środa 4 listopada 2015

Dominowali, gnietli, pastwili się nad Realem, nie schodzili z połowy Królewskich, ale nie postawili kropki nad ''i''. To ten pasywny, strachliwy, beznadziejny zlepek gwiazd z Madrytu wymęczył ostatecznie zwycięstwo. Kuriozalny gol Nacho, zdobyty niesamowitym zrządzeniem losu(Hiszpan pojawił się bowiem na boisku wskutek kontuzji Marcelo), przesądził o tym, że drużyna Rafy Beniteza pokonała Paryżan.

Carlo Ancelotti obiecywał kibicom w Madrycie drużynę grającą efektownie i z polotem. Real prowadzony przez Włocha co prawda nie uprawiał catenaccio, ale często w grę Królewskich wkradał się chaos. Znakiem rozpoznawczym tamtej drużyny były na ogół bezmyślne wrzutki Marcelo. Luka Modric w początkowej fazie ubiegłego sezonu był reżyserem gry Realu Ancelottiego, na finiszu rozgrywek pałeczkę przejął od niego James, to oni prowadzili drużynę wcale nie regularnie do zwycięstw. Real opierał swoją siłę na jednostkach, nie drużynie. Wielu ludzi z politowaniem wspomina pracę w Madrycie Jose Mourinho, ale jedno trzeba Mou oddać, poza tym, że zdetronizował Barcelonę, nakreślił pewien styl. Zabójcze kontrataki wpisały się do galerii piłkarskiej sztuki. To był majstersztyk, znak firmowy Realu Mourinho, drużyna Beniteza jest bez wyrazu. Pod wodzą Carlo Ancelottiego piłkarze z Santiago Bernabeu uczyli się grać piłką, posiadać ją. Rafa Benitez tymczasem dąży do tego, by piłka jego graczy parzyła, chyba już parzy. Real mimo swojego asekuranctwa i strachu przed przeciwnikiem nie poprawił gry w obronie. To zasługa niezwykłych parad Navasa, że nie traci wielu goli.

Zaczęło się od derbów z Atletico. To Los Colchoneros w tym meczu mieli inicjatywę i znaczną przewagę. Skończyło się remisem, jednak mimo że z pozoru taki wynik powinien być dla Realu zadowalający po wcześniejszych upokorzeniach zadawanych przez ekipę Diego Simeone, na Santiago Bernabeu ubolewano nad tym, że Real w drugiej połowie oddał pole rywalowi. Wczoraj widzieliśmy coś jeszcze bardziej zatrważającego, Królewscy od pierwszych minut pozwalali szaleć graczom PSG. A niechciany w Realu Angel di Maria momentami przejawiał wielką piłkarską klasę. Ta lekkość, ryzyko i spontaniczność podobały się pewnie wszystkim, ale tego oczekiwaliśmy raczej od gwiazd Realu Madryt.

Cristiano Ronaldo sięgnął kompletnego dna, wyłączony z gry, pojawiał się w przekazie telewizyjnym incydentalnie. Ale zdziwiłem się, bo parę razy podał do swoich kolegów z drużyny, strzałów nie oddawał w akcie desperacji,  trudno mu było nawet dojść do piłki, to jasne, że on o nią walczyć nie będzie, takiemu narcyzowi nie chce się przemęczać. Isco, w którego wierzę ogromnie, tym razem zawiódł, zakręcił się raz tak, że ucierpiała jego głowa. Miał dwie świetne okazje, ale je popisowo zmarnował, cała drużyna była tak bezbronna, że ten magik nawet nie mógł sobie podryblować i pobawić się piłkę, jak ma w zwyczaju. Toni Kroos, to jest ciągła żenada, więc trudno bym znowu pastwił się nad dziwnie apatycznym Niemcem.

Zlatan Ibrahimovic miał przynajmniej trzy niezłe sytuacje, ale znowu nie stał się bohaterem wielkiego meczu, więc dziwi mnie, że krytyka Realu aż tak przyćmiła kolejny występ Szweda, w którym brakowało mu rzekomego geniuszu. PSG oczywiście pięknie sobie podawało piłkę na połowie Królewskich, ale skoro gola nie strzeliło, trzeba pokusić się o stwierdzenie, że to co zrobili piłkarze Laurenta Blanca było szczytem frajerstwa.

Młody Jese ostatnio miał lepszy okres, ale na tle silnego rywala wypadł marnie, natomiast Lucas Vazquez raz ładnie wszedł w drybling i można śmiało powiedzieć, że Cristiano Ronaldo pokazał mniej więcej tyle samo w przekroju całego meczu, mimo że porównuję go w tym momencie do młokosa i zmiennika.

Oczywiście ciskając gromy w Real, nie dajmy się zwariować. Rafa Benitez ma ten problem, że jego drużyna pozwoliła się zdominować rywalowi, a to Królewskim nie przystoi, ale bywało i tak w tym sezonie, iż to Barcelona była wyjątkowo bezradna, skądinąd w ostatnim czasie musi bezgranicznie polegać na Neymarze i jego kunszcie. Atletico wczoraj była drużyną słabszą od Astany, Sevilla odpadła z Ligi Mistrzów. Na Real musi spaść fala krytyki, jednak nie zapominajmy o niezbyt przekonującej grze reszty hiszpańskich drużyn.


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej