Grał w Cleveland i Miami 

Po skończeniu liceum na dobre skupił się na koszykówce i trafił do Cleveland Cavaliers. Pierwszy sezon był znakomity. Zachwycał do tego stopnia, że notowano go w pierwszej piątce debiutantów i zdobył nagrodę Rookie of The Year. 

W kolejnych sezonach rozwijał się, czego dowodem były chociażby tytuły MVP meczu gwiazd w latach 2006 i 2008. W 2010 przeniósł się do Miami Heat, by po roku sięgnąć z tą drużyną po prymat w kraju. Trzy lata później przeszedł do historii jako najmłodszy koszykarz, który zdobył w karierze ponad 20 tysięcy punktów.

Sentymentalny i kategoryczny  

Być może był sentymentalny, bo w 2014 wrócił do Cleveland Cavaliers, gdzie na dobre zaistniał na parkiecie. Niektórzy kibice-romantycy mieli do niego ogromny żal, gdy po czteroleciu odrzucił prolongatę umowy. Ta kategoryczna decyzja zabolała część fanów, ale chciał zmienić otoczenie. Trafił do gwiazdorskiego Los Angeles Lakers. Tam gra do dziś. 

Wątpliwości po porażce

Grając w Lakersach miał już poważne rozterki. Gdy w maju ta drużyna przegrała z Denver Nuggets 111:113 i 0:4 w finale Konferencji Zachodniej zaczął rozważać nowe scenariusze kariery.  Muszę przyznać, że mam wiele do przemyślenia. Zobaczymy, co będzie dalej. Teraz nie jestem w stanie tego rozstrzygnąć  powiedział. Tą wypowiedzią zaniepokoił bardzo kibiców. Wyjaśnił więc, czym się kierował i dlaczego w jego głowie kołatały się tak różne myśli: 

 Dla mnie kluczowa jest dyspozycyjność, zachowanie przytomności umysłu i bycie obecnym na parkiecie, w szatni, podczas podróży autobusem i samolotem. To wyzwanie tłumaczył mediom. 

Jeden z nielicznych miliarderów 

To oczywiste, że sport jest wielkim biznesem, ale z mistrzów miliarderami są naprawdę nieliczni. Gdy w 2022 golfista Tiger Woods nim wreszcie został, to dołączył do dwóch koszykarzy: właśnie LeBrona i Michaela Jordana

Według magazynu "Forbes" majątek każdego z tej trójki przekracza miliard dolarów, ale to as Los Angeles Lakers został pierwszym aktywnym graczem NBA z taką fortuną. Aby oddać skalę sukcesu LeBrona warto dodać, że według "Forbesa" Michael Jordan, sześciokrotny mistrz NBA z Chicago Bulls, osiągnął status miliardera dopiero 11 lat po zakończeniu kariery.



Najczęściej obrażany w sieci 

Toksyczność mediów społecznościowych jest przedmiotem badań i analiz dziennikarskich. Dwa lata temu portal Pickwise wyliczył, że James jest najczęściej obrażanym sportowcem na dawnym Twitterze. Był ofiarą hejtu blisko cztery razy częściej niż drugi na liście piłkarz Manchesteru United Marcus Rashford.

Serwis podał nawet szczegółowe dane: od czerwca 2020 do czerwca 2021 roku LeBron miał na Twitterze 122 568 obraźliwych wpisów. A zatem średnio każdego dnia nękano go 336 agresywnymi atakami. To był zmasowany hejt, bo drugi na liście najczęściej obrażanych, czyli Rashford, miał przez rok 32 328 nieprzyjaznych wpisów. Trzeci był
Tom Brady, quarterback drużyny futbolu amerykańskiego Tampa Bay Buccaneers (28 151 wrogich wiadomości).

Obiecał kontynuować dziedzictwo Bryanta 

27 stycznia miną cztery lata od śmierci Kobe'ego Bryanta i jego córki Gianny, którzy zginęli w katastrofie helikoptera w Calabasas. LeBron zawsze podziwiał Kobe, inspirował się jego znakomitą grą. Swego czasu wyprzedził nawet Bryanta w klasyfikacji najskuteczniejszych graczy w historii NBA. Razem występowali podczas igrzysk olimpijskich w 2008 i 2012 roku i zdobyli dla Stanów Zjednoczonych dwa złote medale.

"Siedzę i staram się coś napisać, ale za każdym razem zaczynam płakać, kiedy myślę o tobie i Gigi, naszej przyjaźni oraz więzi braterstwa. Usłyszałem twój głos w niedzielę rano, zanim wyjechałem z Philly do Los Angeles. Ani przez moment nie pomyślałem, że to będzie nasza ostatnia rozmowa. Jestem przybity i mam złamane serce, mój bracie" napisał James w mediach społecznościowych.

 Mogę ci obiecać, że postaram się kontynuować twoje dziedzictwo. Tak wiele dla nas wszystkich znaczysz. Proszę, daj mi siłę z niebios i czuwaj nade mną! Mam o wiele więcej do powiedzenia, ale teraz nie potrafię!  wyznał sportowiec, który odsłonił w tych zdaniach niezwykłą wrażliwość.

Darzyli się sympatią. Przed śmiercią Bryant zdążył napisać: "Kontynuuj rozwój tej gry. Król James. Wielki szacunek, bracie". Odnosił się do osiągnięcia LeBrona, który na liście wszech czasów wyprzedził o punkt Kobe'ego. Wówczas as Lakersów miał 33 644 punkty, był tylko za Kareemem Abdulen-Jabbarem (38 387) i Karlem Malonem (36 928). W lutym 2023 został już rekordzistą wszech czasów.

Szkoda, że
Bryant i James nigdy nie zagrali w jednej drużynie NBA. Tak się złożyło, że ich ścieżki nigdy nie przecięły się w klubowej rywalizacji, bo LeBron dołączył do Lakers dwa lata po zakończeniu kariery przez Kobe'ego. 


Inwestycja w Premier League 

James już w trakcie kariery zaczął inwestować w sportowe przedsięwzięcia. W 2021 firma RedBird Capital Partners, której jest właścicielem, kupiła dziesięć procent udziałów w Fenway Sports Group (większościowy udziałowiec Liverpoolu) za 735 milionów dolarów. I tak został współudziałowcem klubu piłkarskiego Liverpool FC

Przypomnijmy tylko, że już w 2011 wszedł w posiadanie dwóch procent akcji tego klubu. Miał więc dobre wyczucie, bo ich wartość wkrótce wyraźnie wzrosła. To był skok od 6,5 miliona dolarów do 32 milionów za każdą w 2018. 

Fenway Sports Group ucieszyło się, że tak słynny koszykarz postanowił ulokować w Liverpoolu kapitał, bo to przecież znakomita reklama klubu, a dodatkowo wtedy jeszcze, nie tylko na Anfield, wszyscy odczuwali skutki pandemii. 

Problematyczny Hongkong

Cztery lata temu Daryl Morey, dyrektor generalny Rockets, opublikował w mediach społecznościowych grafikę ze słowami "Walcz o wolność. Popieraj Hongkong". Tamtejsze społeczeństwo obywatelskie sprzeciwiało się wprowadzeniu przez Chiny prawa, które pozwalało na ekstradycję z półautonomicznego Hongkongu do Chin kontynentalnych. 

Chiny wyraziły oczywiście oburzenie po wpisie Moreya. Usunęły wszystko, co miało logo Houston Rockets. Zapowiedziano rezygnację z transmisji meczów tej drużyny w chińskiej telewizji. A działo się to przed dwoma meczami LakersNets w Chinach, które ostatecznie rozegrano.

LeBron, który dość długo milczał, wreszcie przemówił. Zarzucił Moreyowi niewiedzę na temat sytuacji w Hongkongu, choć odżegnywał się od komentowania sporu NBA z Chinami. – Wiele osób mógł ten wpis dotknąć nie tylko finansowo, ale też fizycznie, emocjonalnie, duchowo. Należy zachować ostrożność w wyrażaniu opinii. Mamy wolność słowa, ale trzeba mieć na uwadze możliwe negatywne reperkusje naszych wypowiedzi, kiedy nie myślisz o innych, a tylko o sobie – powiedział.

Kilka godzin później koszykarz doprecyzował na Twitterze, że bynajmniej nie miał na myśli zdań Moreya na temat sytuacji w Hongkongu, odnosił się tylko do możliwych konsekwencji, jakie mogą takie wpisy wywołać. 

W każdym razie wypowiedź była szeroko komentowana w amerykańskich mediach. Dostało mu się najwięcej od jastrzębi, czyli najbardziej stanowczych polityków USA. Jego słowa przyjęli z dezaprobatą szczególnie Republikanie. Ciekawe dlaczego?




Na ścieżce wojennej z byłym prezydentem 

– My, czarni, przestaliśmy postrzegać wybory jako nasz obywatelski przywilej. Uważaliśmy często, że nasz głos się nie liczy. To nam wmawiano, a okazało się, że byliśmy karmieni nieprawdą  powiedział James przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych 3 lata temu. Popierał Joe Bidena

LeBron de facto stał się aktywistą, który działał profrekwencyjnie, nagłaśniając choćby akcję "More than a vote" ("Więcej niż głos"). Dzięki temu do urn wyborczych poszły setki tysięcy czarnoskórych obywateli.

Pokazaliśmy jedność w walce przeciwko brutalności policji, niesprawiedliwości i nierówności rasowej – powiedział, gdy na ulicach Minneapolis trwały burzliwe protesty po śmierci czarnoskórego George’a Floyda. 

Koszykarz solidaryzował się z ruchem społecznym "Black Lives Matter", a z czasem zainicjował wspomniany projekt "More than a vote". To nie podobało się zwolennikom Donalda Trumpa, a przede wszystkim ówczesnemu prezydentowi.  

Dlaczego mamy ufać tym, którzy zarabiają na życie, odbijając piłkę? Kevin (Durant), LeBron – jesteście świetnymi koszykarzami, ale nikt na was nie głosuje. Ludzie chcą, by ich trenerem był Trump. Zostawcie więc swoje polityczne przekonania dla siebie albo... zamknijcie się i kozłujcie – komentował nieowijający w bawełnę Trump.

Napięcia między wybitnym graczem a byłym prezydentem rozpoczęły się w 2016. Wtedy LeBron poparł rywalkę Trumpa w wyborach - Hillary Clinton. Tak się naraził, że zdaniem byłego przywódcy został... "paskudnym i przegranym człowiekiem".

W wielu środowiskach LeBron nadal jest postrzegany jako czołowy przedstawiciel ruchu walczącego o równość rasową w USA. – Jestem w sytuacji, w której mogę uczyć ludzi, jak bardzo mogą być ważni – stwierdził w wywiadzie dla "New York Timesa".

Drugi najpopularniejszy sportowiec na świecie 

Gdy kilka lat temu ESPN przygotowało ranking 100 najpopularniejszych sportowców na świecie, wykorzystując algorytm, który analizuje dane z mediów społecznościowych oraz wyszukiwarek, to pierwsze miejsce zajął Cristiano Ronaldo, a na drugim był LeBron James. Amerykanin wyprzedził Leo Messiego. A inny znakomity futbolista Antoine Griezmann po strzeleniu gola dla Barcelony na Camp Nou w sierpniu 2019 też miał przygotowane zawczasu konfetti. Francuz wziął je w ręce i wyrzucił do góry w stylu Jamesa. To też miara popularności Amerykanina... 

Muzeum pokazujące wielkość LeBrona 

W mieście Akron w stanie Ohio jest już muzeum poświęcone życiu i karierze LeBrona. Można tam zobaczyć rodzinne zdjęcia koszykarza a nawet buty z jego kolekcji. I taka ciekawostka. Nasz jedynak w NBA Jeremy Sochan w swoim prywatnym rankingu stawia LeBrona obok Michaela Jordana, Stephena Curry'ego i Shaquille'a O'Neala

I raczej się nie myli...

Bartłomiej Najtkowski 
https://twitter.com/BNajtkowski
Tekst ukazał się także na stronie sport.tvp.pl

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej