Barcelona po obiecującym meczu wygrała na inaugurację sezonu 2014/15 z Elche 3:0.Kibicom zaleca się jednak w tym wypadku wstrzemięźliwość.Nie wolno popadać w hurraoptymizm,skoro Barca ma w zwyczaju otwierać kolejne sezony z animuszem. Dwa lata temu Real Sociedad został pobity w stolicy Katalonii 1:5, przed rokiem Levante na Camp Nou poległo 0:7, nie był to jednak dobry omen. Jako że z natury jestem malkontentem, proszę fanów Barcelony o ostrożność, choć z drugiej strony nie ma co się martwić na zapas. Pod rozwagę defetystom można jedynie poddać rażącą dysproporcję między tchnieniami geniuszu Messiego a dyspozycją pozostałych graczy, ale to i tak wygląda jak szukanie igły w stogu siana.

[more]

Najprawdopodobniejsza wersja zmierzchu brzmi tak oto, że potęga Barcelony legła u podstaw po kompromitujących meczach z Bayernem w półfinale Champions League sezonu 2012/13, tiki-taka wówczas została znieważona, a drużyna rozbita w drobny mak. To był niewątpliwie impuls do fundamentalnych roszad w obronie przed długotrwałą dekadencją. Barcelona jednak zatrzęsła się w posadach, nie bacząc na okoliczności mogące zapobiec permanentnej zapaści. Skonsternowany ignorancją klubowych włodarzy Gerard Pique wyszedł przed szereg, wykruszył się ze stada potulnych baranków i zaapelował o zrewolucjonizowanie ledwie dyszącej drużyny. Apel jednak puszczono mimo uszu. Strażakiem miał być Gerardo Martino, to on stanął na czele drużyny po erze świętej pamięci Tito Vilanovy. Zadanie wydobycia katalońskiego kolosa z marazmu go jednak przytłoczyło, ponadto spadła na niego lawina krytyki, nie czuł się na siłach, by nadal stawiać czoło piętrzącym się trudnościom. Złożył więc dymisję, którą jednogłośnie przyjęto. Praca Martino mimo wątpliwego efektu została jednak doceniona, aktualnie popularny Tata zbiera się do debiutu na ławce trenerskiej reprezentacji Argentyny. Po niezbyt pomyślnych etapach obu wzmiankowanych szkoleniowców zespół ma rozpocząć drogę ku rehabilitacji pod rezolutnym kierunkiem Luisa Enrique.

Pierwszy akord jego kadencji na Camp Nou może napawać środowisko barcelonismo umiarkowanym spokojem. Bezdyskusyjne zwycięstwo w premierowej kolejce jest zapewne rodzajem balsamu na skołatane nerwy kibiców po dziejowym roku skrajnego letargu. Niektórzy wierzą, że Enrique będzie nowym wcieleniem Pepa Guardioli, ale koniec końców do mało kogo przemawia ta teoria piłkarskiego protoplasty, który przecierał szlak kolejnemu człowiekowi o wielkich ambicjach, a nade wszystko człowiekowi rodem z Katalonii. Tak więc te wszystkie przesłanki, to chyba jednak marzenia nieziszczalne, Barca prawdopodobnie nigdy nie odzyska dawnego uroku, to było bowiem przeznaczenie plejady gwiazd z epoki Pepa Guardioli. Reżyserem gry tej legendarnej ekipy był Xavi Hernandez, który dziś ''obumiera'' na ławce dla rezerwowych. Andres Iniesta coraz częściej zawodzi, kiedyś był graczem o niewiarygodnym wręcz darze do kreowania okazji podbramkowych, tymczasem na chwilę obecną jest jednym z wielu. Leo Messi potrafi urzec publiczność, by za moment dreptać po boisku jak chodziarz. A zatem Barcelona to największa niewiadoma w klubowej piłce.

Luis Enrique obiecuje, że jałowa coraz częściej tiki-taka ulegnie gwałtownym zmianom, Enrique dodaje, że postara się obmyślić alternatywy dla kultowej, aczkolwiek obecnie stanowiącej wodę na młyn dla rywali, taktyki. Czy ''Lucho'' jednak dotrzyma słowa? Gerardo Martino składał podobne deklaracje i nie potrafił ich urzeczywistnić. Z kolei Pep Guardiola po porażce 0:4 w dwumeczu półfinałowym Champions League 2013/14 mówił, że trzeba się zastanowić, czy gracze Bayernu będą potrafili realizować jego filozofię gry, jeśli okaże się, że nie, obwieścił iż jest skłonny dokonać rewolucji w kadrze kosztem korygowania stylu gry. Jeden z komentatorów Canal+(Leszek Orłowski-przyp red) podczas transmisji wczorajszego meczu stwierdził błyskotliwie, że tiki-taka czasami ciągnie się za Barceloną jak kula u nogi i jest jedyną możliwością na przeniknięcie potrójnych zasieków, które nagminnie zakłada przeciwnik. Trudno się nie zgodzić, kiedy Elche ruszyło do ataku, wietrząc swoje szanse po czerwonej kartce dla Javiera Mascherano, Barcelona miała automatycznie więcej wolnego terenu, więc skrzętnie z tego skorzystała, dokładając do swojej puli z pierwszej połowy dwa gole. Niewątpliwie mało jest drużyn grających z Barceloną odważnie, od lat futbolowej donkiszoterii ima się Rayo Vallecano, za co każdorazowo płaci bardzo wysoką cenę. W ostatnim starciu tych drużyn na kameralnym stadionie w Vallecas miała miejsce nawet sytuacja bez precedensu. Mianowicie Barca wtedy pierwszy raz od około 3. lat i ponad 300. meczach straciła przewagę w tożsamej z nią statystyce posiadania piłki na rzecz rywala, a mimo tego rozbiła Rayo 4:0. Dlaczego? Ano dlatego, że gospodarze tamtego meczu rzucili wszystko na jedną kartę i Barca mogła ich w stylu Realu Madryt chłostać siłą kontrataku. Zdarza się to jednak od wielkiego dzwonu.

Leo Messi znów tętni życiem, tryska niespożytą energią i generalnie na boisku jest niezmordowany. Ponadto odzyskał ochotę do masowego karcenia rywali. Wczoraj strzelił dwa prześliczne gole, ale kibiców pewnie bardziej cieszy, że Messi znowu jest głodny piłki, do tego stopnia, iż zaczyna się angażować w grę defensywną. W meczu z Elche Andres Iniesta powłóczył tylko nogami, to Messi odciskał piętno, biorąc się także za tworzenie sytuacji strzeleckich. W tym momencie interesujące jest pytanie, kto go tak umotywował? Być może to tylko efekt świeżości po dłuższym rozbracie z piłką? Niewykluczone też, że Messi błyszczy zawsze na początku sezonu(7 goli w ostatnich czterech sezonach) dzięki temu, iż z początku jest tylko pobieżnie ''badany'' przez przeciwników, dopiero z czasem niektórzy obrońcy drużyn przeciwnych znajdują na niego patent. Abstrahując od genezy formy Leo, godzi się powiedzieć, że Eche było jedyną z drużyn Primera Division, której jeszcze gola nie strzelił, od wczoraj to się zmieniło, trzeba było i nią odnotować na liście ofiar argentyńskiego geniusza. Marca informuje, że gole Messiego miały niezmiernie wielkie znaczenie w kontekście pogoni za Telmo Zarrą, który prześciga Leo już tylko o siedem. Autor owego opracowania jest podekscytowany tym, że Messi nadrabia dystans dzielący go od Zarry mimo iż ostatnio zanotował spadek skuteczności. Pytanie czy Argentyńczyk utrzyma znakomitą formę jest fascynujące, ale na razie pozostaje bez odpowiedzi, Messi na starcie sezonu przewyższa Cristiano Ronaldo o głowę, ale czy na finiszu rozgrywek fenomenalny Portugalczyk również będzie w jego cieniu? Osobiście snuję przypuszczenie, że aktualny układ sił się utrwali, ale przypuszczenia bywają omyłkowe.

Mecz z Elche był symboliczny nie tylko przez wzgląd na debiut Luisa Enrique, ale również z racji rewolucji kadrowej, którą zaprowadził. Oczywiście tylko głupiec uwierzy, że to zmiany trwałe, bo nikt nie wyobraża sobie, by Neymar po powrocie do zdrowia siedział na ławce, a Pedro też nie uśmiecha się perspektywa wycierania fotelika dla rezerwowego. W każdym razie stało się, w porównaniu ze spotkaniem otwierającym sezon 13/14 zaszło siedem korekt w podstawowym składzie. To coś niesamowitego, do tego zwróćmy uwagę, że piłkarze którzy przebili się do wyjściowej jedenastki poza Ivanem Rakiticem nie są powszechnie znani. A ofensywny pomocnik Munir przeszedł samego siebie, zaliczył debiut-marzenie, swój świetny mecz uczcił zjawiskowym golem, którego nie powstydziłby się sam Leo Messi. Ivan Rakitic zagrał nieprzekonująco, jak mawiają Hiszpanie, dyskretnie(discretamente). Po wybornej grze katalońskiej młodzieży niektórzy nie mogli wyjść z podziwu, ale pierwszym testem tych piłkarzy było towarzyskie przetarcie przed sezonem z meksykańskim Leon. Barca wygrała 6:0, świetnie grali Messi i Neymar, ale młodzieżowcy też spisali się wtedy na medal, w tamtym spotkaniu w barwach Barcelony zadebiutował Luis Suarez, Urugwajczyk na debiut w oficjalnym meczu poczeka do...El Clasico, na przełomie października i listopada, o ile się nie mylę właśnie wtedy odbędzie się mecz elektryzujący cały piłkarski świat.

Dziś Real Madryt zagra z Cordobą, Atletico z Rayo, chyba niemożliwe jest, aby któraś z tych drużyn zagrała równie wspaniale jak Barcelona. Po wczorajszym show doprawdy trudno uwierzyć w nagłą powtórkę z rozrywki.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej