"Przez to, że widziałem, jak dorasta – obok Giggsa i Scholesa – David był dla mnie niemal jak syn. Dołączył do United jako młodzieniec z Londynu w lipcu 1991 roku. W ciągu roku stał się członkiem tak zwanego pokolenia ’92 i zdobył młodzieżowy Puchar Anglii wraz z Nickym Buttem, Garym Neville’em i Ryanem Giggsem. Wystąpił 394 razy w pierwszej drużynie i strzelił 85 goli, w tym jednego z linii środkowej przeciwko Wimbledonowi, który sprawił, że zdobył światową sławę" - napisał Ferguson w autobiografii. 

Myślał o Hollywood 

Parcie na szkło i celebryckie maniery Beckhama raziły bardzo zasadniczego Szkota. Wieloletni menedżer Manchesteru United uważa, że David wybrał sławę i rozgłos ze szkodą dla siebie. Ale Ferguson bynajmniej nie żywi do niego urazy:

"David nie miał wielkiego wyboru w chwili transferu z Realu Madryt do amerykańskiej Major League Soccer (MLS) w 2007 roku. Wyobrażam sobie, że myślał również o Hollywood i o tym, jaki wpływ będzie to miało na kolejną fazę jego kariery. Nie miał sportowego powodu, by przenieść się do Ameryki. Rezygnował z klubowej piłki na najwyższym poziomie, a także z gry w reprezentacji, choć w końcu wywalczył powrót do drużyny Anglii. To dowodzi mojej tezy, że w późniejszym okresie czuł rozczarowanie tym, jak potoczyła się jego kariera. Dzięki wielkiej odporności udało mu się jednak odzyskać pozycję w elicie" - przyznał Szkot

Ferguson ubolewał nad tym, że Beckham przestał skupiać się na grze w piłkę, bo jego myśli krążyły inaczej: 

W ostatnim sezonie Davida u nas zauważyliśmy, że z meczu na mecz coraz mniej biega, słyszeliśmy też plotki o flirtach między jego obozem a Realem Madryt. Głównym problemem było to, że jego zaangażowanie spadło poniżej kosmicznego poziomu, który zazwyczaj prezentował. Do konfrontacji, która wywołała tyle emocji w piłkarskim światku, doszło w meczu piątej rundy Pucharu Anglii przeciwko Arsenalowi na Old Trafford w lutym 2003 roku, który przegraliśmy 0:2 - wspominał Ferguson

Lekceważenie menedżera 

Szkocki menedżer miał żal do Beckhama o beztroskę w grze, brak woli walki, niezbędne w konfrontacji z londyńczykami. Co gorsza, widział, że piłkarz nic sobie nie robił z jego poleceń: 

Przewiną Davida w tym konkretnym meczu było to, że nie wrócił za akcją przy drugim golu dla Arsenalu, którego strzelił Sylvain Wiltord. Zamiast biec za przeciwnikiem, Beckham tylko truchtał i pozwolił, by zawodnik Kanonierów mu uciekł. Po meczu podszedłem do niego. Jak zwykle w przypadku Davida w tamtym czasie, zlekceważył moją krytykę. Możliwe, że zaczynał wtedy myśleć, że nie musi już wracać i walczyć o piłkę, a przecież właśnie dzięki tym cechom był, kim był - ubolewał menedżer


Zły wybór priorytetów 

Owszem, Ferguson czasami przesadzał. Miał wręcz obsesję co do zasad. Był zawsze przeciwko tatuażom, a gdy Beckham zrobił sobie fryzurę irokeza, to niemal od razu musiał golić się na zero, bo sir był autorytetem na Old Trafford. Dla wszystkich, tylko nie dla Beckhama. Ferguson uważał, że piłkarz źle ustalił priorytety, że dla niego nie liczy się w pierwszej kolejności sport, tylko komercja, biznes itd:  

Nie żywię ani odrobiny urazy do Davida. Lubię go. Myślę, że to wspaniały chłopak. Ale nie powinno się nigdy rezygnować z czegoś, w czym jest się dobrym. Poza piłką nożną zarabiał dwa razy więcej, niż mu płaciliśmy. Świat korporacji chętnie przejąłby też Giggsy’ego, ale to nigdy nie było w jego stylu.

Butem w twarz Beckhama 

W 2003 doszło do awantury. Panowie byli wtedy cztery metry od siebie. Między nimi leżał na podłodze rząd butów. David powiedział coś wulgarnego, więc menedżer się uniósł i podchodząc do niego kopnął but. Beckham dostał nim, miał rozcięty łuk brwiowy. Trzeba było potem założyć mu kilka szwów. W pierwszym odruchu chciał... rzucić się na szkoleniowca, ale odwiedli go od tego koledzy z drużyny. 

Siadajpowiedział szkoleniowiec. – Zawiodłeś swój zespół. Możesz się kłócić, ile chcesz.

Gdy nazajutrz menedżer wezwał go, by razem obejrzeć nagranie z meczu, David nie chciał się zreflektować. Siedział nabzdyczony, nie wydobył z siebie nawet słowa

Rozumiesz, o czym mówimy, dlaczego mamy do ciebie pretensje?

Gracz demonstracyjnie milczał. Ta historia wyciekła szybko do prasy. Wtedy Ferguson zakomunikował więc stanowczo zarządowi, że czas Beckhama w Manchesterze dobiegł końca. Szkot uważał, że piłkarz nie może być ponad klubem, nie może lekceważyć menedżera. A jeśli nie chce okazać skruchy, to musi zmienić klub. 

W autobiografii sprecyzował racje, które przekazał zarządowi: "Kiedy trener traci autorytet, wy tracicie władzę nad klubem. Zaczną rządzić piłkarze, a wtedy będziecie mieli kłopoty".

Ferguson dodawał, że Beckham podważył jego autorytet, zakwestionował tym samym hierarchię w klubie, która wydawała się tam świętością

David myślał, że jest ważniejszy od Aleksa Fergusona. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Nieważne, czy chodzi o Aleksa Fergusona, czy jakiegoś Browna lub Smitha. Nazwisko trenera nie ma żadnego znaczenia. Liczy się autorytet. Nie można pozwolić, by zawodnik przejął kontrolę nad szatnią. Wielu próbowało. Centrum autorytetu w Manchesterze United jest biuro trenera. Przeciwstawianie się mu oznaczało koniec kariery piłkarza w klubie.

Jak czapka rozzłościła Fergusona

Pewnego razu Fergusona zdziwił tłum dziennikarzy w pobliżu ośrodka treningowego Carrington. Okazało się, że Beckham miał zaprezentować następnego dnia... nową fryzurę. Miał ją ukrytą pod wełnianą czapką, więc nie zdjął jej podczas kolacji.

David, zdejmij czapkę, jesteś w restauracjiirytował się menedżer.

Nie bądź głupi. Zdejmij jąnaciskał

Piłkarz pozostał niewzruszony. A sir Alex nie tolerował, gdy zawodnicy zakładali czapki z daszkiem nie tylko w drodze na mecze, a co dopiero - jak mawiał - trzymali je bezczelnie na głowach podczas wspólnego posiłku.

Następnego dnia piłkarze szykowali się do przedmeczowej rozgrzewki, a David wciąż był w tej czapce.

Davidpowiedziałemnie wyjdziesz w tej czapce. Nie będziesz grał. Zaraz wyłączę cię ze składu.

W końcu zdjął tę czapkę. Był ogolony na zero. Zdumiony szkoleniowiec powiedział tylko:

Więc o to chodziło? O ogoloną głowę, której nikt nie miał zobaczyć?

Chodziło o to, że David miał zdjąć czapkę dopiero tuż przed meczem. Ferguson pierwszy raz dostrzegł, jak bardzo zawładnęły nim brukowe media i agenci reklamowi.

Beckham nie był wdzięczny

W finałach mistrzostw świata w 1998 Argentyna wygrała z Anglią. Kozłem ofiarnym został Beckham. Pomocnik zobaczył czerwoną kartkę, więc hejt osiągnął niewyobrażalny poziom w Wielkiej Brytanii. W książce "Sir Alex Ferguson. 25 lat na szczycie" David Meek i Tom Tyrrell przypomnieli, co wtedy zrobił szkocki menedżer: 

"Sir Alex taki jest - będzie szedł bark w bark ze swoimi piłkarzami, kiedy ci mają kłopoty. Tak jak w przypadku Davida Beckhama. Instynktownie stanął w obronie zawodnika, kiedy jego wizerunek płonął w oczach mediów i opinii publicznej, zwłaszcza tych z Londynu, po mistrzostwach świata we Francji i głośnej czerwonej kartce w spotkaniu z Argentyną".

Bywało, że sir Alex brał w obronę Beckama, ale gdy ten przenosił się do Realu Madryt relacje były lodowate. W 2021 David Beckham i sir Alex Ferguson zapomnieli jednak o animozjach i razem obejrzeli mecz Anglia - Szkocja



Jak postępować z artystą 

Leeds United rozważało swego czasu sprowadzenie na Elland Road Denisa Irwina. Prezes MU Martin Edwards jednak się temu sprzeciwił, ale przedstawiciel Leeds nie dawał za wygraną, prosząc o opinię sir Aleksa.

Ferguson wkrótce zadzwonił i zapytał o... Erica Cantonę. Dzięki naciskom Szkota Denis Irwin pozostał w Manchesterze, a jego kolegą nieoczekiwanie został Francuz. Dostał kultowy numer 7, z którym przed laty grał George Best. A potem, w derbach Manchesteru, po raz pierwszy zagrał z podniesionym kołnierzykiem. 

Miał swój świat, do którego wpuszczał nielicznych. Dziennikarz "The Independent" napisał, że tylko Cantona potrafi połączyć temperament Johna Rambo z cytowaniem wierszy Arthura Rimbauda. A jak radził sobie z nim Ferguson?

Zanim Francuz trafił do Manchesteru już miał opinię gracza niepokornego. Ferguson jednak uznał, że może pomóc w poprawie umiejętności młodych: Davida Beckhama, Ryana Giggsa i Paula Scholesa. Eric miał duszę artysty, łamał klubowy dress code, ale dopiero w styczniu 1995 zszokował świat. 

We wspominanym meczu kopnął obrońcę rywali bez piłki. Sędzia pokazał mu czerwoną kartkę, więc obrócił się i odszedł. Po drodze opuścił kołnierzyk. Gdy mijał ławkę rezerwowych, to Ferguson go zignorował, ale Matthew Simmons, kibic gospodarzy z Londynu, zbiegł z jedenastego rzędu trybun na sam dół. 

Fan krzyczał: "spie..., francuski bękarcie". Cantona nie pozostał dłużny, przechytrzył stewardów i ciosem kung-fu kopnął Simmonsa. Chciał mu jeszcze dołożyć pięściami, ale ostatecznie trafił do tunelu odprowadzony przez Petera Schmeichela, kitmana United i szefa ochrony. Wiele lat po tamtym zdarzeniu sir Alex przyznał się, że wówczas nie widział z ławki rezerwowych dokładnie zdarzenia. Obejrzał wszystko dopiero po powrocie do domu i przeżył szok. Momentalnie chciał rozstać się z Erikiem. Wiedział dobrze, że reputacja Manchesteru United została wystawiona na ciężką próbę i trzeba zareagować natychmiast kategorycznie. Wychodził bowiem zawsze z założenia, że klub jest ważniejszy od piłkarzy. Z czasem jednak, po głębokim namyśle, Ferguson przestał być aż tak stanowczy.

Wsparcie dla... agresora 

Już następnego dnia, podczas śniadania, powiedział wszystkim, że klub powinien wesprzeć Cantonę. Stwierdził, że FA nie powinna "dostać jego skóry". Przyznawał, że piłkarz popełnił błąd, ale przecież wszyscy je popełniamy. Za tamten eksces Cantona odpowiedział przed sądem. Stawił się w sali rozpraw nonszalancki, w rozpiętej koszuli odsłaniającej klatkę piersiową. W 2005 roku Paul Ince tak to wspominał:

Powiedziałem mu: Eric, nie możesz się tak pokazać w sądzie. Francuz jednak był uparty: Jestem Cantona. Mogę iść tak, jak mi się podoba. Dostał czternaście dni odsiadki, więc Ince żartował: O mój Boże, to na pewno przez tę koszulę.

Sir Alex stanął zatem murem za buntownikiem z Francji, bo miał swoje metody na radzenie sobie z piłkarzami z trudnym charakterem. 

Także Roy Keane nie wygrał z sir Aleksem. Gdy Irlandczyk zaczął zatruwać szatnię, to w końcu się doigrał. Też myślał, że jest większy niż klub, tak jak Beckham. Ale Ferguson był innego zdania. Te trzy trudne przypadki charakterologiczne dowodzą wielkości Szkota. Menedżer to przede wszystkim pedagog... 

Bartłomiej Najtkowski 
https://twitter.com/BNajtkowski
Tekst ukazał się także na stronie sport.tvp.pl

 

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej