Promyk nadziei tlił się krótko, światełko w tunelu zgasło relatywnie szybko, ambicje piłkarzy APOEL-u Nikozja, by zatrzymać rozpędzoną niczym lokomotywa Barcelonę prysły jak bańka mydlana w 28. min, kiedy to Gerard Pique golem z rzutu wolnego rozwiał wszelkie wątpliwości odnośnie do wyniku meczu rozgrywanego w ramach 1. kolejki Champions League. Po stracie gola przez APOEL stało się jasne, kto ten mecz wygra, tym niemniej gościom z Cypru należą się gromkie brawa, gdyż tanio skóry nie sprzedali, chociaż wieszczono im spektakularną klęskę.

[more]

Stare jak świat i jak świat prawdziwe porzekadło mówi, że piłka nożna jest grą błędów, co niewątpliwie jest trafną teorią, z tym, że po wczorajszym meczu Barcelony z APOEL-em na myśl nasuwa się, że futbol to również skupisko paradoksów. Konia z rzędem wszak temu, kto zakładał, że Barca wygra po strzale głową, natomiast piłkę do siatki pośle Gerard Pique, a nie Leo Messi czy Neymar. Oczywiście żadnemu człowiekowi przy zdrowych zmysłach nic podobnego nie przyszłoby do głowy, ale futbol lubi pisać takie niebanalne historie. Kiedy Sergio Ramos strzelał dwa gole w zeszłosezonowym półfinale Champions League wytrawni kibice zachodzili pewnie w głowę, nie dowierzając w te niecodzienne obrazki. To było istne szaleństwo. Nie mniej nieoczekiwany scenariusz miały mecze ubiegłego sezonu Primera Division Barcelony i Realu Madryt z przyszłym spadkowiczem-Realem Valladolid. Na niezbyt trudnym terenie ligowego kopciuszka Barca i Real przegrały, nie uchroniło to jednak piłkarzy z Valladolid przed degradacją na zaplecze hiszpańskiej ekstraklasy. We wtorek natomiast bułgarski Ludogorets dzielnie przeciwstawiał się Liverpoolowi, omal nie utarł nosa faworytowi, ale w dramatycznej końcówce starcia na Anfield gola na wagę zwycięstwa strzelił Steven Gerrard, tym samym wylewając kubeł zimnej głowy na rozgrzane głowy nadspodziewanie dobrze grających debiutantów w najbardziej elitarnych rozgrywkach na świecie. Apoel i Ludogorets w pierwszej kolejce LM stawiły czoło potentatom, ale w końcowym układzie grupowej tabeli być może będą okupować ostatnie miejsce. W piłce nikt nie przyznaje pkt za starania czy wolę walki. Żeby wygrywać trzeba mieć umiejętności, więc ciężki jest los maluczkich.

Mecz Barcelony z APOEL-em miał być treningiem strzeleckim dla Katalończyków, formalnością, bo teoretycznie trudno by Barca miała problemy z drużyną, która w minionym sezonie na poziomie fazy grupowej Ligi Europy mierzyła się z Legią Warszawa. Ale APOEL nie wystraszył się Barcelony, co więcej, umiejętnie neutralizował jej ataki, idąc drogą Celtiku, który jako pierwszy zastosował wobec Barcelony wybitnie skomasowaną obronę, co z czasem żartobliwie nazwano ''autobusem''. Prawda jest taka, że rywal chowający się za podwójną gardą jest najbardziej niewygodny dla drużyny z Camp Nou, za kadencji Gerardo Martino potrójne zasieki notorycznie zakładane przez rywali bywały zaporą nie do przebycia. Barcelona woli, gdy rywal podejmuje wyzwanie i daje się wyzwać na wymianę ciosów. Nie przez przypadek w meczu otwierającym nowy sezon ligowy Barca strzelała gole Elche, grając w liczebnym osłabieniu. Wniosek jest przecież prosty, drużyna przeciwna w tamtym meczu zwietrzyła swoją szansę na urwanie Barcelonie punktów po czerwonej kartce dla Javiera Mascherano i wtedy Barca mogła czarować widzów. Czasami zdarza się też, że drużyna ma obronę dziurawą jak ser szwajcarski i mimo że broni się prawie całą jedenastką, przegrywa bezdyskusyjnie. Ostatnio spotkało to Athletic Bilbao, które przybyło na Camp Nou z jasnym celem, czyli zdobyciem punktów poprzez chorobliwie defensywną taktykę, nie udało się, ale bramka przyjezdnych długo pozostawała zaczarowana, jednak pod koniec spotkania dwa gole strzelił Neymar i Baskowie musieli obejść się smakiem.

Mecz z APOEL-em był dla Barcelony pierwszym wyzwaniem w nowym sezonie, drużyna grająca monotonnie i jednostajnie, a także schematycznie długimi minutami biła głową w mur. Można powiedzieć, że tiki-taka była wodą na młyn dla zespołu z Cypru. Po trzech świetnych meczach w wykonaniu Leo Messiego przyszedł czas na przestój. Messi grał jak pod ręką Gerardo Martino, był tak samo bierny i usuwał się często w cień. Oczywiście geniusz tego piłkarza polega na tym, że nawet gdy nie wyzwala z siebie maksimum możliwości, potrafi przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojej drużyny i wczoraj to zrobił. To jego asysta dała gola Barcelonie. Gra na linii Messi-Neymar była tylko namiastką tego, co podziwialiśmy w meczu z Bilbao, w spotkaniu z Cypryjczykami obaj piłkarze znów nadawali na tych samych falach, ale tym razem nie grali aż tak genialnie. Jednak koniec końców i tak godzi się pochwalić ten duet, w związku z kryzysem Realu Madryt i brakiem porozumienia na linii Ronaldo-Bale tandem barceloński wysuwa się na pierwszy plan w europejskiej piłce.

Fama o geniuszu Munira zbyt szybko rozprzestrzeniła się po świecie piłki. Nasza wiedza na temat umiejętności tego młokosa na razie jest w gruncie rzeczy dość powierzchowna, więc należy się wstrzymać z poklaskiem dla jego gry. We wczorajszym meczu Munir zagrał bardzo przeciętnie, spotkania z Villareal też nie zaliczy do najlepszych, więc na cztery mecze w dwóch zagrał kiepsko, nie jest to imponujący bilans, a zatem nie wydawajmy pochopnie opinii, na weryfikację przyjdzie pora.

Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej