- Zawsze mówiłem, że Leo Messi jest najlepszy na świecie. On może być najlepszy pod każdym względem. Jeśli chciałby być najlepszy jako obrońca, byłby najlepszym obrońcą na świecie. Ma umiejętności, których naprawdę trudno nie zauważyć - poruszające słowa Luisa Enrique w rzeczy samej oddają skalę fascynacji Leo Messim. Nowy trener Barcelony jest pod wrażeniem klejnotu w koronie katalońskiego imperium, który jednak w imię doskonalenia wymaga ponownego szlifu. Luis Enrique przybywa do Barcelony w roli swego rodzaju wskrzesiciela,który na okoliczność zaistniałej sytuacji ma za zadanie odczynić najbardziej palący problem drużyny, czyli apatię Messiego. Pierwszy krok ku poprawie już wykonał.

[more]

Kiedy Pep Guardiola w 2008 roku został zaprezentowany jako nowy trener Barcelony, podniósł się rejwach, larum pewnie nie grano, ale emocje bez wątpienia były skrajne. Wszakże mało do kogo przemawiała praca szkoleniowa Pepa, gdyż nigdy wcześniej nie prowadził drużyny seniorów. Guardiola po pierwszych dwóch kolejkach sezonu 2008/09 już solidnie miał na pieńku z grupą swoich sceptyków, ale nie podłamała go lawina krytyki, zdawał sobie bowiem sprawę, że początki w nowym miejscu pracy bywają trudne, ale z drugiej strony nie ma też tego złego co by na dobre nie wyszło. Po okresie przejściowym można wzbić się w górę i Guardiola to zrobił. Jeden punkt w dwóch meczach inauguracyjnych zdeterminował go do poprawy, miał coś do udowodnienia wszystkim niedowiarkom, w których opinii najął się na Camp Nou w wyniku wszelkich koligacji i piłkarskiej przeszłości. Teraz po czasie nawet wielce zapiekli krytycy biją mu pokłony i oddają hołd, bo Pep został najbardziej utytułowanym trenerem w historii Barcelony, to jego nazwisko sygnowało złotą erę klubu, datowaną na trzy lata jego obfitującej w sukcesy kadencji. Teraz, kiedy stery nad drużyną oddano w ręce Luisa Enrique, kolejnego człowieka z wewnątrz-klubowej wspólnoty, wszystkich nurtuje pytanie, czy popularny Lucho będzie potrafił nawiązać do fantastycznego okresu Guardioli. Wielu fachowców porównuje obu trenerów, ale wbrew pozorom po wspólnych mianownikach czy analogii na razie nie ma ani śladu. Enrique rozpoczął swój etap z przytupem, z kolei Pep zaliczył twarde lądowanie na Camp Nou. Jedynie co ich aktualnie łączy, to wyborna forma Leo Messiego.

''Fenomenu Messiego nie da się wyjaśnić'' ta słynna sentencja Pepa Guardioli weszła na stałe do kanonu piłkarskich anafor. Niniejsze słowa ikonicznego szkoleniowca ocierają się o uczucia wręcz religijne, ale w pierwszej kolejności są miarą podziwu dla piłkarza, który kwitł pod jego skrzydłami. Guardiola sam był wystarczająco dobrym graczem, by docenić talent jaki ma przed sobą. Jego płomienne wyznanie jest więc hymnem pochwalnym dla człowieka, który znaczy futbol swoją wyjątkowością i już dziś jest żywą legendą tej dyscypliny. Ale nie doszedłby dotąd, gdzie jest teraz, gdyby nie właściwe ukierunkowanie przez trenera. Messi swoją karierę w Barcelonie zaczynał na skrzydle, jednak z biegiem czasu manewrował, ewoluował, doskonalił swój futbolowy repertuar, był coraz bardziej elastyczny, Cristiano Ronaldo to gracz ciążący ku nieprzerwanej grze na lewej flance, Messi jest nad wyraz wszechstronny. Oczywiście jego umiejętność przystosowania się do wymiany funkcji na boisku, nie zrodziła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Messi był przez lata raz na jednej pozycji, raz na drugiej, by rozwijać się i dążyć do ideału. Zawsze jednak miał skłonność do gry w osi środkowej boiska, znamienny w tym wypadku jest jego kultowy gol w meczu z Getafe o Puchar Króla, w którym rozpoczął swój taniec z piłką od lewej strony boiska, by zbiec w środek, skąd zwodził rywali, koronując ten popis fenomenalnej gry na małej przestrzeni pięknym lobem nad bezradnym bramkarzem. Bywało, że Messi z konieczności był ustawiany w środku ataku. Niektórzy do dziś uważają, że Leo to klasyczny napastnik, zdobywanie bramek łącząc z przeznaczeniem typowego łowcy goli. Prawda jest jednak taka, że Messiemu bliżej do pomocnika niż napastnika.

Większość kariery Messi spędził w środku pomocy, bo właśnie tam czuł się jak ryba w wodzie. Kiedy Gerardo Martino postanowił w pierwszym swoim El Clasico na ławce trenerskiej posłać go na skrzydło, Messi stracił swój czar i usunął się w cień. Swoją drogą to w ogóle był mecz szalonych ruchów trenerów, Carlo Ancelotti desygnował Sergio Ramosa, nominalnie stopera, do środka pomocy, pomysł jednak się nie udał, ale to tak nawiasem mówiąc. Pod ręką Gerardo Martino Messi często wałęsał się po boisku jak śnięty, był quasi odcięty od gry i nie palił się nawet do tego, by odwrócić tę niepokojącą tendencję. Ale to co narastało za kadencji Martino miało swój zalążek już w czasach Tito Vilanovy. Konkretnie chodzi mi teraz o pierwszy mecz Barcelony z Bayernem w półfinale Champions League z 2013 roku, kiedy to Messi został całkowicie zneutralizowany. Vilanova najwyraźniej dostrzegł, że jego as jest wyraźnie nie w formie i w rewanżu posadził go na ławce. Leo ze skwaszoną miną obserwował jak jego koledzy zbierają tęgie lanie od Bawarczyków. Wynik końcowy dwumeczu:0:7. Te mecze przeszły do historii, niektórzy pewnie wspominają je przez pryzmat kompletnej bezsilności Messiego. Ale nie można być dla Leo bezwzględnym, Cristiano Ronaldo w drugim półfinale również bił się o piłkę jak Don Kichot walczący z wiatrakami.

Na mundialu w Brazylii Messi także był cieniem siebie, ale zarazem wybrańcem losu, fortuna często się do niego uśmiechała. Po latach postu w reprezentacji wreszcie dokonał czegoś wielkiego, doszedł do finału, zmazując tym samym plamę na swoim piłkarskim CV. To był jedyny niedostatek w jego karierze, brak sukcesów z drużyną narodową. Dla narodu tak ambitnego jak Argentyna być może srebrny medal nie był sukcesem, ale nie można przecież wobec tego narzekać. Messi na mundialu był wybrańcem losu o tyle, że w fazie grupowej dwa razy przechylał szalę na korzyść swojej drużyny rzutem na taśmę. W meczach z Bośnią i Iranem zdobywał gole w samej końcówce, z pewnością dopisało mu w tych spotkaniach szczęście, aczkolwiek widać było pewną powtarzalność przy tych jego akcjach na wagę zwycięstw. Oba przytoczone gole padły w sposób taki, jak te które strzela dla Barcelony. Zbiegł z piłką do środka i huknął w dalszy róg bramki, bramkarz był wobec tego bezradny. To firmowe zagrania Messiego.

Trudno weryfikować formę Messiego na podstawie meczu ze skromniutkim Elche, ale nie można przeoczyć jego ożywienia, ewidentnie wszak widać, że piłka znowu sprawia mu radość, jest jego żywiołem. Ponadto można powiedzieć, że Messi wrócił w starej wersji. Teraz po raz kolejny cofa się do defensywy, biega energicznie za piłką i w dodatku rozgrywa. Xavi aktualnie jest rezerwowym, więc Leo postanowił najwyraźniej przyjść w sukurs Andresowi Iniescie, w starciu z Elche to nawet Messi był dyspozytorem najpoważniejszych piłek do partnerów. Ciekawe jak będzie dalej. W obliczu aktualnych kontuzji z pewnością przed Messim roztacza się specjalne wyzwanie, czy będzie potrafił utrzymać w ryzach przetrzebioną nieobecnością między innymi Neymara drużynę? To na nim spoczywa największa odpowiedzialność, on będzie rozliczany za ewentualne potknięcia, a zatem musi zacisnąć zęby i wziąć sprawy w swoje ręce. Biorąc po uwagę, że Barcelonie ubył Alexis Sanchez, obecnie luki na skrzydłach muszą łatać absolwenci cantery, gdyż Pedro podobno nie jest w najwyższej formie.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej