– Jestem arogancki i nieprzyjemny, taki ze mnie drań, że trzeba na mnie zwracać większą uwagę niż na trzyletnie dziecko – powiedział kiedyś ten niezwykły Amerykanin, którego warto lepiej poznać.

Urodzony w Niemczech

Życie zaczął w 1959 roku, w szpitalu amerykańskiej bazy wojskowej Wiesbaden na terenie Niemiec. Matka była pielęgniarką, a ojciec stacjonował w jednostce sił powietrznych US Army. 9 miesięcy po narodzinach syna rodzina przeniosła się do Nowego Jorku.

Ojciec pracował w Stanach Zjednoczonych jako prawnik, więc nic dziwnego, że wysłał Johna do prestiżowej szkoły na Manhattanie. Ten jednak najbardziej interesował się tenisem. Mając 11 lat został zawodnikiem akademii "Port Washington", gdzie poznawał tajniki gry pod okiem nie lada fachowca, bo Harry’ego Hopmana.

Tenis ważniejszy

Już będąc uczniem miał trudny charakter. Po pięciu latach nauki został zawieszony na pół roku za ekscesy. Trzeba być jednak uczciwym, opamiętał się i skończył szkołę średnia, a potem podjął studia na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda.

Nie na długo, bo tak ciągnęło go na kort, że spędził w murach uczelni zaledwie kilka miesięcy. Młodszy brat Johna, Patrick, połknął też tego samego bakcyla, ale osiągnął na korcie o wiele mniej. Drugi brat, tak jak ojciec, wybrał już palestrę.

Pasmo sukcesów

W 1987, po porażce z Timem Mayottem w Filadelfii, powiedział: Z porażki wyniosłem pożyteczną lekcję, ale nie jestem pewien, na czym polega. Całkiem sporo jednak wygrał. Triumfował w 77. imprezach singlowych i ma siedem wiktorii w zawodach Wielkiego Szlema.

W grze pojedynczej brylował, bo bilans 881 zwycięstw i 198 porażek wprawia w zachwyt. Nie wolno zapominać również o sukcesach w deblu i mikście. Wyliczankę trzeba zakończyć uzupełnieniem, że jest pięciokrotnym zdobywcą prestiżowego Pucharu Davisa.

Jak grał?

Wyróżniał się pełnymi impetu zagraniami z głębi kortu i umiał szybko dobiec do siatki. Był leworęczny, więc jego serwis może nie był mocny, ale za to wyrafinowany, bo z łatwością zmieniał kierunek, nadawał piłce nietypową rotację, czym zaskakiwał rywali. Nawet w bardzo trudnej sytuacji nie odpuszczał. Przy siatce był znakomity. Rozumiał doskonale grę, dzięki czemu łatwo przewidywał kolejne ruchy przeciwników. Zachwycał też returnem, co pozwalało mu utrzymać inicjatywę w meczu przez dłuższy czas. Nie potrafił natomiast utrzymać... nerwów na wodzy.

Starcia z sędziami i kibicami

Pasjonaci tenisa mają w pamięci jego kłótnię z sędzią podczas Wimbledonu w 1981 roku. "You cannot be serious" (dosłownie: "Nie możesz mówić serio") – wykrzyczał do arbitra, który uznał, że był aut. Nawymyślał mu od zakały, wrzeszczał, że powinien zniknąć z tego świata. Nie miał litości...

W tym samym roku, podczas finału US Open, po raz kolejny wziął sobie za cel arbitra. – Mógł sędziować każdy, nawet ślepiec, ale ja musiałem trafić na takiego kretyna jak ty! – krzyczał w furii. Nie panował nad emocjami także w turnieju Masters. Zniszczył pojemnik z napojami po braku reakcji sędziego na bezceremonialny atak: – Czemu nie odpowiadasz, idioto?. Za ten przejaw agresji zapłacił karę - 7500 dolarów.

Zaatakowany arbiter był zmuszony przerwać mecz. Ostatecznie krewki Amerykanin pokonał Tima Gulliksona, ale zapłacił kolejne 1500 dolarów kary. Nie zreflektował się. Przeciwnie, zbojkotował ceremonię zakończenia turnieju, mimo że przecież wygrał turniej Wielkiego Szlema.


Nawet będąc po trzydziestce nie umiał zachować spokoju. W I rundzie Australian Open 1990 znowu naubliżał sędziemu, więc szybko pożegnał się z turniejem i został zawieszony na kilka miesięcy. Szukał zwar także z kibicami. Gdy jeden z nich chciał wyprowadzić go z równowagi, to odpowiedział mu obcesowo:

Masz jakieś inne problemy poza tym, że jesteś bezrobotnym kretynem i idiotą

Z... Borgiem

Bjoern Borg zachwycał na przełomie lat 70. i 80. XX wieku. Wygrał 11 turniejów Wielkiego Szlema, ale 13 września 1981 roku, na obiekcie im. Louisa Armstronga, nowojorczyk John McEnroe pokonał Szweda w finale US Open.

Amerykanin był w euforii, a rywal musiał szybko opuścić Stany Zjednoczone. Na lotnisko jechał w asyście siedmiu policjantów w cywilu, bo po zwycięskim półfinale z Jimmym Connorsem dostawał pogróżki. Wrócił do kraju, a to był jego ostatni mecz w turnieju Wielkiego Szlema...  

Rywalizacja Szweda z Amerykaninem ogniskowała niegdyś uwagę fanów tenisa na całym świecie. To były starcia dwóch talentów, ale też odmiennych osobowości. Powściągliwy Borg i choleryczny Amerykanin! Trudno się więc dziwić, że kilka lat temu wszedł na ekrany film "Borg/McEnroe" nakręcony przez Janusa Metza.

Gdy kariera "Góry lodowej", jak nazywano Skandynawa, dobiegała już kresu, to w tenisie zaczął na dobre rządzić McEnroe. O wielką stawkę rywalizowali czternaście razy. Bilans jest... remisowy. Finał Wimbledonu z 1980 roku postrzega się jako ten pierwszy wielki pojedynek. O nim opowiada film. Niesamowita dramaturgia, pięciosetowy mecz. Zwroty akcji. Wygrał Borg, ale obaj zbierali pochwały. Tamto spotkanie określane jest teraz często jako kultowe.

W Wielkiej Brytanii ten film jest znany pod tytułem "Borg kontra McEnroe", a nie "Borg/McEnroe". Dystrybutor nie chciał bowiem porównywać filmu Metza do "Frost/Nixon" o starciu amerykańskiego prezydenta z telewizyjnym showmanem. Niemniej jednak to żadna ujma.

Po tamtym londyńskim finale McEnroe był wściekły. Obronił pięć piłek meczowych, ale i tak przegrał. Wyznaczył sobie kolejny cel bardzo szybko: za dwanaście miesięcy chciał pokonać Borga. Jak powiedział, tak zrobił. Wygrał z nim w czterech setach, kończąc znakomitą serię rywala: czterdzieści jeden zwycięstw na Wimbledonie z rzędu.

Pozwoliłem rakiecie, by przemówiła za mnie – powiedział McEnroe na konferencji prasowej.

Najlepszy mecz Pucharu Daviesa w historii?

Ćwierćfinał Pucharu Daviesa z 1982 roku bywa niedoceniany, chociaż mógłby być rozpatrywany jako najlepszy mecz w historii tych rozgrywek. McEnroe grał wtedy ze Szwedem Matsem Wilanderem. Amerykanin wygrał dwa pierwsze sety, więc wydawało się, że mecz nie potrwa długo. A w trzecim było... 17:15 dla Wilandera. Potem zrobiło się 2:2, ale pięciosetową, morderczą batalię rozstrzygnął na swoją korzyść McEnroe: 9:7, 6:2, 15:17, 3:6, 8:6. Widowisko zakończyło się po sześciu godzinach i 22 minutach...



To najpiękniejsza rzecz w moim życiu. Nie mogę uwierzyć, że Mats dokonał cudu i wygrał trzeciego seta, ostatecznie jednak pokazałem, że jestem najlepszym tenisistą w historii – komentował John.

Kiedyś było lepiej...

Warto zwrócić jednak uwagę, że po zakończeniu kariery McEnroe wypowiedział się krytycznie o współczesnym tenisie:

Dzięki takim asom jak Federer, Nadal i Djoković tenis jest w dobrym stanie, ale teraz to bardziej biznes niż sport. Zmiana jest ogromna. Obecnie Wimbledon wygrywa się z linii końcowej. To szaleństwo. Nie chcę nawet myśleć, co będzie za dekadę, tym bardziej, że sprzęt, jaki obecnie mają tenisiści, sprzyja takiej grze – mówił kilka lat temu.

Fibak mu pomógł i... dostał ochrzan

John dał się poznać szerokiej publiczności już w 1978, a wtedy Jimmy Connors toczył zażarte boje z Bjoernem Borgiem, natomiast Wojciech Fibak świetnie radził sobie w deblu na kortach Australian Open. Dziewiętnastoletni Amerykanin chciał poprawić grę przy siatce i udało mu się nakłonić Polaka do wspólnego występu podczas turnieju w Bazylei. Fibak na to chętnie przystał, a McEnroe sporo się od niego nauczył.

Później grali przeciwko sobie wiele razy, a najczęściej wspominany jest mecz z początku lat 80 w Houston. Pierwszy set dla Amerykanina, ale drugi wygrany efektownie przez Polaka.

W decydującym Fibak prowadził 3:0, a wtedy McEnroe zaczął wychodzić z siebie. "Hej, komunisto, pokaż, na co cię stać", a przytyków było więcej. Taka gra psychologiczna mocno zdeprymowała Fibaka, który przegrał. Panowie po meczu nieco się przepychali, bo Polak był oburzony zachowaniem rywala. Partner Fibaka w deblu, Bobo Żivojinović, zajął się mediacją i obniżył nieco napięcie. McEnroe jeszcze dorzucił: Nie muszę grać fair, najważniejsze jest zwycięstwo.

Marzenie Djokovicia

 – Gdybym mógł wybrać, to bardzo chciałbym zagrać z Johnem McEnroem. Chciałbym podyskutować z nim na korcie – żartował swego czasu Novak Djoković, który też nie raz szokował na korcie.

Aż trudno w to uwierzyć, ale zdarzyło się, że John także doradzał, by zachowywać się inaczej, z klasą. Chodziło o Nicka Kyrgiosa, któremu proponował zmianę nastawienia. – Musi być profesjonalistą na korcie i poza nim. Jeśli chce postępować inaczej, to za kilka lat nie będzie go w tenisie – prorokował.

Musi się ogarnąć w życiu. Na razie jest dobrym dzieciakiem, a ludzie lubią takich jak on. Ale dlaczego nie gra przez połowę sezonu? – pytał retorycznie.

Naraził się Serenie

Trwa debata na temat różnych zarobków tenisistów i tenisistek ze światowej elity. A John McEnroe jak gdyby nigdy nic postanowił kilka lat temu zaczepić zawodniczkę, którą fani tego sportu będą pamiętać zawsze:

Myślę, że gdyby Serena mogła rywalizować z mężczyznami, to w rankingu ATP byłaby gdzieś w okolicy 700. miejsca. Oczywiście podtrzymuję, że jest niesamowitą tenisistką. Nawet mogłaby pokonać mężczyznę, gdyby miała swój dzień, bo ma niezwykłą mentalność. Niemniej męski tenis to inna historia – komentował przed siedmioma laty.

Nie musiał długo czekać na reakcję tenisistki:

Drogi Johnie, uwielbiam cię i szanuję, ale proszę: nie oceniaj mnie w sposób, który nie ma pokrycia w faktach. Nigdy nie grałam z nikim z takiego rankingu i nie mam na to czasu. Uszanuj mnie i moją prywatność – napisała Williams na Twitterze.

Wstawił się za Rosjanami

To nie koniec kontrowersji związanych z McEnroem po zakończeniu kariery. Niedawno potępiał banicję Rosjan:

Byłem przeciwko wykluczeniu rosyjskich graczy z Wimbledonu i zdanie podtrzymuję. Nie mogą ponosić konsekwencji za to, na co nie mają wpływu – komentował inaczej niż większość.

Tamta stanowcza wypowiedź była reakcją na decyzję organizatorów turnieju, którzy z powodu wojny za naszą wschodnią granicą wykluczyli rosyjskich tenisistów.

Wojna na Ukrainie jest przerażająca. Ale skoro w innych turniejach Rosjanie mogą grać, to powinni też mieć możliwość występowania na kortach Wimbledonu – utrzymywał.

Teraz John McEnroe jest komentatorem. Lubi nadal dużo mówić i bywa, że ma zaskakujące opinie. Ale może o to właśnie chodzi? Na szczęście ataki furii, jakimi szokował wielu podczas kariery, to już przeszłość.

Bartłomiej Najtkowski

https://twitter.com/BNajtkowski

Tekst ukazał się także na stronie sport.tvp.pl

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej