Blamaż Realu Madryt w Bułgarii usuwa w cień pierwszą porażkę Barcelony pod wodzą Luisa Enrique. Koniec zwycięskiej passy drużyny z Camp Nou zbiegł się w czasie z meczem między Realem Madryt a Ludogorcem Razgrad, który Królewscy wygrali 2:1 w żenującym stylu.

[more]

PSG pod nieobecność Zlatana Ibrahimovica jawiło się jako chłopiec do bicia dla Barcelony, ale niesieni żywiołowym dopingiem tłumu kibiców zgromadzonych na Parc des Prences Paryżanie byli dla Barcy równorzędnym rywalem. Mimo pesymistycznych przewidywań fachowców nie ustawili skomasowanej obrony wzdłuż przedpola własnej bramki, dawali się we znaki Katalończykom, szarżując raz po raz niczym ułani. Doszło do precedensu, Barca pierwszy raz w sezonie momentami była zmuszona kontratakować, frontalne ataki gospodarzy nie siały wprawdzie niezwykle wielkiego spustoszenia w szeregach obronnych Barcelony, ale PSG z pewnością pokazało lwi pazur, zwietrzyło swoją szansę, okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Paryżanie nie czuli respektu wobec Barcy, pewnie zostali wyczuleni, że aby wygrać z hiszpańskim potentatem trzeba zneutralizować Leo Messiego i Messi rzeczywiście był pod pieczołowitą opieką obrońców PSG, ale zawsze się im wymykał, jednak i to nie pomogło Barcelonie. Tym razem kolektyw był kluczem do zwycięstwa, plejada barcelońskich megagwiazd nie weszła na pełne obroty, ale nawet gdy starała się błyszczeć, następowała szybka odpowiedź. Barcelona nie zdominowała meczu, to było starcie godnych siebie rywali.

PSG to jedna z niewielu drużyn w czołowych ligach Europy, w której z reguły od pierwszego gwizdka arbitra gra dwójka nominalnych napastników, nowoczesny futbol wyznacza tempo taktycznej ewolucji na szczytach europejskiej piłki, Francuzi jednak pozostają wierni swoim ideom. Zlatan Ibrahimovic i Edinson Cavani tworzą zabójczy duet snajperów, co jest ewenementem na skalę kontynentu. Obecnie chyba tylko Juventus spośród wielkich drużyn może poszczycić się firmową parą środkowych napastników. Z tym, że nie do końca, gdyż Carlos Tevez strzela gole, a Fernando Llorente pracuje na jego konto, absorbując uwagę obrońców. Tak więc podział ról jeśli chodzi o obu piłkarzy jest wyraźny, tym niemniej z grubsza można ich zaszeregować do systemu 1-4-4-2. Oczywiście o ile na papierze obaj są najbardziej wysunięci pod bramkę przeciwnika, o tyle de facto grają zupełnie inaczej. Jednak koniec końców ich zadania na boisku wpisują się w kanon ustawienia 1-4-4-2. gdzie obaj napastnicy przebywają blisko siebie. Taktyka Juventusu jest bliźniaczo podobna do myśli strategicznej dawnej Barcelony pod kątem gry Davida Villi z Leo Messim. Villa wówczas ściągał uwagę rywali, a Messi mógł robić swoje, czyli trafiać do siatki. Być może rola napastnika w omawianym ustawieniu jest niewdzięczna, ale trzeba mieć też na względzie, że dzięki tego typu grze rasowy kiler pola karnego może otwierać drogę do bramki gwieździe drużyny. Nie zawsze jest to zauważalne, ale trenerzy potrafią to docenić. Jeśli chodzi o Barcelonę, to za modelowy przykład takiej współpracy może uchodzić mecz sprzed dwóch lat w ćwierćfinale Champions League z Milanem, kiedy to Barcelona dokonała prawdziwej remontady, mimo że w pierwszym spotkaniu przegrała na San Siro 0:2, na swoim stadionie nie pozostawiła złudzeń, bijąc mediolańczyków 4:0. Leo Messi strzelił dwa gole, a wydatnie pomógł mu w tym David Villa, który na prośbę Argentyńczyka został desygnowany do podstawowego składu Barcy na ten mecz.

Jeśli chodzi o PSG, to przerabiamy trochę inny sposób gry, otóż w przeciwieństwie do Juventusu i Barcelony prowadzonej przez Pepa Guardiolę, a później świętej pamięci Tito Vilanovę napastnik najbardziej wysunięty podporządkowuje sobie drużynę, z kolei drugi snajper musi się do swojego partnera ze środka ataku dostosować, czyli polega to na tym, że Zlatan Ibrahimovic jest ponad wszystko, a Edinson Cavani rad nierad musi biegać po skrzydle wbrew swojej naturze. W praktyce wygląda to tak, że Laureant Blance pozwala na więcej lenistwa swojej największej gwieździe, mając świadomość, iż gdyby dwóch napastników grało w jednej linii, jeden z nich byłby najprawdopodobniej całkowicie bezproduktywny. W meczu z Barceloną Cavani więc nie odnajdywał się pod bramką w roli strzelca, tylko skupiał się na grze zespołowej. Chociaż nie był specjalnie efektowny, brylował skutecznością. Jeśli PSG ze Zlatanem gra w systemie 1-4-4-2, które później przechodzi w 1-4-2-3-1, to teraz obrało taktykę 1-4-6-0.

Po fantastycznym początku sezonu i solidnej grze obrony wydawało się, że Barcelona wreszcie wystrzega się swoich najcięższych grzechów, przez lata wszyscy na Camp Nou lekceważyli stałe fragmenty gry, a widać było jak na dłoni, że jest to pięta achillesowa Katalończyków. Tak stracili gola pozbawiającego ich tytułu mistrza Hiszpanii w sezonie 2013/14, tak tracą najwięcej bramek. Jeśli Atletico strzela ok. 80% goli ze stałych fragmentów gry, to Barca zapewne jest bliska osiągnięcia tego progu pod względem strat. W konfrontacji z PSG Barca straciła dwa gole właśnie w ten sposób, największym upokorzeniem było to, że jednego z nich strzelił mierzący zaledwie 165 cm Marco Veratti. Przy drugim golu straconym przez Barcelonę nie popisał się Ivan Rakitic, więc na nic się zdało, że przez większość czasu spędzonego na boisku rozumiał się z Leo Messim bez słów. Andres Iniesta zaś przez cały mecz był bezbarwny, ale to on błyskotliwym podaniem wypracował gola na 1:1.

Paradoksalnie jednak Barcelona nie zagrała źle na Parc des Prines, Leo Messi był wyróżniającą się postacią. Często cofał się w głąb pola, momentami grał za plecami Andresa Iniesty, jedynym piłkarzem, który bezapelacyjnie zawiódł był Pedro Rodriguez. W tej chwili Kanaryjczyk jest najbardziej bezproduktywnym graczem Barcy, jak w sezonie 2012/13 Alexis Sanchez. Zmasowana krytyka bez wątpienia deprymuje Pedro, ale to nie usprawiedliwia w żaden sposób tego wielokrotnego reprezentanta Hiszpanii, który nie spełnia pokładanych w nim nadziei, nic mu nie wychodzi.

Barcelona zagrała zatem dosyć dobrze, ale PSG-świetnie. Drużyna Laurenta Blance'a pokazała się z dobrej strony jeśli chodzi o kontrataki, tym niemniej nie zaniechała także gry w ataku pozycyjnym. Piłkarzy PSG piłka nie parzy, oni chcą grać atrakcyjnie dla oka, kiedy Real Madryt nawet w meczu ze skromniutkim Ludogorcem męczył się niemiłosiernie, będąc w obowiązku dyktowania tempa gry, PSG pokazuje jak prowadzić atak pozycyjny. Gracze Realu potrzebują wolnych przestrzeni, by rozpędzić się z piłką i przypuścić szturm na bramkę rywali. Jose Mourinho przekwalifikował Real na grę z kontry, Carlo Ancelotti chciał to zmienić, ale jego wysiłki zdały się na nic. O ile Cristiano Ronaldo zawsze będzie grał pięknie, o tyle lekko pokraczny Gareth Bale jest piłkarzem średnio wyszkolonym technicznie i w gąszczu nóg zupełnie się gubi. Mecz z Ludogorcem był dla Relu piekielnie trudny, piłkarze Carlo Ancelottiego mieli problemy z kreowaniem okazji bramkowych. Gdy Królewscy w trzech meczach strzelili osiemnaście goli, z czego sam Ronaldo-osiem, podniosły się głosy o odrodzeniu Realu Madryt, tymczasem należało powstrzymać się od tak pochopnych i kategorycznych opinii, o co osobiście nawoływałem w jednym z tekstów. Już mecz z Villareal w ostatniej kolejce PD był dość przeciętny w wykonaniu Królewskich i wcale nie mam na myśli drugiej połowy, kiedy gracze z Santiago Bernabeu wyraźnie się już oszczędzali na kolejne spotkania. Chwilowy przebłysk geniuszu Luki Modrica i klasyczny gol z kontrataku doprowadziły do zwycięstwa 2:0, sam styl jednak pozostawiał wiele do życzenia.

Kiedy w niedawnym meczu z Elche Cristiano Ronaldo bezczelnie wymusił rzut karny, niektórzy uznali to za jednorazowy wybryk wynikający z pazerności na gole, czy też niewinny przejaw sprytu oraz przebiegłości, ale gdy dosłownie chwilę później, w nieukładającym się po myśli Portugalczyka i jego kolegów spotkaniu z Ludogorcem, znów padł na murawę jak rażony piorunem, wzburzenie się nasiliło. Nic dziwnego, piłkarzowi tej klasy co Ronaldo nie wypada symulować. Gareth Bale już wyzbył się swoich dawnych zwyczajów, kiedy grał w PL był regularnie napominany przez sędziów żółtymi kartkami, po czasie najwyraźniej przejrzał na oczy, że robił źle. Real wygrał prawdopodobnie zasłużenie, choć Ludogorec nie dawał za wygraną i atakował odważnie, Królewscy mieli pod kontrolą to spotkanie. Ale niesmak pozostał.













Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej