niedziela 1 czerwca 2014
Kiedy Pep Guardiola poległ z kretesem w batalii o awans do finału Champions League, nie przeszło mu nawet przez myśl, by sprzeniewierzyć się kwestionowanej z coraz większym natężeniem filozofii gry, którą przy każdej okazji fanatycznie ubóstwia. Krytyka najbardziej wyrazistego stylu, ale równocześnie nader zawodnego byłaby dyshonorem, pogardą dla dzieła dosłownie przed chwilą frapującego najbardziej wybrednych koneserów futbolu.

[more]

W półfinale Champions League Bayern został rozmontowany, odprawiony z kwitkiem, obnażono jego wszystkie słabości. Real Madryt, uchodzi teraz za największego beneficjenta konfrontacji z niemiecką potęgą. Drużyna Carlo Ancelottiego nie była łaskawa, nasyciła się dopiero po zaaranżowaniu pięciobramkowej kanonady, ależ z niej łasuch! Jednak pod żadnym pozorem nie zachodźmy w głowę, apetyt ponoć rośnie w miarę jedzenia. Gdyby porażka Bawarczyków była mniej dotkliwa, pewnie żaden egzaltowany fachowiec nawet nie ośmieliłby się przemówić, by pomścić tiki-takę. Rzeczywistość napisała jednak inny scenariusz, motywów do sążnistej krytyki znaku firmowego Guardioli zebrało się pod dostatkiem.

Pep jest nazbyt zżyty ze swoją wizją piłkarskiego majestatu. Hołubienie jednego systemu wiąże się z zamknięciem w czterech ścianach własnego folwarku, zatrzaskując okno widokowe na świat. Guardiola jest do tego stopnia otumaniony manią wielkości tiki-taki, że nie w smak mu urozmaicenie taktyki elementami dotąd nieodkrytymi. Pep popadł w skrajność, jako spadkobierca Juppa Heyncessa, miał wziąć do rąk odpowiednie narzędzia, by zmodernizować i odnowić tę futbolową wersję imperium. Słowem, był zobowiązany dokończyć dzieło poprzednika. Heyncess wylał fundamenty, wzniósł nawet całą budowlę, przydzielając na odchodne Pepowi zadanie delikatnej kosmetyki, służącej docelowemu zakończeniu przedsięwzięcia.

Guardiola miał zgoła odmienną koncepcję budowy wielkiego Bayernu, zboczył ze ścieżki wyznaczonej przez poprzednika. z własnej woli obierając kurs po wyboistej drodze, która w najgorszym wypadku może go wyprowadzić na manowce. Aktualnie w europejskiej piłce nie ma drużyny mogącej się mienić wyróżnikiem idealnej. Taką miałaby szansę zostać hybryda Bayernu według Heyncessa i Bayernu a'la Guardiola, Pep chce żeby było inaczej.

Drużyny niemieckie od lat odznacza wyrachowanie, pragmatyzm, przebiegłość, skuteczność i chłodna głowa. Futbol totalny za kadencji Heyncessa uwzględniał te cechy. Walka w pocie czoła i fizycznym znoju przysłaniała finezyjne piruety z piłką najgenialniejszych wirtuozów brylujących obecnie na europejskich boiskach. Bayern sprzed dwóch sezonów nie grał pięknie dla oka, ale za to jakże skutecznie. W pamiętnych meczach z Barceloną Bawarczycy zaminowali piłkarzy z Camp Nou na własnym przedpolu, by później pogrążyć Barcę wianuszkiem goli zdobytych po dynamicznych akcjach w stylu Realu Madryt. Jeśli Guardiola zamierza nawiązać do tego złotego okresu, musi wzbogacić zubożałą tiki-takę.

Barcelona za kadencji Gerardo Martino incydentalnie grała na miarę oczekiwań, szczególnie znamienny był mecz z Rayo Vallecano w rundzie jesiennej, kiedy gigant z Katalonii po raz pierwszy od pięciu lat miał niższy procent posiadania piłki niż przeciwnik, gra z kontry prezentowała się doskonale, Barcelona rozgromiła ekipę z przedmieść Madrytu 4:0, oczywiście na tle tak przeciętnego rywala nie przystoi oceniać klasy drużyny. Tak czy inaczej, teraz aż się prosi, by zapytać czy jeśli Barca w starciach z Atletico zagrałaby podobnie, nie osiągnęłaby wyników premiujących awansem do półfinału Champions League? Dlaczego Katalończycy nie poszli za ciosem, nie zagrali w rosyjską ruletkę, skoro w ten sposób wbili aż cztery gole, nie tracąc żadnego? Eksperymentowanie jest pochodną ryzyka, a mierząc najwyżej, trzeba je podejmować. Czy lęk przed złością ludzi gloryfikujących tiki-takę bez względu na okoliczności, pchnął Barcelonę do hołdu dla tytułowych pryncypiów?

Pojęcie tiki-taki od jakiegoś czasu jest wyświechtane, systematycznie podlega niepokojącej dewaluacji, w futbolu sędzią osiągnięć drużyny zawsze będą wyniki, a nie wrażenia artystyczne i estetyka. Nawet jeśli dla niektórych kibiców katalońska myśl taktyczna jest miodem na serce, nie ma prawa być czynnikiem redukującym potencjał drużyny do minimum. Ale niestety tak jest, przez co niektórzy już dzisiaj cierpią katusze.

 


Copyright © 2024 - Sport okiem młodego adepta sztuki dziennikarskiej