Gdy już zobaczył świat, to długo nic nie układało się po jego myśli. A pewna "pamiątka" z dzieciństwa wciąż mu przypomina o traumie wypadku z wrzącą wodą. Niespełna rok po urodzeniu trafił na dwa miesiące do szpitala, gdzie w oddziale intensywnej terapii leczono go po poparzeniach trzeciego stopnia. Przeżył, ale na twarzy pozostały blizny. Już jako dorosły kategorycznie wykluczył ich usunięcie:

To jest symbol, z którym zostanę na całe życie, wszak on określił, kim jestem. Nigdy nie poddam się operacji plastycznej. Albo ktoś bierze mnie takiego, jakim jestem, albo mnie nie szanuje. To samo tyczy się moich zębów.

A o co chodzi z tymi zębami? – to kolejne świadectwo po latach, w tym przypadku ulicznych bójek z jego udziałem w rejonie kontrolowanym przez bezwzględne gangi. 

Strzelaniny są codziennością

Aby mieć pełny obraz, jak zdegenerowanym obszarem jest Fuerte Apache, poprosiłem o opinię latynoamerykanistkę z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Joanną Gocłowską-Bolek:

Fuerte Apache to część miejscowości Ciudadela w pobliżu Buenos Aires. Nie jest tak naprawdę miasteczkiem slumsów. Jest to kompleks budynków, głównie 10-piętrowych bloków, zaprojektowany za dyktatury Juana Carlosa Ongania w 1966 roku. To była część planu likwidacji nielegalnych osiedli w pobliskiej stolicy. W 1973 roku ze slumsów Villa 31 w Retiro przewieziono wojskowymi ciężarówkami pierwszych mieszkańców z całym dobytkiem, a ich blaszano-kartonowe budki w stolicy zlikwidowano, by nie mogli wrócić. Przesiedleńcy otrzymali dostęp do wody, gromadzonej tam w wielkich zbiornikach, ale brakowało infrastruktury, nie mówiąc o pracy. A wciąż dowożono tam nowych mieszkańców. Budynki zostały zbudowane jednak niedbale i przez lata nie były konserwowane. Ich mieszkańcy – ponad 35 tys. – żyją więc w wyjątkowo złych warunkach. Muszą mierzyć się nie tylko z biedą, ale też z wykluczeniem społecznym, bo ich osiedla to argentyńska historia przemocy władzy i stygmatyzacji ubogich .

Ojciec Carlosa zginął w strzelaninie dawno temu, ale pani latynoamerykanistka przekonuje, że do dziś jest tam naprawdę niebezpiecznie:

Przydomek Fuerte Apache nadał osiedlu dziennikarz Jose de Zer, nawiązując do modnego wówczas filmu "Fort Apache, Bronx", bo akurat wtedy relacjonował strzelaninę w tym kompleksie. Morderstwa, porwania i wymuszenia są tam smutną codziennością. Przez lata Fuerte Apache zyskało złą sławę jako dzielnica patologii, w której znaczna część nastolatków zasila grupy przestępcze, nie widząc dla siebie przyszłości. A przestępcy znaleźli tu kryjówki, ponieważ nawet policja nie ma odwagi wejść. Handel narkotykami kwitnie. Piłka nożna jest jedynym sposobem chłopaków na wyrwanie się z tego środowiska, ale do tego nie wystarczą talent i determinacja. Trzeba jeszcze trafić na kogoś, kto chce i potrafi pomóc – podsumowuje dr Gocłowska-Bolek.

Carlos Alberto Martinez, bo początkowo tak się nazywał, został Tevezem dzięki bliskim: cioci i wujkowi, gdy rodzice go porzucili. Zmiana personaliów była konieczna, by mógł zostać zarejestrowany w klubie piłkarskim.

Zaczął w All Boys (grał tam w młodzieżowej drużynie 5 lat, do 1997), potem przyszła kolej na Boca Juniors. Klub z La Bombonery wykazał się szczodrością, bo zaoferował rodzinie Carlosa nowy dom. Wtedy właśnie stał się Tevezem i z bliskimi opuścił Fuerte Apache. Miał nadal ksywkę "Apacz". 

Zadziwiająca nostalgia

W dzieciństwie przeżył traumę, ale zachował w pamięci tamten czas. Wydaje się to co najmniej dziwne, ale teraz wspomina swą dzielnicę nędzy z rozrzewnieniem:

To jest najcudowniejsze miejsce na świecie, ale naprawdę ubogie. Chciałbym przeżyć dzieciństwo jeszcze raz. Nie interesuje mnie to, co inni mówią o tym miejscu i nie zamierzam zapominać o korzeniach – wyznał otwarcie. On, w przeciwieństwie do braci, poradził sobie w życiu. Oni trafili do więzienia...

Kilka lat temu, gdy w meczu Serie A Juventus grał z Lazio, Tevez po strzeleniu gola na 4:1 podniósł koszulkę, pod którą miał t-shirt z nazwą dzielnicy, w której się wychował.

Zamieszanie z kartą

W dorosłej drużynie Boca zagrał już jako 16-latek. Po czterech latach trafił do brazylijskiego Corinthians Sao Paulo i był to transferowy hit. Zdobył z tą drużyną mistrzostwo Brazylii i został wybrany piłkarzem sezonu, a to miano zostało przyznane wówczas obcokrajowcowi pierwszy raz od prawie 30 lat. Miał jednak doborowe towarzystwo w szatni (Javier Mascherano, Nilmar, Carlos Alberto), a trenerem był mistrz świata z 1978, Daniel Passarella.

Wkrótce wyruszył na podbój Europy. Pierwszym przystankiem był West Ham United (trafił tam też znajomy Mascherano). Podobno kluby z lepszą renomą miały wątpliwości co do karty zawodniczej Teveza, którą kontrolowali pośrednicy z Media Sports Investment. To było zabronione. Londyńczycy nie wahali się jednak, zaryzykowali i później dziękowali Carlosowi za wkład w utrzymanie drużyny w Premier League. Przeboleli 20 mln funtów kary.

Ostatniego gola w sezonie strzelił w meczu West Hamu z Manchesterem United. Było to jedyne trafienie tamtej rywalizacji, które pozwoliło londyńczykom uratować ligowy byt, a ponadto sir Alex Ferguson zwrócił uwagę na Argentyńczyka.

Transfer do wielkiego klubu

W pierwszym sezonie Teveza w wielkim europejskim klubie, czyli Manchesterze United (2007/2008) drużyna obroniła tytuł mistrzowski i triumfowała w Lidze Mistrzów.

Po dziesięciu miesiącach od przybycia Argentyńczyka na Old Trafford oglądaliśmy na moskiewskich Łużnikach dramatyczna serię rzutów karnych. Carlos podbiegł do piłki jako pierwszy i pewnie wykorzystał jedenastkę. W trzeciej kolejce Cristiano Ronaldo pokpił sprawę, ale dopiero pudło legendarnego obrońcy Chelsea Johna Terry'ego, który poślizgnął się tuż przed strzałem i trafił w słupek, stało się punktem zwrotnym.

Później karnego zmarnował bowiem także napastnik londyńczyków Nicolas Anelka i Manchester United celebrował zwycięstwo, a Carlos przeszedł do historii jako pierwszy argentyński piłkarz z kolejnymi triumfami: w Copa Libertadores, Pucharze Interkontynentalnym i Pucharze Europy.

Przeszkadzał Berbatow

W kolejnym sezonie spełniło się życzenie sir Aleksa Fergusona i linię ataku drużyny wzmocnił Dymitar BerbatowTottenhamu, najlepszy bułgarski napastnik od czasów Christo Stoiczkowa.

Tevez musiał pogodzić się z rolą zmiennika. Gary Neville uważa, że pełen dotychczas pasji Carlos stracił motywację do gry. Zacytujmy więc fragment autobiografii Neville'a:

Przyjście Dimitara Berbatowa we wrześniu 2008 było wyzwaniem, któremu Tevez nie sprostał. Balansował między zespołem a ławką, zaczął się czuć niepewnie. Po pierwszym roku, gdy był ciągle głodny, zaczął odpuszczać na treningach. Nieustannie twierdził, że bolą go plecy. Bardzo polubił wizyty u masażystów. Wszyscy w United czuliśmy, że w drugim sezonie nie wkłada w grę serca. Był zawiedziony transferem Berby, a Carlos jest zawodnikiem, który musi czuć się kochany. Nie potrafi być szczęśliwy, gdy gra jeden mecz na trzy.

Argentyńczyk był wypożyczony z WHU, ale po sezonie 2008/2009 sir Alex nie zdecydował się na transfer definitywny. Ferguson tłumaczył w autobiografii, że wykluczył tę opcję, ponieważ nie było mu po drodze z dyrektorem MSI, który nadzorował karierę piłkarza:

Nie tyle miałem problem z Tevezem, co z Kią Joorabchianem (dyrektor MSI). Odnosiłem cały czas wrażenie, że planuje kolejny ruch dla Teveza i przez to nigdy nie miałem poczucia, że Argentyńczyk należał do United. Miałem wrażenie, że wynajmujemy go tak długo, aż Joorabchian znajdzie mu lepszą umowę gdzie indziej.

Bez sentymentów

Po dwóch latach gry w Manchesterze United spędził kolejne cztery u rywali zza miedzy. Rozkochał w sobie kibiców drużyny, która wtedy była jeszcze w cieniu United. W maju 2010 roku piosenkarz zespołu Oasis Noel Gallagher, zagorzały fan City, oświadczył wszem i wobec, że w wyborach zagłosuje na... Teveza. Był wtedy szał na punkcie tego napastnika.

Carlos miał jednak trudny charakter i o jego hardości przekonał się rok później ówczesny szkoleniowiec Manchesteru City, Roberto Mancini. Była 66. minuta meczu z Bayernem Monachium w fazie grupowej Ligi Mistrzów, gdy Carlos zakomunikował menedżerowi, że nie pojawi się na boisku. To była wersja Włocha, bo krnąbrny snajper ją podważał.

Niemniej zrobiło się gorąco. Kibice City stracili szacunek do Argentyńczyka, zaczęli nawet palić koszulki z nazwiskiem piłkarza. Rozszalała się nagonka. Doszło do tego, że firma bukmacherska, sponsorująca United, zorganizowała przed derbami Manchesteru happening pt. "pozbądź się koszulki Teveza". I tak fani odwiecznych rywali zjednoczyli się w niechęci do piłkarza, który ich zawiódł podwójnie. W śmietnikach było po równo koszulek czerwonych i błękitnych. Za taki trykot można było dostać nowy, z nazwiskiem innego piłkarza.

Tevez był zły, więc wrócił do Argentyny, wystąpił w turnieju golfowym The Open jako caddy przyjaciela Andresa Romero. Za tę niesubordynację zapłacił wysoką karę – 1,2 mln funtów. W Anglii był skreślony, wydawało się, że zostanie graczem Milanu, ale nic z tego nie wyszło. Skruszony Carlos przeprosił Manciniego, zespół i kibiców. Po powrocie do Manchesteru miał znaczny wkład w zdobycie kolejnego mistrzostwa Anglii.

Podczas fety dał się sfotografować z transparentem z napisem: "R.I.P Fergie". To była aluzja do słów Szkota: "Manchester City zdobędzie trofeum? Po moim trupie".

Przekleństwem Carlosa okazał się... rodak: Sergio Aguero, który dołączył do Manchesteru City w 2011 i dość szybko był wyżej w hierarchii trenera Manciniego niż Tevez. A przypomnijmy, że mimo iż Argentyńczyk z Fuerte Apache zawsze był wybuchowy, to przez pewien czas pełnił nawet rolę kapitana City i... zażądał transferu już w 2011. A musiał się męczyć jeszcze do końca sezonu 2012/2013, po którym wreszcie zmienił klub. 

Magiczna dziesiątka

Wybrał Juventus. W czerwcu 2013 podpisał trzyletnią umowę z tym klubem. Jerzy Chromik w rozdziale "Czas doliczony" w książce "Carlos Tevez. Droga ze slumsów na piłkarski szczyt" pisał o numerze 10, który wywołał wrzawę we Włoszech przez pewnego siebie przybysza z Ameryki Południowej:

"6 lipca, kiedy Tevez przychodził do Juventusu, poprosił o koszulkę z numerem 10. Szczególną dla kibiców Bianconerich o tyle, że wcześniej miał ją legendarny Alessandro Del Piero, a przed nim także Roberto Baggio i Michel Platini. Nie wszystkim kibicom się to spodobało.

Wiem, że ten numer jest bardzo istotny, ale nie mam z tym problemu. Niejednokrotnie pokazywałem, że niestraszna mi żadna presja – powiedział Argentyńczyk".

Zacytujmy jeszcze jeden fragment "Czasu doliczonego" odnoszący się także do kultowego numeru:

"Tevez był ze swoją rodziną na prywatnej audiencji u papieża Franciszka, podobnie jak on pochodzącego z Buenos Aires. Rozmawiano o problemach związanych z dzielnicami biedy w stolicy Argentyny. Papież, wielki fan futbolu, dostał od piłkarza Juventusu koszulkę z numerem 10. Carlos spotyka największych tego świata i nie ma kompleksów".

Na sezon 2015/2016 wrócił do ojczyzny, by znowu grać w barwach Boca Juniors. Ale dość szybko skusiło go chińskie eldorado. 

Zawiódł Chińczyków

W grudniu 2016 przeszedł do drużyny Shanghai Shenhua. Zarabiał około 630 tysięcy funtów tygodniowo. W 20 meczach strzelił 4 gole. Odcinał więc kupony od sławy.

Nie nauczył się języka, niewiele jadł, bo lokalna kuchnia nie przypadła mu do gustu. Po siedmiu miesiącach mordęgi wrócił do Boca Juniors. I już w Argentynie przyznał, że w Chinach miał tak naprawdę wakacje. Miejscowych piłkarzy podsumował z przekąsem, twierdząc, że za 50 lat nie będą w stanie rywalizować na wysokim poziomie. Miał być wielką atrakcją tamtejszej ligi, a pożegnano go z ulgą.

Muszę porzucić piłkę nożną, ponieważ straciłem największego fana – stwierdził trzy lata temu. Zawodnik miał na myśli przybranego ojca Segundo Raimundo, który zmarł w lutym 2021 po zakażeniu wirusem COVID-19. Pożegnał się z Boca, pożegnał się z futbolem, choć... może nie do końca.

Swego czasu odwiedził ośrodek klubowy Milanu, gdzie spotkał się z trenerem Stefano Piolim i Paolo Maldinim. Tak przygotowywał się do pracy trenera, którą rozpoczął 2 lata temu w Rosario Central. Od sierpnia 2023 jest szkoleniowcem Independiente.

Zapłacił okup

8 lat temu przybrany ojciec Carlosa Teveza został porwany i uwolniony dopiero po ośmiu godzinach. O sprawie poinformował prawnik piłkarza. Argentyńskie media podały, że ówczesny gracz Juventusu zapłacił za niego 400 tysięcy pesos okupu.

Pan Segundo trafił w ręce nieznanych sprawców o świcie, ale stosunkowo szybko udało się go odzyskać. Tak czy inaczej Carlos kilka lat temu przypomniał sobie, jak dużo zła mogą wyrządzić zwykłym ludziom członkowie argentyńskich grup przestępczych.

Grał w Anglii i we Włoszech. Rywalizował z największymi w Premier League, Serie A i Lidze Mistrzów. Strzelał gole tuzom, ale pozostał tym zahartowanym w dzieciństwie prostym chłopakiem z Fuerte Apache, bo do dziś jest autentyczny. 

Bartłomiej Najtkowski

https://twitter.com/BNajtkowski

 

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej