niego uprzedzeni, ale w Realu miał z biegiem czasu coraz więcej do powiedzenia. Raz jeszcze przywołajmy fragment książki Wołowskiego:

"Gdy w 1926 Juan Carcer przestał być trenerem, został nim były piłkarz Peris, któremu Santiago Bernabeu miał pomagać. Tak zaczął karierę trenera, a potem działacza, będąc w 1927 szefem wyprawy Realu do Ameryki. Po triumfalnym powrocie wszedł do władz klubu. Nastało pięć lat sukcesów, zakończonych mistrzostwem w 1936. Po wojnie domowej Bernabeu wrócił do Madrytu, gdzie zastał zrujnowany stadion Chamartin i zaledwie czterech piłkarzy...".

Uratowany przez... ambasadora 

Gdy w Hiszpanii wybuchła w 1936 wojna domowa, Bernabeu walczył po stronie Franco. Został nawet uhonorowany za męstwo. To miało mu pomóc, gdy ubiegał się później o stanowisko prezesa Realu.

Phil Ball opisywał jego losy w książce "Real Madryt. Królewska historia najbardziej utytułowanego klubu świata":

"W momencie wybuchu wojny Bernabeu - nieprzekonany, co do dalszego rozwoju wypadków - postanowił ukryć się, a ratunku szukał we francuskiej ambasadzie. Potwierdzeniem republikańskich nastrojów panujących wówczas w Madrycie niech będzie fakt, że koordynator administracji klubu, a zarazem zagorzały komunista Carlos Alonso doniósł na niego władzom. W panującej wówczas powszechnie antyfaszystowskiej atmosferze Santiago zdołał ocalić skórę tylko dzięki interwencji ambasadora. W oficjalnej publikacji z okazji stulecia Realu, wydanej przez Everest, znalazło się zdjęcie prezesa, jak w pełnym rynsztunku bojowym kupuje gazetę od ulicznego sprzedawcy". 

Skryty monarchista 

Hispanista, profesor UAM Filip Kubiaczyk, tak odniósł się do jego poglądów:

"Trudno jednoznacznie określić poglądy polityczne Bernabeu. Jedni widzą w nim frankistę, inni zwolennika monarchii, są też tacy, którzy określają go republikaninem z przekonania. Uważam, że Bernabeu dostosowywał się do okoliczności, działał racjonalnie i był skrytym monarchistą. Według mnie jego wielkość i znaczenie najlepiej oddaje imponujący jak na tamte czasy stadion (Nuevo Chamartín), który nasuwa skojarzenie z monumentalnym pałacem-klasztorem Eskurialem pod Madrytem, który wybudował król Filip II".

Obiecał nowy stadion 

"Potrzebujemy większego stadionu i zbudujemy go" - od tych słów zaczął prezesurę. Początkowo podchodzono do tego nieufnie, odbierając deklarację Bernabeu tylko jako mglistą obietnicę. Ale cztery lata później, dokładnie 14 grudnia, była inauguracja obiektu. Real wygrał wtedy z Belenenses 3:1, a pierwszego gola strzelił Barinaga.  

Filip Kubiaczyk uważa, że prezesura Santiago Bernabeu stanowiła przełom w historii Realu Madryt. Znamienne jest, że rządził przez 35 lat (1943-1978) i był określany mianem "fundatora drugiej oficjalnej religii kraju", bo tą pierwszą był katolicyzm. Bernabeu imponował aktywnością, zadbał też o to, by Real mógł przenieść się na wspomniany nowy stadion Chamartin (od 1955 nosi jego imię).

Pozyskał asów futbolu 

Sprowadził do Realu Alfredo Di Stefano (wygrał batalię o niego z Barceloną), Raymonda Kopę, Paco Gento oraz Ferenca Puskasa. Stworzył najlepszą drużynę klubową w XXI wieku. W Realu grał więc w piłkę, był działaczem, pełnił funkcję prezesa. U schyłku życia zasłużył na miano "dziecka adoptowanego przez Madryt", ale do tego wrócimy. Tym, co inspirowało jego następców, była złota dekada 1956-1966 ubiegłego stulecia, gdy Real aż sześć razy triumfował w rywalizacji o Puchar Europy. 

Co ciekawe, Bernabeu odpowiadał za politykę transferową już w latach 30. będąc sekretarzem w klubie. To dzięki jego staraniom Real wzmocnili tacy jak Zamora, Ciriaco i Quincocesa. 

O europejskich pucharach, które wymyślił Gabriel Hanot, Bernabeu myślał jeszcze przed ich powstaniem. Był ich gorącym zwolennikiem, przyczynił się walnie do tego, że idea weszła w życie.  

Przechytrzył Barcelonę 

Umiał zagrać na nosie Barcelonie, czym ujął kibiców Realu. Już w 1946 pozyskał Luisa Molowny'ego, Hiszpana irlandzkiego pochodzenia, gracza Marino Las Palmas. 

Podczas wizyty w Katalonii przeczytał w gazecie, iż tym piłkarzem interesuje się Barcelona. Aby pokrzyżować plany rywalom wysłał swoich ludzi na Wyspy Kanaryjskie i... był szybszy. 

Pragmatyzm w relacjach z reżimem 

Był pragmatykiem. Chciał zjednać sobie obóz władzy w Hiszpanii. Kiedy został prezesem Realu, to napisał telegram do generała Moscardo, który był prawą ręką Franco i narodowym delegatem do spraw sportu.

Wszystko wyszło na jaw:

"Z wielkim zaszczytem rozpoczynam pełnienie funkcji prezesa od wiadomości powitalnej do zacnego szefa sportu i heroicznego żołnierza naszej ojczyzny" (cytujemy za Retro Futbol).

Przedstawianie Realu jako klubu reżimowego to częsty chwyt publicystyczny w katalońskiej prasie. Pamiętamy, jak prezes Barcelony Joan Laporta rozpętał kilka miesięcy temu burzę twierdząc, że Real mógł liczyć na wsparcie Franco wiele lat temu. Oczywiście, są pewne hipotezy, jedna z nich głosi, że Real dostał kredyt na preferencyjnych warunkach, by móc wybudować nowy stadion, niemniej należy traktować to z rezerwą.

Wyrzucił ze stadionu generała-seksistę 

Uczciwie przyznajmy, że Bernabeu potrafił też rozsierdzić frankistów. Aby tego dowieść, przywołajmy dwa fragmenty tekstu "Santiago Bernabeu - wielka legenda Realu Madryt" z Retro Futbol:

"Generał Millan Astray gościł w loży honorowej na Chamartin i molestował (podobno chodziło tylko o pocałunek) żonę jednego z gości. Don Santiago, gdy dowiedział się o incydencie, wykreślił nazwisko generała z księgi gości, zakazując mu tym samym wstępu na stadion. Mimo gróźb Astraya (włączając w to groźbę śmierci), nie ugiął się. Ocaliła go interwencja Munoza Grandesa, mitycznego wręcz generała, w którego oddziale służył w trakcie wojny".

Przyjaciel Izraela 

Bernabeu dał się też poznać jako przyjaciel państwa Izrael, szkopuł w tym, że jego filosemityzmu nie podzielali frankiści;

"... gdy koszykarska sekcja Realu rozgrywała mecz z Maccabi Tel Aviv, Bernabeu wziął swą własną złotą odznakę i udekorował nią izraelskiego generała Moshe Dayana. Problem w tym, że rząd Franco nie uznawał istnienia państwa Izrael i akt ten odczytano jako wymierzony we władzę. Wielu frankistów od tego momentu deklarowało, że nienawidzi Santiago Bernabeu" - czytamy w Retro Futbol. 

Uhonorowany u schyłku życia 

W sierpniu 1977 spędzał wakacje w Santa Pola. Zasłabł, miał wtedy 82 lata. Chociaż lekarze mu to odradzali, nazajutrz pojawił się na uroczystościach Manolo Velazqueza. Kilka dni później przeszedł operację. 

Potem dostał złoty medal od hiszpańskiej federacji, odznaczył go też król Juan Carlos. Urodził się w Albacete, ale miał takie zasługi, że 25 dni przed śmiercią, podczas kolacji na cześć graczy Realu, otrzymał od jednego z madryckich urzędników tytuł "dziecka adoptowanego przez Madryt". Umarł 2 czerwca 1978. FIFA ogłosiła trzydniową żałobę w uznaniu jego zasług dla futbolu, a pierwsze mecze mundialu w Argentynie poprzedzała minuta ciszy. 

Kochał Katalonię pomimo Katalończyków 

Znany madrycki dziennikarz Alfredo Relano opisywał w książce "Barça vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć", jak ten syn sędziego, potem dobrze wykształcony (studiował prawo), czytał w oryginale niemieckich filozofów. 

Mimo że nie pochodził z ludu, będąc po siedemdziesiątce wyglądał na człowieka zaniedbanego. Zwykł chodzić w poprzecieranym płaszczu, a dziennikarzy przyjmował w piżamie, w skromnym fotelu, obok nocnego stolika. Pewnego razu powiedział, że kocha Katalonię pomimo Katalończyków, czym oburzył mieszkańców tego regionu. Często przytaczał jedną z historii, a Relano zacytował tę opowieść Bernabeu w swojej książce:

"Kiedy przejeżdżaliśmy przez Lleidę, przemierzając górskie miejscowości, nikt nie wychodził, by nas przywitać. Ulice były puste. Odważyli się tylko pokazać, z wysokości drugiego piętra starcy, którzy płakali z nienawiści. A kiedy starcy płaczą z nienawiści, to znaczy, że w miasteczku nie może być już lepiej".  

Relano, dziennikarz pracujący w madryckiej prasie, ale urodzony w... Katalonii, miał też spięcie z Don Santiago. Oto ich pełen napięcia dialog:

- Wy, Katalończycy, zawsze drażnicie Real Madryt...

- Panie Santiago, ależ ja jestem madrytczykiem.

 - Doprawdy, jest pan madrytczykiem i pracuje dla Katalończyków? No, to ma pan problem...

Gdy Relano wysłał tamtą rozmowę do redakcji "Mundo Deportivo", której był wówczas korespondentem, ktoś mu przychylny wyciął ten niefortunny fragment. Uściślijmy przy tej okazji, że Bernabeu, uważający siebie za hiszpańskiego patriotę, najbardziej nie lubił katalońskich separatystów. 

Pośmiertne aluzje do Franco 

Po śmierci Santiago Bernabeu pojawiały się aluzje do... generała Franco. Obaj rządzili w tym samym czasie (Franco w latach 1939-1975). Bernabeu umarł w 1978, Wtedy "Marca" na pierwszej stronie dała tytuł "Umarł Bernabeu", co zdaniem Filipa Kubiaczyka było nawiązaniem do nagłówków w hiszpańskiej prasie po śmierci Franco. Gazeta "Triumf" była jeszcze bardziej odważna i zamieściła tytuł "Santiago Bernabeu, druga śmierć Franco", konfrontując w ten sposób rządy tych historycznych postaci. 

W opinii historyków Bernabeu nie może być jednak uznawany za człowieka reżimu. W książce "Historia, nacjonalizm i tożsamość. Rzecz o piłce nożnej w Hiszpanii" czytamy, że w tym klubie ktoś inny, a mianowicie Raimundo Saporta, wiceprezes, podtrzymywał dobre relacje z dyktatorem, a Bernabeu dbał o poprawne stosunki z rodziną królewską. Dodajmy, że Franco i Bernabeu mieli zupełnie inne osobowości, generał zamkniętą, a prezes otwartą, co utrudniało im nawiązanie naprawdę dobrych relacji.

Santiago Bernabeu był osobowością wielowymiarową, niejednoznaczną, wyrazistą, ale nade wszystko wybitną. To jakże wymowne, że do dziś, myśląc o Realu, mamy przed oczami właśnie tę postać.  

Bartłomiej Najtkowski 
https://twitter.com/BNajtkowski


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej