Fatalny początek sezonu w wykonaniu Realu Madryt jest już historią, Królewscy osiągnęli właśnie szczyt formy, sobotnie El Clasico nie ma jednak faworyta, Barcelona bowiem zajmuje fotel lidera i czteropunktowa przewaga w ligowej tabeli stawia ją w uprzywilejowanej sytuacji przed pierwszym gwizdkiem sędziego na Santiago Bernabeu. Dla Barcy ten klasyk będzie prestiżowy, ale nikt nie rozpatruje go w kategorii sprawy życia i śmierci, w wypadku ewentualnej straty punktów na Camp Nou nie będzie rozpaczy, natomiast jeśli Real przegra, straci wiele.

[more]

''Nie zasłużyłem na drugą szansę'' płomienne wyznanie Gerardo Martino na koniec sezonu 2013/14 oddawało minorowe nastroje na Camp Nou. Argentyński trener nie przebudował Barcelony jak należało, więc pokornie ustąpił ze stanowiska, zwalniając posadę dla Luisa Enrique. Zanim jednak Enrique zaprowadził swoje porządki, fani Barcelony tracili wiarę w drużynę, która z kolei traciła konkurencję z oczu kilka lat wcześniej, by teraz słabnąc raptownie. Czara goryczy przelała się po meczu z Realem w finale Copa del Rey, już przed spotkaniem hiszpańskie media wieszczyły koniec cyklu Katalończyków, jednak niektórzy mieli jeszcze nadzieję. Nadzieja umiera ostatnia, ale tym razem okazała się płonna. Przegrana 1:2 podłamała wszystkich, podniesiono larum i odgrywano rekwiem dla Barcy. Spontaniczna radość piłkarzy z Madrytu była uzasadniona, drużyna dotąd będąca ich naturalnym prześladowcą zdawała się raz na zawsze abdykować z futbolowego tronu, natomiast kilkudziesięciometrowy rajd Garetha Bale'a na wagę zwycięskiego gola miał być gwoździem do trumny Katalończyków, którzy odchodzili w niesławie. Jednak nie tak prędko, zmierzch Barcelony był przepowiadany już w trakcie sezonu 2012/13, kiedy za kadencji Jose Mourinho Real rozbił na Camp Nou Barcę 3:1. Chociaż złożyło się na to wiele nieszczęśliwych okoliczności, mądre głowy mimo to widziały koniec tej fenomenalnej drużyny. Barcelona osuwała się w dół futbolowej hierarchii systematycznie, ale absolutnie nie mimochodem. Już Pep Guardiola dostrzegał u swoich piłkarzy oznaki wypalenia, lecz nigdy nie dawał po sobie tego poznać. Dopiero poniewczasie wyznał, że Katalończycy stracili zapał do gry w piłkę. Guardiola czuł potrzebę odpoczynku od futbolu, który również jego przestał zajmować. Pierwszy raz Barcelona zdradziła symptomy przemęczenia w starciach z Chelsea w Champions League anno 2012, ale wszyscy tłumaczyli to sobie chwilą słabości, uznając porażkę w dwumeczu za wypadek przy pracy, a nie gwałtowny zjazd po równi pochyłej. Być może słusznie, bo w powszechnej opinii koniec pewnej epoki datuje się na 23.kwiecień 2013 roku, kiedy Bayern Monachium definitywnie przerwał dominację Katalończyków w Europie. Wspomnienie słynnego 0:7 do dziś jest dla niektórych wstrząsające. Obsesyjne przywiązanie do tiki-taki zapędziło Barcelonę w ślepą uliczkę, Luis Enrique ma wyprowadzić zespół z Camp Nou na prostą. Na razie idzie mu zaskakująco dobrze.

W ośmiu kolejkach Primera Division Barca nie przegrała ani razu, tylko Malaga odebrała jej punkty, oprócz tego drużyna Enrique nie straciła jeszcze gola. Claudio Bravo bije rekordy, jednak pamiętajmy, że póki co rywale Barcy nie należeli nawet do czołówki ligi hiszpańskiej. Kiedy przyszło zmierzyć się z PSG, Barca straciła trzy gole, Ajax wbił jej jednego. W Champions League więc Katalończycy zostali wystawieni na poważną próbę, Marc Andre Ter Stegen na razie nie potrafi stanąć na wysokości zadania, ale pytanie czy również ligowi przeciwnicy będą w stanie Barcelonie zagrozić? Jeśli w LM drużyna traci dwa gole po akcjach nad którymi przez ostatni czas intensywnie pracuje, czyli po rzutach rożnych i wolnych, świadczy to o tym, że gdy rywal jest mocniejszy, obrońcy panikują i ze spuszczonymi głowami znoszą gole tracone czasami po szkolnych błędach. Niepewny Gerard Pique gra coraz rzadziej, Jeremie Mathieu zastępuje go dość dobrze. Kiedy Pique zagrał ze słabiutkim Eibar w ubiegłą sobotę, pod bramką Barcelony robiło się gorąco, Mathieu zaś wprowadza spokój w szeregi obronne. Zachwycając się fenomenalną serią Claudio Bravo powinniśmy pamiętać, że bramkarz z Chile oprócz widowiskowych parad ma też szczęście. Bo gdyby fortuna mu nie sprzyjała, bez względu na wszystko musiałby już wyciągać piłkę z siatki. Futbol jednak bywa przewrotny, Real Madryt kilka tygodni temu wygrał z Deportivo La Coruna 8:3, oddając bodaj dziewięć celnych strzałów na bramkę Depor. Niektórzy byli pełni podziwu dla Królewskich, pewnie nawet słusznie, bo takie hokejowe wyniki w futbolu zdarzają się niezmiernie rzadko, niemniej gdyby Realowi nie dopisało szczęście, padłby wynik, powiedzmy, 5:3. Na mecze nie można patrzeć przez pryzmat samego rezultatu.

Wzrost formy Neymara, geniusz Leo Messiego i transfer Luisa Suareza, to wszystko ma być impulsem do odrodzenia dla klubu z Katalonii. Duet Neymar-Messi funkcjonuje obecnie perfekcyjnie. Z 28 goli strzelonych przez drużynę, 19 strzelili oni. Ponadto Messi ma aż 7 asyst na koncie. Cristiano Ronaldo w ośmiu kolejkach La Liga strzelił rekordową liczbę 15. goli, ale asyst nie zanotował wcale. Trudno więc wyrokować, kto aktualnie jest lepszy. Obaj najwięksi wirtuozi naszych czasów mają na boisku zupełnie inne zadania, ale obaj również wywiązują się z nich znakomicie. Rywalizacja między Messim a Ronaldo jest już tradycją, fanów Barcelony powinno bardziej cieszyć, że Neymar wreszcie gra na miarę oczekiwań. W ubiegłym sezonie bowiem częściej pracował jak mrówka na trafienia Leo Messiego, dziś sam trafia, ma już 8 goli, najwięcej w drużynie. Xavi Hernandez miał po sezonie 2013/14 pożegnać się z Barceloną, ale po namyśle zmienił decyzję i chwała mu za to. Wydawało się, że Xavi będzie rozmieniał się na drobne, notorycznie przesiadując na ławce, a tymczasem gra i to gra solidnie. Namaszczony na jego następcę Ivan Rakitic nie ma pewnego placu, bo jego starszy kolega wręcz pali się do gry i ma wszelkie dane ku temu, by znów pokazywać się publiczności. W ostatnim meczu z Ajaxem Xavi usiadł wśród rezerwowych, być może to znak, że Luis Enrique szykuje go na spotkanie z Realem? W każdym razie doświadczenie tego zawodnika może się przydać Barcelonie, w ubiegłym sezonie Xavi często spowalniał tempo akcji, wydawało się, że gra za zasługi, bo po prawdzie stanowił piąte koło u wozu. Jednak najwyraźniej w ostatnich chwilach kariery chce jeszcze raz przypomnieć o sobie kibicom, prezentując swoje lepsze oblicze.

Niestety dobra dyspozycja Xaviego nie równa się wysokiej formie Andresa Iniesty. Luis Enrique trzyma uparcie Don Andresa na boisku do końca, bo wie, że jeden ruch tego piłkarza czasami wystarczy, by rozmontować obronę przeciwników. Niemniej chwilowe przebłyski geniuszu to za mało, Iniesta musi wziąć się w garść, bo w Barcelonie nikt nie jest nietykalny, może poza Leo Messim Jeśli Iniesta nie odzyska swojej optymalnej formy, Luis Enrique najprawdopodobniej straci do niego zaufanie. Barcelona w tym sezonie nie zawsze gra efektownie, ale z reguły skutecznie. Pragmatyzm zaszczepiony piłkarzom przez Luisa Enrique nie wymaga niezwykle wyrafinowanego futbolu, Enrique kiedyś powiedział, że dla niego jest bez różnicy, czy drużyna wygrywa 1:0, czy dokonuje pogromu na przeciwniku. Słowa jakby żywcem wyjęte z Jose Mourinho, ale obaj panowie mają jednak zgoła odmienne podejście do futbolu. Szukając słabych ogniw Barcelony, możemy zastanowić się nad zasadnością występowania w wyjściowym składzie Pedro Rodrigueza, który dawno temu zatrzymał się w piłkarskim rozwoju. Teraz lepsi od niego są nawet młodzi Munir i Sandro, być może w El Clasico Pedro nie zagra, jest szansa, że w jego miejsce wejdzie Luis Suarez.

Dziennikarze nie szczędzą komplementów Luisowi Enrique, rozpisują się o nim w samych superlatywach, jednak można wrzucić kamyczek i do jego ogródka. Nowy trener Barcelony bowiem zawzięcie stawia na Javiera Mascherano na pozycji stopera, mimo że Argentyńczyk najlepiej czuje się w środku pola, co pokazał na mundialu. W środowym meczu z Ajaxem zagrał jako defensywny pomocnik i odbierał piłki koncertowo. Dzięki mądremu  przechwytowi futbolówki miał spory udział przy jednym z goli dla swojej drużyny.

Przed sezonem Florentino Perez dołożył wszelkich starań, by odtworzyć erę galaktyczną. Jego klub zbroił się po zęby, ale żeby pieniądze z horrendalnych transferów choć częściowo się zwróciły, musiał sprzedać dwóch piłkarzy. Pogonił więc Angela di Marię, czyli gracza, który najczęściej asystował przy golach Cristiano Ronaldo. W jego miejsce przyszedł James Rodriguez, wielkie odkrycie mundialu, na razie jednak Kolumbijczyk, mówiąc delikatnie, nie błyszczy. Podobnie było w przypadku Mesuta Oezila, za nim również zatęskniono po chwili. Tak więc polityka transferowa Realu nie jest idealna, na razie Królewskim daleko do Galaktycznych z Figo i Raulem na czele. Oprócz Di Marii z Madrytu odszedł Xabi Alonso, nastąpiła więc wymiana między Madrytem a Monachium. Alonso trafił wszak do Bayernu, a w przeciwną stronę powędrował Toni Kroos.

Początki w nowym klubie były dla Kroosa i Jamesa niezwykle trudne, zawyżone wymagania kibiców nie zostały spełnione błyskawicznie, fani zrazu oczekiwali od nich cudów, tymczasem obaj weszli w sezon katastrofalnie. Z biegiem czasu oczywiście nabrali pewności siebie i już nie uginają się pod presją. Zresztą Kroos właściwie debiut miał znakomity, z tym, że mecz o Superpuchar Europy potraktowano z przymrużeniem oka. Wszyscy skupiali się na lidze, gdzie Niemiec początkowo zawodził i siłą rzeczy był ostro recenzowany.

Teraz Real jest na fali, wygrywa i strzela niewyobrażalnie wiele goli. Coraz więcej fanów zaczyna wierzyć w Karima Benzemę, który wreszcie zaczął trafiać do siatki. W Madrycie od czasów legendarnego Raula Gonzalesa nie było napastnika światowej klasy Czy Benzema pójdzie w ślady najskuteczniejszego strzelca w historii LM? Wątpliwe, ale dajmy mu szansę. Dla Realu Madryt przetarciem przed sobotnim starciem z Barceloną był mecz przeciw Liverpoolowi w Champions League. Królewscy wygrali 3:0, a wynik ustalili już pod koniec pierwszej części spotkania. Real wreszcie pokazał, że umie grać w ataku pozycyjnym, to dobry omen dla drużyny Carlo Ancelottiego. W sobotę zabraknie Garetha Bale'a, więc Cristiano Ronaldo będzie musiał wziąć na siebie odpowiedzialność za zagrażanie bramce Claudio Bravo. To będzie ciekawy pojedynek, jeden gole strzela jak maszyna, drugi bramek nie puszcza. Kto będzie górą? Dobre pytanie, jedno jest pewne, emocji nie zabraknie.















Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej